Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Derby Krakowa. Kibice na rękach nas nie nosili, ale czasem zapraszali na wódeczkę

Rozmawiali: Przemysław Franczak, Krzysztof Kawa, Jacek Żukowski
Janusz Sputo grał i w Wiśle, i w Cracovii.
Janusz Sputo grał i w Wiśle, i w Cracovii. fot. Anna Kaczmarz
Dziś druga z obszernych rozmów przeprowadzonych w naszej redakcji z okazji zbliżających się derbów Krakowa, tym razem z udziałem legendarnego piłkarza Cracovii Andrzeja Mikołajczyka oraz Janusza Sputy, zawodnika zarówno "Pasów", jak i "Białej Gwiazdy", a następnie trenera juniorów i seniorów Cracovii.

Co wiesz o Wielkich Derbach Krakowa? [POZIOM PODSTAWOWY]? WEŹ UDZIAŁ W TEŚCIE!"

Jakie derby się Panom marzą?
Andrzej Mikołajczyk: Tęsknię za tym, by były stricte krakowskie. Trzy lata temu było takie spotkanie, w którym wystąpiło kilkanaście nacji. To mnie bulwersowało. Nie było w ogóle krakusów ani w Wiśle, ani w Cracovii. Teraz się trochę to poprawiło, bo są Polacy, ale nie ma w "Pasach" ani jednego wychowanka. Za moich czasów był np. Krzysztof Hausner z Nadwiślanu, Antoni Zuśka czy Stanisław Szymczyk z Dębnickiego. Kibice się utożsamiali z tymi zawodnikami. Wisła nie tak dawno zdobyła mistrzostwo Polski za trenera Maaskanta i co z tego ma? Zostały długi i klub w kłopotach.

Janusz Sputo: Dawniej była atmosfera, było święto. Teraz, niestety, kibole popsuli te widowiska. Byłem piłkarzem Wisły, Cracovii, ale nie chodzę na mecze tych drużyn. Po co mam słuchać wyzwisk czy oberwać?

Starsi ludzie coraz bardziej tracą kontakt ze swoimi ukochanymi klubami?
Sputo: Tak, czekało się na wielkie mecze, a teraz derby przechodzą właściwie bez echa.

Mikołajczyk: Był zabawny doping, pamiętam takie hasło: "Gdzie Cracovia nogi myje, tam Wisełka wodę pije". Były zawołania z trybun: "Sędzia kalosz, kanarki doić". A dzisiaj... To nie nadaje się do cytowania.

Wandale niszczą mury, wypisując na nich chamskie hasła.
Mikołajczyk: Albo śpiewają o Rydzu-Śmigłym, nawet nie wiedząc, kto to był. I to obiegowe: "Kto nie skacze, ten za Wisłą". Jestem po operacji, mam endoprotezy i co, będę skakał? Będę się tłumaczył, kim jestem, że grałem w tym klubie?

Sputo: Dawniej na meczu była walka, jak to w derbach, ale po spotkaniu był wspólny obiad w "Klubie Garnizonowym" i można było sobie podyskutować.

Mikołajczyk: Życie towarzyskie rozgrywało się w kawiarniach "Fafik" i "Kopciuszek". W "Fafiku" na ul. Siennej spotykali się głównie piłkarze Cracovii i Garbarni, a w "Kopciuszku" Wisły i Wawelu. W "Fafiku" siedziałem ja, Hausner, Szymczyk, Anczak. A z Wisły Musiał, Adamczyk, Sarnat, Lendzion. U nas grał Rysiek Wójcik, wiślak, ale rezydował z nami w kawiarni.

Sputo: Ja chodziłem wtedy do "Kopciuszka".

Rozgrywaliście nawet mecze kawiarniane...
Mikołajczyk: Zgadza się, odbyły się takie dwa, jeden na Wiśle, drugi na Wawelu, oba zakończone remisami 2:2. Przyszło na nie kilka tysięcy ludzi! A przecież nikt ich w gazetach nie zapowiadał, kibice dowiadywali się pocztą pantoflową. Jeden mecz sędziował Mieciu Gracz, drugi Krzysiu Hausner, gdy nie był czynnym piłkarzem ze względów zdrowotnych.

Dlaczego skończyło się tylko na dwóch meczach?
Mikołajczyk: Zarząd Cracovii zastanawiał się, czy nas nie pozawieszać, bo mecze były nieoficjalne. Groziły nam kary. Zaniechaliśmy więc tego. Ale stosunki między nami pozostały serdeczne. Po derbach spieszyliśmy się na bankiet. Pamiętam, że w Wiśle kierownikiem był pan Mąka. Kiedyś, po kolejnej wypitej butelce, powiedziałem: "Z tej Mąki nie będzie chleba". Jak to usłyszał, to strasznie się zjeżył, wziął to do siebie. Dopiero mu Wójcik i Sykta wytłumaczyli, że Mikołajczyk to taki chłopak rozrywkowy. Rozeszło się po kościach.
Często się mówi, że Wisła jako milicyjny klub miała lepsze podstawy, a Cracovii robiono pod górkę...

Mikołajczyk: Wisła była wtedy mocniejsza, ale bez przesady. Miała bardzo stabilną obronę: Monica, Kawula, Budka. Trzymali drużynę przez 10 lat. Było takie obiegowe stwierdzenie: "Nie ma silnej Cracovii, bez silnej Wisły". Brzmi paradoksalnie, no bo przecież powinno być tak, że albo jedna drużyna jest silna, albo druga. Ale jak się zastanowić, ma to sens. Jeśli Wisła wygrywała z jakąś słabą drużyną, która była rywalem Cracovii do utrzymania, to jej pomagała, a jak Cracovia pokonała silny zespół, to z kolei wspomagała Wisłę. Wspólny interes krakowski.

Dawniej trochę zawodników przechodziło z jednego klubu do drugiego. Pan Janusz jest tego przykładem.
Mikołajczyk: Prekursorem przejść był Zbyszek Opoka. W 1957 roku poszedł z Cracovii do Wisły i wkrótce umarł tragicznie, w wypadku. Mówiono wtedy, że to palec boży. Ale później migracji było dużo i nie chodzi tylko o transfery piłkarzy. Przecież powstało wiele mieszanych małżeństw. Kaziu Kmiecik ożenił się ze szczypiornistką Cracovii Małgorzatą Kroner. Rysiek Pyjos ma za żonę najlepszą piłkarkę ręczną Cracovii - Annę Szwabowską, Lekkoatleta Tadeusz Oszas ożenił się z Haliną Łaptaś, koszykarką Wisły. Nikomu to nie przeszkadzało. Dziś słyszę jak kibice śpiewają: "Nigdy nie zejdziemy na psy" i gawiedź ma uciechę. Ręce opadają.

Które derby pamiętacie najlepiej?
Sputo: Ja chyba Herbową Tarczę Krakowa z 1975 roku, gdy wygraliśmy z Wisłą 4:1, a ja zdobyłem dwa gole. Pierwszą bramkę strzeliłem prawie z 30 metrów. Bramkarz mógł tylko wyjąć piłkę z siatki. Zagraliśmy bez kompleksów.

Mikołajczyk: Ja też, grając z Wisłą, nie miałem żadnych obaw. Pamiętam historię z 1966 roku, mecz na 60-lecie obu klubów. Byliśmy w II lidze i wygraliśmy 2:0 na Wiśle, nawet grając bez Kowalika i Rewilaka, najlepszych naszych piłkarzy. Rewanż był w tym samym roku, na otwarcie naszego stadionu po spaleniu. Wygraliśmy 2:1 po golach Kowalika i Stokłosy. Na tym meczu był Józef Cyrankiewicz, który był naszym fanem. Rysiek Wójcik, wybijając piłkę w aut, o mało co nie trafił go w tę łysą pałę. Gawiedź miała uciechę - to był zamach na premiera!

Jakie były reakcje ludzi po wygranych derbach? Nosili was na rękach?
Mikołajczyk: Powiem bardziej prozaicznie: zapraszali na wódeczkę.

A jak nie szło, to przychodzili np. do "Fafika" i coś wypominali?
Mikołajczyk: Nie byli uciążliwi, a my mieliśmy swojego taksówkarza. Zawoził nas spod "Fafika" na trening, potem nas przywoził z powrotem.

O czym się rozmawiało?
Mikołajczyk: Nie tylko o piłce, przede wszystkim o panienkach. W "Fafiku" były zawsze ładne dziewuchy...

Taka integracja na pewno pomagała w tym, by lepiej grać w piłkę.
Mikołajczyk: Bezwzględnie tak, nasza siła tkwiła w kolektywie. To jest podstawa, jeśli pija się razem, kontaktuje z sobą, to potem jeden za drugiego pójdzie w ogień.

Tej dzisiejszej Cracovii brakuje "Fafika"?
Mikołajczyk: Dobrze, że teraz są głównie Polacy, to się dogadają, ale był moment, że dziewięciu obcokrajowów wychodziło w pierwszym składzie. Jaka ma powstać z tego drużyna?

Panie Januszu, gdy Pan był trenerem Cracovii i zdobywał mistrzostwa Polski juniorów, to mecze z Wisłą też były tak ważne jak dla seniorów?
Sputo: Pewnie, atmosfera się udzielała. Chcieliśmy za wszelką cenę wygrać i udało się zdobyć dwa razy mistrzostwo.

Miał Pan lepsze roczniki od Wisły?
Sputo: Zająłem się tym, finansowałem, bo akurat wróciłem z Niemiec. Wtedy był inny przelicznik waluty i stać mnie było na to. Cracovia zaniedbywała te sprawy. Troszkę pieniążków miałem, dom sobie kupiłem.

Podobno zawodnicy przychodzili nawet do Pana na obiady.
Sputo: No tak, żona gotowała. Na treningi biegaliśmy sobie czasem do lasku, koło kopca. Z tej grupy wyciągnąłem przecież Tomka Rząsę, jako zięcia [śmiech].

Pewnie te domowe obiady tak mu posmakowały.
Sputo: No, widocznie [śmiech].

Mikołajczyk: Przystawki może.

Sputo: Później tych chłopaczków zabierałem do Niemiec, do Holandii, do Włodka Lubańskiego do Belgii. To była bardzo zintegrowana grupa i coś z tego wyszło.

Cracovia ma jakieś szanse w niedzielę?
Sputo: A dlaczego ma nie mieć? Obstawiam remis. Wisła po Legii trochę zeszła na ziemię.

Mikołajczyk: Ale Cracovia też dostała w łeb pięknie z Piastem. Po kompromitującej grze. Ale - aż żal obijać wargi tym obiegowym stwierdzeniem - derby rządzą się swoimi prawami. Tak jest i już.

Ale patrząc na grę Cracovii w obronie... Strach się bać.
Sputo: Wzięli tego biednego Podolińskiego... Zmienił system, ustawił trójkę w obronie, no, ale żeby tak grać, to ci obrońcy musieliby być przesprawni, przeszybcy i przemądrzy. Powinni kryć agresywnie, przy zawodniku. A tam jest dziura taka, że my - dziadki, jeszcze byśmy sobie poradzili.

Mikołajczyk: W sumie, czy grają trójką czy czwórką, to nie ma znaczenia. Takie gadanie. Nie ma tam wielkiej filozofii. Nas uczyli tak: "Jak grasz w obronie, to najlepiej jest gdy wyprzedzisz przeciwnika. Bardzo dobrze jak go zaatakujesz w momencie przyjęcia piłki. Ale jeśli zdąży przyjąć piłkę, to możesz się iść odlać". Taka prawda. Uniwersalna do dziś. Ale jest dla Cracovii nadzieja, bo Wisła też w obronie nie zachwyca. W meczu z Legią Głowacki i Dudka już "umierali" w ostatnim kwadransie. Legia im mogła wsadzić pięć goli.

Skoro spotkają się dwie drużyny z dziurawymi obronami, to może być taki szalony mecz, na przykład 4:4?
Sputo: Nie wiem, czy będzie aż takie zaangażowanie. To nie jest tak jak dawniej, gdy grali wychowankowie. Nie wiem, jak odbierają to obcokrajowcy, czy w ogóle rozumieją, o co chodzi.

Wierzycie, że kiedyś będą jeszcze takie derby z chłopakami z Grzegórzek, Kazimierza, Dębnik?
Mikołajczyk: Jak kiedyś. Może. Mówią, że w życiu wszystko jest możliwe.

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska