Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oświęcim: Igor Szopa z Soły uważa, że cierpliwość jest zaletą dobrego piłkarza

Jerzy Zaborski
Igor Szopa (z prawej) uważa, że ma jeszcze czas na powalczenie o miejsce w drużynach występujących na szczeblu centralnym.
Igor Szopa (z prawej) uważa, że ma jeszcze czas na powalczenie o miejsce w drużynach występujących na szczeblu centralnym. Fot. Jerzy Zaborski
20-letni Igor Szopa, choć pomyślnie przeszedł testy w Olimpii Grudziądz, to jednak wiosną nie zagra w barwach pierwszoligowca, mającego szanse awansu na krajowe salony. Zdolny młodzieżowiec najprawdopodobniej pozostanie w trzecioligowej Sole Oświęcim.

Na pewno jednak już sama możliwość kilkudniowego pobytu w składzie pierwszoligowca i bliższego przyjrzenia się jego metodom treningowym była dla młodego oświęcimianina nowym doświadczeniem. Pracował pod okiem Dariusza Kubickiego.

– Byłem w Grudziądzu przez cztery dni _– zdradza Igor Szopa. – Na początek zaliczyłem grę wewnętrzną. Przez kolejne dni też sprawdzałem się w grach wewnętrznych. Podsumowaniem moich sprawdzianów był występ w sparingu przeciwko Zawiszy Bydgoszcz. Zakończył się remisem 1:1._

W meczu przeciwko Zawiszy Szopa zagrał 45 minut. – Trener ustawił mnie na środku drugiej linii, jako defensywnego pomocnika, czyli inaczej niż w Sole, gdzie występuję głównie na boku pomocy – przypomina Igor Szopa. – Jednak pozycja defensywnego pomocnika nie jest dla mnie niczym nowym. W każdym razie, po zakończeniu sprawdzianów, trener Kubicki powiedział mi, że jest ze mnie bardzo zadowolony i widzi mnie w składzie swojej drużyny. Muszę jednak dojść do porozumienia z dyrektorami klubu.

Okazało się, że negocjacje z działaczami Olimpii były trudniejsze niż egzamin sportowy, czyli przekonanie do siebie szkoleniowca. – Nie doszedłem do porozumienia z włodarzami Olimpii i wcale nie chodziło tylko o pieniądze – tłumaczy Igor Szopa. – Występy w Grudziądzu wiązałyby się z wywróceniem całego mojego życia, a jestem przecież w klasie maturalnej. Byłbym z dala od domu, więc nie mógłbym liczyć na żadną pomoc. Spokojnie skalkulowałem wysokość proponowanego mi kontraktu oraz koszty utrzymania. Nie będę przecież żył tylko o „bułce i jogurtach”.

Zawodnik jest jednak zadowolony, że został oceniony przez trenera mającego na niego świeże spojrzenie. – To daje mi mobilizację do dalszej pracy – podkreśla Szopa. – Myślę, że cierpliwość jest w życiu sportowca atutem. Jeśli zostawiłem po sobie dobre wrażenie u trenera pierwszoligowca, to wydaje mi się, że w przyszłości pojawią się kolejne oferty. Może także czas sprawi, że wzrosną moje notowania na rynku piłkarskim. Podobno do oświęcimskiego klubu docierają zapytania odnośnie mojej osoby, ale na razie się nimi nie interesuję. Nie chcę niczego robić na siłę. Przedwczesny skok na pierwszoligowe stadiony niesie za sobą ryzyko zniknięcia z boiska, czy z czasem grania „ogonów”, a w moim wieku najbardziej potrzebna jest gra pod presją. Mam to w Sole, bo przecież jesteśmy wiceliderem grupy małopolsko-świętokrzyskiej III ligi, z szansami na awans.

Jest skazany na futbol, bo dorastał w piłkarskim klimacie. Ojciec – Robert, również był piłkarzem, mającym za sobą ekstraklasowe doświadczenie. Też rozpoczynał w Czeladzi, ale potem reprezentował barwy Rakowa Częstochowa, a wiosną 1997 roku grał w Wiśle Kraków.

– Mam zatem do kogo równać – mówi z uśmiechem Igor. – Wszyscy mówią mi, że odziedziczyłem wiele pozytywnych cech taty, ale on był napastnikiem. Przez kontuzję musiał przedwcześnie zakończyć karierę.

Niektórym może się wydawać, że masywnie zbudowany zawodnik nie ma predyspozycji do gry na boku pomocy, gdzie liczy się szybkość.

_– W ostatnich dwóch latach wyciągnęło mnie do góry, ale niczego nie straciłem ze swoich zalet, czyli szybkiego startu do piłki czy koordynacji ruchowej. Może właśnie na podstawie mojej postury rywale wyciągają pochopne wnioski, co daje mi nad nimi pewną przewagę _– śmieje się Igor Szopa.

Jesienią, w meczu przeciwko Unii Tarnów, wygranym przez Sołę 5:1, zaskarbił sobie sympatię kibiców zegarmistrzowskimi wręcz podaniami, po których Jakub Snadny i Przemysław Knapik dopełnili formalności. Potrafi być mistrzem ostatniego podania.
_
– Gdyby nie kontuzja taty, być może udałoby nam się zagrać w jednej drużynie. Przecież obecnie w niższych ligach nie brakuje dziarskich 40-latków. To byłoby wspaniałe uczucie obsłużyć tatę dokładnym podaniem, po którym zdobyłby gola _– rozmarzył się Igor Szopa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska