Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Rojek. Nadwrażliwiec, który został idolem

Paweł Gzyl
"Światła ubywa mi, co z tego/ kiedy twarze starszych kobiet są piękniejsze niż te nowe/ A jedyny przeciwnik to mój strach" - śpiewa Artur Rojek na swej pierwszej solowej płycie
"Światła ubywa mi, co z tego/ kiedy twarze starszych kobiet są piękniejsze niż te nowe/ A jedyny przeciwnik to mój strach" - śpiewa Artur Rojek na swej pierwszej solowej płycie Jacek Poremba
Jest całkowitym przeciwieństwem rockowego idola. Wrażliwy, melancholijny, stroni od skandali, a nawet niechętnie uchyla rąbka swej prywatności. Pierwszy autorski przebój zatytułował z pełną premedytacją "Beksa". Taki napis widnieje też na koszulkach, promujących jego solową płytę. Artur Rojek.

Potwierdzić własną wartość
Dzieciństwo to niezwykle ważny okres jego życia. Wyśpiewał je na wydanej ponad dekadę temu płycie swego projektu Lenny Valentino. Album nosił tytuł "Uwaga! Jedzie tramwaj!", bo mieszkanie, w którym spędził pierwsze lata młodości, było położone w kamienicy przy ulicy Bytomskiej w Mysłowicach, gdzie biegły tory. Kiedy tramwaj przejeżdżał obok budynku, wszystko się w nim trzęsło - szyby w oknach, szklanki w kredensie, a nawet cała podłoga.

- Wychowałem się w robotniczej dzielnicy miasta. Mieszkałem w familokach, czteropiętrowych domach z czerwonej cegły, złączonych podwórkami. Kiedy szedłem do szkoły, musiałem przejść przez cztery takie podwórka. Potem wybudowano bloki dla górników, otwarto specjalne sklepy, w których na górniczą książeczkę można było kupić niedostępne gdzie indziej towary. Chociaż nie mieliśmy takiej, mamie udało się tam kupić dla mnie magnetofon kasetowy - wspominał.

Kiedy w maju 1972 roku urodził się Artur, jego ojciec zostawił matkę samą z malutkim dzieckiem. To wydarzenie rzuciło głęboki cień na dalsze losy chłopca.

Ojca poznał dopiero w wieku 35 lat, kiedy urodził się jego pierwszy syn, Franciszek. Nie chce przyznać, czy wybaczył mu jego odejście - twierdzi, że to po prostu postać w jego życiu całkowicie nieobecna.

- Największe wrażenie robiła na mnie duża karuzela. Początkowo bałem się na niej jeździć, bo starsi chłopcy chwytali za krzesełka i zakręcali je wokół osi. Z czasem pokonałem strach. Kiedy wesołe miasteczko przenosiło się gdzie indziej, ogarniał nas smutek - to jego najmocniejsze wspomnienie z dzieciństwa.

Ponieważ mama musiała zarobić na utrzymanie siebie i syna, początkowo oboje mieszkali u jej rodziców na strychu. Kiedy Artur poszedł pierwszy raz do przedszkola - przepłakał niemal cały dzień za mamą. Z czasem jednak zmężniał. Przez długie lata jego ulubioną postacią filmową był Tarzan, którego rolę w pierwszej wersji kinowej odgrywał Johnny Weismuller, legendarny amerykański pływak.

- Nie byłem postrzegany jako beksa. Uchodziłem za silnego. Wychowywałem się w biednej dzielnicy, wśród chłopaków, którzy nie zawsze żyli zgodnie z prawem. Nie bałem się bójek, ale jednocześnie bardzo dobrze się uczyłem. Od początku starałem się sobie i innym coś udowodnić, znaleźć potwierdzenie swojej wartości - wyjaśnia.

Pływanie jako szkoła życia. Piosenki na lekcjach
W szkole Artur przeszedł zaskakującą metamorfozę, kiedy odkrył sport. Gdy inne dzieciaki przeżywały okres młodzieńczego buntu i jeździły do Jarocina, on odkrył pływanie. Codzienne treningi okazały się dla niego prawdziwą szkołą życia - nauczyły go pokory, systematyczności i szacunku dla pracy. To szybko zaprocentowało.

- Druga część podstawówki minęła mi na treningach. Odbywały się dwa razy dziennie - o szóstej rano i piątej po południu. W liceum, ze względu na nie, przydzielono mi indywidualny tok nauczania. Nie przychodziłem na dwie pierwsze lekcje, a przeważnie były to najmniej przeze mnie lubiane matematyka i fizyka. Co prawda, musiałem je potem zaliczać, ale pisałem sprawdziany zazwyczaj w tydzień po całej klasie, więc wiedziałem, jakie będą zadania. Dzięki temu przetrwałem liceum i zdałem na AWF do Katowic - podkreślał.

Wysiłek włożony w pływanie nie poszedł na marne. W 1985 roku był mistrzem Polski juniorów. Na studiach napisał pracę magisterską o najsłynniejszych pływakach XX wieku. Po ukończeniu katowickiej uczelni, wrócił do Mysłowic, aby pracować jako nauczyciel WF-u. Nie miał kłopotu z nawiązaniem kontaktu z dzieciakami, ale wydawało mu się też, że nie potrafi zaskarbić sobie ich szacunku. A to dlatego, że już wtedy miał zespół i jego uczniowie śpiewali na lekcjach... piosenki Myslovitz.

Nazwa była na starym piecyku
Pierwszą gitarę kupiła mu mama w Składnicy Harcerskiej. Przez dwa tygodnie szarpał jej struny, ale w końcu zniechęcony brakiem szybkich efektów, rzucił ją w kąt. Wydawało mu się wtedy, że nie ma talentu do muzykowania. Cały czas jednak coś go ciągnęło do grania. Radykalny krok podjął w 1992 roku, kiedy był na studiach w Katowicach. Założył zespół, w którym początkowo ważniejszy był wygląd niż umiejętności.

- Trzeba było w naszym towarzystwie prezentować się odpowiednio stylowo. Obowiązywała modna fryzura, fajne buty, gustowny sygnet. Wojtka Powagę poznałem na giełdzie płyt. Sprzedałem mu "Snopowiązałkę" Voo Voo. Ponieważ grał na gitarze, postanowiliśmy razem założyć zespół. Kiedy zobaczyłem Jacka Kuderskiego w autobusie, wiedziałem, że to właściwy człowiek. Był nieźle uczesany, nosił sygnet i jak się potem okazało umiał grać na basie. On ściągnął swojego brata - Wojtka - który zasiadł za perkusją. Zaczęliśmy trenować po trzy godziny dziennie. Graliśmy prostą muzykę opartą na trzech akordach i udawaliśmy, że śpiewamy po angielsku, bo nikt z nas nie znał wtedy tego języka - opowiadał.

Artur w naturalny sposób sięgnął po mikrofon. W przeciwieństwie do innych chłopaków, którzy wstydzili się śpiewać, jemu przyszło to bez większych problemów. Nie zraził się nawet tym, że początkowo niektórzy sądzili, iż w zespole za mikrofonem stoi... wokalistka. Jego delikatny śpiew z czasem stał się jednak znakiem rozpoznawczym formacji.

Jej nazwa narodziła się przypadkowo - bo w sali prób stał stary piecyk, na którym widniała niemiecka wersja nazwy rodzinnego miasta chłopaków - "Myslovitz". Początkowo wydawało się, że to fatalny pomysł, bo władze uznały to za prowokację i nie chciały współpracować z młodymi muzykami. Zmieniły zdanie dopiero wtedy, kiedy okazało się, że każdy młody człowiek w Polsce wie, gdzie leżą Mysłowice, dzięki pochodzącemu zeń zespołowi.

Trzeba uważać, co się pisze i śpiewa

Myslovitz szybko wpisał się w modę na brytyjski rock gitarowy, stając się z jednym z najpopularniejszych zespołów w Polsce. Chłopaki sypali przebojami, jak z rękawa: "Peggy Brown", "Margaret", "Długość dźwięku samotności", "Chłopcy" czy "Kraków" (z udziałem samego Marka Grechuty). Ważne w nich były nie tylko przebojowe melodie, ale też inteligentne teksty, w wielu przypadkach pisane właśnie przez Artura.

- Tylko raz źle zinterpretowano to, co napisałem. To było w przypadku piosenki "Amfetaminowa siostra". Chociaż miała antynarkotykowe przesłanie, ludzie odczytywali ją przeciwnie. Nie zdawałem sobie z tego sprawy do czasu gdy byłem na praktyce nauczycielskiej w szkole. Podszedł do mnie jeden z uczniów z pytaniem czy nie mam amfetaminy do sprzedania. Ten incydent uświadomił mi, że trzeba bardzo uważać na to, co się śpiewa - tłumaczył.

Image zespołu zdominowała osoba wokalisty. Szczupły, przystojny, przy tym wrażliwy i melancholijny, stworzył nowy wizerunek rockowego idola. I trafił doskonale w czasy, w których młodzi ludzie potrzebowali jako gwiazdy kogoś inteligentnego, wykształconego i subtelnego, dalekiego od anarchicznego rebelianta z lat 80.

- Miłość to podstawowa sprawa w życiu. Bez miłości nasza egzystencja byłaby pusta. Mówił o tym papież i wszyscy filozofowie czy artyści, którzy wgłębiali się w istotę człowieczeństwa. Dla mnie miłość to nie krótkotrwałe zauroczenie. Prawdziwa miłość przejawia się w przemianie życia człowieka - czyni go lepszym, przenika głęboko do istoty jego jestestwa, realizuje się w kontakcie nie tylko z tą jedyną, ukochaną osobą, ale z wszystkimi ludźmi - podkreślał.

I faktycznie - mimo pokus czyhających na trasach koncertowych, Artur pozostał wierny młodzieńczej miłości. Osiem lat temu wziął cichy ślub ze swą długoletnią partnerką, Anią, a owocem tego związku są dwaj chłopcy: siedmioletni Franciszek i dwuletni Antoni.

Od początku muzyk starał się zbudować mocną i trwałą rodzinę, pamiętając jak głęboko odczuł na swej skórze brak ojca w dzieciństwie. Ania dzieli z nim jego pasję do muzyki - i jest współproducentką OFF Festivalu, który jej mąż organizuje w Katowicach. Drugą wspólną ich pasją są egzotyczne podróże.

- W ostatnich latach zarzuciliśmy eskapady ze względu na małe dzieci. Podróże do Birmy, Kambodży, Namibii, czy pod namiot do Islandii mogą być fajne już dla starszego syna, ale dla młodszego - nie. Dlatego, na razie, organizujemy takie wypady, żeby wszystkim było dobrze - uśmiecha się.

Mimo sukcesów dwa lata temu Artur postanowił opuścić Myslovitz. Z jednej strony znudził się eksploatowaną przez grupę formułą typowo gitarowego grania, a z drugiej - trudno było ukryć konflikty ambicjonalne między nim a resztą kolegów. - Jest mi dobrze. Pracuję, ciągle jestem zajęty. Moja decyzja bardzo długo dojrzewała, nie przeżywałem więc w związku z tym żadnych turbulencji - podkreślał.

Początkowo poświęcił się organizowaniu swego festiwalu, a kilkanaście dni temu opublikował debiutancki album - "Składam się z ciągłych powtórzeń". Płyta przyniosła zestaw wysmakowanych piosenek, lokujących się bliżej popu niż rocka. Mimo to teksty okazały się jeszcze bardziej introwertyczne - opowiadają o lęku, przemijaniu, a nawet śmierci. Ma w sobie wiele obaw i niepokojów.

Jak nie osiąść na mieliźnie

Zapytany dziesięć lat temu, o czym marzy, powiedział: "Przede wszystkim o tym, aby się nie zatrzymać w rozwoju i nie osiąść na mieliźnie twórczej". Z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, że udało mu się zrealizować te zamierzenia. Z powodzeniem organizuje co roku wielki festiwal rockowy, a jego solowa płyta pokazała, że jako artysta ma ciągle wiele ciekawego do powiedzenia. To się nazywa spełnione życie.


A jak aktor

Artur wraz z kolegami z Myslovitz pojawił się jako aktor w filmie Jerzego Stuhra "Pogoda na jutro" - w roli zakonników śpiewających sacro-songi.

R jak rock

Chociaż jego pierwszą miłością była muzyka rockowa, na swojej nowej płycie pozwolił sobie na eksperymenty i sięgnął też po elektronikę.

T jak The Freshmen
Jego pierwszy zespół, który założył w Mysłowicach w 1992 roku nazywał się The Freshmen, czyli po polsku... Żółtodzioby.

U jak ubiór
Od początku działalności scenicznej, przykłada wagę do ubioru. Nosi się na luzie, ale z lekką dozą elegancji, łącząc choćby trampki z marynarką.

R jak radio
Artur ma w swojej biografii epizod radiowca. Puszczał swe ulubione nagrania w dwóch rozgłośniach - Rock Radiu oraz w Radiu Rezonans.

R jak rozsławianie
W 2005 roku czytelnicy katowickiej gazety lokalnej przyznali wokaliście nagrodę o nazwie Cegła Janoscha za rozsławianie Górnego Śląska.

O jak order
W 2013 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski . Odznaczenie wręczył mu prezydent Komorowski w Święto Wolności.

J jak Jerzy Stuhr

Piosenka Myslovitz "Polowanie na wielbłąda" została zainspirowana filmem Jerzego Stuhra "Duże zwierzę" i promowała obraz w polskich mediach.

E jak egzamin
Artur zdał życiowy egzamin z organizowania festiwali. Zainicjowany przez niego OFF w Katowicach stał się wielkim wydarzeniem artystycznym.

K jak Kayah
Pierwszą płytę artysty z Mysłowic wydała niezależna wytwórnia Kayax, prowadzona przez jego koleżankę po fachu - Kayah.

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska