Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton, czyli widziane z boku: Miałeś chamie złoty róg?

Jerzy Zaborski
Fot. red.
Jak to jest możliwe, że w zachodniej Małopolsce sport wyczynowy stoi na – że tak powiem – przeciętnym poziomie. Tymczasem we wschodnich rubieżach województwa wygląda to znacznie korzystniej.

Siatkarki Muszynianki walczą o brązowy medal w ekstraklasie, a futbol jest na szczeblu centralnym (Limanovia, Okocimski, Puszcza Niepołomice – II liga), a Sandecja i Termalica to przecież pierwszoligowcy.
Tymczasem na „zachodzie” futbol jest najwyżej w trzecioligowym wydaniu, a tylko Soła próbuje się przebić wyżej, bo Beskid i Trzebinia skupiają się na walce o utrzymanie.
Z kolei sztandarowe dyscypliny, choć występują na szczeblach centralnych, bardziej muszą się skupiać o walce o byt materialny niż wynik sportowy. Przykłady? Proszę bardzo.
Kęczanin, w I lidze siatkarzy, młodym zespołem zawojował rozgrywki, zwłaszcza w ich pierwszej fazie, kiedy był nawet wiceliderem, ale od stycznia nastąpił krach formy i tylko walka o byt, z powodzeniem zresztą. Powód? Utrata strategicznego sponsora i obcięcie dotacji z miasta o połowę. Drużynie „prąd odcięła” największa firma w mieście. Nikt mi nie wmówi, że zawodnik będzie walczył na pełnym obrotach, mając głowę zaprzątniętą myślami o tym, czy dostanie pensję na czas. Z czegoś trzeba w terminie płacić rachunki...
Przecież – gdyby nie siatkówka – Kęty byłyby dziurą zabitą deskami. Nie tak dawno szczycono się tym, że Mateusz Mika, który zdobył z reprezentacją Polski mistrzostwo świata, przewinął się przez Kęczanina. A dla mnie mistrzem świata jest Marek Błasiak, bo od podstaw stworzył klub, z którym w ciągu kilkunastu lat przeszedł od III do I ligi. To wyczyn na skalę krajową. To jemu powinni się w Kętach kłaniać w pas, a nie jeszcze go opluwać, bo tak się zdarzało w przeszłości. A młodzież szkoli jak nikt w Małopolsce.
Z kolei w Oświęcimiu kibice nie kryją oburzenia, że oto największy zakład chemiczny, który przez dziesięciolecia był mecenasem hokeja, a od 2005 zerwał z nim wszelkie związki, nagle sponsorował w Krakowie hokejowe mistrzostwa świata zaplecza elity. No, to światowa impreza, ale zawsze przecież miło byłoby usłyszeć z ust komentatorów telewizyjnych, że ten czy ów, jest wychowankiem Unii, którą wspiera taka potężna firma.
Kiedyś dwie trzecie hokejowej reprezentacji Polski stanowili oświęcimianie. Teraz w jej składzie był Kamil Kalinowski, który jest już zresztą na wylocie z Oświęcimia, bo wybrał tyski GKS, a Sebastian Kowalówka, wychowanek Unii, obecnie reprezentuje w ekstraklasie barwy Cracovii.
Przyszłość oświęcimskiego hokeja jest niepewna. Zawodnicy czekają na propozycje kontraktów, ale już dzisiaj wiadomo, że dla Unii kolejny sezon będzie tylko na przetrwanie.
Owszem, zgadzam się z tym, że sponsor ma prawo wydawać swoje pieniądze według własnego uznania. Jednak – mój Boże – kto ma wspierać sport, jak nie właśnie lokalne wiodące firmy, czego przykładem są właśnie wschodnie rubieże województwa.
Wielkie firmy czy koncerny nie muszą szukać odbiorców swoich towarów w małych miastach, jak Kęty czy Oświęcim, ale pamiętam, jak przed laty blady strach padł na hokeistów, kiedy stery nad zakładem chemicznym przejął Zdzisław Ingielewicz. To właśnie on powiedział, że jego fabryka nie musi wspierać hokeja, ale będzie to robiła przez szacunek dla poprzednich pokoleń i integrację z lokalną społecznością. Wtedy zakład chemiczny czuł chemię do sportu, której teraz brakuje.
Owszem, kluby dalej mogą ciąć koszty, stawiając tylko na coraz młodszych wychowanków. Jednak – jeśli ktoś ma żyć ze sportu – musi w nim godziwie zarobić. Oferowanie wynagrodzenia na poziomie tych dla kasjerek z hipermarketów (nie chcę ich obrażać, bo powinny zarabiać znacznie więcej), nie zatrzyma młodego człowieka przy sporcie. Wystarczy porozmawiać z trenerami hokejowych drużyn młodzieżowych, którzy twierdzą, że chłopcy w wiodącym roczniku dla juniora, czyli najstarszym, często porzucają hokej, bo nie widzą w nim perspektyw, podejmując pracę zawodową. To dlatego w juniorach Unii srebrny medal został wywalczony głównie młodszymi rocznikami.
W Oświęcimiu zmarnowano już jedną szansę budowy perspektywicznej drużyny, bo najlepsi młodzi gracze, których kiedyś sprowadzono z Polski, odeszli do innych klubów. W Kętach jeszcze mają zdolną młodzież z młodej ekstraklasy. Czy jednak podzieli oświęcimski scenariusz?
Można też skupić się w klubach tylko na szkoleniu młodzieży, ale trudno będzie o nabór, bez wizji występów w pierwszej drużynie. A jeśli będzie ona tzw. chłopcem do bicia, to nikt w niej nie będzie chciał grać, a i kibice będą jej mecze omijać szerokim łukiem.
Bez mocnego wsparcia sponsorów, sportową brać czeka chocholi taniec, a od tego to już tylko jeden krok do stwierdzenia: „Miałeś chamie złoty róg”. Zatem, czy Oświęcim i Kęty okażą się miejscem straconych szans? Zawodnicy pokazali, że – funkcjonując w ekstremalnych warunkach – potrafili wykonać plan minimum. Czy to wystarczy do zdobycia zaufania sponsorów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska