Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Kuśnierz, król kosmetyków z Krakowa: Pieniądz usypia czujność

Maria Mazurek
Henryk Kuśnierz porzucił naukowe ambicje po tym jak zobaczył, że firma kosmetyczna przynosi duże zyski i satysfakcję
Henryk Kuśnierz porzucił naukowe ambicje po tym jak zobaczył, że firma kosmetyczna przynosi duże zyski i satysfakcję Andrzej Banaś
Właściciel fabryki kosmetyków, współwłaściciel hotelu - o biznesie, kobietach i głowie.

Nie tęskni Pan za byciem w rankingu stu najbogatszych Polaków?
Czemu miałbym tęsknić?

To chyba prestiż. Odkąd sprzedał Pan udziały w Krakchemii, mniej o Panu słychać.
To dobrze. Biznes nie lubi rozgłosu.

Ale biedny Pan chyba nie jest?
Interesy idą dobrze, jeśli pani pyta. Hotel Holiday Inn na Wielopolu w Krakowie, który mam z kolegą, ma ponad 90 proc. obłożenia. W sezonie zimowym jest wprawdzie słabiej, ale wtedy stawiamy na studniówki i wesela. Dopiero co otworzyliśmy nowe skrzydło. Rozwijamy się.

Wciąż jest Pan szefem w fabryce kosmetyków Hean?

Powoli oddaję stery synowi.

Ile on ma lat?


  1. Nie za mało na bycie szefem tak dużej firmy?

    Nie. Ja w jego wieku zarobiłem już pierwszy milion. Przysłowiowy oczywiście, bo to były inne pieniądze.

    W Polsce Pan ten pierwszy milion zarobił?

    W Polsce. Obiecałem sobie, że jeśli wyjadę za granicę, to tylko w okularach przeciwsłonecznych i z aparatem fotograficznym.

Jak to było?
Byłem biednym doktorantem na chemii. Za biednym. I za ambitnym. Kiedy powiedziałem ojcu, że zakładam firmę, pukał się po głowie.

Czemu?
Że zamieniam ciepłą posadkę na uczelni na ryzykowny biznes. Chyba nie wierzył, że uda mi się osiągnąć sukces. A ja zabrałem się ostro do roboty. Schowałem dyplom do szuflady, kupiłem "ferszalung" i gumowe buty, i zacząłem robić mydło w stanie wojennym. Górnicy nie chcieli zjeżdżać na dół, bo nie mieli się czym umyć…

I w głębokiej komunie tak po prostu udało się Panu założyć wielką, prywatną firmę kosmetyczną? Przyzna Pan, że to dość dziwne.
Nie udało się "tak po prostu". Były trudności. Żeby założyć firmę kosmetyczną, trzeba było mieć tytuł "chemika środków farmaceutycznych". Nikt w Polsce nie miał tego tytułu.

To jak udało się Panu go zdobyć?

Chodziłem. Przekonywałem. Wypiłem beczkę wódki z inspektorem z Kielc. W końcu się udało. A inni poszli moim śladem. Ktoś musiał być jednak pierwszy. I to byłem ja z kolegą ze studiów, Andrzejem Gocmanem. Nazwa jest od Henryk-Andrzej. Ale teraz jestem właścicielem sam.

Czasy prosperity Hean ma chyba za sobą?
Lata 80., kiedy zatrudnialiśmy 200 pracowników i mieliśmy takie obroty jak Miraculum, który zatrudniał 750, minęły. Ale jest nieźle.

W Rossmannie Was nie ma, a tam się dziś kupuje kosmetyki.
W Rossmannie są nasze peelingi, choć kolorowych kosmetyków rzeczywiście im nie sprzedajemy. Dla sieci drogerii Natura produkujemy kosmetyki pod markami Sensique i Kobo Professional. Wizażystki uwielbiają te drugie, bo są profesjonalne, w niewielkich opakowaniach, niedrogie.

Hean robi dobre kosmetyki?

Bardzo dobre. Gdziekolwiek pojedziemy na targi - do Dubaju czy Bolonii - ludzie się nimi zachwycają. Jakością, a przede wszystkim stosunkiem jakości do ceny. Teraz szał robi nasz spray utrwalający makijaż.

Ale większość Polek zapłaci dwa razy tyle i kupi szminkę tej samej jakości z zagranicznej firmy.

Polki przez lata nie miały wyboru. Prosta konsekwencja.

Czemu zajął się Pan kosmetykami?
Kiedy żyliśmy w jaskiniach, a mężczyźni chodzili na polowania, wielu nie przeżywało spotkań z dziką zwierzyną. Ci, którym udało się wrócić wieczorem do jaskini, byli więc oblegani przez kobiety. Była spora konkurencja. Kobiety musiały się więc starać być piękniejsze, lepsze. We współczesnym człowieku jest sporo z jaskiniowca. Dlatego kobiety się malują.

A mężczyźni są wzrokowcami.
No jasne. Mężczyźni musieli mieć dobry wzrok, bo to był jedyny zmysł, którym mogli wygrać ze zwierzęciem. Nie słyszała pani, jak koleżanki zachwycają się głosem mężczyzny? Mężczyzna zachwyci się wyłącznie wyglądem kobiety. Może potem jeszcze wnętrzem. Postanowiłem więc z tego dążenia kobiet do piękna uczynić sposób na życie. I na zarabianie.

Kiedy poczuł Pan pierwszy raz, że może zostać bogatym człowiekiem?

Po trzech latach starań wysłaliśmy ze wspólnikiem nasze żony - albo może jeszcze narzeczone - w Polskę z kredkami. Żeby posprzedawały to po sklepach. Pamiętam, jak wróciły po dwóch dniach i wysypały na stół pieniądze. 390 tysięcy złotych. Tylu pieniędzy na oczy wcześniej nie widziałem. Szybko przeliczyłem, że to moje ośmioletnie stypendium doktoranckie. Wtedy postanowiłem sobie, że moja noga już nigdy więcej na uczelni nie postanie.

Narzeczone musiały być lojalne.

I obrotne. Zawsze powtarzam, że kobieta firmy nie wymyśli, bo jest na to zbyt płochliwa. Ale lepiej jej przypilnuje. Kobiety nie lubią ryzyka i mężczyzn nieudaczników. W dodatku są upierdliwie dociekliwe i lepiej dbają o szczegóły.
A na czym można się dziś dorobić? Na wszystkim. Byle zrobić to lepiej niż inni. Albo wymyślić coś nowego.

Co nowego można jeszcze dziś wymyślić?
Tak mówiono już pod koniec XIX wieku: że wszystko zostało już wymyślone. I proszę jak nam się świat od tego czasu zmienił.

Dziś są dobre czasy dla przedsiębiorców?
Dlaczego miałyby nie być?

Chociażby przez biurokrację.
Biurokracja za komuny była jeszcze gorsza. Na każdą zatrudnioną w fabryce osobę musiałem mieć zezwolenie wydziału handlu Urzędu Miasta. Dziś jest odwrotnie. Urząd Miasta wysyła mi ludzi, żebym ich zatrudnił.

Pan pije wódkę z urzędnikami, politykami?

Mężczyzna niepijący jest niewiarygodny towarzysko… Coś musi ukrywać. A że wina i piwa nie piję, zostaje mi wódka. Ale większość polityków nie dotrzymuje mi kroku. Jeden Jan Rokita pił ze mną równo, ale ostatnio powiedział, że już nie będzie, bo zdrowie mu nie pozwala.

Pan jest starszym Bractwa Kurkowego. To chyba ułatwia robienie interesów.

Czemu?

Bo to bractwo poprzebieranych w kontusze najbardziej wpływowych ludzi z Krakowa. Biednych chyba nie przyjmujecie.
Nie ma wymogu bycia zamożnym. I nie wszyscy w Bractwie Kurkowym nimi są. W nasze szeregi może dostać się każdy mężczyzna, który skończył 18 lat, został wychowany w wierze katolickiej i którego dwóch członków do tego bractwa wprowadzi.

Z tą wiarą katolicką to czemu?
Teraz to kwestia tradycji.

Gdy opowiadałam młodszej siostrze, że w Krakowie jest bractwo, którego członkowie chodzą przebrani w kontusze, a co roku jest wybierany król, który potem chodzi z wielką, srebrną kurą, i że ta srebrna kura ponoć przynosi szczęście, to myślała, że ją wkręcam.
Dla kogoś, kto o Bractwie Kurkowym wcześniej nie słyszał, może brzmieć to abstrakcyjnie. Ale to kultywowanie pięknej tradycji, z czasów kiedy miasta na prawie niemieckim były otoczone murem. Przedstawiciele różnych cechów tworzyli Konfraternię Strzelecką, która broniła poszczególnych fragmentów tego muru. I to był pierwowzór dzisiejszego bractwa.

Lubicie sobie jednak coś upolować.
Bractwo często jest utożsamiane z łowiectwem, ale nie o to chodzi.

Pan jednak poluje. Jak większość członków.
Ludzie nie lubią myśliwych. Jak się na prezydenta Komorowskiego oburzyli, że poluje! A nie zdają sobie sprawy, że gdy wypuszczają psa, żeby na łące się wybiegał, niszczą lęgi kuropatwy, bażanta i zająca. Tymczasem łowiectwo jest oparte na rygorystycznych warunkach, co roku opracowywanych przez naukowców. Gdyby zostawić nasze lasy bez ingerencji człowieka, to wkrótce mielibyśmy w nich tylko lisy, dziki, sarny i jelenie. Myśliwi kontrolują przyrodę, w którą człowiek już mocno zaingerował.

Co Panu udało się ostatnio upolować?

Teraz mamy sezon na sarny, kozły. Ostatnio upolowałem ósmaka, czyli kozła o porożu z rozwidlonymi czterema odrostkami. Dla myśliwego to gratka, bo na ogół kozły są szóstakami. Ten, którego upolowałem, to rzadkość. Odstępstwo od normy.

Drogie hobby.
Znam wiele droższych.

Lubi Pan wydawać pieniądze?

Proszę mi wierzyć, że wolę być właścicielem luksusowego hotelu, ale mieszkać w leśniczówce. Zajmuję się inwestowaniem, a nie przesadną konsumpcją. Rozbudowa Holidaya na Wielopolu kosztowała 80 milionów złotych.

Ile Pan osób w tym hotelu zatrudnia?
120.

A w Heanie?
80.

Pieniądz uzależnia.
Raczej usypia czujność.

Myśli Pan o tym, jak sprzedał udziały w Krakchemii, która potem przekształciła się w sieć handlową Alma?

O tym również. Ale nie ma co rozpamiętywać, bawić się w losy alternatywne. Z nowym właścicielem Almy regularnie siadam do zastawionego stołu.

Dziś właściciel Almy, Mazgaj, jest bogatszy od Pana, a wchodził w świat wielkich pieniędzy znacznie później. I pewnie by nie wszedł, gdyby nie Pan.
To zbyt krzywdzący dla Jerzego wniosek. Jest inteligentnym, chorobliwie ambitnym przedsiębiorcą. Co pani tak ciągle pyta o te pieniądze?

Jest Pan milionerem, to pytam o pieniądze. Pan wie, że ludzie raczej nie lubią bogaczy.
To skomplikowane zagadnienie. Bo większość ludzi nie ma głowy i talentu do zarabiania pieniędzy. Po to wymyślono nowoczesną demokrację i system podatkowy, który w sposób pokojowy zabiera bogatym i daje biednym. Mówię oczywiście w cudzysłowie.

Ten cudzysłów bo system według Pana nie działa?

Bo jest niezwykle trudno, żeby działał. Trzeba tak wypośrodkować, żeby bogacze byli szczęśliwą, dojną krową, którą czuje, że się ją doi, a nie zarzyna. Doi tak, żeby bogatym się chciało i żeby biedni nie czuli, że nic nie robiąc dostają coraz więcej.

A tak czują?
Musimy rozróżnić biednego, ale chcącego pracować, od biednego lenia i kombinatora.

Lepiej, żeby państwo temu drugiemu nic nie dawało?

Niech da suchy prowiant i ogrzewane pomieszczenie na zimę.

I tak sporo.
Nie chcę żyć w państwie, gdzie obok mnie jest bieda.

Czuje się Pan zarzynany?

Czuję, że demokracja nie jest idealnym systemem. Bo biedny i bogaty mają taki sam głos. A skoro więcej jest biednych, to politycy nie będą traktować dobrze przedsiębiorców, choćby rozumieli, że ich rozwój to rozwój całego społeczeństwa. Dobrze, że przynajmniej nikt nie wpadł na pomysł, żeby zrobić referendum z pytaniem, czy trzeba zabrać wszystko bogatym i rozdać biednym. Bo wynik byłby wiadomy.

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska