Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani ze szkolnej biblioteki nie jest szarą myszką

Maria Mazurek
Agnieszka Miśkiewicz szefuje także Towarzystwu Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich w Krakowie
Agnieszka Miśkiewicz szefuje także Towarzystwu Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich w Krakowie Andrzej Banas
Książki mogą u dzieci zdziałać cuda. Leczyć z nieśmiałości, fobii, lęków - przekonuje bibliotekarka z Zespołu Szkół Społecznych nr 1 w Krakowie, Agnieszka Miśkiewicz.

Myślała pani, że przyjdzie szara myszka w okularach?

Dlaczego miałabym tak myśleć?

Bo taki jest stereotyp bibliotekarki. Ludzie wyobrażają sobie nas jako źle ubrane, wycofane panie, które całymi dniami tkwią w bezruchu i sennie popijają kawę.

Jak jest naprawdę?

Naprawdę często jem śniadanie dopiero po południu, bo tyle jest do zrobienia. Co chwilę ktoś wpada do biblioteki. Nie tylko po kolejną książkę. Czasem, żeby wyżalić się, usiąść, coś narysować przy naszym stoliku. Dobrze prowadzona biblioteka nie jest tylko miejscem, gdzie można wypożyczyć książkę. Jest sercem szkoły. Spełnia rolę świetlicy, miejsca spotkań, gabinetu terapeutycznego.

Gabinetu terapeutycznego?

Często trafiają do mnie nowe dzieci, które nie potrafią się odnaleźć w swojej klasie. W bibliotece znajdują swój azyl. Daję im jakieś zadania do wykonania, żeby czuły się potrzebne. Przekładanie książek, porządkowanie kart bibliotecznych, wbijanie pieczątek. A potem, jak te dzieci przestają już przychodzić na rozmowę, bardzo się cieszę. Bo to oznacza, że już nawiązały przyjaźnie, że czują się wśród rówieśników dobrze. I biblioteka zadziałała w ich przypadku jak terapia. Zresztą, wszyscy jesteśmy trochę psychologami. Bibliotekarze muszą znać podstawy biblioterapii.

Czyli?

Leczenia książkami - to może zdziałać cuda. Wyleczyć z fobii, lęków, nieśmiałości, złych relacji, traum, wielu indywidualnych problemów. Ale też możemy z książką pracować z całą klasą, żeby budować w uczniach odpowiednie wartości.

W jaki sposób?

Weźmy "Jabłka pana Peabody'ego", świetną zresztą książkę... Madonny. Pan Peabody to nauczyciel historii, a latem, w każdą sobotę, organizuje mecze baseballowe. Jeden chłopiec zauważa, że po meczu pan Peabody bierze jabłko ze sklepu, nie płacąc za nie. Potem sytuacja się powtarza. Chłopiec rozpowiada więc, że nauczyciel kradnie. Całe miasteczko aż huczy od plotek. Okazuje się jednak, że Peabody raz w miesiącu płaci z góry za te jabłka - po to, żeby potem co tydzień brać po jednym. Chłopiec przeprasza pana Peabody'ego, a ten bierze poduszkę z pierza i prosi ucznia, by ją zniszczył, aż pierze poleci na wszystkie strony. Mówi: a teraz postaraj się to pozbierać! My też prosimy uczniów, by to pierze zbierali. Próbują i się poddają. Mówimy im wtedy: plotkę łatwo roznieść, trudniej - odwołać. Raz puszczona w świat, jest praktycznie nie do odkręcenia.

Rzeczywiście macie jakieś sukcesy w biblioterapii?

Tak. Przykładem może być chłopiec, który miał problem z relacją z niepełnosprawnymi i chorymi rówieśnikami. W tym przypadku świetnie sprawdziła się "Oskar i pani Róża" Emmanuela Schmitta, poruszająca, mądra książka o sprawach ostatecznych. Okazało się, że niechęć chłopca do nich wynikała z problemów w rodzinie, gdzie była osoba z ułomnością. Ale te dwie książki to tylko przykład. Świetnie pracuje się też na starożytnych mitach, "Małym Księciu" i na "Przygodach Mikołajka". W tej ostatniej mamy całe spectrum bohaterów, więc łatwo do każdego ucznia dobrać rolę i odgrywać scenki w klasie.

Jakie książki wypożyczają dzisiaj nasze dzieci?

Zależy od mody. Jeszcze kilka lat temu był szał na Harry'ego Pottera, który powoli teraz przechodzi. Za to wraca moda na Mikołajka. Jest też teraz bestsellerowa seria "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai". Ostatnio, co bardzo mnie cieszy - jestem bowiem historykiem - dzieci lubią książki historyczne, interesują się tym, co wydarzyło się w młodości ich rodziców, dziadków i jeszcze wcześniejszych pokoleń. Ostatnio odbył się konkurs "Sto lat temu w naszej miejscowości". Uczniowie z całego województwa, w zależności od wieku, wykonywali prace plastyczne, pisali fragment pamiętnika albo swoją własną gazetę. To był trudny konkurs, bo wymagał nie tylko zdolności artystycznych, ale i dociekliwości, bo o tym, jak było wiek temu, dzieciom nie mogli przecież opowiedzieć rodzice czy dziadkowie; uczniowie musieli sięgnąć do materiałów źródłowych, pisanych nieaktualnym już językiem. Ale uczniowie zadziwili nas swoją ciekawością, pracowitością, fantazją. A jeśli mówimy już o fantazji: uczniowie przepadają też za fantastyką. Na przykład serią "Magiczne drzewo" Andrzeja Maleszki i Tolkienem.

Fantastyka chyba jest dla dzieci dobra. Przeniesienie do nierealnego świata rozwija wyobraźnię.

Rozwija wyobraźnię, ale też pozwala oderwać się od problemów "realnego" świata. Przenosząc się w miejsce nieistniejących stworzeń, dystansują się do tego, co ich otacza.

Rolą bibliotekarza jest też polecenie uczniom konkretnych pozycji. Robicie to według określonego klucza?

Tym kluczem jest rozmowa z uczniem, poznanie jego preferencji, dostosowanie książki do wieku. Chcę proponować książki ambitne i uczące, ale muszę przede wszystkim polecać uczniom to, co mają ochotę przeczytać. Dlatego nie obrażam się na książki cienkie albo takie, w których dominują obrazki. Dojrzałość czytelnicza przychodzi później. Nam zależy na tym, by w ogóle wyrobić w uczniu nawyk czytania, sięgania po książkę. Jeśli damy dziecku książkę, której nie zrozumie, to może ona go tylko do czytania zrazić.

Lektury czasem zrażają?

Czasem tak. Uczniowie słysząc słowo "lektura", na wstępie się zniechęcają. "W pustyni i w puszczy" jest piękną powieścią, ale napisaną tak archaicznym dla współczesnej młodzieży językiem, że niektórzy jej nie zrozumieją. Szczególnie, jeśli nie mają przygotowania historycznego, wiedzy, jak wówczas wyglądał świat. Na szczęście nauczyciele, szczególnie w młodszych klasach, mają dziś dość duże pole manewru, jeśli chodzi o wybór lektur.

Całkiem od tej klasyki jednak nie uciekniecie.

I wcale nie chcemy tego robić. Ale trzeba odpowiednio dzieciom tę klasykę przedstawić. Sprawdza się na przykład taki sposób: dając uczniowi do rąk lekturę, starać się o niej opowiedzieć. Jasne, nie zdradzając całej fabuły, ale uchylając rąbka tajemnicy, zaciekawiając. Wiem z doświadczenia, że uczeń wtedy w tę lekturę się "wciąga", czyta ją, bo jest ciekawy, co wydarzy się dalej. Jakby oglądał popularny serial.

Kto wybiera nowości dla biblioteki w Pani szkole?

Ja. Po konsultacji z rodzicami, z nauczycielami, a także z samymi uczniami. Robimy ankiety, pytając, co chcieliby mieć na naszych półkach.

I kupujecie to, o co Was rodzice czy dzieci proszą?

W granicach rozsądku. Bo proszę powiedzieć: czy chciałaby pani, żeby dziecko przynosiło do pani ze szkolnej biblioteki książki epatujące niepotrzebną agresją albo erotyzmem?

Zatem "50 twarzy Grey'a" nie macie w bibliotece?

Nie mamy. Nie znam biblioteki szkolnej - i szczerze wątpię, by taka była - która ma tę książkę w swoich zbiorach. Ale wiem, że młodzież, szczególnie gimnazjalna i licealna, i tak po nią sięgnie. Tylko wydając swoje pieniądze w księgarni.

Lepiej, żeby wydała te pieniądze na książkę, nawet niskich lotów, niż dwie paczki papierosów.

Zgadzam się. Ale w tym szkoła uczestniczyć nie powinna. Pracujący w szkolnych bibliotekach ludzie to nauczyciele bibliotekarze. Jesteśmy paniami - bo to jednak mocno sfeminizowany zawód - od książek, ale jesteśmy też przede wszystkim pedagogami, którzy mają wychowywać, kształcić, pokazywać odpowiednie wartości.

Zatem na jakiej podstawie wybiera Pani książki do biblioteki? Wszystkie je Pani czyta?

Przynajmniej przeglądam. Trudno przeczytać wszystkie, bo w naszych zbiorach jest ich osiem tysięcy. Ale moim testerem jest 12-letnia córka, która wręcz pochłania książki. Często pytam ją o zdanie. Słucham też opinii innych ludzi.

Dwa lata temu władza miała pomysł, żeby połączyć szkolne biblioteki z publicznymi. Bibliotekarze nie dopuścili do tego. Zebrali ponad 50 tysięcy podpisów przeciw tej uchwale.

Można by powiedzieć, że zrobiliśmy to broniąc swojego zatrudnienia, bo w takiej sytuacji wielu z nas zostałoby bez pracy. Prawda jest jednak inna - chodzi o to, że my jesteśmy nie tylko bibliotekarzami, ale przede wszystkim pedagogami. Ważne jest to, że w bibliotece szkolnej pracuje nauczyciel bibliotekarz, który musi mieć wyższe wykształcenie kierunkowe oraz przygotowanie pedagogiczne. Nasza rola nie sprowadza się do podawania książek, ale też polega na pracy z uczniem. Prowadzimy lekcje w zastępstwie innych nauczycieli. Organizujemy konkursy, spotkania, zabawy, np. Dzień Misia, wspólne cotygodniowe czytanie, na którym dzieci ze starszych klas czytają młodszym na głos. Zdziwiłaby się pani, jakim zainteresowaniem cieszą się takie akcje. Dzieci naprawdę na nie czekają.

Żywa biblioteka.

Oczywiście. Cały czas powtarzam, że biblioteka szkolna to miejsce, które musi żyć. I niech przestanie się wreszcie kojarzyć z przestarzałym księgozbiorem, z nieciekawymi pozycjami obłożonymi szarym papierem. Znam wiele bibliotek, które takich przestarzałych pozycji wręcz się pozbywają. Książek też raczej się już nie oprawia - nie ma takiej potrzeby, są pięknie wydawane, często w twardych okładkach. A my, bibliotekarki, też idziemy z duchem czasu. I naprawdę tym żyjemy, nawet kosztem swojego życia prywatnego, rodzin, czasu, energii. Ale nie zamieniłabym tej pracy, tak jak wiele moich koleżanek, na żadną inną.

Bibliotekarze przygotowują ogólnopolskie forum

Krakowski oddział Towarzystwa Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich organizuje dwudniowe forum (30-31 maja) "Potencjał edukacyjny i wychowawczy bibliotek szkolnych". Pod Wawel przyjadą największe autorytety w dziedzinie biblioterapii i naukowcy z najlepszych polskich uczelni. Będzie wiele ciekawych wykładów, warsztatów i dyskusji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska