Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Steczkowska: Nie jestem tym, kim byłam

Paweł Gzyl
Justyna Steczkowska: Poza sceną niespecjalnie różnię się od innych kobiet
Justyna Steczkowska: Poza sceną niespecjalnie różnię się od innych kobiet fot. archiwum
Justyna Steczkowska opowiada o byciu gwiazdą, swojej duchowości i pomaganiu innym z okazji wydania swojej nowej płyty "Anima".

Wróciła Pani właśnie z krótkich wakacji na Kubie. Jak się wypoczywa w tak egzotycznym miejscu - jednym z ostatnich komunistycznych krajów na mapie świata?
Kuba to piękne miejsce, chociaż muszę przyznać, że przez komunizm mocno zaniedbane. Dla ludzi z mojego pokolenia ma to jednak swój urok (śmiech). Hawana jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie i warto ją zobaczyć zanim Amerykanie postawią tam swoje McDonald's (śmiech). Plaże na Kubie są wyjątkowo piękne, a morze krystalicznie czyste. Poza tym to bezpieczny kraj, szczególnie jeśli wybierze się dobrego przewodnika. My z rodziną od lat jeździmy z Itaką. Mają świetnych rezydentów i wszelkie przywileje dla dzieci.

Prosto po przylocie do kraju trafiła Pani na galę "Gwiazdy dobroczynności", której była Pani jedną z laureatek. Przyjemnie było poczuć, że jest Pani dostrzegana nie tylko przez pryzmat bycia gwiazdą, ale również - jako osoba pomagająca innym?
Po prostu staram się być dobrym człowiekiem każdego dnia. Kiedy pojechałam pierwszy raz do domu "Ufność" pod Częstochową i zobaczyłam maleńkie, chore i bezbronne dzieci, porzucone przez rodziców, nie miałam serca tego tak zostawić. Postanowiłam spróbować zdobyć pieniądze i uratować go przed upadkiem, gdyż upadek oznaczał rozesłanie dzieci w różne miejsca w Polsce, gdzie nie miałyby szans na rehabilitację. Dlatego zgodziłam się na okładkę "Gali" ze swoją nowo narodzoną córeczką Heleną, przekazując honorarium na konto ośrodka.

To wystarczyło?
Ta jednorazowa pomoc nie wystarczyła na dalsze funkcjonowanie "Ufności". Dlatego potem szukałam pomocy wśród polskich firm. Pierwszy finansowo wsparł akcję Apart, dając przykład wszystkim innym. Poprosiłam też wiele telewizyjnych osobistości, żeby przyjęli mnie do swoich programów, abym mogła zaapelować do ludzi o wsparcie dla domu. Pierwszy przyjął mnie Tomasz Lis, potem Elżbieta Jaworowicz, no i wreszcie Agata Młynarska w "Świat się kręci" oraz w "Pytaniu na śniadanie". Jestem im wdzięczna, bo to nakręciło spiralę ludzkiej życzliwości i pomocy, dzięki której "Ufność" nie tylko pospłacała zaległe długi, ale dostała też paczki dla dzieci z potrzebnymi rzeczami od wielu ludzi, i zaczęła wychodzić na prostą.

Podobno nawet zaapelowała Pani do rządu.
Tak, bo obiecałam sobie, że doprowadzę sprawę do końca. Razem z nieżyjącą już niestety szefową ośrodka odbyłyśmy kilka ważnych spotkań. Dzięki wsparciu poseł Magdaleny Kochan, rzecznika praw dziecka i Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w 2014 roku, 20 września doszło do wprowadzenia znaczących zmian w ustawie dotyczącej funkcjonowania zakładów medycznych oraz ośrodków zajmujących się chorymi pozbawionymi opieki rodzicielskiej. Nie znaczy to, że nie potrzebują one już naszego wsparcia, ale przynajmniej nie muszą żebrać i z pomocą ludzi dobrej woli mają szansę trwać z należną im godnością. Dlatego też przypominam o oddawaniu 1 procenta z podatku, a młodych ludzi zachęcam, żeby angażowali się w akcje wolontariatu. To niewiele kosztuje, a może dać tak wiele. Czasem zamiast siedzieć przed komputerem i tracić czas na ocenianie kolejnej gwiazdy albo raczej "rozgwiazdy", czy jak nas tam nazywają (śmiech), można zrobić coś dobrego. Wystarczy godzinę dziennie poświęcić drugiemu człowiekowi. Po prostu z nim być. Dzieci są takie wdzięczne za okazane im uczucia! Dają dużo radości i bezwarunkowej miłości, o którą coraz trudniej.

Ta dobroczynna działalność wiąże się bezpośrednio z Pani stosunkiem do życia - pełnym szacunku dla drugiego człowieka i jego otoczenia. Słychać to w tekstach na płycie "Anima". Dlaczego akurat teraz postawiła Pani na taki wręcz filozoficzny przekaz w swych piosenkach?
Tworząc muzykę, zawsze robię to, co czuję. Najwyraźniej dopiero teraz dojrzałam do tego, żeby opowiedzieć o świecie w bardziej filozoficzny sposób. "Anima" to płyta o człowieku w kontekście wszechświata. Czyli - dotyczy każdego z nas. Ale to też opowieść o wędrującej duszy, bo "Anima" po łacinie znaczy "dusza".

Podróżuje Pani wiele po świecie: niedawno wspomniana Kuba, pamiętamy Pani zachwyt po wizycie w Indiach. Czy te wędrówki pozwalają Pani dostrzec człowieka i jego problemy w szerszej perspektywie?
Na pewno uczą mnie szacunku do różnorodności i kolorów świata. Uczą też szanować inną filozofię i podejście do życia czy wiary.

Nie jest tajemnicą, że wyrasta Pani z rodziny o głębokiej tradycji chrześcijańskiej. Czy dziś nadal odnajduje się Pani w tej duchowości, czy stara się czerpać również z innych religii?
Wydaje mi się, że to nie religia stanowi o naszej wierze. Wierzyć to przecież "szanować bliźniego swego, jak siebie samego". Jeśli wierzymy, to znaczy, że rozumiemy słowa mówiące, iż "więcej warte jest pióro mędrca niż krew męczennika" albo szanujemy słowa Buddy, który powiedział: "Wytrwale pracujcie nad swoim własnym wyzwoleniem". Bo dla mnie wiara to miłość i szacunek do drugiego człowieka. Takie są pamiętne słowa Chrystusa: "Miłujcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem". To również najpiękniejszy na świecie "List do Koryntian". Wiara to miłość, a religia nie zawsze jest nią nacechowana. Bo obserwując historię świata każdy z nas widzi, że w imię religijnych racji pozbawiono życia wielu ludzi. Chociaż w żadnym z religijnych przesłań nie znajduję słów: "Zabij tego, kto czuje i myśli inaczej niż ty".

W nagraniu "To, co jest ci dane" pojawia się ciekawa myśl: "Strzeż się, bo w ogniu pychy swej/ Przeoczysz istoty rzecz - odwieczny plan". Wierzy Pani, że Stwórca zaplanował nasze życie - i aby być szczęśliwym, trzeba go odczytać i żyć zgodnie z nim?
Wierzę, że jesteśmy kowalami swojego losu, ale też wierzę w Boga, który nad nami czuwa. Każdy z nas ma w swoim życiu do spełnienia rolę, którą musi odegrać, ale nie jest to gotowy scenariusz. Raczej otwarty na interpretacje.

Pomimo filozoficznego tonu płyty, nie brak na niej motywu miłości. Pokazany jest on jednak niemal w metafizyczny sposób. Tak Pani dzisiaj postrzega relacje między kobietą a mężczyzną?
Miłość damsko-męska ma wiele twarzy. Niemniej jednak, kiedy ludzi połączy szczere, głębokie uczucie, to można je nazwać metafizycznym spotkaniem w fizycznym wymiarze.

Świat show-biznesu uczy egocentryzmu - bo tu każdy chce, aby światła reflektorów padały właśnie na niego. Jak ustrzec się popadnięcia w samouwielbienie?
Artyści czują się szczęśliwi i docenieni, kiedy światła reflektorów skierowane są na nich w momencie, w którym pokazują światu swoje dzieło, które jest wyrazem ich pasji, talentu, ciężkiej pracy i otwartego serca. Ale niekoniecznie chcą być "oświetlani" przez cały czas. Tymczasem w przypadku tak zwanych "gwiazd", a raczej "celebrytów", rzeczywiście zauważalna jest tendencja do kierowania na nich reflektorów przez 24 godziny na dobę. Nie wiem, czy powinniśmy to oceniać w jakikolwiek sposób, bo w końcu każdy z nas ponosi odpowiedzialność za życie, które wokół siebie tworzy. Poza tym, jeśli chcemy mieć więcej wartościowych wypowiedzi, muzyki czy sztuki, to czytajmy i klikajmy na to, co tę wartość z sobą niesie. Nie do końca możemy mieć pretensje o to, jak wygląda świat, bo jesteśmy w jakiejś mierze jego współtwórcami. Celebrujący życie celebryta sam w sobie nie ma siły przetrwania, jeśli jego postać nie jest związana z talentem i umiejętnościami, ale z pomocą mediów, nawet nie posiadając owych środków wyrazu, może naprawdę wiele.

Była Pani do niedawna jurorką w programie "The Voice of Poland". Czy idea bezwzględnej rywalizacji wpisana w tego typu talent-shows nie uczy trochę przyszłych adeptów show-biznesu dążenia do sukcesu za wszelką cenę?
Hmmm... Przecież program "The Voice of Poland" to zwykła, uczciwa rywalizacja, często zresztą pomiędzy bardzo dobrym, a bardzo dobrym, z którą młodym artystom przyjdzie się z czasem zmierzyć na otwartym rynku pracy. Nie wydaje mi się, żeby było w tym coś złego.

Podczas programu niektóre media budowały konflikt między Panią a Edytą Górniak. To oczywiście napędzało oglądalność show. Aby funkcjonować w dzisiejszym show-biznesie, trzeba zgadzać się na funkcjonowanie w takich mechanizmach medialnych?
Gdybym miała jakikolwiek wpływ na to, co piszą media o mnie, czy o Edycie, o nas razem, czy też osobno, to na pewno nie pojawiłyby się w nich te wszystkie zmyślone historie. Przecież ja jestem artystką, śpiewam, piszę piosenki, komponuję, koncertuję, nie piszę artykułów na swój temat. One powstają bez mojej wiedzy, bez mojej akceptacji. Często bywamy po prostu "mięsem armatnim", na którym inni zarabiają pieniądze. W tych czasach niestety często tak wygląda ten zawód. Trzeba umieć to znieść - i tyle.

Co Pani daje moc, aby pokonywać własne lęki i kompleksy - i ciągle się rozwijać?
Moja szczęśliwa rodzina. Dzieci. Zadowolona publiczność po koncertach i możliwość wyrażania swoich uczuć poprzez muzykę. To moje wielkie szczęście w życiu, za które jestem wdzięczna tym, dzięki którym funkcjonuję jako artystka.

"Nie jestem tym, kim byłam" - głosi motto płyty "Anima". Jak postrzega Pani przemianę siebie na przestrzeni dwudziestu lat kariery?
To prawda, "nie jestem tym, kim byłam", mimo wszystko jednak pozostając sobą. Stałam się na pewno bardziej świadoma, rozkochana w życiu, bez pretensji i oczekiwań. Czuję, że jestem lepszym człowiekiem dla innych i samej siebie.

W piosenkach z płyty czuć również nutę zadumy. Czy upływ czasu niesie Pani uspokojenie czy raczej martwi?
Nie niesie spokoju, ale też nie martwi. Jest po prostu koleją rzeczy, której nie da się ani zatrzymać, ani zawrócić. Dlatego zawsze ważne jest tu i teraz. Każda chwila, każde życie, jest jedyne, niepowtarzalne i cenne, nawet wtedy, kiedy nam się takie nie wydaje.

"Pryzmat" kończy się niepokojącymi słowami: "Mój czas.../Dobiegł końca". Często myśli Pani o śmierci?
Śmierć nie jest dla mnie depresyjnym tematem. Choćbyśmy nie wiem jak wiele uczynili, czy też zdobyli, to wszystkich nas czeka przejście na drugą stronę. Nie boję się śmierci. Jestem jej nawet ciekawa. Ale w tym momencie życia nie czekam na nią i nie kuszę losu, żeby miała szansę się o mnie ocierać. Jestem mamą trojga dzieci - i to jest teraz dla mnie najważniejsze.

Jaka jest Justyna Steczkowska, kiedy zdejmuje szpilki, zmywa makijaż i zamyka się przed wszystkimi w domowym zaciszu?
Normalna. Poza sceną niespecjalnie różnię się od innych kobiet, które starają się jakoś połapać swoje życie, nie zaniedbując przy tym ani swojej pracy, ani, co ważniejsze, rodzicielskich obowiązków i miłosnych chwil ze swoją rodziną.

*** Justyna Steczkowska, piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów, skrzypaczka
W 1994 roku wygrała program "Szansa na sukces". W tym samym roku wygrała koncert debiutów Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Wydała 15 płyt. Najnowsza z nich to "Anima". W 2000 r. wyszła za architekta Macieja Myszkowskiego. Tego samego roku urodziła syna, Leona. Drugie dziecko, Stanisław, przyszedł na świat w 2005 r. W sierpniu 2013 roku urodziła córeczkę Helenę.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+

Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska