Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podniebni ratownicy z Balic [ZDJĘCIA]

Redakcja
Od lewej: Andrzej Machalica (lekarz), Robert Augustynowicz (pilot), Andrzej Sawicki (pielęgniarz). To jedna z załóg, jakie stacjonują w krakowskim oddziale Lotniczego Pogotowia Ratunkowego
Od lewej: Andrzej Machalica (lekarz), Robert Augustynowicz (pilot), Andrzej Sawicki (pielęgniarz). To jedna z załóg, jakie stacjonują w krakowskim oddziale Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Fot. adam wojnar
Lądują w krzakach, przepędzają z lądowisk zakochane pary, muszą słuchać pretensji właściciela farmy kur. O życiu Lotniczego Pogotowia Ratunkowego mówi załoga śmigłowca.

Jest ich trzech. Pilot, lekarz i pielęgniarz. Razem stanowią trio szybkiego reagowania. Są jednostką od zadań specjalnych. Są najlepsi z najlepszych. A od ich sprawnego działania zależy, czy pacjent balansujący na granicy życia i śmierci przeżyje.

- Trzeba powiedzieć wprost: nasza praca to jest cudze nieszczęście. Odmienna sytuacja od tej, kiedy człowiek się rodzi - opowiada Andrzej Machalica, lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w Krakowie. I dodaje, że swojej pracy nie zamieniłby na żadną inną.

A praca w LPR nie jest łatwa. Dyżur trwa ponad dwanaście godzin. - Zarówno w pierwszej jak i w ostatniej minucie naszej pracy musimy być tak samo skupieni i gotowi do działania - opowiada Andrzej Sawicki, ratownik medyczny.

Każdy dyżur zaczyna się tak samo. Pilot sprawdza warunki atmosferyczne. Pielęgniarz sprawdza, czy zgadza się stan leków. To samo robi lekarz. Załoga jada też wspólnie posiłki. Zawsze umawiają się, kto co kupi i kto będzie gotował. Choć żartują, że i tak przedmiotem najczęściej używanym w kuchni jest ekspres do kawy. Większość ich dnia wypełnia jednak czekanie na sygnał do startu.

- Lubimy swoją robotę, lubimy latać, tylko wtedy jak latamy, to wiadomo, że gdzieś tam komuś się dzieje krzywda. A jak nic się nie dzieje, to czytamy książki, kształcimy się i czekamy - mówi Robert Augustynowicz, pilot śmigłowca LPR od pięciu lat. Za sterami spędził już 30. - Co jest najtrudniejsze w tej pracy? Wszystko od momentu startu do lądowania jest ważne - odpowiada Augustynowicz.

***

Sygnałem do lotu jest telefon od dyspozytora. Załoga śmigłowca ma od trzech do sześciu minut, by wystartować. Wszystko zależy od kilometrów, jakie mają do pokonania. Przy sprzyjających warunkach maszyna jest w stanie się wzbić w powietrze w ciągu minuty.

Zdarza się, że podniebna karetka jest zawracana do bazy w trakcie lotu. Jednak - podkreśla załoga - czasem lepiej jest wezwać śmigłowiec i go zawrócić niż czekać z decyzją.

- Gorzej, jeśli dyspozytor po drodze nie zweryfikuje, czy jesteśmy potrzebni i wtedy wykonujemy swoją pracę na darmo - mówi Machalica. - Śmigłowiec nie leczy, leczy szpital. Czasem szybki transport karetką z miejsca zdarzenia do najbliższego oddziału ratunkowego byłby z większą korzyścią dla chorego niż czekanie na przylot śmigłowca. Ale to już nie nam decydować - dodaje lekarz.

Tylko w tym roku załoga LPR z Krakowa brała udział w 103 zdarzeniach. – Najgorsze są masówki. Wtedy to nawet mnie jako pilota angażują, jeśli jest zbyt mało ratowników i lekarzy. . Loty do zdarzeń z dziećmi też są trudne. W Małopolsce są jeszcze wypadki w górach, gdzie nie ma łatwych miejsc do lądowania - opowiada Augustynowicz.

***

Załoga stara się jednak nie pamiętać o tym, do jakich zdarzeń latała. Tak jest łatwiej. Trzeba umieć pewne obrazy wyrzucić z pamięci, by nie zwariować. Szczególnie, że śmierć jest nieodłącznym elementem ich pracy. - Na miejscu zdarzenia dajemy z siebie wszystko, co najlepsze. Często jest to ogromny wysiłek fizyczny i intelektualny - opowiada Sawicki. - Wszystkie niezbędne czynności medyczne chcemy wykonać na miejscu zdarzenia. Jeśli już coś trzeba wykonać w trakcie lotu, to musimy wszystko odpowiednio przygotować. Także na wypadek niespodziewanych zdarzeń w locie - dodaje Sawicki.

Gdzie trafia pacjent po wypadku? Zasada jest prosta - zawsze do najbliższego szpitalnego oddziału ratunkowego. Chyba że w danej placówce nie będzie można mu udzielić odpowiedniej pomocy. Czasem ludzka głupota utrudnia załodze śmigłowca dotarcie do szpitala.

Tak jest np. w przypadku szpitala Rydygiera w Krakowie. Tuż przy lądowisku dla helikopterów jeden z hipermarketów postawił wielki maszt z logiem firmy. Piloci muszą być bardzo ostrożni, by o niego nie zahaczyć.

- W Rzeszowie na ścieżce podejścia ktoś postawił żurawia, który ma 40 metrów i jest nieoświetlony. Od tamtej pory mamy zakaz latania nocą do Rzeszowa - opowiada Augustynowicz. - A nikomu z tych budowniczych do głowy nie przyjdzie, że kiedyś może będziemy musieli lecieć do ich dzieci. A przez ich głupotę nie dotrzemy na miejsce - mówi Sawicki.

***

Zresztą kuriozalnych sytuacji piloci i załoga krakowskiego LPR-u mieli więcej. Na starym lądowisku dla helikopterów przy szpitalu w krakowskim Prokocimiu często trafiają na opalające się osoby. - W Piekarach Śląskich centralnie na lądowisku stał samochód, a w środku całowała się para. Zrobiłem zawis dwa metry nad nimi i włączyłem reflektory. Zorientowali się dopiero, jak im się auto zaczęło ruszać. Tacy byli zaangażowani - śmieje się Augustynowicz.

Zdarzają się też sytuacje mniej przyjemne. - Kiedyś jeszcze w starej bazie przyszedł do nas pan. Jakiś farmer miał do nas pretensje, że po tym, jak wylądowaliśmy blisko jego gospodarstwa, to jego kury znoszą mniej jajek. Nawet napisał na nas oficjalną skargę - opowiada Sawicki.

Cała załoga przyznaje jednak zgodnie, że ich praca to los wygrany na loterii. - Nie jest się tu łatwo dostać, jeszcze trudniej utrzymać, bo co jakiś czas jest weryfikacja. Jednak ta praca daje wiele satysfakcji - mówi Machalica. - Z pilotami jest trochę inaczej. Nas jest mało, więc o nas się dba - żartuje Augustynowicz. - Poza tym nie mógłbym być pilotem rejsowym. Tam wszystko jest zaplanowane, a ja nigdy nie wiem, w jakich krzakach wyląduję - kwituje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska