Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja filmu „Miasto 44" Jana Komasy. Gdy umerają marzenia

Renata Sas
Młodzi ludzie, których marzenia umierały przez 63 dni horroru. Nieludzki czas, który stał się mitem, wraca w panoramie Powstania Warszawskiego. „Miasto 44” trzeba zobaczyć.

Film 33-letniego artysty Jana Komasy („Sala samobójców”) nie jest tylko kroniką wydarzeń sprzed 70 lat, to smak, kolor i zapach wojny. Z pietyzmem odtworzone zostały realia (z 25-milionowego budżetu 4 mln zł wydano na scenografię). Patrzymy na apokalipsę w najboleśniejszej odsłonie. To jest zagłada totalna. Surrealizm podkreślają cytaty z piosenek nie z tamtego świata – od „Nie płacz, kiedy odjadę” po „Dziwny jest ten świat” dodany do masakry na cmentarzu – użyte niczym operowe arie objaśniające rzeczywistość przerastającą wyobraźnię.

A wszystko zaczyna się tak zwyczajnie. Stefan (Józef Pawłowski) idzie do pracy. Pod oknem zawsze odgrywa burleskowe scenki, by rozbawić młodszego brata i matkę (w głębokiej depresji po śmierci męża oficera). Obiecał jej, że nie pójdzie do konspiracji. Ale wojenny wir wciąga błyskawicznie, zwłaszcza gdy czas gwałtownie przyspiesza. Za sprawą kochającej się w nim Kamy (Anna Próchniak), dziewczyny z sąsiedztwa, trafia do oddziału. Wszystko toczy się lawinowo – przysięga, wiara w zwycięską walkę, euforia, gdy wolność zdaje się bliska, kolejne etapy umierania ludzi i miasta.

Stefan pozna Alicję (Zofia Wichłacz). Komasa delikatną kreską zarysowuje rodzące się uczucie, troskę o siebie, potrzebę bliskości. Obok jest Kama, także wpatrzona w chłopaka, dzielna. W tej historii nie ma zbędnych słów, deklaracji i wyznań – ani miłosnych, ani patriotycznych. Melodramat rozgrywa się w środku piekła. Ginie Stare Miasto, wybuch czołgu pułapki jeszcze podkreśla makabrę zagłady, umierają kolejne dzielnice, kanały są nadzieją tylko na chwilę...

Uznanie należy się młodym aktorom (wyłonionym w castingach spośród 7000 osób). Stworzyli postacie z krwi i kości, odwagi i rozpaczy. Obraz i postawy bohaterów bez zbędnego patosu wyrażają stosunek do jednego z najboleśniejszych polskich mitów, nieustannie wywołującego kontrowersje. Pewnie tak będzie i tym razem. Pytanie o sens zrywu nie ma szans na jednoznaczną odpowiedz (ekran też tego dowodzi). Zarówno historia, jak i okrucieństwo wyskalowane w „Mieście 44” do granic psychicznego bólu to poruszająca, bardzo osobista artystyczna wizja. Warto się z nią zmierzyć. (128 min).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany