Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Jak wyjść z długów? Dodał gazu i wysadził bankomat

Artur Drożdżak
Michał Ś.
Michał Ś. fot. Artur Drożdżak
28-letni Michał Ś. wpadł na pomysł, jak szybko i łatwo wyjść z długów. Teraz ma już prawomocny wyrok krakowskiego sądu i do oddania ponad 230 tys. złotych.

Jak żyć, gdy ma się milion dwieście tysięcy zł długu? Normalnie. Michał Ś. wstawał rano, całował swoją dziewczynę na dzień dobry, pił kawę i jechał do pracy, sklepu internetowego w centrum Krakowa. Miał 28 lat i wiódł życie bez większych zmartwień. Do czasu.

Przybysz z Przeworska
Pod Wawelem mieszkał od 2003 roku. Gdy przyjechał z rodzinnego Przeworska na Podkarpaciu, Kraków wydawał mu się szczytem marzeń i miejscem, w którym zarobi swój pierwszy milion. Skończył studia ekonomiczne, ale jego pierwsza pensja była skromna, bo ile można zarobić jako sprzedawca elektroniki w sklepie ciotki.

Ambicje miał znacznie większe. Wziął pożyczkę i zainwestował 30 tys. zł we własny interes. Myślał, że świat należy do niego, układało się znakomicie. Sklep internetowy ze sprzętem gospodarstwa domowego zaczął przynosić zyski, więc z czasem zatrudnił pięć osób. Nie brakowało mu gotówki, to inwestował coraz większe sumy. Czuł się rekinem biznesu, każdemu dałby radę.

Kryzys i wielkie długi
Interes kwitł w najlepsze, właściciel bez opamiętania zaczął brać kredyty. 100, 200, 300 tys. zł. Potem z dziewczyną, pracownicą banku, pokusił się o kredyt hipoteczny na blisko 400 tys. zł, by kupić dom w Krakowie. Niestety w 2012 r. kryzys pojawił się na świecie, w Polsce i na koniec w jego portfelu. Obroty spadły, rosły zaległości wobec banków i hurtowni sprzętu.

Michał Ś. wpadł w spiralę długów, a co gorsze, przestał zarabiać. Za późno przyszła refleksja: jak tu oddać 1,2 mln zł długu? Sam się zaczął już gubić w spłatach kredytów. Jeden z dłużników w krakowskim sądzie wywalczył od niego zapłatę 60 tys. zł, a w kolejce ustawili się następni. Potrzebne było szybkie wyjście z trudnej sytuacji.

Przepis w internecie
Michał Ś. zaczął się zastanawiać, czy nie wziąć jeszcze jednego kredytu, ale już na fałszywe dane. Zrezygnował. Ratunku poszukał więc w internecie. Wpisywał do wyszukiwarki hasło: jak szybko i łatwo zarobić pieniądze. Wyświetlił mu się film obrazujący, w jaki sposób wysadzić bankomat za pomocą mieszanki gazów. Co ważne, musiały mieć one odpowiednie proporcje: 30 proc. acetylenu i 70 proc. tlenu, aby nastąpił wybuch, a banknoty się nie spaliły. Zdesperowany zdecydował się na taki krok. W sklepie z gazami technicznymi pod Proszowicami kupił dwie butle za 1200 zł. Trzymał je w garażu.

Nieudana pierwsza próba
Sam skonstruował detonator z akumulatora, kabli i świecy żarowej. Na cel wybrał bankomat na Rynku Fałęckim. Liczył, że będzie w nim około 200 tys. zł. Nie wiedział, że faktycznie w maszynie znajdowało się o połowę mniej gotówki. Podał fałszywe dane i kupił za 2 tys. zł opla astrę w komisie na al. Pokoju. Zeszlifował numery fabryczne samochodu i trzymał go na parkingu w pobliżu bankomatu.

Podjechał na miejsce w nocy z 23 na 24 listopada. Butle z gazem miał w bagażniku. Zaparkował tuż obok bankomatu. W środku nocy ludzi nie było, rzadko przejeżdżało jakieś auto, cisza, spokój. Tylko ręce trzęsły się z nerwów. Wkrętarką próbował zrobić otwory w urządzeniu, by wprowadzić do środka gumowe węże z gazem. Nagle wypadło mu wiertło z wkrętarki... Z trudem udało się wywiercić dwa otwory i zaczął przez nie puszczać gaz, kable podłączył do akumulatora w aucie i wtedy bez powodu spanikował. Zaczął zwijać kable, ale się zaklinowały. Kiedy je wyrywał, wypadła mu świeca żarowa. Ten właśnie moment uchwyciła kamera monitoringu. Michał Ś. odjechał autem i porzucił je potem na jednej z ulic miasta.

Wybuch w środku nocy
Kilka dni bił się z myślami co dalej, ale gdy przyszły kolejne faktury do zapłaty, zrozumiał, że nie ma wyjścia i trzeba spróbować jeszcze raz obrabować bankomat. Kupił za 900 zł dwie mniejsze butle z tlenem i acetylenem, by się zmieściły w płóciennej torbie. Zamontował węże i zestaw do detonacji, kable i świecę żarową. Kupił też drugie auto na serwisie Allegro i około 1 w nocy znowu był przed bankomatem. Śrubokrętem odchylił klapkę, która przysłaniała pojemnik z pieniędzmi. Postukał siekierą i wbił śrubokręt pod klapkę podajnika gotówki. Wprowadził przewody gazowe i świecę żarową. Puścił acetylen i policzył do 10, puścił tlen i liczył do 20. Zakręcił kurki z gazem, wyjął przewody od gazu, podpiął przewody do akumulatora i po 6-7 sekundach nastąpił wybuch.

Zaskoczył Michała Ś. Mężczyzna był w szoku, że tak szybko i głośno huknęło. Myślał nawet, że doszło do zniszczenia budynku sklepu. Kasetki z gotówką nie chciały wyjść, więc zabrał je ze stojakiem, na którym stały. Wybuch był na tyle potężny, że jedna z mieszkanek pobliskiej ulicy Żywieckiej myślała, że to w jej domu eksplodował piec gazowy i poderwała się na równe nogi. Sprawdziła, ale nic złego się nie działo, więc wróciła do łóżka. Jej sąsiad także skoczył do okna. Był przekonany, że w willę w środku nocy wjechał samochód. Rozejrzał się po posesji, ale śladu pojazdu nie było. Rzucił okiem na zegarek. Była za kwadrans 4 rano, mężczyzna mocniej nakrył głowę poduszką. Nie widział, że na miejscu szybko pojawili się pracownicy ochrony, a potem policjanci. Przyjechali, bo włączył się alarm sklepu Market Point przy Rynku Fałęckim. Żadnego włamania jednak nie było, okazało się, że wyleciał w powietrze bankomat obok sklepu. Zniknęły kasetki z gotówką, w sumie 191 300 zł.

Michał Ś. po kradzieży stojaka i kasetek z pieniędzmi zaciągnął wszystko do bagażnika auta, nie przewidział, że stojak jest tak duży. Gdy zamykał klapę, wybił szybę w bagażniku. Był w panice i myślał tylko o tym, by odjechać. Torbę z butlami, akumulator i kable pozostawił obok zniszczonego bankomatu. Przejechał dwa kilometry, zaparkował na ul. Kobierzyńskiej. Bał się, że ktoś zauważy, że jeździ z rozbitą szybą. Stanął koło najbliższego śmietnika, przepakował banknoty do torby, a ubranie, dokumenty i tablice rejestracyjne auta wyrzucił do kubłów. Zdenerwowany nie zauważył, że przy okazji pozbył się wtedy umowy kupna samochodu i telefonu komórkowego. Auto porzucił i taksówką dostał się na Dąbie. Tam przeczekał do rana. Spacerował z torbą pełną gotówki, rozmyślał co dalej. Po południu zaczął wpłacać pieniądze we wpłatomatach m.in. w sklepie Alma. Tak robił przez trzy dni i przelał je potem na konta dłużników.

Ruszyło śledztwo
Policja zaczęła drobiazgowe zbieranie dowodów. Teren otoczono taśmą, pozbierano z chodnika nadpalone banknoty. Było coś jeszcze. Sprawca na miejscu zostawił torbę, z której wystawała siekiera, śrubokręt, jakiś rurki oraz dwie nieduże butle gazowe posklejane taśmą. Obok mały akumulator, taki z motoru. Było jasne, że wysadził bankomat używając mieszanki tlenu i acetylenu doprowadzonej gumowymi wężami. Wybuch zainicjowała iskra elektryczna od akumulatora, od którego sterczały dwa kable elektryczne.

Było widać, że siła detonacji była duża. Podmuch zniszczył metalowe barierki obok bankomatu, rozbił solidną szybę w sklepie i uszkodził w nim tzw kurtynę antywłamaniową. Właściciel straty wycenił na 3,5 tys. zł. Pokazał jeszcze policjantom zapis monitoringu z trzech kamer na zewnątrz marketu. Jedna z nich zarejestrowała młodego mężczyznę, który od strony ulicy podchodzi do bankomatu z torbą, coś manipuluje przy urządzeniu, znika, po kwadransie znowu się zjawia. Widać, że robi kilka kroków do tyłu i wtedy następuje eksplozja. Błysk, huk i z bankomatu lecą wióry. Mężczyzna doskakuje i zabiera stojak z kasetkami z gotówką. Właściciel sklepu po obejrzeniu nagrania powiedział, że poznaje tego osobnika.

- Już tydzień wcześniej coś manipulował przy tym bankomacie i pozostawił obok niego kawałek dziwnego drutu w izolacji. Mam nagranie, co wtedy robił - opowiadał.

Bankomat miał wtedy trochę uszkodzony podajnik pieniędzy, tzw. prezenter i powinien być naprawiony po kilku dniach, ale serwis nie dojechał na czas. Po detonacji już nie było czego zbierać. Zniszczone urządzenie wyceniono na 42 tys. zł. Nie nadawało się do naprawy.

Porzucone auto
Policja miała pierwszy trop w sprawie. Faktycznie kamery zarejestrowały, że już wcześniej nieznany mężczyzna coś robił przy bankomacie, rozwijał jakiś kabel. Ta sama postura, okrągła twarz, tylko ubiór inny.

Na drugi ważny trop śledczy wpadli dwa dni potem. Na ul. Kobierzyńskiej odkryto porzuconego forda. Drzwi otwarte, brak tablic rejestracyjnych, a z tyłu rozbita szyba. Z bagażnika wystawał stojak i kasety bankomatowe. Puste. Ustalono właścicieli auta z Krakowa. Agent ubezpieczeniowy i właścicielka sklepu zielarskiego powiedzieli, że samochód sprzedali na aukcji Allegro mężczyźnie i to dzień przed wysadzeniem bankomatu. Kupujący był z Przeworska, lecz mieszkał w Krakowie. Umowę spisali na kolanie, tak się spieszyli, że nie zauważyli, że mężczyzna jej nie podpisał. Potargowali się, to zapłacił od ręki 1300 zł i odjechał fordem.

Zdjęcie u policjantów
- Miał miły wyraz twarzy. Była taka okrągła, pucołowata. Wzbudzał zaufanie - zeznała kobieta. Pokazano jej zdjęcie. Rozpoznała go. Skąd policja miała jego fotografię już po czterech dniach śledztwa? Zapewne ustaliła nabywcę auta przez serwis Allegro. Widać, że w mig uwinęli się nie działający zwykle w świetle reflektorów funkcjonariusze z Wydziału Wywiadu Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej.

Wyrok w zawieszeniu
Michał Ś. swojej dziewczyny nie wtajemniczał w plan wyjścia z długów. Zrealizował go, gdy wyjechała na szkolenie z banku. Zatrzymany przyznał się do zarzutów. Podczas przeszukania znaleziono u niego dwie sztuki broni. Jedną gazową, drugą palną: rewolwer Mateja typu shotgun kal. 10 mm. Pieniędzy już nie miał, bo uregulował nimi część długów. Za kratkami spędził 23 dni, wyszedł za poręczeniem 5 tys. zł, które wpłaciła jego dziewczyna.

Z policyjnej analizy wynikało, że nie był doświadczonym przestępcą. Za pierwszym razem tylko eksperymentował i bez powodu się wycofał z włamania. Za drugim był zaskoczony siłą eksplozji i ledwie zdążył się oddalić, by nie odnieść obrażeń. Michał Ś. zaproponował dla siebie karę 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Sąd wydał taki prawomocny wyrok.

28-latek musi naprawić finansowe szkody: oddać blisko 230 tys. zł, czyli skradzione pieniądze i wartość zniszczonego bankomatu. Sklepu internetowego nie zamknął, liczy, że będzie koniunktura i uda mu się spłacić długi.

W Europie i Polsce
W Europie wysadzanie bankomatów to nie rzadkość. Tak przestępcy robili w Hiszpanii, we Włoszech, a od 2005 r. to była istna plaga w Niemczech.

W Polsce też były takie przypadki. Do podobnych przestępstw doszło m.in. w woj. świętokrzyskim, na Pomorzu i w Małopolsce. Analiza wykazała jednak, że tam detonowano bankomaty w odmienny sposób. Sprawcy używali innych mieszanek gazów i źródeł zapłonu, jak choćby w przypadku skoku na bankomat w Pcimiu, gdzie trzej sprawcy wysadzili go używając lontu. Wpadli po podobnym włamaniu koło Żywca na Śląsku. Do wysadzenia bankomatu doszło także na warszawskich Bielanach w ub. roku obok bazarku przy ul. Broniewskiego. Uszkodzona została część urządzenia, tak że udało się z niego wyciągnąć kasetkę z pieniędzmi. dwóch złodziei aresztowano. Do wysadzenia bankomatu gazem doszło też w Krasnymstawie pod Lublinem. Wcześniej złodzieje uszczelnili urządzenie pianką montażową, by gaz z niego nie uchodził zbyt szybko. Teraz są poszukiwani przez policję. Sprawcy odjechali z miejsca kradzionym autem.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska