Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

XXI wiek: Ludzie w wielkim mieście [NAGRODZONY FOTOREPORTAŻ]

Joanna Urbaniec, Marta Paluch
Joanna Urbaniec
Joanna Urbaniec fot. Katarzyna Kojzar
Oni tu mieszkają tak jak w średniowieczu. W barakach socjalnych bez łazienek, toalet. Joanna Urbaniec za ten fotoreportaż otrzymała Nagrodę Dziennikarzy Małopolski w kategorii "Foto".

Baraki przy ul. Kantorowickiej w Krakowie z zewnątrz wyglądają nawet przyzwoicie. Dwa lata temu zarządzający nimi Zarząd Budynków Komunalnych wyremontował elewację. Urzędnicy zapomnieli jednak o tym, co wewnątrz. W mieszkaniach na ścianach kwitnie grzyb, tynk odpada, a podłoga gnije. W tych gminnych mieszkaniach socjalnych ludzie żyją bez łazienek, woda w studni w zimie zamarza, a ubikacje, a właściwie wychodki, są na zewnątrz. W takich warunkach mieszkają od kilku do kilkudziesięciu lat. Ale nie można powiedzieć, że już się przyzwyczaili.

Włodek

Na jego drzwiach zamiast wizytówki, tabliczka z napisem "Sherif". Nazywają go Szeryfem, bo jest tu najdłużej, 42 lata. - Przez ten czas wszyscy koledzy mi poumierali. Byli tacy, którzy mieszkali tu dłużej niż ja - opowiada.

Jest inwalidą I grupy. Po operacji kręgosłupa wszystko go boli. Chodzi o kulach, dlatego zwykłe wyjście do ubikacji na zewnątrz, szczególnie w zimie, jest dla niego wielkim problemem. Nie mówiąc już o umyciu się. Robi to w plastikowej misce, ustawionej na środku pokoju. Wodę muszą mu ze studni przynieść sąsiedzi, bo sam nie da rady. - Kiedy się myję, to chlapię naokoło. A potem przez godzinę muszę to wycierać, a jest mi ciężko się schylać. Między innymi przez to gnije mi podłoga - wskazuje Włodek. Chociaż, jak dodaje, u niego to jeszcze nic takiego - u sąsiadów w dziurze w przegniłej podłodze noga dorosłego człowieka wchodzi do kolana...

- Czasami myślę, że lepiej się powiesić albo zabić niż żyć w takich warunkach - żali się Szeryf.

Ściany kiedyś pomalował mu kolega, ale teraz są wilgotne, farba już odłazi. Okna są nieszczelne. I za ten pokój, kilkanaście metrów kwadratowych płaci prawie 250 zł miesięcznie.

Renty ma niewiele ponad 500 zł. A przecież trzeba jeszcze leki kupić, jedzenie jakieś. Chociaż on to najczęściej zupki chińskie sobie zalewa.

Pan Włodek nie pije, jedynym jego nałogiem jest skręcany tytoń. Gdy sobie zapali, pogada z psem, to mu lepiej. Czasem posiedzi przed domem na słońcu...

Czasem chciałby, żeby ktoś przyszedł, pomógł mu posprzątać, ugotować, garnki pomyć. Ale kto tam przyjedzie na ten koniec świata, gdzie jeszcze rok temu nie dojeżdżał żaden autobus?

Teraz już jeździ, i to co godzinę.

Iza
Dwie klatki dalej od Włodka wchodzimy do mieszkania Izy.
Aż cud, że po tylu przejściach wygląda tak młodo. Najwyżej na 35 lat, chociaż ma czwórkę dzieci. Najstarszy, Patryk, ma 22 lata. 18-letni Damian ma schizofrenię, stale musi brać leki. 20-letnia Weronika ma już roczną córeczkę, Emuśkę. Najmłodszy ciemnowłosy Danielek ma dwa lata, właśnie dokazuje w łóżeczku. Iza wychowuje ich wszystkich sama. Jakoś tak w życiu wyszło. - Pechowo na mężczyzn trafiałam - przyznaje.

W piątkę (wszyscy prócz Patryka) mieszkają tu na 21 metrach kwadratowych. Tak tu ciasno, że łóżeczko Emuśki (tak wołają na Emanuelę) trzeba było złożyć. Na ścianach czarny grzyb, brudna farba. - Myję je, żeby jakoś wyglądały. Jednak, nawet gdybym je pomalowała, to grzyb i wilgoć i tak wyjdą - mówi Iza. W niewielkiej szafie ubrania jej pleśnieją, na nic pachnące płyny do płukania.

Na niewielkiej kuchence gotuje pomidorową. Garnek stoi na kuchence nad naszymi głowami, woda z niego paruje. Obok wciśnięta jest mała pralka, lodówka, dalej łóżko (Damian śpi), małe biurko. W oknach firanki, ale bez zasłon, bo z wilgotnych ścian wypadają kołki i gwoździe - nie ma na czym szyny zawiesić.

Za te warunki Iza płaci 410 zł miesięcznie. Mieszka tu od dziewięciu lat, została eksmitowana z poprzedniego mieszkania, bo nie płaciła za mieszkanie. Straciła pracę i długi zaczęły błyskawicznie narastać. Początkowo cieszyła się, że się stamtąd wyprowadziła. - Dzieci zaczęły mi rozrabiać, w tamtym rejonie była straszna patologia, alkohol, rozróby - opowiada. Jej radość trwała krótko. Do momentu, kiedy zobaczyła nowe mieszkanie na Kantorowickiej.

- Jedyny plus tego miejsca to fakt, że jest tu spokojnie - podkreśla Iza.

Coraz częściej marzy jej się przeprowadzka. Ma wyrok eksmisyjny, bo tutaj też przez jakiś czas nie płaciła czynszu. Teraz znowu płaci, ale chce się przenieść. - Od trzech lat czekam na mieszkanie socjalne gdzie indziej i nic - podkreśla. Tyle już pism w urzędzie złożyła, bez skutku.

Im Danielek starszy, tym bardziej martwi ją panująca tu wilgoć . - Na razie jest zdrowym dzieckiem. Ale co się stanie, jeśli nadal się będzie chował z tym grzybem? Jednego syna już muszę lekami karmić - mówi.

Zależy jej, żeby dzieci były zadbane. Sama nie znała matki, od 9 lat nie ma kontaktu z ojcem.

Żeby jakoś utrzymać swoją gromadkę, Iza chce wrócić do pracy, jak tylko Danielek podrośnie i pójdzie do przedszkola. - Wcześniej pracowałam w PCK, opiekowałam się starszymi ludźmi. Pieniądze niewielkie, i trzeba się przyzwyczaić, ale lubiłam to. Kierowniczka już dzwoniła, czy bym nie przyszła - opowiada Iza.

Kazik

U pana Kazika jest jeszcze gorzej niż u Izy. W pokoju straszą poczerniałe ściany jak w kopalni, farba odłazi. Ubrania trzyma w torbach, bo w szafie się nie mieszczą. Na środku pokoju stoi stara Frania i miednica z mydlinami - właśnie robił małą przepierkę.

Kazik mieszka przy Kantorowickiej od dwóch lat. Z rodziną kontaktu nie ma, żona od dawna nie żyje. Rzadko je coś ciepłego, bo trudno mu ugotować na niewielkiej kuchence. Zresztą i tak słabo gotuje - "jak to facet". - Dziś to tak na sucho coś zjadłem - przyznaje i otwiera lodówkę. A tam rzędy puszek: konserwa tyrolska, turystyczna, sardynki w oleju.

Mimo marnych warunków, pan Kazik lubi się schludnie ubrać: wyprasowana koszula, czyste spodnie. Bo ciągle do urzędów jeździ, do sądów, składa tam pisma, zażalenia. - Na różne sprawy. Generalnie na to, że nasz kraj jest źle urządzony - podkreśla, otwierając grubą teczkę z dokumentami... - Pani uważa. Bo tu straszny syf ze ściany - odciąga mnie na bok.
Za ten pokój płaci 102 złote.

ZBK i reszta

Zapytaliśmy Zarząd Budynków Komunalnych, który ma nadzór nad mieszkaniami przy Kantorowickiej, dlaczego ludzie żyją w takich warunkach.

" W ostatnim protokole z rocznej kontroli stan techniczny budynku, fundamentów, ścian zewnętrznych i tynków został oceniony jako dobry. Nie stwierdzono występowania zagrzybienia na budynku" - odpowiedział ZBK.

Urzędnicy dodają, że wielu lokatorów zalega z płatnościami (w sumie 500 tys. zł). I że kierowano tu ludzi eksmitowanych, bo m.in. niszczyli mienie w innych mieszkaniach i urządzali awantury.

Nie dotyczy to jednak wszystkich. A wielu mieszkańców z Kantorowickiej podkreśla, że wychodzą na prostą i chcą godnie żyć. - Nie jesteśmy święci, i każdy coś w życiu zaniedbał. Ale to przecież nie znaczy, że mamy żyć w warunkach urągających ludzkiej godności - podkreśla Iza.

***
Po naszej interwencji Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego skontroluje stan techniczny budynku przy Kantorowickiej. PINB podkreśla, że po kontroli w 2009 r. zarządcę budynku zobowiązano do wielu robót budowlanych.

Czy kontrola coś da?
Mieszkańcy mają jeszcze nadzieję, chociaż... jak żartują, ostatnio ZBK zrobił takie roboty budowlane: posadził drzewka iglaste koło wychodków.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska