Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Listkiewicz: Wybaczyłem zabójczyni mamy

Jerzy Filipuk
Michał Listkiewicz to nazwisko znane kibicom piłkarskim. My pokazujemy go jako osobę dotkniętą wielkim dramatem rodzinnym, jako człowieka, który potrafił przebaczyć zabójczyni matki.

Aneto! Dziękuję za list z 28 marca. Jak wiesz, ja już Ci wybaczyłem. Moja Mama, spoglądająca na nas z nieba - też. W tych szczególnych dniach, wielkiej żałoby po śmierci Ojca Świętego, wszystkie sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Jesteśmy życzliwi, bardziej dla siebie serdeczni, uspokojeni. (...) Jeżeli mogę Ci pomóc, przysyłając ubranie, lekarstwa lub jedzenie, proszę o wiadomość. Pozdrawiam. Nie załamuj się, walcz ze złem i wierz. Michał Listkiewicz.

Ten list były szef PZPN napisał wiosną 2005 roku do Anety B., która w lutym 2002 roku - wraz ze swym chłopakiem Dariuszem U. - zamordowała jego mamę, Olgę. Oboje odsiadują wyrok 25 lat więzienia.

Listkiewicz przebaczył sprawczyni zbrodni zaraz po ogłoszeniu wyroku, w 2003 roku, dwa lata przed śmiercią Jana Pawła II. - Nie szukam zemsty. To kara bardzo surowa. Daje jednak tym młodym ludziom szansę na powrót do społeczeństwa - mówił Listkiewicz na korytarzu sądowym. I dodał: - Chcę odszukać dziecko tej dziewczyny i pomóc mu, by kiedyś nie znalazło się w takiej sytuacji jak jego matka.

Dlaczego przebaczył komuś, kto przyczynił się do tego, że jego 72-letnią matkę duszono kablem, zadano jej 28 ciosów w głowę, 14 w klatkę piersiową i poderżnięto gardło? Dlaczego zdobył się na taki gest wobec kogoś, kto w bestialski sposób wykorzystał dobroć jego najbliższej osoby, która gościła w domu, pomagała i wspierała duchowo przyszłą zabójczynię?

Tabletki nie zadziałały
- Darek mówił mi, żeby pójść do pani Olgi i żeby okraść jej mieszkanie. Żeby wsypać jej tabletki na sen do herbaty (…) - tak w telewizyjnym reportażu Anny Senkary, zaczęła swą opowieść o zbrodni jej współsprawczyni Aneta.
Była noc z 9 na 10 lutego 2002 roku. W mieszkaniu Olgi Listkiewicz, przy ul. Andersena w Warszawie zjawiła się Aneta. Jej chłopak czekał na klatce schodowej. Ona miała ze sobą 6 tabletek clonazepamu, które dał jej Darek. - Kazał mi je wsypywać - mówi Aneta w reportażu. - A ja nie chciałam ani jej wsypywać tych tabletek, ani tego, żeby się jej cokolwiek, broń Boże, cokolwiek stało.
Gdy siedziały w mieszkaniu, Aneta niepostrzeżenie wrzuciła jednak tabletkę do herbaty gospodyni. Potem drugą. Nie zadziałały. Pani Olga nie zasnęła - jak się spodziewali. Nie wiedzieli, że clonazepam może u osób w starszym wieku wywołać tzw. reakcje paradoksalne, m.in. pobudzenie i bezsenność.

Aneta zapytała gospodynię, czy może od niej zadzwonić. Mogła. - Pani Olga wyszła, bo ona miała bardzo dużo w sobie kultury. Mogłam rozmawiać przez telefon - wspomina Aneta. Powiedziała Darkowi, że chce wyjść, że nie będzie wsypywać więcej tabletek, bo to może zabić panią Olgę. Ten jednak kazał jej wsypać kolejną.

Posłuchała go. Wsypała i - zabrawszy mamie Listkiewicza klucze od mieszkania - wyszła. - Ja i tak już miałam pieniądze, więc Darek pojechał kupić narkotyki - mówi.

Wołała na pomoc
W środku nocy Darek obudził Anetę i powiedział, że wracają do mieszkania pani Olgi "bo ona na pewno już śpi". Nie chciała iść, próbowała go przekonać, żeby sam poszedł, ale tłumaczył, "że trzeba ją okraść, bo taka okazja się nie zdarzy".

Drzwi otworzyli skradzionym kluczem. Gdy mama Listkiewicza zobaczyła Anetę i stojącego za nią Darka, zamarła ze strachu. - Wołała. Wołała na pomoc. Była strasznie przerażona... - mówi Aneta.

On złapał drewniany tłuczek do mięsa i zaczął nim uderzać w bezbronną kobietę. Potem oboje dusili kobietę. Kablem. Gdy przestała się ruszać, on zadał jej wiele ciosów - tak mocnych, że aż złamało się ostrze noża - i poderżnął jej gardło. "Chyba dla pewności" - mówił w sądzie.

Darek miał rękawiczki, worki foliowe na nogach. Nie chciał zostawiać śladów.

- A ja byłam tak, jak stałam. Ja nie szłam tam z zamiarem, żeby zrobić jej krzywdę - broniła się Aneta.

Świat dobra i zła
Skradzione pieniądze - kilka tysięcy złotych - wydali głównie na narkotyki. W ręce policji trafili po 10 dniach. Zostali oskarżeni o zabójstwo. W lutym 2003 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał ich na 25 lat więzienia. - Spotkały się dwa światy: dobra i zła. Świat dobra musiał przegrać. Miejmy jednak nadzieję, że tak nie będzie zawsze - mówił sędzia Marek Celej.

Dlaczego mordercy nie dostali dożywocia? - Nie możemy tych ludzi pozbawiać cienia szansy, a czy z niej skorzystają, zależy tylko od nich - wyjaśniał sędzia.

To wtedy właśnie Listkiewicz mówił o wybaczeniu... Potem była apelacja prokuratury i uchylenie wyroku. W sierpniu 2004 roku stołeczny Sąd Okręgowy ponownie jednak skazał oboje morderców na 25 lat więzienia. Pod uwagę wziął ich zachowanie przed i po zbrodni, a także sytuację Anety: rodzinną (miała małą córkę) i zdrowotną (była chora na AIDS).

- Przez branie narkotyków zaraziłam się HIV. Nie wiem, ile czasu jeszcze pożyję, bo każdy dzień to dla mnie walka, żeby nie złapać jakiejś infekcji, która mogłaby mnie zabić - nie ukrywa Aneta.

Ze względu na stan zdrowia korzystała z czasowego zezwolenia na opuszczenie celi. Nie wróciła jednak za kraty. W listopadzie 2010 roku wydano za nią list gończy. Zatrzymano ją w maju 2012 roku w lesie koło Nowego Dworu Mazowieckiego.

- Jej zachowanie było dla mnie rozczarowaniem. Nie pomoże jej to w powrocie na wolność - mówi Listkiewicz.

Heroina i córeczka
Aneta urodziła się w 1980 roku. Wychowywała się w Węgorzewie koło Giżycka. W domu jej oparciem była tylko mama. To w jej ramionach czuła się bezpieczna. Ojcu nigdy nie potrafiła zaufać. Gdy pił - bił. Ją, mamę i jej brata. Wojskowym pasem. - Kazał się nam kłaść na ławę i wtedy nas bił - wspomina. Uciekali z domu do sąsiadki, a gdy wracali, czekali "aż emocje mu opadną i po prostu zaśnie".

Po narkotyki sięgnęła w wieku 15 lat, gdy poznała 22-letniego Grzegorza. - Wydawało mi się, że jestem strasznie w nim zakochana i już tak zostanie - opowiada.

Grzegorz wprowadził ją w świat narkotyków. Miała 16 lat, gdy zaszła w ciążę. Urodziła Zuzię.Nie chciała tego dziecka, ale mama namówiła ją, żeby urodziła. I to ona zajmowała się malutkim dzieckiem. Ale gdy Zuzia miała 4 lata, jej babcia zmarła.

Ucieczka do stolicy
Strata mamy załamała Anetę. Wyjechała do Warszawy. - Zostawiłam wszystko, wyszłam z domu jak stałam - wspomina. Porzuciła dom, córkę, brata i ojca-alkoholika.

Żyła z dnia na dzień. Ćpała, włóczyła się, czasami coś ukradła. Nie interesowała się losem Zuzi. Rzadko dzwoniła do ojca. To od niego dowiedziała się, że Grzegorz - jej pierwsza miłość - powiesił się.

Poznała o pięć lat starszego Darka z Żoliborza. Też ćpuna. Zamieszkała u niego. Początkowo on zdobywał forsę na kolejne "działki".

Potem i ona zaczęła przynosić do domu pieniądze. Dostawała je od Olgi Listkiewicz, która mieszkała blisko bloku swych przyszłych zabójców.

Pani Olga często przychodziła do miejscowego baru mlecznego, gdzie rozmawiała z napotkanymi ludźmi - i tymi, którzy lubili tam posiedzieć, opowiadać o sobie, swoich problemach, i tymi, którzy ciekawie opowiadali o sztuce, kulturze czy literaturze.

Po pewnym czasie Michał Listkiewicz z żoną Dorotą zaproponowali mamie, by zamieszkała bliżej nich, na Ochocie. Przeprowadzka była już przygotowana, ale pani Olga nie chciała opuszczać ulubionego miejsca i ludzi, z którymi codziennie się widywała. Znała wszystkich, dobrze się tam czuła. Bar to był jej niemal drugi dom, a nie miejsce do jedzenia. Dlatego tak bardzo lubiła bywać w tym barze. Nie wiedziała, że w tym raju spotka kogoś, kto zgotuje jej piekło.

"Starsza, miła pani"
Aneta mamę prezesa PZPN poznała w 2001 roku. Opowiadała jej o trudnym dzieciństwie, ucieczce z domu, życiu w biedzie...

- Ujęła mnie pani Olga swoim ciepłem i dobrocią. Po prostu starsza, miła pani - wspomina Aneta, która potrafiła u ludzi wzbudzać zaufanie i wywoływać litość. "Starsza, miła pani" szybko ją polubiła.

O poznaniu pani Olgi, która zaczęła wspomagać ją finansowo, powiedziała swemu chłopakowi. Ten nazwał ją "dobrą ciocią". Pieniądze, która pani Olga przekazywała Anecie, wydawał na narkotyki. Ale nie chciał się zadowalać datkami. Postanowił ją okraść.

Rodzina społeczników
61-letni dziś Michał Listkiewicz pochodzi z rodziny słynącej z działalności społecznikowskiej, pomocy innym ludziom.

Jego pradziadek, Bronisław Koszutski, był okulistą, absolwentem medycyny na UJ, lekarzem m.in. w szpitalu św. Ludwika w Krakowie i ordynatorem szpitala św. Trójcy w Kaliszu. Działał na rzecz miejskiej biedoty i robotników, organizował szczepienia dzieci przeciwko dyfterytowi, przyczynił się do zwalczania jaglicy, podczas okupacji z narażeniem życia udzielał pomocy lekarskiej rodakom, po wyzwoleniu organizował szpitalnictwo.

Jego siostrzeniec Jerzy Koszutski (ps. Jurand) był kolarzem torowym, olimpijczykiem w 1928 roku w Amsterdamie, potem założycielem legendarnego "Chóru Juranda".

Żona Bronisława Koszutskiego, Józefa Zboromirska była lekarką. Mieli syna i trzy córki. Jedna z nich, pisarka Halina Koszutska, babcia Listkiewicza, opiekowała się adoptowaną córką poety Władysława Broniewskiego, a także wychowywała - gdy rodzice nie mieli na to czasu - małego Michała. Z ZSRR, gdzie była nauczycielką polskiego, przywiozła malutkie dzieci, które na wojnie straciły rodziców, by mogły rozpocząć nowe życie w rodzinach zastępczych.

Halina i jej dwie siostry, Jadwiga i Wanda, uratowały z warszawskiego getta wielu Żydów. W Jerozolimie mają swoje drzewo pamięci i tablicę pamiątkową.

Córka, Haliny, Olga Koszutska (potem Listkiewicz), nazywana przez przyjaciół Oleną, krótko studiowała aktorstwo, później skończyła reżyserię. Była ulubioną studentek Aleksandra Bardiniego. Najdłużej była związana z Teatrem Polskim w Warszawie. Urządzała przedstawienia w zakładach pracy, widowiska poetyckie w Łazienkach czy pod pomnikiem Nike, wymyśliła też teatr dla dzieci w Pałacu Kultury i Nauki.

Ojciec Michała, Zygmunt Listkiewicz, był aktorem scen warszawskich, przez ponad 35 lat aktorem filmowym (m.in. "Człowiek na torze", "Eroica", "Zezowate szczęście", "Gdzie jest generał...", "Polskie drogi"), a także reżyserem, pedagogiem. Na początku lat 80. zachorował na raka wątroby, zmarł w 1989 roku w wieku 54 lat.

Szokujący telefon
13 lutego 2002 roku w Limassol nasza piłkarska reprezentacja rozegrała towarzyski mecz z Irlandią Północną. Wygrała 4:1.

Listkiewicz wracał do hotelu autem ambasadora Polski na Cyprze Tomasza Lisa (zmarł w 2011 roku), gdy zadzwonił do niego przyjaciel, pracownik PZPN Tadeusz Obliński. To jego poprosił wcześniej o sprawdzenie, czy coś się stało u mamy po telefonie, jaki dostał od sąsiadki zaniepokojonej niezgaszonym światłem i włączonym telewizorem w mieszkaniu na Żoliborzu.

Obliński pojechał do mieszkania z najstarszym synem Listkiewicza, Tomaszem. Do mieszkania na I piętrze weszli przez balkon. To, co zobaczyli, było przerażające.

Listkiewiczowi, który zjawił się w stolicy następnego dnia oszczędzono widoku zmasakrowanego ciała mamy. Do dziś wini się za to, że "w najważniejszej chwili mamy" nie było go przy niej.

Mama wspominała mu wcześniej, że poznała dziewczynę, że jej pomaga. Listkiewicz uznał to za coś normalnego. Dopiero, gdy mama zaczęła go prosić o pieniądze, bo chciała pokryć swej nowej znajomej podróż do siostry w Berlinie, zaczął mieć wątpliwości. Podzielił się nimi z żoną, ale pieniądze dla Anety mamie dał.

Dlaczego?
Dlaczego przebaczył morderczyni? - Wybaczyłem, bo mama by tak postąpiła. Wybaczyłem, bo nienawiść zatruwa nam życie, dewastuje nas. A ja wierzę, że każdy człowiek ma w sobie pokłady dobra. Nie ma ludzi z gruntu złych - przekonuje.

O historię życia Anety pytał prokuratora, policjantów. Jej powikłane losy także wpłynęły na jego decyzję. Decyzję, która wywołała zaskoczenie. - Moja żona do tej pory się z nią nie zgadza. Większość mojej rodziny, przyjaciół, znajomych nie popiera tej decyzji - przyznaje.

Ale Listkiewicz zdobył się na coś więcej niż "tylko" przebaczenie. Zaczął pomagać morderczyni. Odpowiedział na jej list - pełen skruchy i z przeprosinami, ale i z prośbą o wsparcie rzeczowe i finansowe.

- Wysyłałem jej do więzienia środki czystości, podręczniki do nauki, kosmetyki, pieniądze na leczenie zębów - opowiada.

Zadeklarował też pomoc dla córki Anety. Ta jednak trafiła potem do małżeństwa, które się nią zaczęło opiekować. Dziś ma 18 lat, nie zna historii swej prawdziwej matki.

- Jej wychowywaniem zajęła się rodzina nauczycieli, która mieszka na Mazurach. Otrzymałem od niej wzruszający list. Napisałem, że jeśli będzie potrzebna pomoc z mojej strony, to niech da znać - mówi Listkiewicz.

Wybaczył Anecie, bardzo pomógł, ale w pewnej chwili zdał sobie sprawę że nie może wiecznie identyfikować się z nią, w pewnym sensie uzależnić od niej jak ofiara od oprawcy. Nie widzi już potrzeby kontaktu z nią.

To samo, w jeszcze większym stopniu, dotyczy mordercy jego mamy.

- To on był inspiratorem morderstwa. W pierwszym odruchu też mu wybaczyłem, ale z dużo mniejszym przekonaniem niż Anecie, której życzę, by stała się dobrym człowiekiem. On mnie nie interesuje - mówi.

Michał Listkiewicz podziela zdanie znanej piosenkarki Eleni, że przebaczenie jest potrzebne bardziej przebaczającym niż sprawcom tragedii, że należy starać się zrozumieć drugiego człowieka, że ze zła można wydobyć jakieś dobro, że żeby komuś wybaczyć, trzeba samemu zrobić rachunek sumienia, zastanowić się, czy się kogoś nie skrzywdziło. - Nawet skończone dranie mają w sobie jakieś zasoby dobra. Ale są przytłumieni zazdrością, nienawiścią, chęcią zysku - przekonuje.

Wbrew temu, co podawały niektóre media, Listkiewicz nie podjął swej decyzji pod wypływem zachowania Eleni. O geście piosenkarki dowiedział się, gdy przeczytał o jej historii.

Historia Eleni
20 stycznia 1994 roku w lesie w okolicy Przybrodzina (Wielkopolska) zginęła Afrodyta Tzoki, córka Eleni. 17-latkę zastrzelił jej były chłopak. Strzelił najpierw w skroń, potem w serce Afrodyty. W maju 1995 roku sąd skazał go na 25 lat więzienia. Kary dożywocia wtedy jeszcze w Polsce nie było.

Przebaczyła zabójcy swej córki już wkrótce po tragedii. Mimo ogromnego bólu, zadzwoniła do jego matki. - Obie straciłyśmy dzieci - powiedziała jej. Piotra nigdy nie nazwała mordercą. Rozmawiała z nim przez telefon. Chce się z nim spotkać, gdy wyjdzie z więzienia. "Jest różnica pomiędzy bólem i cierpieniem, brakiem córki - a samym przebaczeniem. Tego bólu nie można zlikwidować, to jest nieutulony żal, który trudno określić... Czym innym jest jednak czuć ból, ale przebaczyć. (…) Przebaczenie jest najważniejszą wartością, żeby móc dalej żyć i dawać ludziom radość" - wyznała portalowi "Opoka".

13. rocznica
W lutym, jak zawsze w rocznicę śmierci mamy, Michał Listkiewicz pójdzie z rodziną i przyjaciółmi na jej grób, który zawsze pokrywają znicze i kwiaty. Bo o kobiecie o prawym charakterze nigdy nie zapominają ci, którzy mieli szczęście ją spotkać, To będzie 13. rocznica jej śmierci.

***

Otwarty dom
Rodzice Listkiewicza prowadzili otwarty dom. Gościło w nim wielu znanych aktorów, m.in. Irena Kwiatkowska, Mariusz Dmochowski, Jan Kobuszewski, Bronisław Pawlik, Zbigniew Zapasiewicz i Marian Łącz. Ten ostatni zabrał kiedyś małego Michała na mecz o awans do III ligi Polonia Warszawa - Warszawianka, co sprawiło, że zainteresował się futbolem, a nie został muzykiem, jak chciała jego babcia.

Spotkania przyjaciół
Teraz w rok u w domu Listkiewicza spotykają się przyjaciele jego rodziców: Lech Ordon, Roman Kłosowski, Ignacy Gogolewski, Bogdan Łazuka, Maria Broniewska, Barbara Horawianka,Hanna Rek czy cioteczny brat pani Olgi, prof. Feliks Tych. - Słuchanie ich jest dla mnie wielkim przeżyciem - mówi Listkiewicz.

Michał Listkiewicz
Jako człowiek futbolu osiągnął niemal wszystko - 23 lata był sędzią piłkarskim (m.in. arbitrem liniowym w finale mundialu w 1990 roku we Włoszech), trzy lata sekretarzem generalnym i dziewięć lat prezesem PZPN, jest obserwatorem UEFA, członkiem Komisji Sędziowskiej FIFA i prezesem Piłkarskiej Ligi Polskiej. Jako były sędzia i wciąż czynny działacz czuje się spełniony.

Marzenia Michała
Ma dwa marzenia. Niezwiązane z futbolem. - W szkole podstawowej założyłem z kolegami zespół muzyczny. Daliśmy cztery koncerty. Potem się rozpadliśmy. Teraz, po 50 latach, chcemy reaktywować zespół. Chciałbym też nauczyć się gry na gitarze basowej. Pomoc obiecał mi basista zespołu De Mono, Piotr Kubiaczyk, kibic Polonii Warszawa.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska