Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chrzanów. Łoś konał w mękach. Nikt nie pomógł

Magdalena Balicka
Wystraszone klaksonem zwierzę nadziało się na druty ogrodzenia, rozrywając sobie brzuch. Konającemu łosiowi nie pomógł nikt ze służb odpowiedzialnych za opiekę nad zwierzętami.

Chrzanowianie są wstrząśnięci zdarzeniem z minionego czwartku. Oskarżają służby odpowiedzialne za pomoc zwierzętom o ignorancję i bezduszność. Chodzi o ciężko rannego łosia, który spłoszony klaksonem auta uciekając z jezdni na ulicy Śląskiej nadział się na metalowe pręty.

Rozerwał sobie brzuch
Świadkiem zdarzenia była m.in. pani Monika i jej ojciec.
- To było w samo południe, naprzeciwko pobliskiego motelu - relacjonuje kobieta.
Na jezdnię wyszły dwa okazałe łosie. Kierowca tira zaczął trąbić. Dźwięk klaksonu wystraszył zwierzęta. Jedno chciało przeskoczyć ogrodzenie, ale zrobiło to tak, że zawiesiło się na wystających, metalowych szpikulcach.
- Łoś szarpał się straszliwie, rozciął sobie brzuch tak, że aż wnętrzności mu wyleciały. Krew się lała - opowiada roztrzęsiona chrzanowianka. - Po długich minutach spadł z ogrodzenia i zataczając się poszedł w kierunku autostrady.

Nikt nie pomógł
Świadkowie natychmiast wezwali policję. - Byliśmy 20 minut po godzinie 12. Zwierząt już nie było. Zostały tylko ślady sierści i krwi na ogrodzeniu - informuje Robert Matyasik, rzecznik chrzanowskiej policji. Funkcjonariusze powiadomili koło łowieckie.
Andrzej Berkowski, nadleśniczy z Nadleśnictwa Chrzanów, twierdzi, że mimo prób nie udało się znaleźć zwierzęcia.
- Jeśli relacje świadków są prawdziwe i łoś rzeczywiście rozpruł sobie powłokę brzuszną, to nie miał szans na przeżycie - dodaje Berkowski.

Obiecuje, że uczuli leśne służby i koła łowieckie, by dokładniej przeczesywały teren po podobnych zdarzeniach.
Pani Monika przekonuje, że przez kilka godzin nikt się tam nie pojawił z służb leśnych. Jej ojciec jeszcze do wieczora wydzwaniał po różnych organizacjach ochrony zwierząt i do nadleśnictwa, szukając pomocy. Bez efektu.

- Sugerował im, żeby wzięli psy, wytropili łosia i ulżyli cierpieniu zwierzęcia, ale niestety nikogo tak naprawdę los tego łosia nie obchodził - opowiada rozgoryczona chrzanowianka.

Nie pomogli także przedstawiciele towarzystw opieki nad zwierzętami, które obdzwonili.
- W jednym z towarzystw poradzono nam, byśmy wezwali kogoś z telewizji - dodaje zbulwersowana. Jest przekonana, że zraniony łoś zdechł gdzieś niedaleko w cierpieniach.

Wypadki są częste
W powiecie chrzanowskim żyje kilkadziesiąt łosi. - Głównie na granicy z Chełmkiem, Jaworznem oraz w Puszczy Dulowskiej - twierdzi nadleśniczy. - Zwierzęta cały czas wędrują i trudno je dokładnie policzyć.
Robert Matyasik zaznacza, że dzikiej zwierzyny, która wchodzi na jezdnię, jest coraz więcej.

- Nowe obwodnice, które powstają w mieście, niszczą im dotychczasowe ostoje. Dzika zwierzyna błądzi, stąd też więcej wypadków - komentuje policjant. Od początku roku mundurowi zanotowali kilkanaście wypadków z udziałem dzików i saren. W ciągu ostatniego tygodnia doszło do dwóch: w Libiążu i na ul. Śląskiej w Chrzanowie.

Kiedy sarna czy dzik wyłonią się z lasu lub już przechodzą przez jezdnię.
Nie poganiajmy zwierzęcia klaksonem ani oślepiając światłami samochodu. Dajmy mu spokojnie przejść na drugą stronę. W przeciwnym razie, wystraszone zacznie uciekać na oślep taranując wszystko, co stanie mu na drodze, nawet nasz samochód. Może się także zranić próbując przeskoczyć przez ogrodzenia czy płoty.

Jeśli dzikie zwierzę wpadnie wprost pod nasze koła i nie uda się go uratować.
Należy zadzwonić po policję. Funkcjonariusze nie tylko sporządzą odpowiednią notatkę, która może być pomocna w walce o odszkodowanie w przypadku zniszczenia naszego pojazdu, ale także wezwą na miejsce firmę utylizacyjną, która zabierze z jezdni martwe zwierzę. Policjanci podkreślają, by w miejscach, w których znajdują się znaki drogowe ostrzegające przed sarnami, zachować szczególną ostrożność. W takich rejonach odszkodowanie trudno będzie wywalczyć.

Jeśli widzimy ranne zwierzę, koniecznie zaalarmujmy także nadleśnictwo.
Sprowadzony na miejsce weterynarz sprawdzi, czy zwierzę można uratować. Jeśli tak, udzieli mu pomocy. Jeśli natomiast obrażenia będą zbyt rozległe, uśpi zwierzę, by ulżyć mu w cierpieniach.

WAŻNE TELEFONY:
Nadleśnictwo Chrzanów, ul. Oświęcimska 31 - telefon 32 623 23 4,
Nadleśnictwo Olkusz, ul. Łukasińskiego 3 - tel. 32 643 04 45,
Nadleśnictwo Andrychów, ul. Juliusza Słowackiego - tel. 33 875 20 15.
Polska Fundacja Ochrony Dzikich Zwierząt, Kraków, os. Kazimierzowskie 18/156, tel. 692 333 197.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska