Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Demarczyk. Czy nigdy już jej nie usłyszymy?

Marta Paluch
Ewa Demarczyk (zdjęcie z 2012 roku).
Ewa Demarczyk (zdjęcie z 2012 roku). fot. Maciej Smiarowski
Ile było w niej diwy, a ile łobuziary? Rozmawiamy z Angeliką Kuźniak, która wraz z Eweliną Karpacz-Oboładze jest autorką książki "Czarny Anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk".

Ewa Demarczyk dawno zniknęła ze sceny, zaszyła się w domu w Wieliczce. Dlaczego napisałyście tę książkę akurat teraz?
Ponieważ ludzie, którzy Ewę Demarczyk i tamte czasy pamiętają, odchodzą. Czterech naszych rozmówców - naszych, bo książka ma współautorkę Ewelinę Karpacz- Oboładze, znakomitą reporterkę radiową - już nie żyje. Coraz bardziej zawodna jest też pamięć tych, którzy zostali. Bywało, że ktoś, z kim rozmawialiśmy w styczniu, w maju, gdy chciałyśmy dopytać o jakiś szczegół, nie pamiętał już całej historii. Dzięki Ewie Demarczyk mogłyśmy opowiedzieć również o świecie, którego była częścią. Są więc Piwnica pod Baranami, nasiadówki w kuchni Janiny Garyckiej, marzec 1968 i trudne wybory, stan wojenny, PRL.

Miałam ją za poważną diwę. A z książki dowiaduję się np., że była zagorzałym kibicem Wisły, znała wyniki meczów, dokładne składy drużyn…
To wspomnienie Jerzego Poliwody, jej kuzyna. Od dzieciństwa interesowała się sportem. Wolała z chłopakami grać w zośkę niż bawić się lalkami. Ćwiczyła gimnastykę przyrządową, pływała kajakiem, jeździła na rowerze. Wracała do domu z rozbitymi kolanami. A jej mama cierpliwie cerowała podarte ubrania. Śmiała się, że ma "najbrudniejsze dziecko w okolicy".

Koledzy nazywali ją kumpelą, Demarczycą.
Jej kolega ze studiów Paweł Galia opowiadał o ich wspólnej grze w brydża. Grali trochę dla szpanu, bo licytowało się po francusku. Wspomina, że kumpelą była nadzwyczajną, ale nikt nie był w stanie jej namówić, żeby cokolwiek zaśpiewała ot, tak.

A jaka była w szkole? Niepokorna?
Przekorna. Tadeusz Kwinta wspominał, że już jako dziecko, kiedy proszono: "stój", to biegła, gdy mówiło się: "biegnij", to stała. Grała na fortepianie. Dużo ćwiczyła, choć sama mówiła: "Chyba byłam zdolna, tylko leniwa, ćwiczyć to nie lubiłam". Gdy ćwiczenia jej nie szły, rozrzucała nuty po pokoju. Jej mama także traciła cierpliwość, wysyłała ją do kąta: "Jak nie potrafisz, to nie graj". Mała Ewa szybko zbierała nuty i siadała do pianina. Zbyt ambitna, żeby się poddać.

Piszecie, że była naiwna i nieśmiała, choć wielu kojarzy ją z silną osobowością.
O jej pierwszym występie z Piwnicą, w czerwcu 1962 roku w Domu Literatów na Krupniczej, Miki Obłoński powiedział: "wyszła onieśmielona, nie umiejąca się ruszać, nie wiedząca co zrobić z rękami, źle uczesana, w sukience uszytej przez mamę". Każdy jednak podkreśla, że na scenie w Ewę Demarczyk wstępowało coś demonicznego. Gdy profesor Edward Dobrzański zobaczył ją na egzaminie do PWST, zwrócił uwagę, że "od razu tę scenę wypełnia". Kiedyś, po jednym z koncertów dziennikarka zapytała kogoś z publiczności: jak działają na pana jej piosenki? " Paraliżują". Ktoś inny dopowiedział: ,,Przypominam sobie, że można czuć". Myślę, że do dziś wielu z nas czuje podobnie.

To jej przypadały najlepsze piosenki w Piwnicy. Opowiadano nawet, że zabierała je innym wokalistkom… Czuła, że jej się to należy?
Zygmunt Konieczny zaproponował jej swoją piosenkę "Czarne Anioły", bo wiedział, że poradzi sobie z nią doskonale. Barbara Nawratowicz, która miała ją pierwotnie zaśpiewać, nie przychodziła na próby. To jego wersja, bo Barbara Nawratowicz opowiedziała nam inną…

Że Wiesław Dymny rzucił w nią popielniczką, trafił w krtań i gardło ją bolało?
Właśnie. Myślę, że to nie Ewa Demarczyk zabierała komuś piosenki. Wybierano ją, bo była najlepsza. Nie widzę powodu, by miała odmawiać śpiewania tak fantastycznych tekstów.

Miała osobowość diwy?
Była perfekcjonistką. To jedno z najczęściej pojawiających się określeń u osób, z którymi rozmawiałyśmy, a które z Ewą Demarczyk pracowały. Artystka nie jest w tym perfekcjonizmie odosobniona. Kilka lat temu opublikowałam w Wydawnictwie Czarne książkę "Marlene" o Marlenie Dietrich. Ona podczas przygotowania do koncertów sprawdzała, czy tapeta na widowni się nie odkleja. Jeśli chodzi o Ewę Demarczyk, myślę, że odpowiedź daje sama artystka w wywiadzie przed laty: "nie tylko śpiewam, lecz prowadzę cały spektakl". Słowo "spektakl" jest tutaj kluczowe. Profesor Zdzisław Łapiński, który z Ewą Demarczyk współpracował, opowiadał, że jej recitale zawsze były wielką kreacją . ,,Gdy koncert się kończył - mówił - czuło się raczej niedosyt niż przesyt. Publiczność reagowała bardzo żywiołowo. Krzyki, piski, płacz. I zawsze pełna sala i zawsze prośba o bis".

I dlatego nie zgodziła się wystąpić z kurami...
Tak (śmiech). Miała kilka wymagań. Fanaberii - jak mówił Szymon Szurmiej, nieżyjący już dyrektor Teatru Żydowskiego w Warszawie. I dodawał: "Ale miała prawo je mieć. Więc: na scenie dwa fortepiany, czarne, zestrojone". W Kijowie stał fortepian dobrej jakości, ale bordowy. Ewa Demarczyk powiedziała: "Ten fortepian ma zły kolor". Nic więcej. Po prostu wyszła. Koncert odbył się po sprowadzeniu innego instrumentu. Drugim wymogiem artystki były światła na scenie, trzecim: czarna podłoga. Na koncerty w świecie jeździła z belą czarnego materiału, który w razie konieczności rozściełano na estradzie. Dlatego, kiedy na koncert w Równem weszła na salę i zobaczyła, że po scenie chodzą kury i kaczki, odmówiła występu. Rozumiem ją.

Jak wyglądał jej hotelowy apartament?
Różnie. Kiedyś grała koncert, noclegi były zapewnione w starym klasztorze, było strasznie zimno. Jej łóżko i wannę obstawiono więc grzejnikami…

Chodziło mi o jej bałaganiarstwo… Woziła wiele waliz i ubrania rozwalała po pokoju.
Jak mówi Andrzej Zarycki: "Miały być pod ręką".

Ile prawdy w tym, że mężczyźni ją uwielbiali, a kobiety niekoniecznie?
Mężczyźni kochali ją, nawet kiedy nad ranem, z rozmazanym makijażem, przybiegała na zajęcia w szkole teatralnej, jeszcze bardziej tajemnicza niż zwykle. A kobiety? Dziś nie przyznają się, że były jej niechętne.

To może cytat z koleżanki: Ewa najczęściej mówiła o sobie…
Krystyna Zachwatowicz… Myślę, że Ewa Demarczyk mówiła głośno i dużo o wszystkim, więc może stąd wrażenie, że głównie o sobie. Była pełna emocji, prawdziwa w nich. To musiało być dość intensywne. Miała mocny głos.

Nawet jeśliby mówiła ciągle o sobie... Przecież na jej koncerty waliły tłumy jak na Rolling Stonesów. Milicja, piszczące tłumy, kolejki po bilety o piątej rano.
Teatr Żydowski, 1974 rok. Sala na kilkaset osób, a chciało wejść kilka tysięcy. Porządku musiała pilnować milicja. Bilety dawano lekarzom jako łapówki. A po recitalu ludzie czekali, by ją zobaczyć. Podobnie zresztą było kilka lat wcześniej, w tym samym teatrze. Występowała w nim także Mieczysława Ćwiklińska (przedwojenna gwiazda filmu - przyp. red.) Miała problemy z chodzeniem. Gdy po próbie aktorzy wynosili ją na krzesełku z teatru, zobaczyła Ewę Demarczyk. Powiedziała: "To, co pani robi, jest wspaniałe". Ewa Demarczyk była zjawiskiem.

Dlaczego przestała śpiewać?
O to trzeba zapytać panią Ewę Demarczyk. Kilka osób wspomina, że miała problemy z wyemitowaniem górnych dźwięków. Ale równie wielu dodaje, że to nie było najważniejsze, bo miała coś, czego nikt nie ma: niezwykłą zdolność nawiązywania kontaktu ze słuchaczem, wciągania go w spektakl. Są tacy, którzy mówią, że koncert w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (jeden z ostatnich - przyp. red.) był dramatyczną walką Ewy Demarczyk z samą sobą. Walką przegraną. Ktoś inny po tym samym koncercie opowiada, że płakał ze wzruszenie przez kilkanaście minut. Stanisław Radwan powiedział, że obojętnie, co wybrała, byłaby wielka. Jeden warunek: musiałby to być zawód, w którym "to ona łapie publiczność za mordę". Łapała i łapie do dziś. Przecież jej śpiew ciągle poraża. Nie bez znaczenia była również decyzja władz miasta o połączeniu Teatru Ewy Demarczyk z Teatrem Ludowym. Nie chciała tam występować, czuła się skrzywdzona. Mówiła: "Zostawiłam Kraków, ale nie publiczność. Ja wiem, że publiczność krakowska mnie kocha, bo i ja ją darzę takim samym uczuciem".

Nigdy jej nie usłyszymy?
Jakiś czas temu ukazała się informacja, że ministerstwo kultury zamierza wydać niepublikowane nagrania Ewy Demarczyk. Sądzę, że te nagrania pochodzą z późniejszych koncertów. Zapytałyśmy o to w ministerstwie. Odpowiedź? Nikt nie złożył wniosku. Ewa Demarczyk skończyła właśnie 74 lata. Czy naprawdę trzeba czekać aż złoży wniosek? Rozumiem, biurokracja, ale może warto uprościć te procedury?

Minister wtedy się z nią spotkał, jednak artystka od dawna unika dziennikarzy. Paniom też nie udało się z nią spotkać.
Wiemy, że mieszka w Wieliczce. Ale nie stałyśmy pod jej oknem, nie wypytywałyśmy o nią sąsiadów. Może czytelnicy spodziewali się, że w naszej książce opiszemy, co się z Ewą Demarczyk dzieje teraz. Tylko co miałybyśmy napisać?

Że chodzi po bułki do miejscowego sklepu?
No właśnie. Że ma rozwiane włosy? Nawet jeśli, cóż to za informacja?

Nie wróci już do publicznego życia?
Nie oczekuję tego. Dlaczego nie dajemy jej prawa do odejścia? Jeśli czegoś żałuję, to przede wszystkim tego, że Ewa Demarczyk nie pracuje z młodymi ludźmi, że nie pozostawia nam w ten sposób swojego talentu.

Jaki więc efekt może mieć Wasza książka, skoro nie ten, że ona w końcu wyjdzie do świata?
Chciałabym, żeby ukazała się ta zapowiadana płyta. To wystarczy.

Ewa Demarczyk
Najjaśniejsza z gwiazd polskiej piosenki lat 60. i 70. Przez długi czas związana z Piwnicą pod Baranami. Śpiewała teksty Dymnego ("Czarne anioły"), Tuwima ("Grande valse brillante", "Tomaszów"), Białoszewskiego ("Karuzela z madonnami"). Ostatni raz wystąpiła w 1999 roku.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska