Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Berbeka: Grób mojego męża jest w szczelinach Karakorum

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Ewa Dyakowska-Berbeka, żona Macieja Berbeki, mama czterech ich synów: Krzysztofa, Stanisława, Franciszka i Jana. Urodziła się w Bielsku-Białej, studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Do Zakopanego przeprowadziła się dla Macieja. Ewa Dyakowska-Berbeka jest grafikiem i scenografem Teatru Witkacego w Zakopanem (z tym teatrem współpracuje od lat 80.)
Ewa Dyakowska-Berbeka, żona Macieja Berbeki, mama czterech ich synów: Krzysztofa, Stanisława, Franciszka i Jana. Urodziła się w Bielsku-Białej, studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Do Zakopanego przeprowadziła się dla Macieja. Ewa Dyakowska-Berbeka jest grafikiem i scenografem Teatru Witkacego w Zakopanem (z tym teatrem współpracuje od lat 80.) Anna Kaczmarz
Kiedy mój mąż stanął na szczycie Broad Peak, rozdzwoniły się telefony z gratulacjami. Mówiłam znajomym: Na radość przyjdzie jeszcze czas, kiedy Maciek bezpiecznie zejdzie do bazy. A potem stopniowo uzmysławiałam sobie, że już nie zejdzie - mówi Ewa Dyakowska-Berbeka, żona zmarłego pod szczytem Broad Peak himalaisty, w poruszającej rozmowie z Marią Mazurek

WIDEO: "Między niebem a ziemią" - wystawa zdjęć Ewy i Macieja Berbeków

Źródło: TVN24, X-News

Zaskoczyła mnie Pani, zgadzając się na tę rozmowę.
Siebie tym chyba też trochę zaskoczyłam. Zazwyczaj odmawiam. Ale pani, dzwoniąc, powiedziała jedno zdanie, które mnie przekonało. "Zbliżają się Zaduszki". Pomyślałam: Rzeczywiście, to czas refleksji. Kiedy mam opowiedzieć o tej pustce, jeśli nie teraz?

Czy przez te półtora roku, które minęły od śmierci Pani męża, ta pustka stała się choć trochę mniejsza?
Nie. Na razie jest coraz większa, bo coraz bardziej uświadamiam sobie, że Maćka naprawdę nie ma. Na początku to nie do końca docierało, moja psychika jakby wypierała tę tragedię, podsuwała myśl: a może to jednak nieprawda? Teraz nie ma dnia, żebym nie uświadamiała sobie tej nieodwracalności na nowo.

Czas nie leczy ran?
W moim przypadku nie. Przynajmniej na razie. Choć mam kontakt z innymi osobami, które przeżyły podobne tragedie i twierdzą, że muszę jeszcze poczekać. Że kiedyś naprawdę będzie lepiej.

Zaduszki są dla Pani najtrudniejszym momentem?
Tych najtrudniejszych momentów jest mnóstwo. Urodziny - Maćka, moje, synów. Święta, rocznice. Każdy dzień. Każdy moment, kiedy uzmysławiam sobie, że Maćka nie ma. Ale Zaduszki są chyba bardziej bolesne, bo kiedy inni idą na groby swoich bliskich, by zapalić świeczki, ja takiego miejsca nie mam.

Nie daje Pani spokoju, że nie znaleziono ciała Pani męża?
Po prostu sądzę, że gdyby je znaleziono, gdyby spoczęło w grobie, byłoby mi choć trochę łatwiej. Miałabym miejsce, gdzie mogę się za niego pomodlić, zapalić świeczkę. Na szczęście z inicjatywy naszych przyjaciół, rzeźbiarzy, na starym cmentarzu zakopiańskim powstała symboliczna mogiła Maćka. W Zaduszki rok temu poczułam ogromną wdzięczność, że taki grób, mimo że symboliczny, jest. Ale jednak to tylko namiastka.

Jest coś takiego w ludzkiej psychice, że niektórym ciężko uwierzyć w śmierć bliskich, jeśli nie zobaczą ciała. Nawet jeśli to irracjonalne. Nigdy nie przeszło Pani przez myśl, że z Pani mężem stało się jednak coś innego?
Za dużo naszych przyjaciół zostało w górach, bym miała jakiekolwiek wątpliwości. Grób Maćka, ten prawdziwy, jest w szczelinach Karakorum. Jestem pewna.

Będzie Pani chciała kiedyś tam pojechać?
Na pewno. Ja i nasi synowie. Myślę, że nie tylko tego chcemy, ale że to po prostu jest konieczne.

Pojedziecie, żeby szukać ciała?
Nie. Po prostu żeby tam być. Żeby się pomodlić.

Pani wierzy w Boga?
Tak.

Pomaga?
Tak. Pomaga wiara w Boga i obecność przyjaciół. To, że od początku byli i wciąż są ze mną. Do końca życia będę im to pamiętać. Nie wiem, jakbym dała sobie radę, gdyby nie ich pomoc.

Było Pani trudniej przez to ogólnonarodowe zamieszanie i kontrowersje, które zrodziły się po wyprawie?
Odcięliśmy się od tego. Okopaliśmy. Nie chcieliśmy brać w tym udziału.

Jak Pani poznała męża?
To było trochę wyswatane. Przez moją mamę i naszych przyjaciół. Kiedy już się poznaliśmy, od razu wiedzieliśmy, że to jest to.

Miłość od pierwszego wejrzenia?
Tak.

Co Was połączyło?
Miłość do sztuki, bo oboje studiowaliśmy na Akademii Sztuk Pięknych. I miłość do gór. Ja wprawdzie nigdy się nie wspinałam, raczej chodziłam po dolinkach, uprawiałam trekking. Ale byłam w tym środowisku, znałam i słuchałam tych ludzi. I wie pani, naprawdę rozumiałam męża. Rozumiałam, czemu góry mogły go w sobie rozkochać, porwać, pociągnąć. Maciek trzy razy zabrał mnie w trekking w Himalaje. Wchodząc na przełęcz 5600 metrów, trudno tego nie poczuć. Tego, co on czuł w górach. Myślę, że również dlatego mnie tam zabrał.

Dlaczego w takim razie nie spróbowała Pani wspinaczki? Nie kusiło Pani?
Tłumaczyłam sobie, że mam lęk przestrzeni. Całe życie wszyscy mi tak mówili i sama wbiłam sobie to do głowy. Potem, kiedy dzieci podrosły, i w Himalajach dawałam sobie radę w bardzo wyeksponowanych miejscach, na wiszących mostach chociażby, zrozumiałam, że chyba jednak nie była to prawda. Że to nie był lęk przestrzeni.

A lęk przed niebezpieczeństwem?
Chyba tak. Chyba po prostu uważałam, że wystarczy, że Maciek się wspina. Mamy przecież czterech synów.

Nie miała Pani do męża pretensji, że się wspina? Że przez góry może zostać Pani z czworgiem małych dzieci?
Nie. Wiedziałam, że to kocha i że tę miłość ja muszę zaakceptować. Poza tym mnie się to jego chodzenie w góry podobało. Kiedy wracał z jakiejś wyprawy i widziałam, jaki jest szczęśliwy, szczerze cieszyłam się z nim. Wszyscy żyliśmy jego sukcesami, byliśmy z niego dumni. Oczywiście, to odbywało się ogromnym kosztem: nerwów i długich miesięcy bez męża. Ale starałam się tego nie pokazywać, nie dać mu odczuć.

Nigdy nie było w Pani pokusy, by powiedzieć: Ja lub góry, wybieraj?
Nigdy nie przeszło mi to przez myśl. Zresztą, nie miałabym prawa podstawić takiego ultimatum.

Maciej już się wspinał, kiedy się poznaliście?
Był już po pierwszej wyprawie w Himalaje. Było wiadome, że będzie dalej się wspinał. Wiedziałam, na co się decyduję.

Kiedy wyjeżdżał na wyprawy, jak długo go nie było?
Na ogół jeździł na wyprawy zimowe. Wyjeżdżał w listopadzie, wracał na wiosnę. Nie było go na święta. Ale przy narodzinach każdego z naszych synów był.

Bardzo bała się Pani o męża, kiedy go nie było?
Zdawałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Ale przyzwyczajałam się do tego niepokoju, potrafiłam przytłumić strach. Skupiałam się na codziennych, drobnych czynnościach. Wyszukiwałam sobie zadania. W szczycie jego aktywności wspinaczkowej dzieci były małe, więc na szczęście nie było to trudne.

Wtedy, w latach 80., nie było nawet komórek.
Nie wiedziałam na bieżąco, co dzieje się z Maćkiem. Czasem wysyłał listy, ale bywało, że docierały po jego powrocie. Jedynie po tym, jak ekspedycja zdobyła szczyt i wróciła do bazy, przychodziła informacja przez polską ambasadę. Wtedy wiedziałam, że za 10 dni, może dwa tygodnie, zobaczę Maćka. Zabierałam się za pieczenie, gotowanie. Synowie przygotowywali teatrzyki powitalne.

Kiedy wracał, nadrabiał zaległości rodzinne?
Tak. Dużo zajmował się dziećmi. Często gotował, w zasadzie - improwizował w kuchni. Dużo warzyw, mnóstwo przypraw, dania inspirowane kuchnią nepalską, indyjską. Pyszne to było. I mimo że przecież przez lata uczył w liceum, to zawsze miał czas dla rodziny i przyjaciół. Czasy były inne, nie goniło się tak jak dziś. Chodziliśmy też całą rodziną na turystyczne wycieczki w góry.

Po powrocie dużo opowiadał o wyprawach?
On opowiadał dużo i bardzo barwnie o tym, co działo się w początkowej fazie wyprawy. O Nepalu, o tamtejszych ludziach. Ale raczej nie mówił o tym, co działo się później - w bazie i podczas ataków szczytowych. Unikał rozmów o tym, czemu chodzi po górach, co dzieje się tam, na górze. My też nie ciągnęliśmy go za język.

Nie opowiadał dlatego, że te góry były dla niego zbyt intymną rzeczą, czy dlatego, żeby nie rozbudzać w Was strachu?
Nie wiem. Myślę, że jedno i drugie. Mąż był bardzo spokojnym człowiekiem. Nie chciał rozbudzać emocji. Po prostu - wracał i wtedy był dla nas. Całym sobą.

Gdyby któryś z Waszych synów chciał iść w ślady ojca, pozwoliłaby Pani na to?
Tak. Wprawdzie żaden z nich nie uprawia wspinaczki, ale cieszę się, że nie mają po tym, co się stało, żalu do gór. Ja też nie. Wręcz, ostatnio, chodzę po górach częściej, zaczęłam odwiedzać takie miejsca, o których wcześniej długo marzyłam. Może to nie jest tak, że teraz wychodząc w góry rozmawiam z mężem, ale czuję tam jakiś większy spokój. Jakby jego obecność.

Pani mąż miał swoje ulubione góry?
Jeździł po górach całego świata. Nade wszystko kochał Tatry, ale był otwarty na wszystkie góry, we wszystkich odnajdywał piękno. Ostatnie lata pracował jako przewodnik wysokogórski po całym świecie. Ogromnie się tym cieszył. W listopadzie, przed tym jak pojechał na Broad Peak, wrócił z gór w Papui-Nowej Gwinei. Był zachwycony. Widziałam, jak w notesie zapisuje, by po powrocie z Broad Peak pojechać tam jeszcze raz. Był zachwycony, że pracuje jako przewodnik, że uczynił z tego sposób na życie. Był szczęśliwy. Myślę, że gdyby nie to, że Wielicki zaproponował mu wyprawę akurat na Broad Peak, nie wróciłby już do himalaizmu zimowego.

Wrócił, bo uznał, że zdobycie Broad Peak, na który nie udało mu się wejść w latach 80., było sprawą honoru?
Po tej wyprawie media pisały, że mój mąż miał porachunki z tą górą. Ale przez te 25 lat, odkąd był pod szczytem Broad Peak, takie ani podobne sformułowanie nigdy nie padło z jego ust. I nigdy nie padł pomysł, by tam wracać. Niemniej sądzę, że gdyby to była wyprawa na inną niż Broad Peak górę, nie zdecydowałby się.

Radził się Pani, czy pojechać?
Powiedział mi, że Wielicki mu to zaproponował. Ale wyczułam, że decyzja jest już podjęta.

Miała Pani jakieś przeczucie?
Nie. Może na początku pomyślałam tylko "o nie, znów ten Broad Peak". Ale podczas samej wyprawy wszystko szło świetnie. Bałam się wręcz mniej, niż podczas wypraw Maćka w latach 80., bo przecież był ciągły kontakt, bieżące relacje pisane przez Tomka Kowalskiego. To być może nawet uśpiło moją czujność.

Kiedy ostatni raz miała Pani z nim kontakt?
Mąż rzadko odzywał się z gór. Ostatni raz zadzwonił między pierwszą, nieudaną próbą wejścia na Broad Peak, a dniem, kiedy tę próbę ponowili. Nie pamiętam, kiedy to było. Ostatnie dni lutego, może drugiego marca? To była krótka rozmowa, pytał tylko, czy wszystko u nas OK, czy wszyscy są zdrowi.

Kiedy pierwszy raz poczuła Pani niepokój?
Kiedy okazało się, że będą zdobywać szczyt razem, wszyscy czterej. Nie znam się na tym, ale pamiętam z innych wypraw, że wspinacze dzielą się jednak na dwuosobowe grupy. Ale nie przeszło mi przez myśl, żeby się wtrącać.

Relacje ze zdobycia Broad Peak mogła Pani śledzić praktycznie na żywo w telewizji. Cała Polska cieszyła się, gdy udało im się wejść na szczyt.
Rozdzwoniły się telefony z gratulacjami. Ale ja tę radość znajomych tłumiłam, mówiąc: Najgorsze jeszcze przed nimi, muszą przecież zejść. Nie uległam zbiorowej euforii, pewnie dlatego, że pamiętałam, jak to było za starych czasów: informacja o sukcesie przychodziła dopiero wtedy, kiedy wspinacze byli już na dole, w bazie, bezpieczni.

Ale tej nocy poszła Pani jeszcze w miarę spokojnie spać?
Nie poszłam. Czułam niepewność. Wiedziałam, że z każdym kwadransem szanse są oraz mniejsze. Znajomi i wszyscy synowie - a trzech z nich mieszka w innej części Polski - zjechali się tutaj. Wszyscy razem czekaliśmy, choć wyłączyliśmy telewizor, radio, nie wchodziliśmy na internet.

Był moment, kiedy uświadomiła sobie Pani, albo ktoś Pani powiedział, że mąż prawdopodobnie nie zejdzie do bazy?
Nie było takiego momentu. Uświadamiałam to sobie stopniowo. Jakby ta nadzieja odchodziła ode mnie z każdą minutą. Chłopcy też mieli tego świadomość. Nie musieliśmy wypowiadać tego na głos.

Gdyby mogła Pani cofnąć czas, zatrzymałaby Pani męża?
Nie. Po jego śmierci zadawałam sobie mnóstwo pytań. Trochę szukałam w sobie winy. Ale synowie powiedzieli: Mamo, no co Ty, nie możesz się zadręczać. Przecież nawet jakbyśmy wiedzieli, nic nie dałoby się zrobić.

Prawybory samorządowe "Gazety Krakowskiej". Wybierz prezydentów, burmistrzów i wójtów. Najpopularniejsze miasta: Kraków | Tarnów | Nowy Sącz | Chrzanów | Brzesko | Zakopane

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska