Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ona pokazała Szpilce inne życie

Łukasz Madej
Z prywatnego archiwum Kamili i Artura
Z prywatnego archiwum Kamili i Artura fot. facebook
Czasami krzyknę, bo u Artura jest tak, że tam gdzie się rozbierze, tam ciuchy zostają. Z podłogi w łazience robi sobie półeczkę - opowiada partnerka pięściarza Artura Szpilki Kamila Wybrańczyk.

Często można o Pani przeczytać: Kamila Wybrańczyk, narzeczona Artura Szpilki.
Ktoś tak o mnie powiedział, napisał, przyjęło się. Pierścionka zaręczynowego na razie jednak nie mam, więc ciągle kogoś muszę poprawiać.

Podobno zaiskrzyło kiedyś między Panią a Korą z Maanamu.
W trakcie castingu do programu "Must be the music". Pani Kora powiedziała, że daje mi "TAK", bo jestem dziewczyną Artura Szpilki.

Pani co na to?
Odpowiedziałam, że jest tutaj od tego, żeby oceniać mój talent, a nie to, z kim się spotykam. Przytaknęła i więcej już za bardzo się nie odzywała. Chyba zobaczyła, że dziewczyna Szpilki też ma niewyparzoną buzię (śmiech). A poważnie mówiąc, to już w życiu nie pójdę do takiego programu, bo - moim zdaniem - wszystko jest tam ustawione. Wybierają osoby, które chwytają ludzi za serce, czyli na przykład śpiewającego strażaka, a tak naprawdę było mnóstwo wspaniałych, rewelacyjnych zespołów, milion razy lepszych od nas, które w ogóle nie przeszły.

Początek znajomości z Arturem to dla Pani także początek przygody z mediami?
Tak.

I do niektórych komentarzy można się przyzwyczaić?
Można, skóra na człowieku z czasem twardnieje, ale na początku, kiedy czytałam niektóre komentarze, w oczach miałam łzy. Tragedia. Zastanawiałam się: "Co ja tym ludziom zrobiłam"? Teraz u siebie na Facebooku sama już nawet chętnie takie osoby prowokuję. Uodporniłam się. Zaczyna mnie to wszystko śmieszyć. Tak sobie myślę, że chyba rzeczywiście jesteśmy trochę zawistnym, zazdrosnym narodem.

Wróćmy do muzyki.
Uwielbiam ją, śpiewam od dziecka. Chodziłam do szkoły muzycznej, grałam na perkusji klasycznej. Potem uczyłam się w liceum, w klasie o profilu teatralnym, brałam udział w musicalach. Osiem lat śpiewałam piosenki świętej pamięci Jana Kaczmarka. Był też taki fajny czas, kiedy z zespołem mieliśmy swoje pięć minut. Zarobkowo graliśmy, śpiewaliśmy na wrocławskich rynkach.

Dziś nadal marzy Pani o muzycznej karierze?
Nie, ale muzyka ciągle mi w duszy gra. Teraz jednak jako hobby. Czasem sobie coś wrzucę do internetu. Kocham śpiewać, więc dlaczego nie miałabym się tym dzielić z innymi? Słucha ten, kto chce. Swoje na castingach jednak widziałam i stwierdziłam, że nie tędy droga. Nie lubię tych wszystkich fałszywych ludzi. Show-biznes nie jest dla mnie. Zresztą muzykę zaniedbałam, kiedy poszłam na studia.

Spotkała Pani pierwszy raz Artura i..? Przysłowiowy strzał?
Właśnie nie, w ogóle. Nawet mi się wtedy nie spodobał z wyglądu. Zauroczył mnie za to swoim charakterem. Ma taki wspaniały, że tym zrobił całą robotę.

Wszystko zaczęło się od randki w ciemno.
Koleżanka umówiła się z kolegą Artura. We czworo poszliśmy na obiad. Chwilę wcześniej nawet nie wiedziałam, kim jest Artur Szpilka, a moja wiedza na temat boksu kończyła się na Gołocie i Adamku. Weszłam więc na "dobrego wujka" Google, a tam zobaczyłam same złe rzeczy. Kryminalista i tym podobne.

Artur chwilę wcześniej wyszedł z więzienia.
Właśnie, a mama, kiedy potem dowiedziała się o Arturze, powiedziała: "Matko Boska, córko, z kim ty się spotykasz"?

A teraz co mówi?
Teraz Artur to jej ulubiony zięć. Uwielbiają się tak, że potrafią razem siedzieć cztery godziny, pić kawę i plotkować. Takie to dwie bojcory (śmiech).

Pani - magister resocjalizacji, pewnie było łatwiej mamę uspokoić.
Teoretycznie troszkę tak, tylko że osobiście to sama w resocjalizację nie wierzę.

W takim razie skąd pomysł na takie właśnie studia?
Miałam na myśli, że nic na siłę. Jeśli ktoś nie chce, to nie da się go zresocjalizować. A moje studia? Jakoś tak mam, że bardzo dobrze dogaduję się z ludźmi spod ciemnej gwiazdy. Dla mnie taki złodziej samochodów, to nie tylko człowiek, który kradnie. Jestem dosyć otwarta, nie wrzucam wszystkich do jednego worka. Taka osoba też może mieć w sobie wartościowe cechy, które trzeba tylko z niej wydobyć.

Zawsze Pani tak myślała?
Zawsze. Może ktoś i robi złe rzeczy, ale należy się dowiedzieć, dlaczego. Przecież tacy ludzie również są w stanie oddać innemu swoje ostatnie pieniądze, a samemu zostać z niczym. Takie cechy należy pomóc im uzewnętrznić. I tak było też w przypadku Artura. Na niego duży wpływ miało, że się poznaliśmy. Myślę, że gdyby dalej przebywał w poprzednim środowisku, nie miał osoby, która go przystopuje, pokaże inne życie poza laniem się na ulicy, to dalej szedłby poprzednią drogą. A nawiasem mówiąc, razem swoje w życiu przeszliśmy, więc na początku powtarzaliśmy sobie: "Nie zakochujmy się w sobie. Po co nam to teraz?". Jakiś jednak jeden, drugi obiad, kolacja i wszystko samo przyszło. Po dwóch miesiącach bycia razem zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie.

Pochodzi Pani z Dolnego Śląska, ale pierwsze trzy lata studiów spędziła w sumie niedaleko rodzinnej Wieliczki Artura, bo w Nowym Sączu.
Zrobiłam tam licencjat, ale magisterkę już w Warszawie. A Nowy Sącz znam dobrze. Pracowałam tam w butiku odzieżowym, wcześniej w hotelu jako animator kultury. Piękne rejony, rewelacja na stare lata mieć tam domek, odpoczywać.

Macie taki plan? Pytam, bo Artur często powtarza, że kocha góry.
Coś tam sobie rozmawiamy, ale na razie odkładamy pieniądze, a na nic konkretnego się nie umówiliśmy. Niedługo polecimy do Stanów. Żeby Artur mógł się rozwijać będę pewnie musiała zamknąć swój internetowy butik, podporządkować się. Jestem jednak dosyć kreatywna, na pewno sobie poradzę.

Pewnie w ogóle bycie partnerką zawodowego pięściarza to taka dodatkowa fucha na całą dobę.
Szczególnie w trakcie przygotowań do walk jestem na pełny etat pomocą domową, kucharką i wszystkim innym, kto tylko jest potrzebny sportowcowi.

Czasem nawet razem trenujecie warzechami.
Troszkę się wygłupiamy, ale w takich miesiącach naprawdę trzeba przyjąć styl życia Artura. Musi trzymać dietę, więc nawet jem to co on, bo nie chce mi się gotować dla dwóch osób.

Należy Pani do wąskiego grona osób, które bez obaw mogą nakrzyczeć na Artura Szpilkę.
Myśli pan, że nie byłoby konsekwencji?

A byłyby?
No nie, żartuję oczywiście. Czasami krzyknę, bo u Artura jest tak, że tam gdzie się rozbierze, tam ciuchy zostają. Z podłogi w łazience robi sobie półeczkę. To standard. Tak się już jednak wycwanił, że udaje, iż mnie nie słyszy albo przytakuje. A i tak to ja muszę wszystko pozbierać.

Patrzy Pani sobie czasem na chłopaka i zastanawia się: "Co ty masz takiego w sobie, że jesteś tak popularny"?
Nie, bo ja wiem, o co chodzi. Artur nigdy nie mówi ludziom, co być może wypadałoby, żeby usłyszeli, tylko to co naprawdę myśli. I za to jedni go nienawidzą, ale inni kochają. Bywa tak szczery, że może czasem rzeczywiście powinien ugryźć się w język i zachować pewne rzeczy dla siebie. On jednak uważa, że nie będzie niczego udawać.

Pod pomysłem wyjazdu do USA podpisuje się Pani obiema rękami?
Nie, jeśli już to jedną nogą (śmiech). To dla mnie zły pomysł w takim sensie, że urodziłam się w Polsce i tutaj chcę mieszkać. Mam ustabilizowane życie i wszystko trzeba będzie zostawić. Niech się jednak Artur rozwija. Jeśli wszystko ułoży się zgodnie z planem, to mówimy o wyjeździe do pracy na kilka lat. Potem wrócimy. I kto wie, może coś wtedy wyjdzie z tego domu w górach...

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska