Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Skażona ziemia i strach mieszkańców przed nowotworami

Marcin Idczak, Krystian Lurka
Złodzieje pojemniki z kobaltem rozcinali w garażu. Teraz teren jest skażony i pilnowany przez policję.
Złodzieje pojemniki z kobaltem rozcinali w garażu. Teraz teren jest skażony i pilnowany przez policję. Waldemar Wylegalski
Poznaniakami wstrząsnęła informacja o kradzieży radioaktywnej substancji. Pojawiły się plotki, że w bloku obok miejsca, gdzie przechowywany był kobalt, ludzie umierają na nowotwory.

Na początku marca cała Polska usłyszała, że z magazynów w Poznaniu skradziono pojemniki z radioaktywnym kobaltem. Od tego czasu słyszeliśmy, że tak naprawdę nic poważnego mieszkańcom nie grozi.

– Przy obecnej niskiej aktywności skradzionych źródeł nie ma zagrożenia dla osób, które znalazłyby się w pobliżu nieosłoniętej (bez ochronnych pojemników) substancji – twierdzi Monika Kaczyńska z Państwowej Agencji Atomistyki. Fakty, które ujawniamy dzisiaj na łamach „Głosu” nie do końca są jednak zgodne z tymi twierdzeniami.

Dlaczego policja pilnuje... łąki?
Policjanci ze specjalnie powołanej grupy odzyskali pojemniki 8 kwietnia. - Zatrzymano dwóch mężczyzn w wieku 47 i 30 lat, którzy dokonali kradzieży – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. Złodziejom grozi do 5 lat więzienia.

Same promieniotwórcze materiały znaleziono na terenach położonych niedaleko ul. Kopanina i Torfowej w Poznaniu. To podmokłe łąki pomiędzy os. Kopernika, a ulicą Głogowską. W okolicy znajduje się kilkadziesiąt zamieszkanych domów.

Do tej pory mieszkańcom mógł przeszkadzać głównie hałas przejeżdżających pociągów, gdyż tory znajdują się w odległości kilku metrów od pierwszych zabudowań. Chociaż, jak twierdzą nasi rozmówcy, do tego już się przyzwyczaili. – Nagle na początku kwietnia pojawiło się tutaj wiele wozów strażackich, policyjnych – mówi Hanna Nowakowska, jedna z mieszkanek domu przy ul. Torfowej.

Zobacz też: Poznań: Skradzione pojemniki z kobaltem odnalezione! Zatrzymano jedną osobę [WIDEO]

Na początku ona i sąsiedzi nie wiedzieli skąd w okolicy takie zamieszanie. Później się okazało, że kilkadziesiąt metrów za budynkami, tuż przy Strumieniu Junikowskim, znaleziono promieniotwórcze materiały, które zostały wyciągnięte z ołowianych opakowań. - Wcześniej nie było tutaj żadnego podrzucania śmieci, czy innych odpadków – wspomina pani Nowakowska.

Czy teren jest skażony? Tak. Potwierdza to w rozmowie z nami Andrzej Borowiak, ale także to, co zastaliśmy na miejscu. Okazuje się, że teren od kilku tygodni jest ogrodzony, a na miejscu bez przerwy dyżurują policjanci. Mają tam być tak długo, aż nie zostanie wybrana cała skażona ziemia. Jest ona przesyłana do zakładu, który specjalizuje się w utylizacji odpadów atomowych. Na miejscu są też dwa psy.

Oficjalnie jednak mieszkańcy usłyszeli od strażaków, czy policjantów, że nie mają się czego obawiać. I póki co nasi rozmówcy nie odczuwają strachu przed promieniowaniem. – Ja dopiero teraz się dowiedziałam, że skradziony kobalt znajdował się tak blisko domu, w którym mieszkam – mówi nam Anna Michalska.

Czy rzeczywiście nie ma się czego bać? – Zagrożenie może potencjalnie wystąpić tylko wówczas, gdy ze źródłem nastąpi dłuższy (kilkugodzinny) bezpośredni kontakt – przyznaje Monika Kaczyńska z PAA.

Mieszkańcy straszą
Niewielka górka na posesji, która znajduje się przy skrzyżowaniu ulicy Bułgarskiej i Marcelińskiej otoczona jest tylko ogrodzeniem z siatki. I tylko – pozrywany gdzieniegdzie płot – chronił i chroni bunkier, z którego skradziono w marcu pojemniki z kobaltem.

Tak jak i wówczas, tak i teraz, ktoś kto chce dostać się w pobliże pomieszczeń firmy Polon Beta, gdzie przechowywano radioaktywne substancje, może to zrobić bez problemu.
Tuż po pojawieniu się informacji o kradzieży do naszej redakcji dotarł list od mieszkańca, który twierdził, że teraz już wie, dlaczego w okolicy tak wiele osób zachorowało na nowotwór.

– Warto porozmawiać z mieszkańcami trzech bloków przy ul. Bułgarskiej, które stoją niedaleko bunkra, gdzie przechowywany był kobalt – sugerował mężczyzna.

Sprawdziliśmy to. Podczas rozmowy z kilkunastoma mieszkańcami okazało się, że wszyscy doskonale wiedzą o znajdującym się nieopodal kobalcie. – Już mamy dosyć zamieszania z tym kobaltem – stwierdziła jedna z zapytanych przez nas kobiet. Po chwili dodała, że jej mąż zmarł na raka kilka lat temu. – Nie widzę jednak związku – przyznała i pożegnała się. Udało tam się ustalić, że w trzech klatkach niedaleko bunkra na raka w ostatnich latach zmarły cztery osoby.

Dariusz Godlewski, prezes Ośrodka Profilaktyki i Epidemiologii Nowotworów w Poznaniu jednak uspokaja. – Nie ma mowy o wpływie zabezpieczonego kobaltu na zdrowie mieszkańców – mówi i dodaje, że statystycznie taka sytuacja jest możliwa. – I nie jest niczym nadzwyczajnym – przyznaje.

Warto dodać, że o niebezpiecznym kobalcie informowano już pięć lat temu. Wówczas przeprowadzono nawet badania, które ponoć nie wskazały żadnych przekroczeń norm. O systemy bezpieczeństwa zapytaliśmy przedstawicieli firmy, z której terenu zniknęły pojemniki. – Nigdy nie było żadnych problemów ze składowanymi u nas substancjami – mówi jeden z szefów Polon Beta.

Co dalej z samą firmą? Na razie wiadomo, że firma wymagane zezwolenia miała. – Pozwolenie na działalność polegającą na przechowywaniu źródeł promieniotwórczych Co-60 można uzyskać dokładnie tak jak każde inne zezwolenie agencji na działalność związaną z narażeniem na promieniowanie jonizujące – mówi Monika Kaczyńska z PAA i dodaje: – Ustawa o prawie atomowym przewiduje możliwość cofnięcia przez agencję wydanego zezwolenia na magazynowanie niebezpiecznych substancji. Obecnie nie mamy jeszcze wszystkich materiałów i dowodów, sprawa nadal jest wyjaśniana – mówi Monika Kaczyńska.

Dlaczego kobalt zniknął?
Sprawcy kradzieży zeznali, że chodziło im tylko o ołów, który można sprzedać w punkcie skupu złomu.
Z naszych informacji wynika, że kilkadziesiąt ołowianych pojemników o łącznej wadze kilkuset kilogramów wynosili z terenu magazynu przez kilka godzin.

Przenieśli je na jedną z posesji przy ul. Kopanina, a później pocięli w znajdującym się tam garażu. Na tej samej działce znajduje się dom. Mieszkający w nim mężczyzna twierdzi, że nic nie wiedział, by były tam przechowywane i przerabiane pojemniki z radioaktywnymi materiałami. – Pracuję od wieczora do późnego poranka. W sumie dom to dla mnie raczej hotel – wyjaśnia. Dodaje, że nieruchomość jest tak duża, że jej część udostępnił swojemu znajomemu. – Teraz jest on na urlopie i nie wiem, kiedy wróci. Czy boję się promieniowania, skażonej ziemi przy domu? Nie, bo garaż jest kilkanaście metrów od domu – dodaje.

Złodzieje promieniotwórcze związki wyrzucili i udali się do punktu skupu złomu. Tam sprzedali ołowiane pojemniki. – Byliśmy już na miejscu i zabezpieczyliśmy je – wyjaśnia Andrzej Borowiak.

Dodaje, że na złomowisku przeprowadzono badania skażenia terenu, ale nic nie wykryto. Dochodzeniowcy nie wykluczają, że zarzuty mogą zostać postawione właścicielowi złomiska. Dotyczyć mają przyjęcia kradzionego sprzętu. Śledztwo trwa. Ci, którzy ukradli kobalt muszą liczyć się z konsekwencjami.

Sprawców przebadano, okazało się, że nie są napromieniowani. Kara jednak może spotkać też tych, którzy kapsuły przechowywali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski