Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowska pisarka: Mój cel to rozszarpać czytelnika

Karolina Gawlik
Karolina Gawlik
Nie mam zamiaru wpisywać się w modę bycia miłym i tworzenia bohaterów, których zawsze się lubi - mówi pisarka Barbara Sęk
Nie mam zamiaru wpisywać się w modę bycia miłym i tworzenia bohaterów, których zawsze się lubi - mówi pisarka Barbara Sęk Andrzej Banaś
Barbara Sęk, krakowska pisarka, wydała właśnie boleśnie prawdziwą książkę. "Miłość na szkle" opowiada o współczesnych trzydziestolatkach, którzy bez powodzenia starają się o dziecko.

Jak się pisze pierwszą książkę?
Najpierw powstał plan, żeby pisać opowiadania. Jedno z nich rozbudowało się do powieści. W moim przypadku potrzebna była kawa w dużych ilościach, paczka papierosów, słuchawki z muzyką, otwarte okno. Cisza i samotność. Akurat pierwszą książkę pisze się najłatwiej, instynktownie. W ogóle nie robiłam do niej researchu. Potem odzywa się ambicja, bo każdą kolejną chce się przebić. Teraz zwracam uwagę nawet na to, żeby imiona fonetycznie dobrze brzmiały!

Ciężko pogodzić bycie pisarką i mamą?
Bardzo ciężko. Na szczęście mój mąż nie ma sztywnych godzin pracy. Kiedy piszę do 4,5 rano, to zawozi syna do szkoły, a ja później go odbieram. Jak mężowi coś wypadnie, to potem powstają w dzienniku syna nieobecności. Niby fajnie, że może zostać w domu, ale kiedy mama wstaje dopiero o godz. 12, to już tak fajnie nie jest. Dlatego wiele autorek zajmuje się pisaniem, jak dziecko jest jeszcze małe. Kiedy wkracza w etap przedszkola czy szkoły, jest trudniej. Czekam, aż będzie nastolatkiem, żebym mogła się jeszcze bardziej zaangażować w twórczość.

Słyszałam, że syn pyta, dlaczego nie czytacie razem Pani książek.
Owszem... i wtedy muszę się jakoś tłumaczyć. Gdy mówię, że książka jest o niepłodności i słyszę: "mama, ja to wszystko rozumiem", to może zabraknąć argumentów. Mówię więc, że literki są za małe.

Kiedy wymyśla Pani historie, które trafiają do książek?
Na przykład gdy jeżdżę samochodem, co uwielbiam. Choć komunikacja miejska też jest wspaniałym źródłem inspiracji. Podróż autobusem czy tramwajem potrafi dostarczyć cały przekrój postaci. Pomysły wpadają też na spacerze z psem czy w wannie. Czasem sobie myślę, jak można zostać pisarzem, nie jeżdżąc autem i mając kabinę prysznicową? Pisarz musi być dobrym obserwatorem, mieć wyobraźnię i empatię. Dlatego tak lubię momenty, gdy zwalnia czas, na przykład w korku.

Wie Pani, że niektóre czytelniczki rzucały "Miłością na szkle" o ścianę po jej przeczytaniu?
Wiem i bardzo się z tego cieszę. Nie mam zamiaru wpisywać się w modę bycia miłym i tworzenia bohaterów, których zawsze się lubi, bo każdy się z nimi utożsami. Mój cel to wywoływanie skrajnych emocji, rozszarpanie i wstrząśnięcie czytelnikiem. Od relaksowania jest telewizja, a nie literatura. Po co spędzać kilka dni nad książką, która da to samo, co serial? Literatura to wyższy poziom i wyższe wartości.

"Miłość na szkle" to książka o niepłodności. Jak się Pani przygotowywała do jej napisania?
Serfowałam po internecie, czytałam publikacje naukowe. Po dwóch miesiącach zorientowałam się jednak, że w notatkach mam zupełnie sprzeczne informacje. Zaczęłam się gubić. To, co widziałam na forach internetowych, było totalnym kosmosem. Ludzie zmagający się z tym problemem, posługują się czasem nieznaną amatorowi terminologią, specjalnymi skrótami. W końcu stwierdziłam, że jedyne, co mnie może uratować, to konsultacja medyczna. To była dobra decyzja.

Dlaczego taki temat?
Chciałam go zrozumieć. Denerwuje mnie, gdy o czymś się dużo mówi, a ja nie mam wyrobionego własnego zdania. To temat tak przerobiony na wszystkie strony, politycznie, wyznaniowo, że nie da się wyciągnąć prawdy.

O niepłodności mówi się głośno, ale wśród najbliższych raczej się ją ukrywa.
To ogromny paradoks. Mamy w Polsce dużo takich problemów. Wiele osób homoseksualnych chodzi na parady równości, ale nie rozmawia o tym ze swoimi rodzicami. Ale o niepłodności powinno się mówić szeptem. Mamy jednak problem z delikatną dyskusją. O najbardziej wrażliwych rzeczach krzyczymy najgłośniej. Politycy niech sobie budują własny system wartości w swoich domach.

Podobno była Pani zaskoczona, jak częstym problemem wśród młodych jest niepłodność.
Przed napisaniem książki zastanawiałam się, gdzie są ci wszyscy ludzie, skoro tyle się mówi o tej niepłodności. Kiedy dawałam znajomym książkę do oceny, okazywało się, że mnóstwo osób przez to przechodzi.

Ta książka to też świetna recepta na rozbicie związku. Niestandardowo jak na literaturę kobiecą.
Działam rzeczywiście wspak, igram z literaturą kobiecą. Nie akceptuję zresztą tego pojęcia. Narracja snuta przez męskiego bohatera to też taki pstryczek w nos. Pierwszą moją książkę wydawca skierował na półkę dla kobiet. Wiedziałam jednak, że druga książka pójdzie do szuflady, jeśli będzie się wpisywać w konwencję literatury popularnej. Nie chcę się poddać zaklasyfikowaniu. Kiedy ma się większe możliwości, trudniej rozczarować czytelnika. Gdy pisarki wychodzą po latach z kobiecego schematu, to często odnoszą porażkę, bo czytelnik się przyzwyczaił, bo wydawca nie chce zmian. Ja chcę istnieć długo i dla wielu.

Właśnie, narratorem książki jest mężczyzna. Trudno było się w niego wcielić?
W dużej mierze inspiracją dla mnie był mój mąż. Pisanie ułatwił mi fakt, że nie jestem typową kobietą, raczej chłopczycą. Kiedy nastawiłam się, że narratorem będzie Wojtek, zaczęłam obserwować męża, jako ojca: jak spełnia tę rolę, jak to traktuje. Gdy zasypywałam go pytaniami, nie był jednak skory do odpowiadania na nie. Rozmawiałam też z kolegami, którzy mają lub planują mieć dzieci.

Niestandardowe są nie tylko Pani książki, ale też życie.
Gdyby było inaczej, nie brałabym się za pisanie. To nie jest profesja dla normalnych ludzi. Jestem przeciwniczką standardów. Moje 30 lat było bardzo dziwne... Odnoszę wrażenie, że mam większą kontrolę nad moimi książkami niż moim życiem. Zaszłam w ciążę, gdy zbliżał się egzamin na PWST. Położne patrzyły na mnie jak na nastolatkę. Zaręczyłam się, gdy miałam 19 lat. Ale cóż - każdy żyje jak chce.

Da się utrzymać z pisania?
Nie jest to łatwe. Szacuję, że będzie dobrze, jak po pięciu książkach, czyli za jakieś 10 lat, będę mogła na tym zarabiać. Literacką karierę buduje się bardzo długo. Nazywam się pisarzem dopiero od drugiej książki.

Próbowała Pani innej pracy niż artystyczna?
Tak, pracowałam na infolinii. W trzecim miesiącu dostałam jednak propozycję zagrania w fajnym spektaklu. Problem tkwił w tym, że pracodawca nie dał mi urlopu... Najpierw modliłam się, żeby mnie wyrzucili, a potem sama się zwolniłam. Trochę się bałam, co na to powie mąż...

Teatr czy literatura?
Literatura jest podstawą każdej sztuki. To punkt wyjścia dla teatru, muzyki, filmu. Bez niej nie może powstać nic innego. Jest też najbardziej intymna dla twórcy. Co prawda, nad efektem końcowym pracuje kilkanaście osób, ale samo pisanie pozwala człowiekowi wskoczyć na wyższe poziomy świadomości.

Kto zagrałby głównego bohatera w "Miłości na szkle", gdyby trafiła na deski teatru?
Marcin Dorociński. Jak mówię o tym aktorze, to już nawet mylę jego imię i nazywam go Wojciechem. Maciej Stuhr też byłby świetny.

Czego się Pani nauczyła dzięki tworzeniu własnych książek?
Cierpliwości. "Miłość na szkle" czekała rok w wydawnictwie. Pisząc, chciałam się też pozbyć polskiej mentalności. Byłam bardzo apodyktyczna, łatwo wydawałam sądy. Pisanie wymaga głębszego zrozumienia zjawisk, rozgrzebania ich. Teraz szukam usprawiedliwienia dla ludzkich motywacji. To świetna terapia i czysta nauka samego siebie, nawet jak temat mnie bezpośrednio nie dotyczy.

***
O autorce i książce

Barbara Sęk
W dzień żona i matka, w nocy powieściopisarka. Autorka książki "Dlaczego ona?". Lubi się wcielać w różne role - tym razem podjęła się najtrudniejszej, bo męskiej. Tworzy literaturę środka: przystępną w formie, wymagającą w treści. Wyznawczyni dewizy: "SĘK w tym, by pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata". Można ją zobaczyć na scenie w Teatru Otwartego.

"Miłość na szkle"
Druga książka Barbary Sęk, wydana przez Świat Książki. To opowieść o dojrzewaniu do roli rodziców i bezsilności towarzyszącej staraniom o dziecko. "Książka prawdziwa i mądra. Mężczyźni się w niej odnajdą, kobiety poznają męski punkt widzenia" - tak o tej powieści napisała Manuela Gretkowska. "Miłość na szkle" porusza i bawi. Pokazuje problem niepłodności z mikroskopową precyzją i zaskakuje złożonością.Powieść doskonale osadzona w naszej rzeczywistości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska