Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spowiedź Dawida Kosteckiego. "W kryminale zrozumiałem: najważniejsza jest rodzina!"

Łukasz Madej
33-letni Dawid Kostecki walczy dla tej samej grupy, której zawodnikiem jest m.in. Artur Szpilka
33-letni Dawid Kostecki walczy dla tej samej grupy, której zawodnikiem jest m.in. Artur Szpilka Tomasz Padło
Po dwóch i pół roku więzienia na wolność wyszedł popularny polski pięściarz Dawid Kostecki, którego zatrzymanie przed pojedynkiem z legendarnym Royem Jonesem Jr. odbiło się echem na całym świecie

Kiedy starałem się umówić na rozmowę, był Pan na zakupach.
Wiem, trochę się przeciągnęło, ale to moja wina, bo u nas jest tak, że to żona mnie w sklepie pogania, nie na odwrót. Lubię takie eko-, bioprodukty, więc się przy nich zatrzymuję.

Jakie to uczucie tak po prostu wyjść sobie do sklepu?
Cały czas przez głowę przewija się myśl: "Prawdziwa wolność". Wszystko smakuje podwójnie, w sensie życiowym, nie jedzenia (śmiech).

Wyjątkowo smakowała też pierwsza przepustka, którą dostał Pan po półtora roku odsiadki.
Tak, miałem sto kilometrów do domu i trzydzieści godzin, z których chyba ani jednej nie przespałem. To była taka euforia... W końcu mogłem pobyć z dziećmi, popatrzeć na nie.

I wtedy pierwszy raz zobaczył Pan Nataniela.
Tak, syn przyszedł na świat, kiedy byłem za kratkami. Starałem się o przerwę, ale nie wyszło. Cóż, widocznie tak musiało być. To w kryminale zrozumiałem, że prawdziwe szczęście cały czas miałem obok siebie. Nie brakowało mi pieniędzy, boksu, zwycięstw, ale normalnego dnia spędzonego z rodziną.

Czyli?
Tego, że wstaję rano, a wtedy jeszcze trzeci synek wali mnie w głowę jakimś resorakiem. Zaraz przychodzi środkowy syn i mówi, żebym z nim w coś zagrał, po chwili zaczyna męczyć najstarszy, a do tego jeszcze żona pogania. Nie doceniałem, co mam. W kryminale zrozumiałem, że były to najszczęśliwsze dni, jakie mogłem sobie wymarzyć. Wie pan, znam ludzi, którzy zmieniali kobiety. Jeden, drugi rozwód. Bogiem dla nich są pieniądze, ale to osoby nieszczęśliwe. Ja mam wspaniałą rodzinę.
Jest superlove.

Za kratkami spędził Pan dwa i pół roku, ale do współkierowania grupą przestępczą się nie przyznał?
Nie wiem nawet, o czym pan w ogóle mówi. Tym, co mam za sobą, już nie żyję. Nie ma tego tematu. Kto się sprawą interesował, wie, jak do tego podchodziłem.

Ale to prawda, że gdyby się Pan przyznał, wyrok byłby w zawieszeniu?
Powiem tylko tyle, że mogłem wyjść na wolność trzy miesiące wcześniej, ale zrezygnowałem. Pomyślałem sobie: "Znowu będzie mi ktoś strasznie źle życzyć, a odwiesić taki wyrok to nie problem". Ludzie są, wie pan... A, szkoda gadać. Generalnie chciałem odsiedzieć cała karę, bo - kurde - jestem takim przestępcą... Jako młodemu chłopakowi powinęła mi się noga, dostałem wyrok za to, co zrobiłem, i przynajmniej wiedziałem, za co siedzę. No, ale jestem takim człowiekiem, że czas spędzony za kratkami starałem się dobrze wykorzystać.

Podobno dużo Pan czytał?
Tak, chyba z milion książek o psychologii. Rozwijałem się mentalnie, dużo było medytacji. Dzięki temu będę lepszym ojcem. No i sportowcem też.

Wnioski?
Większość sportowców stara się zrobić lepszą kondycję, większe mięśnie, a najważniejsza jest głowa. To, jak ktoś wytrzymuje ciśnienie w kryzysowych sytuacjach. Mogłem też dużo trenować techniki, koordynację.

Worek, rękawice Pan miał?
Nie potrzebowałem, bo zająłem się rzeczami, na które normalnie w natłoku przygotowań do walk nie ma czasu. Jedną akcję ćwiczyłem żmudnie trzy godziny dziennie. Teraz, jak ktoś mnie obudzi o północy, to wykonam ją idealnie.

Było z kim w parze potrenować?
Unikałem tego, bo dobrze, żeby to był ktoś mojej klasy, albo lepszy, bo inaczej można się cofać, nie rozwijać. A siła? Teraz wiem, że można ją robić na wiele sposobów, a wcześniej ograniczała mnie wiedza. Jest taki stary sposób - kalistenika. Kiedyś ludzie byli dużo silniejsi, a nie używali przecież żadnych specyfików. Teraz bez sprzętu jestem w stanie przećwiczyć wszystkie mięśnie. Potrzebne jest mi tylko moje ciało.

To prawda, że pierwszy rok wyroku spędził Pan na własne życzenie w pojedynczej celi?
A co pana tak dziwi? Ludzie siedzą sami po 10 lat. Wolałem mieć godzinę spaceru dziennie, a resztę doby spędzać pod celą. Miałem czas na walkę z cieniem, siłę, dietę. Potem, już w ośrodku półotwartym, były warunki do biegania.

Kilka dni temu w internecie pochwalił się Pan kondycją.
Byłem ciekawy, ile pobiegnę, i tak skończyłem na 25 kilometrach. Synek, który jechał za mną rowerem, był bardzo zmęczony, a ja spokojnie mogłem biec dalej. Wszystko, nad czym pracowałem, funkcjonuje. W ostatni miesiąc kary byłem w Bieszczadach, więc czułem się jak na obozie. W sumie, siedziałem w Załężu, Medyce, jakiś miesiąc na Monte w Krakowie, dwa czy trzy tygodnie w Lublinie, potem w Łupkowie. Trochę zwiedziłem i wszędzie było fajnie. Wszystko miałem zaplanowane co do sekundy. Kładłem się o 22, a wstawałem o 5. Co do sekundy jadłem, co do sekundy ćwiczyłem. Jest pan z Krakowa, więc świetnie wie, co przytrafiło się Andrzejowi Wawrzykowi.

Miał bardzo groźny wypadek samochodowy.
Właśnie, życie mignęło mu przed oczami, a w mojej rodzinie trzy osoby zginęły w wypadkach, więc tak sobie myślę, że mogło mi się przytrafić coś poważniejszego niż więzienie. Wierzę w tak zwaną karmę, czyli w to, że dobro, które zrobisz dla innych, gdzieś tam do ciebie wróci. A ja spotykam na swojej drodze dobrych ludzi.

I osoby, które przed odsiadką klepały Pana na ulicy po plecach, teraz nie odwracają wzroku?
Nie, nie było w ogóle takiej sytuacji. Każdy ma jednak prawo do swojego zdania i niech mówi na mój temat, co chce. Na pewno nie będę pukać do drzwi wszystkich Kowalskich i się tłumaczyć. Nie czuję takiej potrzebny. Zresztą, nie ma człowieka, który wszystkich by zadowolił. A jeśli taki istnieje, to podejrzana sprawa (śmiech).

Lawinowo rosnąca liczba polubień na Facebooku świadczy o tym, że wciąż należy Pan do najpopularniejszych polskich pięściarzy.
Chyba dlatego, że nigdy nie byłem zakłamany, nie zachowywałem się przy kimś inaczej niż na co dzień. Pamiętam, że jak podpisałem kontrakt zawodowy, to mocno starano się promować innych zawodników, a ja słyszałem, że u mnie wszystko pod tym względem idzie zaje... Ważny jest sposób bycia. Wiadomo, w boksie zawodowym trzeba mieć umiejętności, ale też należy być kolorowym, a ja jestem taki troszeczkę naturalnie inny.

I nigdy fałszywie skromny.
Tak, i to się nie zmieni.

Ale image Pan zmienił.
Zawsze chciałem zobaczyć, jak to będzie zawinąć kucyka, a boki ogoliłem, bo mi lecą jak u jeża. Żonie kucyk się podoba, powiedziała, żebym nie ucinał. Wcześniej miałem też wytatuowane trzy twarzyczki, a teraz mam trzynaście. Całę rodzinę, ludzi, których kocham. Do tego waga jest mniejsza, więc jak widać, pod wieloma względami jestem teraz troszkę inny. W boksie mogę osiągnąć wszystko, a blokadą może być tylko moja głowa. Robię to, co kocham, i tylko w ten sposób można osiągnąć sukces. Aha, i nigdy nie powiem też, że walczę dla rodziny. Nie, ja w ten sposób zaspokajam swoje ego, które mówi mi, że mogę zdobyć pas mistrza. A rodzinie, gdybym zrezygnował z boksu, zapewniłbym godne życie. Jestem inteligentnym człowiekiem i mam smykałkę do interesów. Mówiłem już, że nie jestem fałszywie skromny?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska