Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabrzeż. Zabił, bo chciał im ulżyć

Redakcja
6 listopada 2013 r. gospodarstwo rodziny Sz. w Zabrzeży z każdej strony otaczały policyjne taśmy i funkcjonariusze. Nikt nie mógł wejść na miejsce, gdzie Jan Sz. zabił żonę, syna, a na końcu siebie
6 listopada 2013 r. gospodarstwo rodziny Sz. w Zabrzeży z każdej strony otaczały policyjne taśmy i funkcjonariusze. Nikt nie mógł wejść na miejsce, gdzie Jan Sz. zabił żonę, syna, a na końcu siebie Alicja Fałek
Ojciec siedmiorga dzieci w listopadzie 2013 r. odebrał sobie życie. Zabrał ze sobą żonę i syna, drugi cudem przeżył. Tą tragedią do dziś żyją mieszkańcy Zabrzeży. Nie pojmują, że według lekarzy to było samobójstwo. Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu zakończyła właśnie śledźtwo umorzeniem.

W chłodny listopadowy ranek młoda matka z dwuletnim dzieckiem wpadła do domu rodziców. Weszła bez pukania. Zobaczyła starszego brata. Wojtek cały lepił się od krwi wypływającej z głębokiej rany na głowie. Przerażona zawołała na pomoc rodziców, ale nikt nie odpowiadał. Popędziła roztrzęsiona do sąsiadów.
Miała szczęście, że to nie ona kilka kroków dalej natknęła się na zwłoki zamordowanego siekierą młodszego braciszka Jacka. Gdy wzywano karetkę dla 26-letniego Wojtka w stodole leżała poraniona śmiertelnie mama Maria. Ojciec - Jan również nie żył. Był powieszony.
Sądecka prokuratura właśnie zakończyła śledztwo, które miało wyjaśnić, co właściwie zaszło w położonym na ustroniu domu w Zabrzeży w gminie Łącko. Początkowo śledczy brali pod uwagę różne wersje zdarzeń. Najbardziej prawdopodobne było samobójstwo rozszerzone. - Sprawa została właśnie zakończona umorzeniem - mówi prokurator Zbigniew Gabryś, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.
Tragiczna śmierć 46-letniej Marii Sz. i jej 14-letniego syna Jacka oraz samobójstwo głowy rodziny 52-letniego Jana w listopadzie 2013 roku wstrząsnęło nie tylko niewielką Zabrzeżą, ale całą Sądecczyzną. Z życiem uszedł 26-letni wówczas Wojciech Sz., który z poważną raną głowy trafił na oddział neurochirurgii Szpitala im. Św. Łukasza w Tarnowie. Tam przeszedł skomplikowaną operację ciętej siekierą głowy. Miał stłuczony cały przedni płat mózgu, którego część wypłynęła z czaszki. Po zabiegu długo dochodził do siebie, przez co prokurator nie mógł go przesłuchać. Jego stan był fatalny również ze względu na to, że chorował psychicznie.
Rodzinna tragedia
Rodzina Sz. była skromna, ale budząca sympatię. Żyli trochę na uboczu w swoim 13-hektarowym gospodarstwie w Zabrzeży w gminie Łącko. Maria i Jan wychowali siedmioro dzieci. Większość z nich już poszła na swoje. Do szkoły - drugiej klasy gimnazjum w Łącku - chodził jeszcze 14-letni Jacek. Najmłodsza pociecha rodziny Sz. Wzorowy uczeń, uśmiechnięty i lubiany przez kolegów. Sprzedawczyni w sklepie, sąsiedzi rodziny Sz., nauczyciele Jacka, sołtys - wszyscy zgodnie mówili, że to była porządna rodzina. Nie mogli nadziwić się, że w zwyczajnym domu, takim jakich we wsi wiele, mogło dość do tak straszliwego mordu.
- Ciężko zrozumieć to, co się stało - przyznaje Stefan Myjak, były sołtys Zabrzeży. - Jak wytłumaczyć, że sąsiad zabił swoich bliskich, a potem siebie?
Śledczy po zbadaniu wszystkich tropów doszli do wniosku, że rodzinna tragedia była samobójstwem. Lekarze psychiatrii nazywają je rozszerzonym. Choć już na samym początku śledztwa zakładali taką możliwość, nie wykluczali też, że to Wojciech Sz. mógł zabić rodziców i brata. Brali pod uwagę również udział innych osób.
Chciał dla nich dobrze
Półtora roku zajęło prokuraturze ustalenie, co tak naprawdę wydarzyło się w Zabrzeży.
- To książkowy przykład samobójstwa rozszerzonego. Wskazuje na to wcześniejsze zachowanie Jana Sz. oraz historia jego choroby - podkreśla prokurator Zbigniew Gabryś. - Sprawca tragedii, który sam odebrał sobie życie, chciał ulżyć pozostałym członkom rodziny. W opinii biegłych psychiatrów 52-latek cierpiał na urojenia i chciał uchronić bliskich przed złym losem, który ich czekał - dodaje.
Prokuratura nie ujawnia wszystkich szczegółów śledztwa z uwagi m.in. na tajemnicę lekarską. Jednak wiadomo, że Jan Sz. pod koniec października 2013 r. opuścił oddział psychiatryczny sądeckiego szpitala. - Wszystko wskazuje na to, że odstawił leki - mówi prokurator.
Zebrane materiały dowodowe, zeznania świadków, portret psychologiczny sprawcy oraz liczne opinie biegłych pozwoliły też odrzucić teorię, że to Wojciech Sz. sięgnął po siekierę. Nie byłby w stanie sam siebie w taki sposób zranić w głowę.
Ze względu na śmierć sprawcy śledztwo zakończono umorzeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska