Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dynafit Run Adventure: Mój bieg przez góry, pot i łzy

Katarzyna Kapusta
Czy płakałam na mecie? Tak, płakałam, gdy tylko przekroczyłam linię mety. Tam czekała mama  i... brązowy medal
Czy płakałam na mecie? Tak, płakałam, gdy tylko przekroczyłam linię mety. Tam czekała mama i... brązowy medal Witold Stech
To był mój pierwszy trzyetapowy ekstremalny bieg po górach - Dynafit Run Adventure. Mocno dał mi w kość - mówi Kasia Kapusta, nasza dziennikarka. Przebiegła go i odniosła sukces

Ostatnie dwa kilometry. Biegnę, chociaż całe moje ciało odmawia posłuszeństwa. Każdy kolejny krok sprawia potworny ból. Mózg wysyła sygnały: już dość, ani kilometra więcej... Na kolejnym kilometrze czuję, że umieram, ale tylko po to, by dobiec do mety i czuć, że naprawdę żyję. Ostatnie metry biegnę już siłą woli. Nie mogłam się poddać. Po raz pierwszy przebiegłam ultramaraton w Beskidach, zdobywając po drodze trzy szczyty: Wielki Stożek, Beskid Graniczny i Baranią Górę. Wygrałam sama z sobą, w tej nierównej walce z górami i pogodą, która mocno dała w trakcie biegu w kość. Bo przecież zamiast biegać w temperaturze 32 stopni Celsjusza, i to jeszcze w górach, można leżakować na plaży.

Ekstremalny bieg górski i ciężki plan treningowy, by przebiegnąć

Wszystko zaczęło się od krótkiej wymiany zdań na portalu społecznościowym. W tym miejscu powinnam nadmienić, że nieszczególnie lubiłam biegać, nieszczególnie dużo też biegałam. Od biegania wolałam tabatę, crossfit, rolki czy rower. Marcin Rudzki z Radia Katowice rzucił rękawicę. Podjęłam ją. - Marcin, dam radę? - to było moje pierwsze pytanie przed podjęciem decyzji, czy wystartować w Dynafit Run Adventure. Wiedziałam, że to będzie ekstremalny trzyetapowy bieg, podczas którego nie będzie czasu na regenerację. Będzie za to palące słońce, ból mięśni, kontuzje, trasa będzie trudna technicznie, a na niej będą czekać luźne kamienie podczas zbiegów.

- Dasz radę, tylko musisz się przyłożyć do treningów. Możemy pobiegnąć w drużynie, razem - mówi Marcin i zawiesza głos na chwilę. Nie myśląc długo, odpowiadam: Jak dam radę, to biegnę - zaświergotałam.

Od spontanicznej decyzji przeszłam do czynów. Wzięłam udział w pierwszym etapowym ultramaratonie w kraju, który odbywał się od 18 do 20 lipca w Beskidach. Do wyboru były dwie trasy, krótsza challenge i dłuższa trophy. Ich dystans zmieniał się w każdym etapie. Na dystansie challenge do przebiegnięcia 80 kilometrów, na trophy 110. Ale od początku. Zaraz po tym, jak podjęłam decyzję: biegnę, potrzebny był plan treningowy i żywieniowy. Na początku treningi 4 razy w tygodniu, potem już po dwóch tygodniach rozbiegania 5 razy w tygodniu. Całkowicie musiałam zmienić sposób odżywiania się i wszystkie swoje niezdrowe przyzwyczajenia. Obowiązkowo śniadanie. Do tej pory najczęściej w pośpiechu wybiegałam z domu, pijąc uprzednio łyk kawy. Teraz rano... owsianka. Trudna to znajomość. Owsianki nie jadałam nawet w dzieciństwie. Łatwo nie było.

Ostatecznie do wytrzymania, pod warunkiem, że doda się suszone morele, ewentualnie suszoną żurawinę, banana. Więc owsianka trzy razy dziennie, rano, przed bieganiem i po bieganiu. W międzyczasie owoce, a na obiad głównie węglowodany.

Biegałam, gdy świeciło słońce, gdy padał deszcz, gdy byłam potwornie zmęczona. Biegałam nawet wtedy, gdy mi się nie chciało. Kiedy czułam, że nie mam mocy w nogach, denerwowałam się. Biłam się z myślami. Korciło mnie: a może by tak zrezygnować? Przecież świat się nie zawali, jeśli nie wytrwam w treningach - tłumaczyłam sobie, gdy treningi szły gorzej, bo łapała mnie w trakcie biegania kolka i nie chciała odpuścić. Wtedy do akcji wkraczał Marcin.

- Jesteś upartą kozą, dasz radę. Masz trenować i jeszcze raz trenować, a przede wszystkim uwierzyć, że ten dystans jest dla ciebie do osiągnięcia - "tłukł" mi do głowy. Jego słowa świdrowały mi głowę. Wciąż powtarzałam sobie tekst piosenki Hana Solo "Dopóki jestem": "Mam moc w sobie, ona kroczy ze mną, a siła w żyłach pływa na pewno. Póki jesteś i póki biegniesz, cel jest przed tobą i w końcu tam będziesz". Szybko te słowa stawały się mantrą powtarzaną w trakcie treningów, szczególnie wtedy, gdy nie miałam już siły, kiedy po prostu, po ludzku mi się nie chciało. Byłam całkowicie zdeterminowana do łamania swoich granic. Szczególnie, gdy znajomi pytali: Po co ci to? Przecież nie dasz rady, masz za mało czasu. Owszem, czasu miałam mało, bo niecałe trzy miesiące. Miałam też jasno określony cel. Chcę dobiec do mety.

- Nawet gdybym musiał ciągnąć cię za włosy, przekroczymy linię mety - śmiał się Marcin, który bardzo skrupulatnie sprawdzał, jak idą mi treningi, czy stosuję się do wszystkich zaleceń, czy sobie nie odpuściłam. I tak w ciągu sześciu tygodni przebiegłam 467 kilometrów. Płakałam, złościłam się, ciskałam butami do biegania w kąt, by następnego dnia z jeszcze większą determinacją trenować i wbijać sobie do głowy, że dam radę.

Gdy biegniesz w górach, musisz wygrać sam ze sobą i z ... głową

Bieg rozpoczynał się w piątek 18 lipca. My wyruszyliśmy do Istebnej w czwartek o 14. Wesołym samochodem zapakowanym najpotrzebniejszymi rzeczami po samiutkie brzegi. Nie było już miejsca na wątpliwości. - Damy radę, zobaczysz - Marcin powtarzał w kółko, a wtórowała mu jego żona Justyna i nasza wspólna koleżanka Dorota. W końcu grupa wsparcia dla biegaczy musi być. Wieczorem zarejestrowaliśmy się w biurze zawodów, odebraliśmy numerki, czipy. Tego wieczoru odbyła się także odprawa.

- Pamiętajcie, że przed wami trzy dni naprawdę morderczego biegu w palącym słońcu, po trudnych trasach. Bądźcie rozsądni, rozłóżcie siły, wiemy, że wszyscy, zarówno panie, jak i panowie, jesteście twardzielami - mówił Marek Mróz podczas odprawy. No cóż, co ma być, to będzie. Wieczorem, już w zaciszu pokoju w pensjonacie, studiowanie trasy, obgadywanie strategii. - Zapewne i tak wystartujemy za mocno i za szybko. Tak jest zawsze, bo dochodzą emocje. Pamiętaj jednak, że robimy swoje, biegniemy, dopóki się da, pod górkę. Choćbyśmy mieli drobić kroczki. Przy mocnym podbiegu idziemy w bardzo szybkim tempie marszowym, a przy zbiegach ty podajesz i lecimy na maksa - nie mógł się nagadać Marcin. Grzecznie słuchałam, w końcu ultramaraton to nie nowość dla niego.

Pierwszego dnia w ogóle nie czułam stresu, krok po kroku realizowaliśmy nasz plan. Wkrótce okazało się, że podobną do naszej strategię obrali wszyscy. Czyli 154 zawodników. Podczas biegu w ogóle nie myślałam o tym, ile muszę przebiec. Kompletnie się wyłączyłam. Pierwszego dnia trasa z Istebnej przez Kubalonkę nie była szczególnie trudna. Umorusani, w błocie, jeszcze pełni energii, dobiegliśmy do mety. Po dwóch godzinach okazało się, że po pierwszym etapie zajęliśmy trzecie miejsce w kategorii mix team. Tego się nie spodziewałam.

Drugi etap dał mi mocno w kość. Okazało się, że pierwszego dnia biegu naciągnęłam przyczepy mięśnia czworogłowego w prawej nodze. Przy pierwszym zbiegu przeszywający ból w kolanie niemal mnie sparaliżował. Na stopach miałam blazy. Postanowiłam, że się nie poddam i choćbym miała przejść całą trasę drugiego etapu, to dojdę do mety. Z trzeciego miejsca spadliśmy na czwarte. Wydawało mi się, że to już koniec. - Kaśka, dasz radę, jutro pobiegniesz głową, nie nogami. Wbij sobie do tego łba, że możesz to zrobić. Kolano nie przestanie cię boleć, ale będziesz wiedziała, że dasz z siebie wszystko - Justyna prowadziła monolog, a ja słuchałam.

W niedzielę wstałam nabuzowana. Dam radę! Przez całą trasę trzeciego etapu śpiewałam sobie w myślach, że moc kroczy ze mną, a siła w żyłach pływa na pewno. I co? Trzeci etap zakończyliśmy na trzecim miejscu. Nie udało się nadrobić straty, dlatego w klasyfikacji generalnej uplasowaliśmy się na czwartym miejscu. To i tak więcej, niż marzyłam. Gdy zaczynałam trenować, nie sądziłam, że przywiozę ze sobą dwa brązowe medale. A jednak. Stoczyłam walkę ze sobą, swoimi słabościami. Bieganie po górach jest fajne i dostarcza niesamowitą ilość endorfin. Nie wierzycie? Przekonajcie się sami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!