Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukrainka w Krakowie: trudna nauka polskiego

Olena Kadyrowa
Olena Kadyrowa. Ukraińcy w Polsce gotowi są godzinami oswajać trudny język, choć nasza gramatyka okazuje się dla nich wiedzą tajemną
Olena Kadyrowa. Ukraińcy w Polsce gotowi są godzinami oswajać trudny język, choć nasza gramatyka okazuje się dla nich wiedzą tajemną Andrzej Banaś
Obwarzanki na każdym rogu i wielka liczba rowerów - to pierwsze, co zobaczyłam. Kraków przywitał mnie jednym z najtrudniejszych języków na świecie, tolerancyjnymi ludźmi i poparciem dla Ukrainy. Ale różnica w mentalności Polaków i Ukraińców jest większa niż wydaje się w Kijowie - pisze Olena Kadyrowa, Ukrainka rodem z Doniecka, która trzy miesiące temu przyjechała do stolicy Małopolski.

Po co uczyć się rok polskiego?! Za miesiąc w Polsce będziesz w tym języku dysertację pisać.
Tak mówiła jesienią moja koleżanka, pomagając zamknąć wielką walizkę. Wybierałam się do Krakowa na roczny kurs języka i kultury polskiej dla przyszłych studentów. Moi przyjaciele byli przekonani: język polski każdy inteligentny Ukrainiec może przyswoić na intensywnym kursie w tydzień lub dwa. W głębi duszy zgadzałam się z nimi. Nie sądziłam, że w Krakowie czeka mnie prawdziwe szkolne życie, a Polska zadziwi nie tylko nauką!

Witaj, dżdżownica!
Po pierwszych dniach pod Wawelem byłam optymistką: kupiłam winogrona na targu, prawidłowo odliczyłam sześć złotych uprzejmej pani-sprzedawcy i nawet przedstawiłam w mięsnym sklepie geopolityczną sytuację w moim rodzinnym Donbasie.
Problemy zaczęły się z dźwiękami. W życiu uczyłam się rosyjskiego, angielskiego, francuskiego, greckiego i trochę chorwackiego.

Ale żaden z tych języków nie miał takiego bogactwa dźwięcznych i bezdźwięcznych głosek. "Ukochanym" słowem stała się szybko dżdżownica. To gibkie zwierzę nijak nie chciało wchodzić na mój język. Okazało się, że w polskim spółgłoski chodzą razem złożonymi grupami i nawet małe odstępstwo w wymowie zmienia sens wypowiedzi.

Na zajęciach z polskiej wymowy jest ze mną dziewczyna z Chin, chłopak z Australii i inni męczennicy z całego świata. Na komendę nauczyciela zatykamy nos palcami. Nie od razu łapiemy, lecz we właściwym momencie: w drugiej fazie wymowy dźwięku "a" i "o". Palce mają zapewnić wibrację w nosie, żeby koniec "a" dawał oczekiwaną "nosówkę". Wygląda to śmiesznie, ale brzmi całkiem po polsku.

Polska gramatyka także okazała się jakąś tajemną wiedzą. Komplikacja wynika szczególnie z... bliskości polskiego i ukraińskiego języka. Na Ukrainie wszyscy choć trochę uczyli się romańsko-germańskich języków. Ale z podobieństwami i różnicami języków słowiańskich mało kto miał do czynienia. Ukraiński student próbuje więc posługiwać się polskim jak własnym. Tworzy jakiś dziwny miks z ukraińskim akcentem: "Ta bula w sklepu, kupyla ziemniakow". Kiedy w końcu zaczyna to rozumieć, ze wstydu milknie. Jedyne wyjście, jakie znalazłam, to uczyć się polskiego jak całkiem nowego języka. I chociaż istnieją całe prace naukowe poświęcone pokrewieństwu polskich i ukraińskich słów, lepiej koncentrować się na różnicach. Pozostaje stary dobry sposób nauki - wkuwanie.

Rower i obwarzanki
Kiedy góry podręczników i zadań zmieniły się w lawinę, postanowiłam na pewien czas zapomnieć o nauce i poznać nieco Kraków.

Obwarzanki na każdym rogu i wielka liczba rowerów - to pierwsze, co zobaczyłam. Po tygodniu uznałam, że przydałby mi się rower. W Kijowie służy on głównie do treningów lub przejażdżek po parkach. Kijowscy kierowcy, stojący w olbrzymich korkach, chętnie zmieniliby cztery kółka na dwa, tylko ścieżek rowerowych nie ma.

O urokach Krakowa wszystko już napisano w piosenkach i przewodnikach. Po Kijowie wydał mi się miłym, prawie kameralnym miastem.

Nie mając roweru, nauczyłam się biegać za tramwajami. Zauważyłam, że nie pomaga się tutaj starszym ludziom przy wchodzeniu (w Kijowie podać rękę emerytowi jest w dobrym tonie). Może wynika to z tego, że nie chce się podkreślać czyjegoś wieku lub słabszej kondycji fizycznej? Bo tak w ogóle krakowianie wydają się przyjaźni i pomocni. Nie mają co prawda nawyku promiennego uśmiechu jak Amerykanie, ale nie odmówią, jeśli mogą pomóc.

Szczególnie lubię chodzić do sklepów i na targ pod halą. Na częste pytanie: "Skąd pani jest?", odpowiadam: "Ukraina, Kijów i Donieck".

Przyjemnie widzieć, jak wtedy ociepla się spojrzenie wielu ludzi. Łamanym polskim opisuję ukraiński opór przeciw kremlowskiej okupacji - już tylko dlatego warto było przyjechać do Krakowa! Zwykle padają pytania o czołgi na ulicach Doniecka i słowa "chory" pod adresem Putina. Komplement, który usłyszałam w mięsnym sklepie ("ale pani jest pyszną kobietą"), pomógł mi lepiej zapamiętać "ą" niż nauka na lekcji.

Polska dla Ukraińców to nie całkiem "zagranica", raczej bliski sąsiad. Ale różnica w mentalności Polaków i Ukraińców jest większa niż wydaje się w Kijowie. Niuanse widoczne są szczególnie w codziennym życiu.

Polacy są bardziej oszczędni. Ukrainiec może pójść do restauracji za ostatnie pieniądze, licząc, że jutro pożyczy u kolegi. Ukrainki używają więcej dekoracyjnych kosmetyków z drogich sklepów (od zawartości konta to nie zależy, najwyżej pożyczy się pieniądze).

Główna różnica polega na stosunku do prawa. Polacy bardziej przestrzegają przepisów. Segregacja odpadów w Polsce to raczej reguła, na Ukrainie dotyczy pojedynczych osób. To samo z parkingami i opłatami. W Kijowie auta zostawia się gdzie kto chce. Nikt nie rozgląda się za parkomatem lub parkingowym, żeby zapłacić.

Tu rybka lubi pływać
"My, Polacy bawić się umiemy" - na piosenkę z serialu "07 zgłoś się" ochoczo reaguje ukraińska dusza. Te słowa są bliskie naszemu rozumieniu smaku życia. Co to za święto bez czegoś mocniejszego? Wygłaszamy nawet podobne toasty przy stole: "Coś w gardle drapie, trzeba gardło namoczyć" albo "człowiek nie wielbłąd, dużo wody nie wypije, a gorzałkę może". Zdziwiło mnie jedynie, że Polacy - kobiety i mężczyźni - piją głównie piwo.

Ukraińcy wolą wódkę, a Ukrainki wino. Jeśli jest więcej napitków, to pijemy "naukowo" - od najsłabszych do najmocniejszych trunków, nie mieszając, żeby głowa rano nie bolała. Stąd popularność słoniny na Ukrainie - uważa się bowiem, że tłuszcz łagodzi toksyczne działanie wódki. Nikt tego specjalnie nie uczy, ale wiedza, jak przeżyć po wesołej biesiadzie, jest powszechna już u młodych ludzi. I jeszcze jedno: w Kijowie nie grzeje się piwa - to tak samo, jakby grzało się lody.

Wojna - pakujemy walizki
Już pierwszego dnia w Krakowie zaskoczyły mnie tłumy Ukraińców na ulicach. Polska wydaje się dla nas najtańsza w Europie, można uzyskać tutaj międzynarodowy dyplom wyższej uczelni. Na Ukrainie jest dużo programów dla młodych ludzi, którzy chcą wyjechać na Zachód. Kto nie może pozwolić sobie na kształcenie w Anglii lub Niemczech, traktuje Polskę jako rozsądną alternatywę.

Napływ ukraińskich studentów nie wynika tylko z chęci nauki. Katalizatorem wyjazdów stała się wojna i zła sytuacja gospodarcza Ukrainy. Przed rosyjską agresją też wyjeżdżało się na studia lub do pracy za granicą, ale nie w takim wymiarze, jak teraz.

Upadek ekonomiczny Ukrainy w pierwszej kolejności odczuli ludzie uprawiający twórcze zawody. Miesiąc przed wyjazdem do Polski dostałam kilkanaście CV od moich kolegów.

Wszyscy to znakomici dziennikarze, redaktorzy, scenarzyści. Wszyscy szukają pracy. Połowa już wypełniła wnioski wizowe. Szukają legalnych sposobów na wyjazd - nauka to jeden z nich. Młodzi specjaliści gotowi są inwestować w kolejny dyplom, aby tylko zdobyć prawo pobytu w innym kraju i pracę zgodną z wyuczonym zawodem. Większość jeszcze rok temu o tym nie myślała.

Polskę wybierają z powodu bliskości i możliwości szybkiej adaptacji. Studenci nie kryją, że to szansa na "zaczepienie się" w Unii Europejskiej. Jeśli choć jeden członek rodziny przebywa w kraju NATO, to pozostali krewni są spokojniejsi: mają dokąd uciekać.

Uczestnicy mojego kursu przyznają, że chcą dostać się tutaj na uczelnie, uzyskać prawo pobytu, a potem starać się o obywatelstwo polskie. Gotowi są godzinami oswajać "dżdżownicę", bo w Polsce nikt nie strzela, kurs złotego nie skacze każdego dnia, a drzwi do całej Europy są otwarte.

Znalazłam Polaków
W Kijowie byłam jedną z tych, których nazywa się aktywistami. Za dnia toczyliśmy informacyjną wojnę z okupantami, wieczorami - nieśli pomoc na Majdanie. Na początku zimy 2014 roku 80 proc. Ukraińców tak żyło. Kiedy Rosja zaczęła otwartą wojnę z Ukrainą, doszło nam pakowanie rzeczy dla żołnierzy, zbieranie lekarstw, pomoc uchodźcom.

Po tak intensywnym kijowskim życiu, w Krakowie czekał mnie zastój. Nic, tylko nauka i czytanie wieści z Ukrainy, żadnego udziału w wydarzeniach.

To było trudniejsze niż najbardziej stresujące dni w Kijowie. Powrócić w wir publicznego życia pomogły mi serwisy społecznościowe. Dzięki internetowi poznałam w Krakowie nie tylko Ukraińców, ale także Polaków, którzy okazali się nawet większymi ukraińskimi patriotami niż niektórzy Ukraińcy. Dla mnie to jest najcenniejsze odkrycie w Polsce.

Jeszcze w Kijowie chodziłam na bezpłatny kurs języka polskiego dla Ukraińców. Lekcje prowadził Polak - Kuba Łoginow. Byłam pod wrażeniem, że w wolnym czasie uczy za darmo Ukraińców. Znalazłam go na facebooku. Przez niego poznałam też nowych przyjaciół w Krakowie. Szybko pojawiła się okazja do spotkania: wysyłka z Polski na Ukrainę leków, żywności, śpiworów i ciepłej odzieży.

Po zakończeniu pracy zadawałam sobie pytanie: po co Polacy to robią?. Jeden z organizatorów Ukraińskiego Klubu w Krakowie Jarosław Podworski odpowiedział krótko: brat brata nie porzuca w biedzie.

W Krakowie i Małopolsce wielu Polaków pomaga Ukraińcom jak może. Ukraiński Klub zbiera rzeczy i pieniądze, które wysyła na Ukrainę. Z początku była to pomoc humanitarna dla Majdanu, teraz - zbiórka pieniędzy, odzieży i innych rzeczy dla uchodźców ze wschodniej Ukrainy i żołnierzy. Odprawiono już kilkadziesiąt ton, lecz ciągle brakuje ciepłych ubrań, bielizny, zimowych butów, skarpet. Potrzebne są też leki.

Nie spodziewałam się, że w Krakowie odbywa się tak dużo wspólnych polsko-ukraińskich akcji. 11 listopada przyszłam pod Krzyż Katyński, by dołączyć do kolegów z Ukraińskiego Klubu. Zdziwiona zobaczyłam tłum. Nad głowami łopotały razem niebiesko-żółte i biało-czerwone kolory. W końcu wypatrzyli mnie znajomi i wręczyli ukraińską flagę, ale zapomnieli o kiju. Koło mnie stały dwie starsze panie z polskimi flagami. Widząc, że nie mogę swojej podnieść do góry, w jednej chwili znalazły mi kij. Inna nieznajoma podarowała mi własny.

"Doniecka banderówka"
Przed przyjazdem do Polski niepokoiłam się, że ktoś będzie mnie obwiniać za "polsko-banderowskie" karty w dziejach naszych krajów. Tym bardziej,że w obliczu rosyjskiej agresji, młodzi Ukraińcy, na przekór Moskwie, nazywają siebie "banderowcami", co jest niezrozumiałe dla Polaków. Trudno wyjaśnić, że to ironia, a banderowcy nie są dla nas wzorem do naśladowania. Nazywając tak siebie na zasadzie "wróg mojego wroga to mój przyjaciel", Ukraińcy nie myślą o polskich ofiarach z czasów II wojny światowej.

Ja także robiłam tak przed przyjazdem do Polski. Kraków nauczył mnie wrażliwości na słowa: Więcej nie nazwę siebie "doniecką banderówką", nawet w żartach. I chociaż nie ma w historii czerni i bieli, z szacunku dla Polaków będę szukała innych słów.

Teraz "Mazurek"
Tak przywitał mnie Kraków: jednym z najtrudniejszych języków na świecie, uciekającymi tramwajami, tolerancyjnymi ludźmi i polskim poparciem dla Ukrainy.

Jechałam do obcego kraju, gotowa na szok adaptacji i nieprzyjazne spojrzenia, którymi mogą mnie "obdarować" miejscowi. Okazało się, że można tu z lekkim sercem nosić ukraińską flagę.

Tylko ten polski język nie chce się szybko zaprzyjaźnić. Ale postanowiłam poświęcić wakacje na książki o polskiej historii, gramatyce i na "Mazurka Dąbrowskiego". Może wtedy się zaprzyjaźnimy...
Tłumaczenie: Ireneusz Dańko

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska