Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Feralny finał randki z gejem pod Wawelem

Artur Drożdżak
Gej z Krakowa umówił się na romantyczne spotkanie z Janem. Cudem uniknął śmierci.

Kiedyś nie było dobrego klimatu dla homoseksualistów. Mogli się spotykać w większych miastach w miejscach publicznych na tzw. "pikietach". Było dużo trudności, by poznać nowego partnera.

Dziś wystarczy kliknąć w komputer i panowie o skłonnościach do tej samej płci zaraz znajdują "przyjazną duszę".

A może chętne ciało? Robert poznał Jana C. przez gejowski czat na portalu. Dla obu były jasne zasady kontaktu i cel rozmowy. Spora część panów na gej-czatach to "konkrety" - osoby szukające w danej chwili przygodnego seksu.

Rozmowa panów była szybką wymianą informacji. "Opisz!" to prośba o podanie wymiarów. Zapisuje się cztery liczby oddzielone ukośnikiem. Każdy wie, co oznaczają. Przykład? "33/178/65/16" to 33 lata, 178 cm wzrostu, 65 kg wagi i 16 centymetrowy penis. Po opisie można w przybliżeniu określić czy osoba jest w naszym typie. Na koniec padło pytanie: Spotkamy się "w realu"?

- Bez gry wstępnej, zaproponował Robert z Krakowa, zapraszając do siebie, do mieszkania w centrum.
- Przyjadę - odpisał Janek, przedsiębiorca z Podkarpacia. Podał numer telefonu, Robert zadzwonił, potwierdził wizytę. Umówili się tuż przed Wigilią, 23 grudnia 2012 r.

Robert posprzątał małe lokum. Jeden pokój, kuchnia, łazienka. Przygotował wino. Pomyślał też o zasadach bezpieczeństwa. Ukrył wszystkie ostre przedmioty i wartościowe rzeczy.

Był podekscytowany i cieszył się z wizyty nieznajomego mężczyzny. Liczył na ciekawą przygodę. Tym bardziej że jego stały partner, z którym na co dzień mieszkał, wyjechał za granicę na święta.

Robert chciał skorzystać z okazji i wykonać "skok w bok". Także wśród gejów zdrada to nie jest egzotyczne zjawisko.

Z Janem spotkali się około 20.00, poszli do sklepiku kupić piwo. - Cześć, cześć, miło cię poznać - wymienili uprzejmości.

W mieszkaniu rozmawiali, ale Janek co chwilę gdzieś dzwonił i wysyłał SMS-y. Potem się okazało, że do żony zajętej przygotowaniem wigilii. Odpisywał jej, że jest w delegacji, negocjuje zlecenie na remont mieszkania i trochę się spóźni do domu. Uwierzyła.

Panowie zamknęli mieszkanie, a klucz pozostawili w zamku. Sączyli piwo, rozgadali się. Jan przyznał, że prowadzi firmę remontową, a Robert, że dorabia jako fryzjer. - Może cię ostrzygę?- zaproponował gościowi Robert. Ten kiwnął głową na zgodę.

W łazience Jan się rozebrał, umył głowę, dał się ostrzyc i wziął kąpiel. Lekko się przy tym poparzył w udo i rękę. Robert posmarował mu delikatnie bolące miejsca maścią. W pokoju usiedli na łóżku, grała nastrojowa muzyka. Robert nie zgodził się, by Jan skrępował mu ręce ręcznikiem. Zrobiła się intymna atmosfera, ale nie do końca między panami zaiskrzyło.

- Nie martw się. Jak się nie uda, to nie szkodzi... - gospodarz bagatelizował niemoc gościa. Jan odpowiedział, że potrzebuje jeszcze pięciu minut. Wówczas Robert na moment udał się do łazienki. Po chwili z niej wyszedł, zrobił trzy kroki przez kuchnię i skierował się do pokoju.

Wtedy bez ostrzeżenia został zaatakowany przez Jana nożem.
- Co robisz! - krzyknął po pierwszych uderzeniach w szyję i głowę.
- Ja cię zabiję! - Jan wykrzyczał i dalej dźgał Roberta. Szarpali się, kotłowali po całym pokoju. Robert uciskał krwawiące rany, ale Jan zadawał kolejne ciosy. W klatkę, plecy, ręce.

I nie przestawał atakować nawet gdy ostrze noża się złamało. Robert zasłaniał twarz i odpychał nożownika, w końcu dopadł do drzwi mieszkania i przekręcił klucz w zamku. Walczył o życie. Przewrócił Jana i wybiegł na zewnątrz.
Dobijał się do drzwi sąsiadów, ale nikt mu nie otworzył. Wrócił więc do siebie, gdzie już nikogo nie było, bo Jan uciekł. Nóż zostawił w pokoju, zabrał tylko kurtkę i spodnie. W panice zostawił telefon komórkowy, zegarek, koszulę i buty.

Ranny Robert zadzwonił do koleżanki. - Zostałem napadnięty i pocięty - rzucił do słuchawki. Poprosił o pomoc.

Było po północy, gdy zgłoszenie dotarło do pogotowie, a dwie minuty później na policję. Robert trafił do szpitala. Lekarze policzyli, że nożownik zadał Robertowi ponad 20 ciosów. Przypadek sprawił, że nie została przecięta tętnica szyjna.

Jan po kilku dniach ucieczki sam zgłosił się na policję. Z jego relacji wynikało, że 23 grudnia chciał obciąć włosy i skorzystać z usług fryzjera z Krakowa. Po ostrzyżeniu Robert miał nieoczekiwanie łapać go za udo, mówić do niego "kochanie" i dodawać, że "tej nocy Antek będzie jego".

- Był agresywny i bił mnie. Złapałem leżący na stole nóż. On atakował mnie w amoku, a ja tylko się broniłem nożem - relacjonował Jan.

Przekonywał, że nie miał motywu, by zabijać Roberta, a tylko się bronił.

Okazało się, że w przeszłości bywał w klubach homoseksualnych, raz umówił się z gejem, cudzoziemcem, razem się kąpali, upili i na koniec Jan ukradł mu auto.

Były też sygnały, że okradł innych gejów.

Krakowski sąd skazał go na 7 lat więzienia - nie za usiłowanie zabójstwa, ale za ciężki uszczerbek na zdrowiu Roberta. Ten długo nie potrafił zrozumieć, co się takiego stało, że Jan go zaatakował nożem, bo przecież, jak mówił w śledztwie, w czasie spotkania było "tak miło i romantycznie".

Imiona panów zostały zmienione.

WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CO TY WIESZ O ZASADACH GRY W PIŁKĘ NOŻNĄ?"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska