Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

V jak Wadowscy, czyli: Nie dostałem od ojca samochodu

Maria Mazurek
Paweł Wadowski, dyrektor generalny Volvo Wadowscy
Paweł Wadowski, dyrektor generalny Volvo Wadowscy Fot. joanna urbaniec
Do drzwi zapukał facet w rozciągniętym swetrze i brudnych spodniach. Wrócił następnego dnia z pieniędzmi w reklamówce i kupił córce nowe volvo - opowiada Paweł Wadowski, dealer samochodowy.

Pan jest z '71 roku. Jak firma, którą Pan zarządza.

Naszą firmę założył tata dokładnie w 1971 roku, wcześniej zajmował się różnymi profesjami - chociaż z wykształcenia jest mechanikiem. Pewnego dnia moja nieżyjąca babcia, która wówczas stanowiła wzór przedsiębiorczości, wpadła na pomysł: skoro zięć jest mechanikiem, niech założy warsztat.

To były chyba dziwne czasy na zakładanie firmy.

Trzeba było dużej determinacji i charyzmy, żeby się udało. Ale pochodzimy z rodziny o tradycjach, jak to się dziś mówi - biznesowych. Wtedy to się nazywało "inicjatywą prywatną".

Dziś trzeba innych cech, żeby biznes wypalił?

W gruncie rzeczy tych samych. Odwagi, cierpliwości, pracowitości, konsekwencji. Nie jest sztuką wziąć kredyt. Same pieniądze i pomysł, nawet najlepszy, nie wystarczą.

Kiedy Pan "wkroczył" do firmy?

Przyglądałem się jej funkcjonowaniu już od połowy lat osiemdziesiątych. Tak na poważnie podjąłem pracę z tatą w 1996 roku, kiedy ukończyłem studia: Wydział Mechaniczny na Politechnice Krakowskiej. Później jednak na dwa lata odszedłem z rodzinnej firmy, znajdując zatrudnienie w jednym z krakowskich autoryzowanych serwisów.

Odszedł Pan z powodu kompleksów, że jako syn właściciela jest Pan uprzywilejowany?

Nie nazwałbym tego kompleksami. Ale rzeczywiście - chciałem pracować na własny rachunek. Poza tym w rodzinnej firmie - a wtedy zajmowaliśmy się przecież tylko serwisem, nie prowadziliśmy jeszcze salonów - zaczęło "brakować powietrza". Brat, choć młodszy, założył rodzinę wcześniej. Bałem się, że nie będzie tu tyle pracy, bym i ja utrzymał swoją, którą wtedy planowałem założyć. Brakowało mi pomysłu, w jaki sposób rozwijać się w tej firmie i rozwijać tę firmę.

Poszedł więc Pan naprawiać auta gdzie indziej.

To pozwoliło mi spojrzeć na ten biznes w szerszej perspektywie, w nieskrępowany sposób. I bez kompleksów. Zrozumiałem, że sam też mogę zająć się sprzedażą nowych, luksusowych aut i prowadzić autoryzowany serwis. Wróciłem do Wadowskich już z konkretnym planem. Wierzyłem, że rodzinna marka i moje know-how pozwolą nam się rozwinąć. Choć początkowo było trudno przekonać mojego brata i tatę. Nasz pierwszy salon znajdował się w prowizorycznym, wynajętym pomieszczeniu. Na parterze budynku sąsiada. Należy jednak pamiętać, że wtedy, w 2001 roku, standardy dealerskie w Polsce były kompletnie inne. Naszym celem, jako jednej z najlepszych wówczas firm branży motoryzacyjnej w Krakowie, stało się dostarczenie klientom oprócz dotychczasowych usług na najwyższym poziomie, perfekcyjnego produktu - stąd wybór padł na Volvo.

Volvo kojarzy się z solidnością i luksusem. Zdziwiłam się kilka lat temu, że zdecydowaliście się też na sprzedaż aut Kia.

To nowoczesne samochody w rozsądnej cenie.

Tak, ale to marka, która kojarzy się znacznie gorzej niż Volvo. Wasz wizerunek nie ucierpiał?

Wręcz przeciwnie. To posunięcie było odpowiedzią na oczekiwania klientów. Mamy takich, którzy jeżdżąc volvo, dla pozostałych członków rodziny szukają czegoś tańszego.

Żeby to "coś tańszego" ojciec mógł kupić dziecku w prezencie maturalnym?

Bywa i tak. Pani nie dostała pierwszego samochodu od taty?

Dostałam. Ale to była stara panda.

A ja od ojca nigdy samochodu nie dostałem. Nawet na ten pierwszy, kupiony na studiach, sam zarobiłem. Zbierałem trzy miesiące truskawki w Szkocji.

Co to był za samochód?

Mercedes.

Za trzy miesiące zbierania truskawek?!

To był 20-letni wóz. Powracając do naszej strategii: klient jest największą wartością. Musimy odpowiadać na jego potrzeby.

"Klient największą wartością", "Klient nasz pan". To slogany.

Ale za nimi kryje się nieudawany szacunek ludzi. Gdyby nie oni, jeszcze dzisiaj moglibyśmy się spakować.

Słyszałam, że w salonie samochodowym - być może nawet było to Volvo - został kiedyś obsłużony bezdomny. Sprzedawca tłumaczył , że kto wie, przecież ta osoba może kiedyś być bogata.

Też mieliśmy kilka podobnych przypadków. Jeden zapadł mi w pamięci. Pierwsze lata funkcjonowania naszego salonu, mieliśmy zamkniętą imprezę, rozstawiony stół, goście w wieczorowych strojach. Do drzwi zapukał facet w rozciągniętym, niemodnym tureckim swetrze, brudnych spodniach, zniszczonych butach. Powiedziałem do pracowników: Dowiedzcie się dyskretnie, czy czegoś potrzebuje, na przykład jedzenia. Jeśli nie, wytłumaczcie mu, że salon jest zamknięty, że to impreza, na którą nie mogą wchodzić ludzie z zewnątrz. Wrócił następnego dnia z pieniędzmi w reklamówce i kupił dla córki volvo v40.

Pan współpracuje z kilkoma fundacjami. Żeby pomóc tym ludziom, sobie czy firmie?

Nie robię tego ani w ramach odkupienia własnych win, ani dowartościowania siebie. To zabrzmi patetycznie, ale naprawdę chodzi o potrzebę serca. Mogę pomóc, skoro zarabiam, a moje potrzeby są ograniczone.

Jak bardzo ograniczone? Ile Pan wydaje?

Mniej niż mogłoby się wydawać.

Pana zdaniem Polska to dobre miejsce dla przedsiębiorców?

Nie. Jeśli ktoś wychodzi poza pewne ramy, czeka go ryzyko ze strony coraz bardziej agresywnego i aroganckiego aparatu państwowego, w tym zbiurokratyzowanej administracji.

Co Pan rozumie przez agresywny aparat?

Literalnie: agresywny aparat państwowy. Czy wie pani na przykład, że jeśli przychodzi kontrola z urzędu, która nic nie znajduje, to kontroler musi z własnej kieszeni za nią zapłacić? Proszę powiedzieć - czy to normalne?

A wysokie podatki Panu przeszkadzają?

Nie mam szczególnych zastrzeżeń co do wysokości podatków. Jeśli porównamy je z innymi państwami europejskimi, nie ma jeszcze tragedii. Ale mam za to zastrzeżenia co do systemu przepisów podatkowych. Można je interpretować na wiele sposobów. Każda większa decyzja, jaką podejmuje polski przedsiębiorca, jest trudna, bo obarczona ryzykiem. Wielokrotnie trzeba wysyłać prośbę o interpretację, czekać na nią, sprawy się opóźniają. Mówię o biznesie w ogóle, nie o nas. Bo po przekroczeniu pewnej skali zatrudnia się sztab prawników i doradców, którzy się tym zajmują. Czy Polska jest łatwym krajem do prowadzenia biznesu? Przez niespójność przepisów i dość chimeryczny rynek - nie.

Jest na to jakiś sposób?

Odpowiem dyplomatycznie: dopóki nie zbuduje się nowego, starego zburzyć nie będzie się dało.

Wadowscy

Firma założona w 1971 roku przez Józefa Wadowskiego. Początkowo zajmowała się naprawą aut, później - również handlem tymi używanymi. Paweł Wadowski w 2001 poszerzył jej działalność o sprzedaż nowych aut. Naprawami zajmuje się jego brat.
Premiera volvo xc90. 8 czerwca w Centrum Kongresowym ICE odbędzie się premiera nowego volvo xc90, organizowana też przez Wadowskich. Będzie połączona z koncertem Grzegorza Turnaua.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska