Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcę przyciągnąć do muzeum nawet dresiarzy

Maria Mazurek
Zofia Gołubiew, kobieta z klasą i poczuciem humoru
Zofia Gołubiew, kobieta z klasą i poczuciem humoru fot. Andrzej Banaś
Historyk sztuki, muzealnik, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie. Zofia Gołubiew szuka sposobu jak przyciągnąć do sal wystawowych dzieci, młodzież, starszych, niepełnosprawnych, a nawet dresiarzy...

Czy już można się do Pani zwracać: Pani Dyrektorko?

Panią też wkurzyłam prośbą do mediów, by nie pisać o mnie "dyrektorka"? Wciąż wolę być dyrektorem. Zdania nie zmieniłam - nadal uważam, że dyrektorka to może być co najwyżej świetlicy lub przedszkola, nic nie umniejszając tym placówkom, ale nie największej instytucji muzealnej w Polsce, którą kieruję. Ale przestałam z tym walczyć, szkoda energii.

Jak duża to instytucja?

Prawie 600 pracowników, kilkanaście oddziałów, około 800 tysięcy zbiorów...

Około? Nie policzyliście ich dokładnie?

Policzyliśmy. Ale weźmy taki serwis do kawy - bo nasze zbiory to nie tylko obrazy, ale przecież też tysiące przedmiotów użytkowych, strojów, monet, książek, archiwaliów. No i ten serwis ma jeden numer inwentarzowy. Ale na serwis składają się przecież różne talerzyki, filiżanki, dzbanuszki. Trudno więc stwierdzić, jak to traktować: jako jedno dzieło czy więcej?

Duża odpowiedzialność kierować taką instytucją .

Gdybym wiedziała jak duża, chyba bym się nie pisała na to dyrektorowanie.

Jak to?

Kiedy w 2000 roku obejmowałam to stanowisko, byłam bardzo optymistyczna. Wydawało mi się, że po 25 latach pracy w Muzeum, po tym jak byłam wicedyrektorem do spraw naukowych, świetnie znam to miejsce, ludzi, zbiory. Dopiero później okazało się, jak bardzo byłam przykryta ochronnym parasolem poprzedniego dyrektora. Wyszło, że nie zdawałam sobie sprawy z wielu problemów: technicznych, finansowych, prawniczych, administracyjnych.

Nie spodziewała się też Pani konfrontacji z krytyką? Takiej jak wtedy, gdy spadły na Panią gromy za wystawę Katarzyny Kozyry?

To akurat mogło mi się zdarzyć również na stanowisku wicedyrektora, bo dotyczyło kwestii merytorycznych. Ale zdziwiły mnie te protesty. Wie pani, ja jestem dość odważną osobą. I robiłam już bardziej pionierskie, czasem kontrowersyjne rzeczy, za które jakoś mi się nie dostawało. To jednak, na co nie byłam gotowa na tym stanowisku, dotyczyło innych kwestii, na przykład trudnej odpowiedzialności za losy ludzi.

Można uznać, że miała Pani kompleksowe przygotowanie, po tych wszystkich zajęciach z młodości...

Rzeczywiście, sporo się tego nazbierało. Zajmowałam się mediewistyką, byłam krytykiem, oprowadzałam po muzeach, przepisywałam teksty na maszynie, nawet w totolotku pracowałam. Niech się pani nie śmieje - to była ciężka robota. Nie było komputerów, więc ręcznie przykładaliśmy szablon do kuponów, żeby sprawdzić, czy ktoś trafił. To wymagało z jednej strony totalnego skupienia, a z drugiej - dużego tempa, bo mieliśmy płacone od liczby kuponów. Gdy wracałam do domu, czułam się tak zmęczona, jakbym właśnie weszła na Mount Everest.

Ponoć również poprawiała Pani przecinki po Szymborskiej?

Zajmowałam się korektą w "Życiu Literackim". Pani Wisława miała tam rubrykę - ludzie przysyłali próbki swojej twórczości, a ona w krótkich felietonach oceniała je, pisząc na przykład: "Masz talent, rozwijaj go" lub przeciwnie: "Zajmij się lepiej hodowlą pieczarek". I ja te jej felietony poprawiałam.

Dużo błędów robiła?

Jak każdemu - zdarzały się . Częściej literówki niż przecinki. Ale to również wynikało z pracy na ówczesnych maszynach, bo o komputerach nikomu się nie śniło.

Znała ją Pani?

Jako młoda dziewczyna poznałam panią Wisławę, a potem spotkałam ją po latach, już jako dyrektor Muzeum. Zawsze wspólnie szukałyśmy popielniczki i podpalałyśmy papierosy w sytuacjach, w których nie powinnyśmy. Bo pani Wisława, podobnie jak ja, była heavy smoker.

Heavy smoker, czyli ile Pani Dyrektor paliła?

Co najmniej dwie paczki dziennie. Ten gabinet był tak spowity kłębami dymu, że aż ciężko było wytrzymać. A potem dostałam zawału i rzuciłam. Równolegle z panią Wisławą zresztą rzucałyśmy, bo spotkałam ją wtedy w szpitalu. Powrócę do tego nazywania mnie panią dyrektor. Widzi pani - nawet dolegliwość zdrowotną mam popularniejszą wśród mężczyzn.

Trudno było rzucić nałóg?

Po ponad 30 latach? Jasne, że trudno! Do dziś mi się papierosy śnią po nocach. Ale z drugiej strony jestem na papierosy po prostu zła. Nie tylko mocno przyczyniły się do mojego zawału, ale i zniszczyły mi głos.

E, fajny ma Pani głos.

Przy mówieniu może. Ale nie mogę śpiewać. A wie pani, ja całe życie śpiewać uwielbiałam! Najpierw w chórze, potem przy ogniskach, spotkaniach rodzinnych. Zdziwiłaby się pani, ile znam piosenek! A teraz śpiewać nie mogę. I tęsknię.

Za czym jeszcze Pani tęskni?

Może trochę za czasami młodości, kiedy nie mogłam usiedzieć w miejscu.

A dziś?

Dziś czuję poważną odpowiedzialność sprawowania swojej funkcji. Muzeum kojarzy się z wystawami, z działalnością popularyzatorską, naukową. I to jest niezwykle ważne, ale główną misją Muzeum Narodowego jest przechowanie zbiorów dla kolejnych pokoleń. I myślę, że im wyższe stanowisko, tym większa służba, odpowiedzialność, pokora. Minister Zdrojewski obruszył się, kiedy powiedziałam o pokorze, odbierając z jego rąk nagrodę. Zapewne zrozumiał, że chodziło mi o pokorę wobec zwierzchnika. A ja miałam na myśli pokorę wobec zbiorów, wobec muzeum, jego tradycji i historii, publiczności. Wreszcie - wobec innych pracowników, nieważne czy to naukowcy, techniczni, pani sprzątająca.

Tak myślę, że ludzi poznaje się trochę po tym, jak traktują tych na niższych stanowiskach.

To coś, co wyniosłam z domu. Że każdemu człowiekowi należy się szacunek. Nie tolerancja, ale właśnie szacunek. Nigdy nie oceniam ludzi po funkcji czy pochodzeniu. Znam arystokratów, którzy są tak aroganckimi chamami, że bardziej już się nie da, znam i chłopów, którzy mogliby ich zawstydzić. Tak samo ze stopniami - ileż mamy profesorów, którzy są kretynami i ileż bardzo mądrych ludzi, którzy nie skończyli zawodówki. Drażni mnie, gdy ktoś dochrapie się w życiu jakiejś funkcji i chodzi z nosem zadartym do góry.

Miłość do sztuki też z domu Pani wyniosła?

O tak! Jak ja uwielbiałam chodzić z mamą do Galerii w Sukiennicach! Pamiętam ten dziecięcy zachwyt, który wzbudzały we mnie obrazy, choćby złote włosy Elenai u Malczewskiego. Niektóre mnie niepokoiły. Jak "Rusałki" Pruszkowskiego - bo obok tych ślicznych dziewcząt w zaroślach jest tam przerażająca ręka topielca. Albo "Czwórka" Chełmońskiego - mama zawsze mówiła mi, że jakkolwiek się ustawię, konie z tego obrazu zawsze biegną na mnie. I rzeczywiście tak jest. Marzę, żeby każdy znalazł w naszych galeriach coś dla siebie, ulubione obrazy, które go zachwycą.

Ile osób rocznie was odwiedza?

650-700 tysięcy.

Jeden tylko odcinek "Tańca z gwiazdami" ogląda kilka razy więcej ludzi.

Błagam, porównujmy nas z innymi muzeami, a nie z programami rozrywkowymi, centrami handlowymi, aquaparkami.

Dlaczego? Programy rozrywkowe, tak jak muzea, wyznaczają pewien kod kulturowy.

Nie. One tylko schlebiają najniższym gustom. Jeśli przez przypadek trafię w telewizji na coś takiego, dostaję białej gorączki i natychmiast muszę napić się lampkę wina. Ostatnio zobaczyłam jakiś talent show z dziećmi w roli głównej. Z małych dziewczynek robi się stare maleńkie; maluje je, ubiera w obcasy. Ale proszę mi wierzyć: dopóki są książki, jest teatr, film, prasa, są muzea, to śmierć kulturze wyższej nie grozi.

Tylko że i muzea się zmieniają. Coraz więcej w nich multimediów, Nie boi się Pani, że zaraz będziemy się czuć w muzeach jak w wesołym miasteczku?

Poruszyła pani ważny problem, który i mnie nurtuje. Nie powiem złego słowa na temat podziemi Rynku - raz już powiedziałam, a potem za to oberwałam. Ale musimy rozróżnić muzea narracyjne, takie jak np. Powstania Warszawskiego, które mają przedstawić jakąś historię - od muzeów sztuki. Nie wyobrażam sobie, żeby do Galerii w Sukiennicach wprowadzić multimedia, choć zdarza się, że ostro eksperymentujemy z nimi przy wystawach czasowych.

Tylko że jeśli rodzice zabiorą dziecko do podziemi Rynku Głównego, to potem obrazy w Sukiennicach będą to dziecko nudzić.

Chyba że takiemu dziecku ktoś opowie o nich z pasją, tak jak mnie kiedyś opowiadała mama. Są w oddziałach świetni kustosze, ale trudno, żeby oprowadzali wszystkich gości. A przewodników mamy różnych. Są wycieczki dzieci, które wychodzą zachwycone nawet naszą wystawą numizmatów na Piłsudskiego - a trudno wyobrazić sobie nudniejszą dla dzieci rzecz niż monety! Ale są też przewodnicy przeciętni...

Znudzeni, ziewający, odbębniający formułki?

Tacy też są. Dlatego szukam uniwersalnego sposobu, jak przyciągnąć do naszego muzeum wszystkich - dzieci, młodzież, ludzi bez wykształcenia, niepełnosprawnych, starszych, nawet dresiarzy. Na razie takiego uniwersalnego sposobu nie znalazłam. Gdybym znalazła, byłabym geniuszem.

A w jaki sposób go Pani szuka?

Staram się rozmawiać z publicznością, słuchać jej. Ostatnio spotkałam się z dziećmi z ostatnich klas podstawówki. Zapytałam: czego oczekujecie po muzeum? Czy obrazy są dla was atrakcyjne? Co zrobić, by były? Odpowiedziały, że chcą, aby były prezentowane w kontekstowy sposób. Oczywiście swoimi słowami to ujęły, tłumacząc, że obrazom i innym zabytkom powinno zostać stworzone otoczenie, w jakim były pierwotnie, by przywołać atmosferę miejsc, w których się znajdowały zanim zamknięto je w gablotach lub powieszono na muzealnych ścianach. To była dla mnie cenna wskazówka. Widzi pani, od każdego można się czegoś nauczyć.

***

Zofia Gołubiew
Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zawodowo związana z krakowskim Muzeum Narodowym. Była redaktorem wydawnictwa (od 1974 r.), kierownikiem działu nowoczesnego polskiego malarstwa i rzeźby (od 1980) oraz zastępcą dyrektora ds. naukowych i oświatowych (od 1996 r.). W 2000 roku powołano ją na stanowisko dyrektora. W tym samym roku weszła w skład Rady ds. Muzeów działającej przy ministrze kultury i dziedzictwa narodowego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska