Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejkowy stacz idzie na radnego

Andrzej Skórka
Tadeusz Żak latami trudnił się rejestrowaniem ludzi do lekarzy-specjalistów. Przepisy położyły kres fachowi "kolejkowego stacza". Teraz o prawa pacjentów chce dbać jako radny.
Tadeusz Żak latami trudnił się rejestrowaniem ludzi do lekarzy-specjalistów. Przepisy położyły kres fachowi "kolejkowego stacza". Teraz o prawa pacjentów chce dbać jako radny. fot. Katarzyna Janiszewska
Drugiego takiego człowieka, którego los doświadczył aż tak okrutnie, trudno znaleźć w Tarnowie. Jego rodziców zamordowano, on sam jest inwalidą (ma 130 cm wzrostu), dwa miesiące temu pochował żonę. Z marnej renty nie potrafi wyżyć, a nikt nie chce go od lat zatrudnić. On nie poddaje się. Tadeusz Żak zasłynął jako stacz kolejkowy do lekarzy specjalistów. Ale i to zajęcie padło, bo urzędnicy nie chcieli zarejestrować takiej firmy.

- Chciałem też zostać parkingowym w mieście, to mi powiedzieli, że nie dosięgnę do wycieraczek, żeby wetknąć wezwanie do zapłaty za brak opłaty parkingowej - ubolewa pan Tadeusz. O "karzełku z Tarnowa", jak mawiają o nim mieszkańcy miasta, teraz znów
zrobi się głośno. Właśnie jedna z partii zaproponowała mu start w wyborach samorządowych na radnego.

- Gdybym wygrał, zrobię wszystko, by starsi ludzie nie musieli stać miesiącami w kolejce do lekarza, bo to przecież jest upokarzające - podkreśla stanowczo Tadeusz Żak.

***

Z jego usług korzystali ludzie większości profesji w Tarnowie - od nauczycieli przez urzędników, policjantów, po pracowników fiskusa. Mimo, że nigdy nie udało mu się urzędowo zarejestrować instytucji "kolejkowego stacza", płacił fiskusowi podatki. Bo rejestrowanie ludzi za kasę do lekarzy było jego sposobem na bezrobocie. Tadeusz Żak w kolejce potrafił czekać nawet dwie doby z rzędu. Był ewenementem w skali kraju. Na fali medialnego rozgłosu zaczął występować w... operze. Marzy, by zagrać kiedyś w filmie. Ale ostatnio ciągnie go również do polityki.

Z widzenia znają go chyba wszyscy, którzy kiedykolwiek korzystali w Tarnowie z usług lekarzy specjalistów. Niską postać z plecakiem widywali dzień w dzień na początku kolejki do rejestracji.

Żona idzie do lekarza
Pomysł na genialny biznes zrodził się - jak to czasem bywa - całkowicie przypadkowo. W 2000 r. pani Jolanta, małżonka Tadeusza Żaka, po zabiegu chirurgicznym chciała zarejestrować się na wizytę kontrolną. Choć w ogonku ustawiła się wczesnym rankiem, miejsc zabrakło. - Zapytała mnie: "kochanie, to o której trzeba stanąć w kolejce, żeby się udało?" - wspomina pan Tadeusz. - Następnego dnia przed przychodnią stałem o 2 w nocy. Jako trzeci w kolejce. Pomyślałem, że mógłbym pomagać ludziom dostawać się do lekarza, no i w ten sposób pracować.

Od opakowań do "stacza"
Życie go nie rozpieszczało. Z powodu choroby ma tylko 130 centymetrów wzrostu. Gdy był dzieckiem, jego rodzice zostali zamordowani. Dorastał w rodzinie zastępczej. Z grupą inwalidzką znalazł pracę najpierw w spółdzielni Tarnospin. W dziale papierniczym produkował opakowania. Był portierem w przedsiębiorstwie budowlanym. Ale spełniony poczuł się dopiero jako słyny na całą Polskę "stacz". Czternaście lat temu powoli rozkręcał kolejkowy biznes. Pierwsze reklamy swoich usług rozlepiał na całym mieście. Na kartkach pisał długopisem "Usługi rejestracji do lekarzy", obok numer telefonu. Klienci dzwonili, aż miło.

Kanapki, termos, śpiwór
Specjalizował się w rejestrowaniu do lekarzy w przychodni przy ul. Skłodowskiej-Curie. Do pracy wychodził wieczorami albo w środku nocy. Bywało, że wracał do domu dopiero po 48 godzinach spędzonych w kolejce. - Zawsze byłem przygotowany. Do plecaka pakowałem kanapki, termos z herbatą, zabierałem też śpiwór i stołeczek - mówi. No i oczywiście dokumenty od klientów, by można ich było zarejestrować na wizytę. Z czasem do ekwipunku dołączyło radyjko, wreszcie tablet. Bo nic tak dobrze nie zabija czasu w kolejce jak surfowanie w Internecie.

Nietypowy fach przyniósł Tadeuszowi Żakowi niespodziewany rozgłos. Zaczęło się od tekstu na łamach "Gazety Krakowskiej". Zaraz potem "staczem" zainteresowały się rozgłośnie radiowe, telewizja. Choć przed kamerami miał początkowo opory. - Kiedy ekipa telewizyjna zapowiedziała przyjazd, długo negocjowałem z Moniką Luft. Bałem się, żeby sobie nie zaszkodzić rozgłosem - przyznaje. Ostatecznie ekipa TVP w przychodni się pojawiła. Nie ona jedna i nie jeden raz.

Aktor - to brzmi dumnie
Na fali medialnej popularności wydarzyło się coś, co nigdy wcześniej Tadeuszowi Żakowi nie roiło się nawet we śnie. Na mikrego wzrostem "stacza" zwróciła uwagę krakowska opera. I zaprosiła na casting do roli statysty-marionetki w operze "Rigoletto". Po pierwszej próbie miał mieszane uczucia. - Zadzwoniłem do żony i mówię: "tak tu wyją, że nie wiem, czy to wytrzymam" - uśmiecha się. Wytrzymał. Występował po kilka razy w miesiącu. Na scenie pojawiał się w pierwszym i drugim akcie. Rola? Psoty i obmacywanie panien. I jeszcze mu za to płacili! - Choć skończyłem ledwie podstawówkę, w angażu napisali mi "aktor" - dodaje z dumą. Teraz opera to już nie wycie. Słucha jej namiętnie. - Chciałbym kiedyś zagrać w filmie, no chociaż w jakimś serialu. Kto wie? Może ktoś mnie znajdzie - rozmarza.

Nowe zasady
Pierwszy rozdział kariery zawodowego "stacza" dobiegł końca w kwietniu 2005 r. Wtedy nastąpiła zmiana reguł rejestracji do specjalistów w Zespole Przychodni Specjalistycznych. Już nie było puli wolnych miejsc do rejestracji na dany dzień. Plecaczek "stacza" trzeba było zawiesić na wieszaku. I szukać innego zajęcia. Znalazł je w zakładzie pracy chronionej.

Byłby tam pewnie do dziś, gdyby nie redukcja etatów w 2010 r. - Doszedłem do wniosku, ze skoro w "nowym" szpitalu do lekarzy wciąż ludzie wystają w kolejce do rejestracji, pora wracać. Ogłosiłem się w Internecie, rozdawałem wizytówki i znowu na brak zajęcia nie narzekałem - stwierdza. Rejestrował do ortopedy, neurologa, okulisty, chirurga. Standardowo inkasował 50 zł. Poważniejsze zadania - np. "wystanie" miejsca do wybitnego neurochirurga wyceniał na stówkę. Bo przecież trzeba było po nie stać dwie doby. "Kolejkowy stacz" do historii przeszedł w grudniu ub.r. "Nowy" szpital także zmienił wtedy zasady rejestracji.

Samotność
W sierpniu tego roku, na miesiąc przed 24 rocznicą ślubu, nagle zmarła pani Jolanta. Został rozbity i załamany niespodziewaną samotnością. - Na nogi postawił mnie dopiero brat, który kilka miesięcy wcześniej stracił syna. Tłumaczył: "przestań płakać, życie trzeba pchać dalej" - mówi.

Otrząsnął się. Czasami jeszcze stanie w kolejce do lekarza. Bo na wizyty prywatne do znanych specjalistów też niełatwo się dostać. Ale to już co najwyżej pojedyncze epizody. Ze stałą pracą krucho. - Wszędzie tylko słyszę: "jest pan za niski" - tłumaczy. - Chciałem pracować w ochronie, przy monitoringu, to mnie nie przyjęli z powodu wzrostu. Starałem się zostać parkingowym, ale się ponoć nie nadaję, powiedziano mi, że nie sięgnę za wycieraczki samochodu, żeby karteczkę z wezwaniem do zapłaty włożyć.

Czarny koń?
Być może osobista tragedia po raz kolejny zmieni jego życie. Przygnębiony po stracie żony przyjął propozycję startu do rady miejskiej. Zaangażowanie w lokalną politykę tchnęło w niego nowe życie. - Chcę bronić praw osób chorych i niepełnosprawnych. Będę walczył o lepszy dostęp do lekarzy - zapowiada.

Jest kandydatem SLD, bo z lewicą od dawna sympatyzuje. W swoim okręgu na liście ma szczęśliwą siódemkę. Jest dobrej myśli. Zbierając podpisy przekonał się, że wielu ludzi doskonale pamięta "stacza" i raczej może liczyć na ich poparcie. - Niektórzy żartują, że mogę być czarnym koniem wyborów. Ja się nie nastawiam. Jeśli się uda, to będę się wywiązywał z danego słowa. Tak jak to było w kolejkach - dodaje.

Z rozpoczęciem kampanii czeka. Wcześniej ma jeszcze kolejne występy w operze.

Formalności
Tadeusz Żak przez kilkanaście lat starał się zarejestrować swoją oryginalną działalność. Ale urzędnicy wciąż mówili "nie da się".
Tarnowski magistrat na pierwszy wniosek zareagował odmową. Powód? Według urzędników nie dało się zarejestrować świadczenia usług polegających na "staniu w kolejkach". Złożonym w ustawowym terminie odwołaniem niczego nie wskórał. Potem w sukurs przyszło mu Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Ale urzędnicy i tak wiedzieli lepiej. Firmy zajmującej się wystawaniem w kolejkach do lekarzy nie będzie. I basta. Sprawa pozostała nierozwiązana przez kilkanaście lat.

- Kiedy prezydentem Tarnowa był Józef Rojek, usłyszałem, że łamię Konstytucję. Za czasów prezydenta Ścigały mówiono, że to wstyd dla Tarnowa, że ma "kolejkowego stacza" - opowiada. - A ja przecież nikogo nie zmuszałem do korzystania z usług. To, że znalazłem swoją niszę, to wina systemu ochrony zdrowia. To nie jest normalne, że potrzebujący człowiek z dnia na dzień nie może skorzystać z pomocy lekarza. A teraz jest jeszcze gorzej niż dawniej.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska