Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przylądek Nieprzejednany: tragiczny rejs krakowian

Redakcja
Kapitan Marek Radwański za kołem sterowym
Kapitan Marek Radwański za kołem sterowym Władysław Morawski
Artur Mikołajko niedługo przed 13 grudnia odebrał telefon z drugiego końca świata. Marek Radwański mówił mu, że dopłynęli do Antarktydy, przywitali się z pingwinami i wracają do Argentyny. Kilka dni później przyszła informacja, że rozbił się tam polski jacht. Już wiedział, że stracił zastępcę i przyjaciela... - pisze Marek Bartosik.

U wybrzeży Ziemi Ognistej, najdalszego na południe krańca Ameryki Południowej, podczas ciężkiego sztormu zginął 48-letni Marek Radwański wraz ze swym młodszym bratem Pawłem. Zmyły ich fale, a jacht roztrzaskał się o skały. Pięć innych osób z załogi krakowskiego jachtu "Nashachata" ocalało.

Zobacz także: We własnym mieszkaniu rozpoczęły samodzielne życie

- Dopiero wróciłem, proszę mi pozwolić oswoić się z tym, co się stało - powiedział nam Piotr Majcherkiewicz, jeden z uczestników tragicznie zakończonego rejsu.

Niemal tuż obok portu lotniczego w Balicach stoi nowiutki biurowiec i potężny, supernowoczesny magazyn firmy Intersport Polska. Przed budynkiem flota służbowych passatów. To wszystko i gęsta sieć wielkich sklepów ze sprzętem sportowym w całej Polsce to efekt ponad dwudziestu lat pracy jej właścicieli. Za chwilę miał nadejść dla firmy moment zbierania najdorodniejszych owoców drogi zaczętej kiedyś w krakowskim klubie żeglarskim Szkwał.

To tam spotkało się czterech studentów Politechniki Krakowskiej i Uniwersytetu Jagiellońskiego: Marek Radwański, Artur Mikołajko, Krzysztof Milewski i Sławomir Gil.

W 1989 roku założyli firmę nazwaną, od pierwszych liter imion wspólników: MAKS. Interesowali się sportem i z niego chcieli żyć. Przez lata firma znana była przede wszystkim ze specjalistycznego sklepu sportowego przy ul. Zyblikiewicza w Krakowie. Stopniowo otwierała salony w innych miastach. Prawdziwe biznesowe pchnięcie w przód nastąpiło pięć lat temu.

- Jeździłem wtedy do centrali Intersportu w Niemczech na rozmowy razem z Markiem Radwańskim - opowiada Artur Mikołajko, dziś prezes giełdowej spółki Intersport Polska. - Rozmawialiśmy z partnerem większym od naszej firmy jakieś tysiąc razy. Weszliśmy z tą światową siecią sklepów sportowych w alians, ale udało się nam zachować kontrolę na firmą i byliśmy z tego dumni. Po wejściu na giełdę w 2006 roku firma otworzyła 16 wielkich sklepów w całej Polsce i zatrudnia dzisiaj 500 osób. Wielu nam się dziwi, że potrafimy pracować razem od 22 lat. Były oczywiście zadrażnienia, ale ciągle trzymamy się razem - mówi Artur Mikołajko.

Co charakterystyczne, w oficjalnych życiorysach wspólnicy nie podkreślają swego przygotowania ekonomicznego, ale zainteresowania sportowe.

Marek Radwański, z wykształcenia chemik po UJ, szczycił się stopniem kapitana jachtowego, uprawnieniami nurka i instruktora samoobrony. Był, według przyjaciół, opanowany i wyważony, jak to biznesmen, ale z drugiej strony dostrzegali w nim nutkę szaleństwa, jakiego trzeba, by wypuszczać się na najbardziej niebezpieczne wody na świecie.

Odpowiadał za rozwój firmy i jej sprawy techniczne, w tym inwestycje, otwieranie nowych sklepów.
W tym, że Marek Radwański znalazł się na jachcie "Nashachata" jako kapitan, nie było przypadku. Żeglował od 30 lat, dwa lata temu już prowadził tę jednostkę na tamtych wodach, gdzie, jak się oblicza, zatonęło 800 statków i zginęło 10 tysięcy ludzi. Jeszcze w tym roku pływał tym jachtem po Pacyfiku.

30 listopada 2010 r. wyprowadził jacht z argentyńskiego portu Ushuaia na Ziemi Ognistej . Miał opłynąć Horn, dopłynąć do Antarktydy, tam odwiedzić polską stację im. H. Arctowskiego, a potem znowu do Ushuaia. Do naszych polarników z powodu pogody jacht nie dotarł.

W drodze powrotnej dopadł ich niezwykle silny sztorm. - To miejsce jest tak samo niebezpieczne jak Mount Everest dla wspinaczy. W dodatku Marka dopadł sztorm jakiego nawet tam nie było od dziesięciu lat - tłumaczy Artur Mikołajko.

Zobacz także: We własnym mieszkaniu rozpoczęły samodzielne życie

Kapitanowi Radwańskiemu w rejsie wokół przylądka Horn towarzyszyła sześcioosobowa załoga. Był z nim brat Paweł, który mieszkał w USA, i ludzie kapitanowi dobrze znani, jak przewodniczący rady nadzorczej Intersport Polska Artur Olender. To on jako prezes krakowskiego biura maklerskiego "Penetrator" wprowadzał firmę Radwańskiego i wspólników na giełdę. Był bosman i czterech biznesmenów z branży technologicznej. - Ja z Markiem poznałem się podczas rejsu - mówi Piotr Majcherkiewicz, dawny prezes warszawskiej spółki Wola Info notowanej na GPW.

Jesienią przyszłego roku miała "Nashachata" wrócić do Polski. Na morze pierwszy raz wypłynęła w lecie 2007 r., ale rodowód ma starszy, bo sięgający 1922 roku. Jacht zwodowany został w Finlandii, potem trafił do Polski i miał być przebudowany na jednostkę do szkolenia harcerek. Stało się to w 1934 r., jacht otrzymał nazwę "Grażyna" i pływał do II wojny światowej. W 1998 r. powstał pomysł, by zbudować nową "Grażynę". ZHP kupiło kadłub jachtu, ale brakło pieniędzy na jego wyposażenie. Stało się to możliwe, kiedy jednostkę trafiła w ręce Zbigniewa Jałochy, krakowskiego żeglarza, uczestnika m.in. rejsów na "Zawiszy Czarnym" i wypraw polarnych, a znajomego Marka Radwańskiego z czasów wspólnego pływania w klubie Szkwał. Nowy właściciel przebudował jacht, przystosowując go specjalnie do żeglugi w trudnych, także polarnych warunkach.

Zbigniew Jałocha, prezes Stowarzyszenia Concept Sailing, armatora jachtu, przygotował dla jednostki program wyprawy. Miała trwać kilka lat i podzielona została na wiele etapów. Symbolicznym celem było dowiezienie ziemi z kopca Kościuszki na Górę Kościuszki. Tego dokonano w ub. roku, ale jacht nadal pływał. Z kolejnymi załogami był na Nowej Zelandii, Thaiti, Wyspie Wielkanocnej...

Jesienią "Nashachata"znalazł się koło przylądka Horn. Miał za rok wrócić do kraju. Załogi tworzyli krakowscy żeglarze i podróżnicy. Ta skompletowana przez kapitana Radwańskiego była na tym tle ewenementem - mówił nam wczoraj z Argentyny Zbigniew Jałocha. Ocaleli członkowie załogi wrócili do kraju. O wypadku nie chcą rozmawiać.

Jałocha od kilku dni w Argentynie załatwia m.in. formalności związane z przewiezieniem ciał Marka i Pawła Radwańskich. Tu ciągle na ich powrót z Przylądka Nieprzejednanego czekają żony i dzieci.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Podrobili 17 tys. ton paliwa, staną przed sądem
Najciekawsze świąteczne prezenty, wigilijne przepisy, pomysły na sylwestra - wszystko w serwisie świątecznym**swieta24.pl**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska