Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halina Kunicka: Sądziłam, że moje śpiewanie to będzie chwila, sekunda

Katarzyna Kojzar
Do jej największych przebojów należą "Orkiestry dęte", "To były piękne dni", "Niech no tylko zakwitną jabłonie"
Do jej największych przebojów należą "Orkiestry dęte", "To były piękne dni", "Niech no tylko zakwitną jabłonie" Andrzej Banaś
Nagrała kilkanaście płyt, które kupiło milion Polaków. Halina Kunicka była wielką gwiazdą polskiej piosenki lat 60. i 70., ale do dziś na jej koncerty przychodzą tłumy fanów.

Zawsze ciągnęło Panią na estradę?
Tak naprawdę to nigdy o tym nie myślałam. Nie sądziłam, że moje życie przebiegnie w całości na scenie, że będę śpiewać, występować… A to wszystko stało się przypadkiem. Będąc młodą osobą nie wiedziałam co chcę robić dalej, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Dlatego poszłam na wydział prawa. Kiedy byłam na trzecim roku moja mama siłą zaprowadziła mnie na konkurs dla młodych piosenkarzy, organizowany przez Polskie Radio w studiu przy ulicy Myśliwieckiej w Warszawie. Najpierw troszkę się opierałam, bo przecież miałam inne plany, chciałam iść w inną stronę. Tymczasem okazało się, że przechodziłam z etapu na etap, dotarłam do finału i znalazłam się w nagrodę w studiu piosenkarskim Polskiego Radia. I tak krok po kroku, nie wiedzieć kiedy, zaistniałam.

Czyli studnia prawnicze były drogą, którą chciała Pani iść?
To nie był w pełni świadomy wybór, bo jeśli ma się 16 lat, a tyle miałam, kiedy zdałam maturę, nie ma się określonych planów na przyszłość. Mój ojczym był adwokatem, on mnie namawiał na te studia. Wymarzył sobie, że będę z nim prowadzić kancelarię. Ale jestem szczęśliwa, że gdzieś tam na górze było pisane, że nie mam być prawniczką, ale muszę śpiewać!

Skończyła Pani to prawo?
Tak, bo sądziłam, że moje śpiewanie to będzie chwila, sekunda, przygoda. Chciałam mieć jakiś poważny, stabilny zawód. Napisałam pracę magisterską, obroniłam ją i na tym moje związki z prawem się skończyły. A śpiewam nadal.

Po kim Pani odziedziczyła talent?
Nie wiem, nie mogę tego powiedzieć na sto procent. Pamiętam, że moja mama pięknie śpiewała. W ogóle mój dom był bardzo rozśpiewany. Kiedy spotykaliśmy się całą rodziną - nie było telewizorów, komputerów - to nikt nie siedział wpatrzony w ekran, tylko śpiewaliśmy! Byliśmy razem, wspominaliśmy trudne lata wojenne. Potem ciocie i wujkowie przypominali sobie piosenki z tamtych czasów, mama grała na pianinie… Do dziś znam te wszystkie melodie. To domowe śpiewanie mnie ukształtowało.

Zawsze podkreśla Pani, że nie lubi określenia "gwiazda". To kim Pani jest, jeśli nie gwiazdą?
Jestem po prostu osobą, której przyszło śpiewać i nigdy nie rozpatrywałam tego w kontekście robienia kariery czy bycia gwiazdą. Życzę każdemu, żeby robił to, co naprawdę kocha, żeby zajmował się swoją pasją. Wtedy to nie jest praca. To samo szczęście.

Jakie to uczucie, kiedy stoi się na scenie, tłum, a pełna widownia śpiewa piosenki razem z Panią?
Radość. Wciąż mi to daje do zrozumienia, że warto było robić to, co robię. Ludzie wciąż wędrują ze mną, znają moje piosenki. To daje mi poczucie, że byłam i jestem dla nich ważna.

Fani się zmieniają?
Przed laty były to głównie młode dziewczyny, które teraz wyrosły, mają domy i rodziny, nie mają głowy ani czasu, żeby być ze mną. Ale mam takich fanów - mężczyzn, którzy są ze mą i wciąż dają do zrozumienia, że pamiętają. Dopingują mnie, czekają, przyjeżdżają na koncerty.

Kiedy Pani zaczynała śpiewać było łatwiej niż teraz?

Nie wiem czy łatwiej, trudno mi to oceniać. Jestem w tym punkcie mojego życia, zarówno prywatnego, jak i zawodowego, w jakim jestem i nawet nie chcę wyobrażać sobie, co by było, gdybym teraz startowała. Wtedy była nas, śpiewających, garstka, można było to policzyć na palcach obu rąk. Nie działo się tyle, nie było tych konkursów, show telewizyjnych… Ten konkurs, w którym wzięłam udział, był rzadkością. Może było wtedy łatwiej…

Między wami, tą garstką, było współzawodnictwo?

Ja w tym estradowym życiu nie uczestniczyłam, szłam swoją drogą. Śpiewałam recitale, które prowadził mój mąż Lucjan Kydryński. Byliśmy tym typem pary, której nie ciągnęło na salony. Od czasu do czasu pojawialiśmy się na festiwalach, bo trzeba było. Jeśli nie grało się w Sopocie czy w Opolu, to się po prostu nie istniało. Często występowałam za granicą, dla Polonii. Tak to wyglądało, dlatego nie miałam ścisłej jedności z estradowym tłumkiem.

Kiedy mąż zapowiadał Panią, robił to inaczej niż zwykle?
Nie czułam różnicy. Uważam, że zapowiadał wspaniale, był fantastycznym prezenterem. Nie konferansjerem - nienawidził tego słowa. To był niezwykły człowiek. Kiedy prezentował innych wykonawców - czy na festiwalach, czy kiedy przyjeżdżali Marlena Dietrich, Jacques Brell, Ella Fitzgerald - zawsze robił to pięknie i z klasą. A jeśli chodzi o mnie, miał problem. Wydaje mi się, że robił to z większym dystansem, żeby nikt nie poczuł, że Halina Kunicka to jego żona.

Byliście parą bardzo znanych ludzi. Pojawiały się plotki na wasz temat? Życie na świeczniku trochę wam ciążyło?

Zawsze tak było i tak jest nadal. Z tym, że teraz znani ludzie mają gorzej, bo jest niezliczona ilość kanałów, każdy pisze, co chce. Tamte czasy były inne. Ale i tak wymyślano na nasz temat przeróżne rzeczy, o których sami nie wiedzieliśmy. Tak widocznie musi być. Ludzie znani budzą ciekawość.

Wciąż trudno mi uwierzyć, że nie kusiło was korzystanie z przywilejów bycia sławnym. Zabawy, kontrowersje…

Nie, w życiu nie miałam pociągu do takich rzeczy. To po prostu nie leży w mojej naturze.

Pani syn, Marcin Kydryński, też zdaje się nie lubić blasku fleszy. Zauważyłam pewną analogię - Pani przygoda, która przerodziła się w całe życie na scenie, zaczęła się na Myśliwieckiej 3/5/7. Dokładnie w tym samym miejscu, z którym zawodowo związał się Pani syn.
Tak, syn przesiaduje tam nieustannie. Prowadzi w radiowej Trójce, której redakcja znajduje się przy ulicy Myśliwieckiej, swoją audycję, "Sjesta". Często przed audycją wpada do mnie, bo mieszkam niedaleko. Dzięki temu widzimy się dosyć często.

Czyli Myśliwiecka to taki magiczny adres?
Dokładnie tak.

Dziękuję za rozmowę.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska