Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komiwojażer serc, Robert Kasprzycki

Paweł Gzyl
Robert Kasprzycki - poeta, pieśniarz, muzyk i kompozytor, felietonista, recenzent.  Laureat wielu konkursów poetyckich i festiwali
Robert Kasprzycki - poeta, pieśniarz, muzyk i kompozytor, felietonista, recenzent. Laureat wielu konkursów poetyckich i festiwali Magdalena Switek
"Cztery" - taki prosty, lakoniczny tytuł nosi nowy album Roberta Kasprzyckiego. Krakowski piosenkarz opowiada nam przy okazji jego wydania o trudnym losie autora piosenek "z tekstem" w czasach bezwzględnej komercjalizacji kultury. Rozmawia - Paweł Gzyl

Ponad dwie dekady temu wygrał Pan krakowski Festiwal Piosenki Studenckiej. Pomogło to Panu zaistnieć?
To zwycięstwo zmieniło moje życie. Byłem na trzecim roku polonistyki i chciałem zostać pracownikiem naukowym - a Festiwal wytrącił mnie z tej orbity. W sumie wyszło mi to chyba na dobre - średnio sprawdzam się w zamkniętych strukturach uniwersyteckich umizgów i zależności. W jakimś stopniu symboliczny jest fakt, iż 3 marca 1997 roku oficjalnie skreślono mnie z listy studentów studium doktoranckiego i tego samego dnia ukazała się moja debiutancka płyta. Natomiast dzięki festiwalowi poznałem mnóstwo ludzi, przede wszystkim Janusza Radka, z którym współpracowałem, ale i takich, którzy byli moimi osobistymi idolami. Natomiast efekt promocyjny festiwalu w moim przypadku był żaden - nawet nie zaproszono mnie do Opola, co wcześniej było regułą w przypadku studenckich laureatów.

Nie wszystkim debiutantom z Pana pokolenia udało się przetrwać do dzisiaj. Pan nie odpuścił?
Może pewien rodzaj uporu. Kiedy dokonałem tego wyboru, postanowiłem wejść w muzykę na serio, do końca, nie szukając dodatkowych zajęć na pół etatu.

Nigdy Pan tego nie żałował?
Nie. Oczywiście, śpiewanie bywa jak kromka gorzkiego chleba bez omasty, ale jestem przekorną duszą i zarazem potrafię racjonalnie myśleć, pewnie dlatego, że jedna babcia wywodzi się z Podhala, a druga - z Poznańskiego. Dlatego nie rzucam się z bagnetem na czołgi żelazne, tylko jeśli już za coś się zabieram, chcę to zrobić dobrze.

W przeciwieństwie do wielu swoich kolegów po fachu, miał Pan prawdziwy przebój. Lubi Pan dzisiaj jeszcze "Niebo do wynajęcia"?
Jasne. Nie jest to ani moja najlepsza, ani najgorsza piosenka. Stanowiła ona część cyklu dotyczącego mniej lub bardziej poważnych rozmyślań o niebie, o Bogu, i o nas, maluczkich. Akurat "Niebo" było próbą przekazania ważkich treści w lekkiej formie. Trafiło w swój czas, bo przez kilka lat, kiedy na chwilę zmieniła się na Woronicza ekipa rządząca, był dobry moment dla piosenki autorskiej w Polsce. No i jest to piosenka bezpretensjonalna i melodyjna - co akurat lubię w niektórych moich utworach.

Potem nie udało się jednak powtórzyć tego sukcesu. Zawinił brak odpowiedniej promocji?
Ha! To, że poruszając się w okolicach piosenki autorskiej, w ogóle bywam obecny w mediach, uważam za cud! Mnóstwo moich kolegów po fachu nie istnieje ani w radiu, ani w telewizji. Choćby Mirek Czyżykiewicz, który jest dla mnie "bogiem" piosenki poetyckiej. Media zauważają tylko szczyt góry lodowej - bo jak nie zauważyć zjawisk tej miary co Raz Dwa Trzy, Grzegorz Turnau czy Renata Przemyk. Z drugiej strony, na zasadzie "A, tę piosenkę poetycką już odbębnilim", nikt nie wnika głębiej w meandry gatunku, bo jest tyle rockowo-popowo-tupanego wodolejstwa do fetowania.

Protestował Pan przeciw zaliczaniu Pana do "muzycznej krainy łagodności". Może w tym tkwi problem?
W 1995 roku podczas festiwalu w Opolu, na koncercie "Kraina Łagodności", kiedy wspomniany Mirek Czyżykiewicz zapowiedział mnie jako "nadzieję muzyki środka", uznałem, że jestem artystą popowym, gdyż specjalizuję się w piosenkach, czyli melodyjnych utworach o przystępnych tekstach. Nie mam ambicji ani talentu jak Grzegorz Turnau, żeby mistrzowsko interpretować poezję Lipskiej, Cummingsa czy Baczyńskiego. Z drugiej strony dla mnie prawdziwymi poetami popu czy rocka są gwiazdy, jak Sting, Bruce Springsteen i Peter Gabriel, bo w pozornie zwykłych piosenkach próbują niezwykłym językiem zawrzeć to, co przeczytali, czego doznali, czego nauczyli się w życiu. To nie jest nachalnie poetyckie, dlatego dociera do przeciętnego człowieka. Mam podobne podejście - z jednej strony, mówiąc autoironicznie, daję swym słuchaczom ścieżkę dźwiękową do prostych czynności życiowych, typu prasowanie odzieży, z drugiej - zachęcam do refleksji nad sobą i światem.

Czuję, że rozczarował Pana polski show-biznes.
Niespecjalnie. Przez pewien czas myślałem o byciu dziennikarzem muzycznym i sporo czytałem na temat losu artystów, mechanizmów rządzących show-biznesem. Wejście w ten ocean lawy było więc świadomym wyborem. Wiedziałem, że utracę "spokój ducha". Nie chodziło mi jednak nigdy o to, żeby być gwiazdką jednego sezonu. Odpowiada mi postawa, jaką przyjął choćby Leonard Cohen, który funkcjonuje w ramach show-biznesu, ale na swoich prawach.

Pana płyta "Światopodgląd" była płytą pełną gniewu. Wyrzucił Pan wtedy z siebie negatywne emocje nagromadzone podczas kariery?
W jakimś stopniu "Światopogląd" był odreagowaniem furii, jaka zrodziła się we mnie po wydaniu pierwszej płyty. Miałem kontrakt z pewną dużą wytwórnią, mamiono mnie perspektywą wydania kolejnych albumów, w końcu oświadczono, że nigdy nie będzie drugiej płyty. I rozwiązano kontrakty i ze mną, i z wieloma innymi młodymi wykonawcami. Kiedy wziąłem się w garść, stwierdziłem, że może warto wydać ten album samemu. Nagrywałem więc "Światopodgląd", jak mawia lud, a z nim i ja, na "wkurwie". Wydaliśmy płytę i rozeszła się bez wielkiej promocji, w nakładzie 4 tys. egzemplarzy, czyli lepiej niż wiele płyt pompowanych przez duże koncerny.

Nowa płyta ma bardziej łagodny ton.
Wydaje mi się, że energia jest podobna, ale płyta brzmi mniej chropowato, bo postawiliśmy na brzmienie gitary akustycznej, pięknego, "puchatego" basu Krzysia Wyrwy, no i mocno podkreśliłem swój głos. A, że kiedyś jedna ze słuchaczek "Trójki" porównała go do ciepłego "pledu, którym można się otulić i ogrzać", więc po raz kolejny mogę nim opowiadać o rzeczach smutnych w sposób niemalże terapeutyczny, sugerując, że chociaż momentami jest źle, to ostatecznie i tak wszystko będzie dobrze. Pewnie dlatego płyta brzmi cieplej i łagodniej - jest bardzo "trójkowa", jak ktoś to powiedział.

Nie chciał Pan nagrać czegoś nowocześniejszego?
A cóż to właściwie znaczy bycie nowoczesnym?! Że sobie człowiek nawtyka ludowych sampli, analogowych pitoleń i rapera na dodatek? Każdy artysta, który na siłę stara się być nowoczesny, staje się śmieszny.

Najbardziej gniewnym utworem na nowej płycie są "Brudne czyny". Co Pana dzisiaj wkurza?
Co do "Brudnych czynów", nie są one zapisem "tu i teraz". Napisałem ten tekst na początku lat 90., widząc tłum, który wyszedł z kościoła, po to by zmienić się w jakiś krzyczący motłoch. I to w, nominalnie, "wolnej Polsce". Dla mnie ogólnie religia w Polsce jest niezaleczoną raną. Boli mnie to, do czego jest wykorzystywana. W latach 90. spod fikcji narodowego pogodzenia wypłynęły jakieś czarne bulgoty - i to było dla mnie straszne. Przyglądałem się tej piosence przez lata i z przykrym zdziwieniem zauważałem, że co jakiś czas staje się ona aktualna.

A takie "Myślę o Tobie często". Skąd u Pana tyle niewiary?
Nie mam pojęcia. Mogę tylko stwierdzić, że jestem ofiarą zbyt wczesnego czytania mitologii. Dlatego na lekcjach religii, kiedy zacząłem zadawać pytania, dostawałem w papę za samo ich stawianie. To sprawiło, że sięgnąłem głębiej "w Biblię". A kiedy poznałem historię religii i Kościoła, narodziła się moja niewiara, może nie tyle w Boga, co w instytucję Kościoła. Dlatego uznałem, że jedyną więź, jaką można osiągnąć ze Stwórcą, o ile Ten istnieje, jest więź epifaniczna, pojawiająca się w drodze objawienia, pozwalająca na wniknięcie w boskość na zasadzie ja - Ty. To oczywiście temat na rozwlekłe dywagacje, więc wolę go zamykać w formie piosenki. Czy wiersza. Zazdroszczę ludziom "daru wiary", bo właściwie dopiero jak umrzemy, będziemy mogli autorytatywnie stwierdzić, czy Bóg istnieje. Na razie to dotykanie niedotykalnego.

Na płycie jest dedykacja dla żony, syna i córki. Czy dla poety mogą być inspiracją ludzie, z którymi żyje na co dzień?
Staram się ich chronić przed swoim ciemnym ja, z którego czasem wypływają moje teksty. Bo kiedy chce się schodzić głębiej w ciemność, rodzina czasami przeszkadza. Czy raczej - nie chcesz jej zabierać z sobą. Natomiast jako ostoja, twoje tu i teraz, jest na tyle inspiracją, że po prostu wiesz, że nie jesteś sam, i masz to dla kogo robić. Choćby dla syna, który, kiedy był dzieckiem, mawiał "Nie śpiewaj w domu, bo strasnie spiewas, tylko na scenie, bo wtedy jest slicnie". Staram się jednak, aby moje piosenki przejawiały się w domu w małym stopniu. Bo mam poczucie winy za czas, który kradnąc rodzinie, poświęcam na tworzenie. Dlatego na płycie napisałem przeprosiny dla najbliższych - za to, że mnie z nimi nie było.

Ta płyta powinna nosić tytuł "Komiwojażer wzruszeń" - bo takie słowa padają w jednej z piosenek. Bo jedzie Pan w Polskę, śpiewa i... wzrusza ludzi?
Nie mnie o tym sądzić. Ale staram się budować siateczki ze wzruszeń i poruszeń. Tyle że u mnie te wzruszenia mają różne odcienie: jest czas na smutek i na humor, na śmiech i zjazd po grani. Czasem jest ciepło i miękko, a kiedy indziej - gorzko i mrocznie. Kiedy przychodzą po koncercie ludzie i mówią, że podobały im się moje różne piosenki, daje mi to ogromną radość. Okazuje się bowiem, że dzięki tym utworom mogę się porozumiewać ze światem. I ta świadomość, że można zrobić coś z tym bólem, który się w sobie niesie, i że nie jest to wyłącznie moje urojenie czy skaza, znieczula mnie.

Leonard Cohen ma już ponad 80. lat i wydał właśnie nową płytę. Widzi się Pan w takiej sytuacji?
Pewnie. Bo pisanie piosenek i granie ich ludziom jest nieuleczalnym nałogiem. Chciałbym mieć tyle poweru, co Cohen czy staruszkowie z Buena Vista Social Club. Bo tej energii mógłby pozazdrościć im niejeden trzydziestoletni, zblazowany buc. Ja mam nadzieję nie jestem kimś takim - dlatego wierzę, że będę jeszcze długo mógł być tym wspomnianym "komiwojażerem serc".

Prawybory samorządowe "Gazety Krakowskiej".
Wybierz prezydentów, burmistrzów i wójtów. Najpopularniejsze miasta:
Kraków |
Tarnów |
Nowy
Sącz
|
Chrzanów
| Brzesko
|
Zakopane[
/b]

[b]Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie,
Twitterze

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska