Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Tadeusz Zaleski: Od Majdanu nie jeżdżę już na Ukrainę

Ireneusz Dańko
Ks. Tadeusz Zaleski w czasie mszy katolickiej obrządku ormiańskiego
Ks. Tadeusz Zaleski w czasie mszy katolickiej obrządku ormiańskiego Fot. Mikolaj Suchan / Polskapres
Poglądy księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego na to co się dzieje dziś na Ukrainie znacznie odbiegają od poprawności politycznej, którą prezentują nasze elity. Jednak nie można mu odmówić konsekwencji.

Bywa Ksiądz na Ukrainie? Pytam, bo ukraiński parlament chce karać wszystkich, także cudzoziemców, którzy kwestionują zasługi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA w walce o niepodległość kraju.

Jeździłem tam bardzo często, by odwiedzać rodzinę i miejsca pamięci narodowej, ale od zeszłorocznych protestów na Majdanie zaniechałem. Nie chcę, żeby moja osoba stała się przedmiotem prowokacji. Już przed Majdanem dostawałem pogróżki. Ustawa przyjęta 9 kwietnia przez Radę Najwyższą to kontynuacja procesu, który zaczął się za rządów prezydenta Juszczenki. Odtąd trwa tam gloryfikacja zbrodniarzy z OUN i jej formacji zbrojnej - UPA. Nie są to już tylko oddolne inicjatywy różnych środowisk, które wyznają kult Bandery, ale oficjalne działania ukraińskich władz. W 2007 roku Juszczenko ogłosił bohaterem narodowym Ukrainy - Romana Szuchewycza, dowódcę UPA, a pod koniec rządów to samo zrobił w przypadku Stepana Bandery. To były jawne działania przeciw pamięci ponad 150 tys. osób zamordowanych przez UPA. Dodam, że oba tamte dekrety unieważnił obalony rok temu prezydent Wiktor Janukowycz.

Gorszy jest ukraiński nacjonalizm niż zależny od Rosji skorumpowany system, który budowała na Ukrainie usunięta ekipa Janukowycza?

Jedno i drugie jest złe. Nigdy nie popierałem agresji Putina na Ukrainę, nie wypowiadałem się pozytywnie o nim czy systemie władzy Janukowycza. Mam natomiast wieloletnie doświadczenie, że bagatelizowanie banderyzmu może stać się realnym zagrożeniem, zwłaszcza dla tych Polaków, którzy wciąż mieszkają na Ukrainie. Według różnych szacunków, żyje tam od 200 do 500 tys. naszych rodaków. Tymczasem dwie największe partie w Polsce w ciemno popierają obecne ukraińskie władze. Nie zwracają uwagi na to, że prezydent Petro Poroszenko, oligarcha z majątkiem wartym 1,5 miliarda dolarów, nawiązuje oficjalnie do tradycji UPA. I robi to o wiele szybciej niż Juszczenko, wyniesiony do władzy na fali pomarańczowej rewolucji. W zeszłym roku, zaledwie kilka miesięcy po objęciu stanowiska, ustanowił 14 października świętem narodowym na Ukrainie. To dzień powstania UPA.

I Dzień Ukraińskiego Kozactwa obchodzony przy okazji święta Opieki Matki Bożej (Pokrowy), uznawanej za patronkę Kozaków. Poroszenko ustanowił 14 października Dniem Obrońcy Ukrainy, aby zastąpić nim postsowieckie święto wojska, hucznie obchodzone do dziś w Rosji.

To nie jest żadna zbieżność dat. Petro Poroszenko w różnych wypowiedziach odwołuje się do tradycji UPA, mając pełną świadomość, jakie wywołuje to konflikty nie tylko z Polakami, ale też z innymi narodami jak Żydzi czy Ormianie, których mordowali upowcy.

Nie słyszałem, aby Poroszenko czy inni ukraińscy politycy pochwalali antypolskie akcje UPA. Ukraińcy podkreślają sympatię do naszego kraju. Zapewniają, że odwoływanie się do tradycji UPA nie jest wymierzone przeciw Polakom, ale ma budować tożsamość Ukrainy.

Tradycja UPA to także ludobójstwo na Polakach, na dawnych Kresach Wschodnich Polski. Jak można zapewniać o sympatii do naszego kraju i jednocześnie uznawać za bohaterów ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie na naszym narodzie? Dla mnie kropką nad i jest wydarzenie z 9 kwietnia, kiedy w dniu wizyty prezydenta Komorowskiego w ukraińskim parlamencie, tenże parlament w obecności prezydenta Poroszenki przyjął ustawę gloryfikującą OUN i UPA, zawierającą w dodatku groźbę odpowiedzialności karnej pod adresem obywateli Ukrainy i innych krajów za negowanie bohaterstwa członków tych zbrodniczych organizacji.

Wspomnianą ustawę musi jeszcze podpisać prezydent Poroszenko.

Nie sądzę, aby jej nie podpisał, patrząc na to, co robi. Także w rządzie premiera Arsenija Jaceniuka nie brakowało i nie brakuje miłośników Stepana Bandery i UPA. Zaraz po Majdanie ministrami było aż pięciu polityków związanych z partią Swoboda, która gloryfikuje UPA i której niektórzy działacze negują obecną polską granicę, domagając się m.in. przyłączenia do Ukrainy Przemyśla czy Hrubieszowa. Jeden z nich - Andrij Mochnyk w 2010 roku jako bojówkarz zrywał moją konferencję prasową w Kijowie poświęconą ofiarom ludobójstwa na Wołyniu.

Przywódca tej partii Ołeh Tiahnybok podczas protestów na Majdanie wyrażał wdzięczność za wsparcie naszego kraju . Poza tym jego ugrupowanie stanowi dziś niewielką siłę.

Stanowisko Tiahnyboka i jemu podobnych jest jedynie doraźną taktyką. Do nowego rządu Jaceniuka weszli m.in. ludzie z ukraińskich środowisk emigracyjnych, które są skrajnie probanderowskie. W parlamencie Swoboda ma rzeczywiście zaledwie sześciu deputowanych, a Prawy Sektor tylko jednego, ale liczni czciciele UPA i Bandery zdobyli mandaty z innych ugrupowań. Partia Radykalna Ołeha Laszki, która przejęła częściowo elektorat Swobody, uzyskała trzeci wynik w ostatnich wyborach. Wprowadziła do Rady Najwyższej m.in. Jurija Szuchewycza, syna dowódcy UPA. On to zgłosił 9 kwietnia projekt wspomnianej ustawy uznającej upowców za bojowników o wolność Ukrainy. Neobanderowcy są także w ugrupowaniach Julii Tymoszenko i mera Lwowa, Andrija Sadowego.

Nie da się czcić walki UPA, a jednocześnie być demokratą i przyjacielem Polski?

To tak jakby mówić, że ktoś oddaje hołd żołnierzom SS czy NKWD, a zarazem jest zwolennikiem demokracji i przyjacielem naszego kraju. Tego się nie da pogodzić.

Rozmawiałem z wieloma Ukraińcami. Niektórzy nazywają siebie banderowcami nie dlatego, że pochwalają mordowanie Polaków na Wołyniu w czasie II wojny światowej (o czym zwykle nie mają zielonego pojęcia), ale na przekór rosyjskiej propagandzie, która o faszyzm i banderyzm oskarża ludzi broniących swego kraju przed agresją zaborczego sąsiada.

Na Ukrainie mamy z kolei do czynienia z propagandą banderowską, która próbuje młodym ludziom, nie znającym historii, włożyć do głowy, że UPA to wyłącznie dzielni bojownicy o wolność, którzy walczyli przeciw Sowietom i jakby przez przypadek wymordowali dziesiątki tysięcy bezbronnych osób innych narodowości. Na tej samej zasadzie można z esesmanów zrobić bohaterów niemieckich, bo przecież też walczyli z Armią Czerwoną. Bandera już w okresie międzywojennym brał udział w zabójstwach polskich oficerów i urzędników państwowych. Współpracował wtedy z wywiadem hitlerowskich Niemiec jak wielu innych działaczy OUN, którzy w 1942 r. powołali do życia UPA. Ounowcy w latach 30. mordowali ludzi, którzy chcieli ugody z Ukraińcami. Z rąk zamachowców OUN ginęli także ich rodacy pragnący zgody z Polakami, jak np. Iwan Babij, dyrektor ukraińskiego gimnazjum we Lwowie. W 1939 r. nacjonaliści ukraińscy poszli na pełną współpracę z Niemcami, schronili się w Krakowie pod skrzydłami generalnego gubernatora Hansa Franka i zakładali oddziały, które latem 1941 roku weszły z wojskiem niemieckim do Lwowa i dokonały pogromu Żydów.

Paradoks polega na tym, że współcześni czciciele tradycji UPA mówią z sympatią o Polsce.

To wynik taktyki banderowskiej. Dziś szukają sojuszników do walki z Rosją na zasadzie: wróg mego wroga jest moim przyjacielem. Podobnie zachowują się politycy z PO i PiS, którzy błędnie uważają, że banderowców na Ukrainie trzeba wspierać, bo są antyrosyjscy. Rzeczywiście, mamy do czynienia z autentyczną agresją Rosji na Ukrainie, ale to się kiedyś skończy i okaże się, że tego wspólnego wroga już nie ma.

Nie powinniśmy pomagać Ukrainie, jeśli nie potępi zbrodni UPA na Wołyniu?

Należy udzielać humanitarnej pomocy, pod warunkiem, że nie zostanie rozkradziona po drodze. Polska nie powinna jednak samodzielnie angażować się politycznie, a tym bardziej militarnie, wysyłając np. broń, jak chcą niektórzy nasi politycy. Co innego uczestniczyć w protestach międzynarodowej dyplomacji, Unii Europejskiej, NATO, a co innego buńczucznie pokrzykiwać i machać szabelką. To ostatnie zachowanie jest wodą na młyn dla propagandy rosyjskiej.

Nikt nie wie, jak ta wojna się skończy. Już marszałek Piłsudski przestrzegał, że "nie będzie wolnej Polski bez wolnej Ukrainy".

Jestem przekonany, że skończy się jak w Jugosławii, to znaczy rozpadnie się Ukraina. Naiwność polskich polityków jest przeogromna, im się wydaje, że odbudują państwo Jagiellonów.

Raczej chodzi o to, by Ukraina przetrwała jako silne, demokratyczne, państwo, które stanowi barierę dla imperialnych ambicji Rosji.

Działania polskiego rządu nawiązują do kompletnie nieaktualnej koncepcji Jerzego Giedroycia. Polska istniała setki lat bez niepodległej Ukrainy - jej niepodległość nie ma większego wpływu na losy naszego kraju. Oczywiście, dobrze byłoby, żeby to państwo przetrwało, ale trzeba sobie zadać pytanie - jakie. Nie zgadzam się z opinią, że lepsza jest Ukraina banderowska niż sowiecka, rosyjska. Jedna i druga jest zła. Najlepiej byłoby, aby była demokratyczna, lecz wydarzenia ostatnich dni pokazują, że daleko tam do tego.

Trudno budować demokrację zmagając się z agresją zbrojną i kryzysem.

Walka z Rosją nie usprawiedliwia mordów politycznych, których jesteśmy świadkami na Ukrainie. Kilka dni temu został zastrzelony w Kijowie niezależny dziennikarz Ołeś Buzyna, z którym długi czas korespondowałem. Był to człowiek, który szedł pod prąd ideologii banderowskiej.

Słynął też z prorosyjskich sympatii i ostrej krytyki władz ukraińskich.

Jako dziennikarz miał prawo opisywać przekręty obecnej władzy. Dlatego został zastrzelony przez tzw. nieznanych sprawców. Dzień wcześniej zginął też były deputowany opozycyjnej Partii Regionów.

Nikt na razie nie ustalił, kto ich zabił.

Mordów i serii "samobójstw" przeciwników obecnej władzy na Ukrainie jest więcej. To są podejrzane historie. Budzą wspomnienia z przeszłości, kiedy ruch banderowski po prostu zabijał swych oponentów. Jak jest możliwe, żeby w stolicy państwa działy się takie rzeczy? Według mnie są dwie możliwości: albo ktoś związany z nową władzą likwiduje jej przeciwników, albo rząd kompletnie nie kontroluje sytuacji. Na Ukrainie prawie codziennie ktoś ginie. Rozdmuchanie elementów nacjonalistycznych przekształca to państwo w Dzikie Pola, gdzie każdy ma broń i sam wymierza sprawiedliwość. Ciężko będzie przekonać Europę, żeby kraj z gangsterami politycznymi został wciągnięty w jej struktury. Dziwię się, że w Polsce nie nadaje się tym sprawom rozgłosu. Kiedy w Paryżu terroryści zastrzelili dziennikarzy z pisma nie najwyższych lotów, to cały świat o tym mówił, a gdy na Ukrainie ginie kolejny dziennikarz i polityk, nikt się nie przejmuje.

Nie przeszkadzają Księdzu oskarżenia, że działa na korzyść kremlowskiej propagandy?

W żadnym razie. Na temat mordów UPA na Polakach mówię i piszę od 30 lat, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o Poroszence czy Putinie. Uważam jednak, że III Rzeczpospolita przez fałszywą politykę zrodziła sobie demona na Ukrainie. Zamiast powiedzieć prawdę na początku, czym było ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej, trzyma się trupa w szafie, który ciągle powraca. Skoro nasza władza jest bezradna wobec tego problemu, to trudno się dziwić, że wykorzystuje to bezbłędnie putinowska propaganda.

Żądanie od Ukraińców potępienia UPA w sytuacji, kiedy walczą z potężnym sąsiadem, jest właściwym rozwiązaniem?

Od ćwierć wieku nie ma na to dobrego czasu. Ciągle powtarza się: nie teraz. Nawet śp. prezydent Lech Kaczyński, na którego głosowałem, bał się mówić o ludobójstwie na Wołyniu. Kiedy więc przyjdzie odpowiedni moment, żeby powiedzieć prawdę, także o tych Ukraińcach, którzy ratowali Polaków przed okrutnym mordem, często płacąc za to życiem? Nie jest tak, że cały naród ukraiński odpowiada za zbrodnie, ale nie można milczeć, kiedy stawia się pomniki zabójcom i uznaje za bohaterów.

Prezydent Komorowski przypominał podczas ostatniego wystąpienia w Radzie Najwyższej Ukrainy, że na sporach Polaków i Ukraińców zawsze korzystał ktoś trzeci, w domyśle Rosja. Wzywał do wzajemnego wybaczenia win i pojednania. Ukraińscy deputowani nagrodzili go oklaskami na stojąco.

Jak można wybaczać i jednać się w oparciu o przemilczenie i kłamstwo? Bez powiedzenia prawdy nie zbuduje się niczego dobrego. Nie wyobrażam sobie poprawnych relacji polsko-niemieckich, gdyby w Niemczech nie mówiono o zbrodniach wobec Polaków czy Żydów, lecz jedynie o "bolesnych wydarzeniach".

Dwa lata temu, w 70. rocznicę rzezi wołyńskiej, zwierzchnicy Kościołów w Polsce i na Ukrainie potępili mordy na Polakach.

Przepraszam, że to powiem jako duchowny, ale ani biskupi polscy, ani ukraińscy nie mieli na tyle odwagi, by powiedzieć: tak było to ludobójstwo. Słowa "odwaga" używam także w kontekście tego, że tydzień temu papież Franciszek powiedział publicznie o ludobójstwie Ormian przez Turków. Homilia papieża Franciszka dotycząca tureckiego ludobójstwa na Ormianach świadczy, że w takich sprawach nie będzie taryfy ulgowej.

***

Ks. Tadeusz Isakowicz -Zaleski (l.59)
Urodził się w Krakowie. Ksiądz katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, działacz społeczny, historyk Kościoła, wieloletni uczestnik opozycji antykomunistycznej w PRL, prześladowany przez ówczesne władze, poeta. W 1985 roku został dwukrotnie ciężko pobity przez funkcjonariuszy SB. Pierwszy raz w Wielką Sobotę, w rodzinnej kamienicy przy ul. Zyblikiewicza w Krakowie. Po raz drugi został napadnięty 4 grudnia w klasztorze Sióstr Miłosierdzia Bożego przez funkcjonariuszy SB przebranych za sanitariuszy pogotowia ratunkowego. Zwolennik lustracji i ujawnienia tajnych współpracowników SB działających w środowisku duchownych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ks. Tadeusz Zaleski: Od Majdanu nie jeżdżę już na Ukrainę - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska