Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Azariasz w Kalwarii Zebrzydowskiej spłaca dług za życie

Marta Paluch
O. Azariasz Hess, nowy kustosz sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, ma zasadę: dużo słuchać, mało mówić, nic nie obiecywać
O. Azariasz Hess, nowy kustosz sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, ma zasadę: dużo słuchać, mało mówić, nic nie obiecywać Andrzej Banaś
Jego życie o mało nie skończyło się na szosie, gdy miał 27 lat. Cudem przeżył. Cudem, a nie przypadkiem, bo o. Azariasz Hess przypadki uznaje tylko w gramatyce. Nowy kustosz sanktuarium pasyjno-maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej opowiada nam również o tym, jak mało Matka Boża mówi, a jak dużo robi. I o tym, że także zakonnicy czasem płaczą i wykłócają się z Bogiem.

Matka Boska Kalwaryjska faktycznie czyni cuda?
Oczywiście. Dzieje się tak odkąd zapłakała krwawymi łzami i wybrała sobie właśnie to miejsce...

Kiedy?
Skrótowo mówiąc: obraz z wizerunkiem Madonny z Dzieciątkiem był prywatną własnością Stanisława z Brzezia Paszkowskiego, mieszkającego we wsi Kopytówka. Gdy 3 maja 1641 roku na obrazie pojawiły się krwawe łzy, właściciel nie bardzo wiedział, co zrobić z tym fenomenem. Przyniósł go do klasztoru Bernardynów w Kalwarii. Na ich prośbę ówczesny biskup krakowski powołał komisję teologiczną. Stwierdziła ona, że to zjawisko, którego nie da się wytłumaczyć, a więc cud. W międzyczasie kult tego wizerunku coraz bardziej się rozwijał, a w 1658 roku zapadła decyzja, by obraz Matki Bożej Płaczącej wystawić do publicznej czci wiernych.

Dlaczego płakała?
A dlaczego matka płacze? Płacze, bo jest zaniepokojona o los swoich dzieci. Dziś też nie wiemy czy, któregoś ranka, gdy odsłaniany jest obraz, nie ujrzymy na nowo Jej matczynych łez. Z drugiej strony, gdy widzimy tłumy ludzi, którzy tu przyjeżdżają ze swoimi problemami, chcących powierzyć Matce swe troski i u Niej szukać pomocy - to jest bardzo budujące. Ci ludzie głęboko wierzą. Proszę spojrzeć na wota, które wiszą w kaplicy, czy w gablotach na klasztornym korytarzu. Świadczą o tym, że tu nieustannie dzieją się cuda. Za każdym z tych serduszek, pierścionków i obrączek kryje się czyjeś ocalone życie albo przywrócone zdrowie. Zresztą, ja sam za przyczyną Matki Bożej dostałem od Pana Boga drugie życie.

Więc spłaca Ojciec tutaj swój dług?

Można tak powiedzieć. Jest to dług wdzięczności za podarowane na nowo życie i przywrócone zdrowie. Tylko czy wystarczy życia, aby za to wszystko podziękować?

Proszę opowiedzieć.
W 1993 r., w wieku 27 lat, miałem poważny wypadek samochodowy. Wracaliśmy z pogrzebu. Siedziałem obok kierowcy. Ten, chcąc uniknąć czołowego zderzenia z innym autem, uderzył w most.... Pozbierali mnie w częściach. Lekarze nie dawali mi szans przeżycia, straciłem bardzo dużo krwi. Ale już wtedy, gdy jeszcze leżałem zakleszczony w samochodzie, stało się coś bardzo znaczącego. Zanim na miejsce wypadku przyjechało pogotowie, z samochodu wyciągali mnie ojcowie paulini, którzy wracali z rekolekcji na Jasną Górę i widząc wypadek zatrzymali się...

Przypadkiem przejeżdżali?
Po ludzku przypadkowo, ale po Bożemu pewnie nie. Paulini - słudzy Maryi, Jej wysłańcy.

Więc Matka Boska maczała w tym palce?
Bez cienia wątpliwości: tak.

Co było po wypadku?

Przez dwa lata nie mogłem chodzić. Miałem wtedy bardzo dużo czasu na modlitwę i przemyślenia, więc się modliłem i "kłóciłem się" z Panem Bogiem. Zresztą myślę, że to naturalne i wręcz wskazane, "pokłócić się" z Nim, tak też mówię ludziom. Bo jedynie po takiej "kłótni" człowiek jest w stanie powiedzieć nie tylko ustami, ale i sercem: Ojcze, bądź wola Twoja.

Oczyszczająca kłótnia?
Tak.

Co Ojciec mówił?
Wiele rzeczy. Nie zapominajmy, że kapłan to także zwykły człowiek, czuje ból, buntuje się. Pytałem Go tak po prostu: dlaczego? Dlaczego ja, dlaczego teraz? Nie wstydzę się tych pytań, bo wiem, że musiałem Mu je zadać. Dziś się uśmiecham, przypominając to sobie, ale wtedy, gdy leżałem obolały i unieruchomiony, te pytania brzmiały inaczej niż teraz, gdy o nich opowiadam. To doświadczenie sporo mnie nauczyło... Przed wypadkiem zdarzyło się, że musiałem wygłosić pierwszy raz kazanie dla chorych. Przygotowałem sobie takie oto zdanie: "Cierpienie jest pocałunkiem Boga". Byłem bardzo z niego zadowolony. A kiedy zdarzył mi się wypadek, pomyślałem: Panie Boże, aleś mnie pocałował... Dzisiaj mówię chorym dokładnie to samo zdanie, ale wiem, że teraz brzmi w moich ustach zupełnie inaczej.

Z Matką Boską też się Ojciec kłócił?

Nie. Z Matką się nie kłóci. Matki się słucha. Ona jest Pośredniczką i człowiekiem czynu. W całej Ewangelii Maryja mówi raptem siedem zdań! Więcej czuje i rozumie. Jan Paweł II powiedział podczas ostatniej pielgrzymki do Kalwarii, że tylko Ona stojąc u stóp krzyża wierzyła, że cierpienie Chrystusa ma sens.

Ojciec wierzył Jej wtedy, gdy leżał w łóżku dwa lata?
Wierzyłem. To znaczy wierzyłem, że mnie nie opuści, nawet gdyby się to miało skończyć na wózku (bo taka była perspektywa). I potem, gdy mnie wypisywali ze szpitala i mówili, że noga będzie sztywna... Ale znowu Matka Boża zadziałała. Moja mama Danuta jest z wykształcenia pielęgniarką-rehabilitantką. I mimo że nie pracowała długo w zawodzie (musiała wychować sześcioro dzieci), to powiedziała: Nie byłabym matką, gdybym ci tej nogi nie uruchomiła. Przychodziła codziennie do klasztoru w Rzeszowie, gdzie po wypadku mieszkałem. Gdy ktoś przechodził obok, słyszał moje krzyki... Ale tam się działy cuda, dzięki jej determinacji nie mam większych problemów z chodzeniem. Dziś, patrząc na to z perspektywy przeżytych doświadczeń, muszę powiedzieć, że gdy Bóg dopuszcza w naszym życiu cierpienie, to zawsze jest ono na miarę naszych sił i możliwości i - co więcej - nigdy nas nie zostawia samych...

Ci, którzy przychodzą do Kalwarii, też tak myślą?
Myślę, że gdyby było inaczej, nie przychodziliby tutaj. A przybywają z wielkimi problemami. W ostatnich dniach modlimy się o wypełnienie woli Bożej, tak to nazwę, w intencji 18-miesięcznego Mateuszka. Ni stąd, ni zowąd dostał udaru mózgu i walczy o życie w szpitalu w Prokocimiu. Rodzice przychodzą tu co dzień. Nie silimy się na traktaty teologiczne, mówimy po prostu: jesteśmy z wami. Modlimy się i czekamy z nadzieją.

Oni wierzą, że ich syn będzie żył?
Nadzieja umiera ostatnia. I choć lekarze dają mu tylko 3 procent szans na przeżycie - wierzą. Z drugiej strony myślę, że nawet jeśli nie stanie się cud, nie stracą wiary. Niekiedy największym cudem jest to, że zaakceptujemy to, co Bóg zdecyduje, a nie cud uzdrowienia. Pamiętam, że św. Jan Paweł II na prośbę o modlitwę w danej intencji zawsze odpowiadał: Modlimy się o wolę Bożą. Choć ta wola jest czasem trudna do przyjęcia.

Niektórzy tracą wiarę w takich przypadkach.

Mogą czuć się zawiedzeni, że Bóg nie spełnił tego, co chcieli. Ważne jest, by Mu powiedzieć wtedy, co się czuje. Ale też pamiętać, że nie zawsze jest możliwe to, co chcemy. On nas zna i wie lepiej, co jest dla nas najlepsze. Trzeba Jemu zaufać, a wtedy dziać się będą cuda...

Ojciec nigdy nie doświadczył zwątpienia, pustki?

Szczerze mówiąc, nie. Nie dałem sobie taryfy ulgowej.

Przecież to nie kwestia kontroli.
Nie, raczej serca. Tego, co wyniosłem z domu. Pomyślałem, że skoro wymknąłem się śmierci spod kosy, to mam jeszcze coś do zrobienia.

Prawdziwy Azariasz.
To znaczy?

Młodzieniec, który został wrzucony do gorejącego pieca i nawet się nie osmalił. Imię wybrał Ojciec nieprzypadkowo.
A wie pani, że to imię oznacza "Pan jest moją pomocą". Chociaż, gdy je wybierałem, nie wiedziałem, że kryje w sobie taką głębię.

Nie jest też przypadkiem, że wrócił Ojciec tutaj, do Kalwarii?

Cóż, przypadki są w gramatyce, ale nie w życiu. Przez ostatnie pięć lat pracowałem w Kurii Generalnej naszego zakonu w Rzymie i współpracowałem z Jałmużnicą Apostolską w Watykanie. Poczułem, że chcę wrócić do bycia kapłanem, do Polski. Bo w kurii to zaszczytna praca, ale taka trochę...

Urzędnicza?
Właśnie. Zaczęło mi brakować kontaktu z ludźmi, bycia duszpasterzem, katechetą.

Wcześniej uczył Ojciec religii w zawodówce?
Tak, fryzjerki, ślusarzy i blacharzy przy ul. św. Agnieszki w Krakowie. I w prywatnym katolickim liceum na Stradomiu.

Takie liceum to pestka.

Zdziwiłaby się pani. Wychodziłem stamtąd po czterech godzinach bardziej zmęczony niż po ośmiu w zawodówce.

Dlaczego?
"My płacimy, my żądamy" - takie postawy. A z młodzieżą z zawodówki złapaliśmy bardzo dobry kontakt, zapraszali mnie potem na swoje śluby, chrzty dzieci. Choć z początku mnie wypróbowywali...

Jak?
Takie tam żarty. Kiedyś podpiłowali mi nogi krzesła, żebym wywinął orła. No i kiedy się przewróciłem, zamiast wybuchnąć, zapytałem ich: Ale po co to? A oni na to, że chcieli zobaczyć, czy mam pod habitem spodnie (śmiech). Byłem zdumiony, przecież gdyby zapytali, to bym im te spodnie pokazał... Generalnie brakowało mi rekolekcji, misji czy w ogóle duszpasterstwa. I kiedy tak pomyślałem, by wrócić, dostałem skierowanie do Kalwarii, na kustosza... Nie ma przypadków.

To powrót, prawda? Był tu Ojciec już w liceum, potem również w seminarium i krótko po studiach.

Tak.

Jakie Ojciec ma plany?
Jest takie powiedzenie: "Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga - powiedz Mu o swoich planach". Poza tym, Kalwaria sama wytycza plany. Mnie najbardziej zależy, żeby Kalwaria się modliła i żeby żyła modlitwą. Jeśli będzie z tego miejsca płynęła ku Niebu modlitwa - tak jak dzieje się to od przeszło czterech wieków - to będzie można realizować plany dotyczące sanktuarium. Chcemy wyremontować kompleks klasztorny i Dróżki. Myślimy też o budowie auli w części Domu Pielgrzyma, przebudowie kotłowni i odnowie nawierzchni traktu dróżkowego.

Kilka kamienic po prawej stronie od głównego wejścia do bazyliki potrzebuje pilnego remontu...
Z pomocą Bożą, pielgrzymów i oddanych nam osób, organizacji i instytucji - damy radę. Kiedy tu przyjechałem w lipcu, prosiłem współbraci, których dobrze znam, aby przyjęli mnie jako dar, bo i ja ich tak przyjmuję. Staram się słuchać. Przyglądam się. Pewne decyzje muszą "dojrzeć" na kolanach. Pamiętam zasadę z rzymskiej kurii: Dużo słuchajcie, mało mówcie, niczego nie obiecujcie (śmiech). Działa.

To prawda, że Ojciec pisze piosenki o Maryi i potem je nagrywa?

Tak. Nie umiem grać na żadnym instrumencie, melodie układam w głowie, potem je przekazuję tym, którzy umieją to rozpisać na nuty. A teksty faktycznie napisałem. Bardziej niż poezja są to takie rymowanki dedykowane Matce Bożej. A że mamy nasze bernardyńskie studio nagrań w Lublinie, mogliśmy sobie pozwolić na nagranie płyty. To moje wotum wdzięczności, takie serduszko-obrączka.

Teraz będzie kolejna płyta z pieśniami o Jezusie?

Tak. Jest już nagrany wokal do tej płyty.

Kto śpiewa?
No, niestety, ja (śmiech). Na pierwszej płycie śpiewam z przyjaciółmi, m.in. z Eleni, w duecie. Przyjaźnimy się od czasu moich studiów w Rzymie, gdy zgłosiłem ją do międzynarodowej Nagrody im. św. Rity (otrzymała ją w 1999 roku, za to, że przebaczyła zabójcy swojej córki). Cudowna, ciepła i bardzo prosta osoba. Zaraża ludzi wiarą i ufnością. Promienieje miłością i o niej śpiewa.

Z tego, co wiem, Ojciec słucha nie tylko religijnej muzyki?
Owszem, lubię także muzykę poważną i pop. Miałem też ulubioną piosenkarkę, niestety już nie żyje. To moja miłość z lat chłopięcych, Irena Jarocka. Do dziś znam wszystkie jej piosenki na pamięć. Wiele razy śpiewaliśmy razem... Przy okazji koncertów wywoływała mnie z widowni, zawsze śpiewaliśmy to samo: "Kocha się raz". Kiedy było już z nią bardzo źle, jej mąż Michał zadzwonił do mnie i powiedział, że Irena chce, abym to ja jej towarzyszył w tej ostatniej ziemskiej drodze. Ile mnie to kosztowało, jeden Pan Bóg wie. Napisałem kazanie na kartce, żeby się nie rozkleić. I jakoś się trzymałem, bo mi pomogła. Ale kiedy w pośpiechu wychodziłem z cmentarza, by zdążyć na samolot powrotny do Rzymu, puścili wiązankę jej piosenek. "Tak żyć, żyć, by coś zostało z tych dni", wtedy łzy popłynęły same. Teraz, kiedy jestem w Warszawie, odwiedzam ją na Powązkach. Na jej płycie nagrobnej widnieje napis: "Śpiewając miłuję". Wierzę, że po tej drugiej stronie jest szczęśliwa i śpiewa na chwałę Tego, który tak pięknym głosem obdarował ją za życia.

Napisz do autorki:
[email protected]

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska