Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieje rodziny Geyerów spinają historię Łodzi

Agnieszka Magnuszewska
Dominik Szczęsny-Kostanecki to prawnuk Gustawa Wilhelma
Dominik Szczęsny-Kostanecki to prawnuk Gustawa Wilhelma Maciej Stanik
Geyerowie - rodzina, której dzieje jak klamra spinają historię wielkoprzemysłowej Łodzi. W XIX i na początku XX w. odgrywali dla miasta kluczową rolę, ale po II wojnie słuch po nich zaginął. Ich potomkowie: Dominik Szczęsny-Kostanecki i jego matka Maria Szczęsna odwiedzili Łódź z okazji otwarcia Honorowego Konsulatu Finlandii w Łodzi. W końcu Robert Geyer był przedstawicielem takiej placówki 75 lat temu.

Nestor rodu, czyli Ludwik Geyer pochodzący z Saksonii przybył do Łodzi w 1828.

- Od niego zaczyna się fortuna Geyerów, postawił wspaniałą Białą Fabrykę, uruchomił pierwszą w Łodzi maszynę parową, która była wówczas fenomenem. Zakłady Geyera bardzo szybko się rozwijały, w latach 30. nie było większego fabrykanta niż Geyer - podkreśla Dominik Szczęsny-Kostanecki, prawnuk Gustawa Wilhelma Geyera, którego dziadkiem był właśnie Ludwik Geyer.

Rodzina przyznaje, że Ludwik Geyer podejmował się wielu przedsięwzięć, ale z różnym skutkiem.

- Otworzył cukrownię, która była gwoździem do trumny jego kariery. Mówiąc szczerze, Ludwik Geyer nie zawsze prowadził swoje interesy uczciwie. Przykładowo pod koniec życia dawał pracownikom wypłatę w bonach, które okazały się sfałszowane - podkreśla Szczęsny-Kostanecki. - Ale miał wielką wizję. Prowadził działalność dobroczynną. Był twórcą pierwszego szpitala, założył szkołę dla dzieci robotników i pierwszy chór w Łodzi.

Pod koniec życia Ludwik Geyer nie miał szczęścia do interesów.

- W skutek wielkiej konkurencji ze strony Karola Scheiblera, wojny krymskiej i źle podjętych decyzji, fortuna Ludwika podupadła. Umarł w 1863 roku, a jego synowie : Ryszard, Gustaw i Emil podjęli się dalszego prowadzeniu przedsiębiorstwa. Założyli w 1886 roku Towarzystwo Akcyjne Ludwik Geyer - tłumaczy Dominik Szczęsny-Kostanecki, którego prapradziadek jako pierwszy z braci zarządzał firmą. - Po śmierci Gustawa w 1893 roku na stanowisko prezesa powołany został Emil. Gdy Emil umarł w 1910 roku zakłady Geyera były w bardzo dobrej formie z obrotem 11 milionów rubli, Wypracowano aż 5 milionów rubli zysku.

Gdy Łódź zajęli Niemcy w firmie zaczął się kryzys, bo odpadł olbrzymi rosyjski rynek zbytu. W latach 20. XX w. przedsiębiorstwo przejął Gustaw Wilhelm, pradziad Dominika Szczęsnego-Kostaneckiego.

- To Gustaw Wilhelm był ostatnim właścicielem zakładów Geyera. O tej rodzinie mówiło się - krwiopijcy, bo za nic mieli los robotnika. Jednak przeczą temu wspomnienia robotników pracujących u Gustawa Wilhelma. Wówczas robotnik zarabiał miesięcznie 350 zł (na obecne warunki to około 3 tys. zł), a mieszkanie kosztowało od 10 do 15 zł. Około 200 zł wynosiła pensja urzędnika.
Ważną postacią był Robert Geyer, brat Gustawa Wilhelma. W 1939 r. zastrzeliło go gestapo po tym, jak wstawił się u komendanta wojskowego za swoim kuzynem Karolem (synem Emila), którego zatrzymali okupanci.

- Przyczyn śmierci Roberta Geyera może być kilka. Jedną z nich jest odmowa przywitania Himmlera przybywającego do Łodzi - mówi Przemysław Waingertner, autor książki "Ostatni lodzermensch" - Robert Geyer (1888-1939)". - A najbardziej sensacyjna wersja jest taka, że jako konsul honorowy Finlandii usiłował wykorzystać swoje kontakty do ratowania łódzkiej żydowskiej elity.

Po śmierci Roberta Geyera kuzyn Karol przeprowadził się do Zielonej Dąbrowy. Ostatecznie jego żona wyjechała do Kanady z synem Karolem juniorem.

- I nadal mieszka on w Kanadzie. Spotkałem go tylko raz. To jeden z nielicznych potomków po mieczu w naszej rodzinie - przyznaje Szczęsny-Kostanecki. - Więcej jest potomków po kądzieli, bo nawet Gustaw Wilhelm miał dwie córki. Wiemy, że jacyś potomkowie Geyerów są jeszcze we Włoszech, ale ich nie znamy.

W rodzinie Geyerów wychowała się również Joanna Maria Sylwester, zaadoptowana przez Helenę Annę Geyer, żonę Gustawa starszego.

- Babcia była dzieckiem znalezionym. Dostała wykształcenie i posag. Przez tę część życia, co ja znałam, mieszkała na Górnym Śląsku, z tym , że młodość spędziła w Łodzi - tłumaczy Anna Musiałowicz, przewodnik po Łodzi. - Mój ojciec jeszcze miał okazję poznać Helenę Geyer. Gdy jechała przez Śląsk do wód, dostawał od niej kieszonkowe.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki