Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderca stanął na drodze pani Zofii. Policjanci szukają jej ciała do dzisiaj

Marta Paluch
74-letnia Zofia Piątkowska zaginęła 27 listopada 2008 r. Fragmenty jej ciała znaleziono 8 lutego 2009 r. w tym miejscu, niedaleko placu targowego na Rybitwach w Krakowie. Łąka została już zabudowana
74-letnia Zofia Piątkowska zaginęła 27 listopada 2008 r. Fragmenty jej ciała znaleziono 8 lutego 2009 r. w tym miejscu, niedaleko placu targowego na Rybitwach w Krakowie. Łąka została już zabudowana Anna Kaczmarz
Ta sprawa została umorzona w sylwestra 2009 roku. Rok po tym, jak znaleziono fragmenty ciała pani Zofii. Do dziś nie wiadomo, kto ją zabił ani dlaczego przeciął jej zwłoki na pół. Policjanci z Archiwum X, którzy ponownie sięgnęli po tę sprawę, chcą się dowiedzieć kim jest morderca i z jakiego powodu ukrył tułów i głowę kobiety. Ciało ukrył tak dobrze, że do tej pory nie udało się go znaleźć.

Kurtka i chustka złożone w kostkę

8 lutego 2009 roku bezdomni zbierający złom natknęli się na przerażające znalezisko. Kobiece zwłoki, a raczej ich część - dolna połowa przeciętego na pół ciała - leżały w chaszczach, na łące niedaleko placu targowego na krakowskich Rybitwach. Szczątki były częściowo zjedzone przez zwierzęta. Obok nich leżała damska halka i damskie buty. 300 metrów dalej znaleziono starannie złożone w kostkę: kurtkę, chustkę i dokumenty na nazwisko Zofia Piątkowska, lat 74.

Ruszyło śledztwo. Policjanci szybko dotarli do osób, które blisko znały Zofię Piątkowską, m.in. jej bratanka, który opiekował się nią w Krakowie. Opisał im swoją ciotkę jako spokojną, starszą osobę, która przemierzyła kawałek Polski, zanim w końcu znalazła swój dom w Krakowie.

Pochodziła z miejscowości Aleksandrówka w województwie lubelskim. Gdy miała 18 lat, zaczęła pracować w zakładzie produkującym rękawiczki "Renifer" w Chojnowie koło Wrocławia. Potem przeprowadziła się do Złotoryi, gdzie była sprzedawczynią w PSS "Społem". Stamtąd przeniosła się do Nowego Targu, a w 1973 roku osiadła w Krakowie. Do Krakowa przyjechała wówczas z pochodzącym z Wieliczki mężem Janem. Pani Zofia znalazła pracę w sklepie spożywczym w Nowej Hucie, mieszkała z mężem na osiedlu Teatralnym. - To było dobre małżeństwo, zgodne, bez awantur - opowiada Bogdan, policjant z Archiwum X KWP w Krakowie, który pracuje nad tą sprawą.

Pedantyczna, dokładna, nie ufała ludziom

Jan Piątkowski zmarł w latach 90. Już wtedy oboje z żoną mieszkali w Domu Pogodnej Jesieni przy ul. Korczaka w Nowej Hucie. To nie jest klasyczny dom starców, mieli tam wykupione mieszkanie na własność, a w razie potrzeby opiekę pielęgniarską. To właśnie pielęgniarki zajmowały się panią Zofią po śmierci męża.

Jaką była osobą? Z relacji bratanka wynika, że skrytą, ostrożną i nieufną. Pedantka: co rano sprzątała mieszkanie, co dwa tygodnie myła okna i wieszała firanki. Miała swoje przyzwyczajenia: codziennie robiła niewielkie zakupy, raz lub dwa w tygodniu chodziła na plac Imbramowski po większe sprawunki. Często odwiedzała grób męża na cmentarzu w Batowicach. Emeryturę miała niewielką: 900 zł miesięcznie.

Te nawyki zachowała nawet wtedy, gdy zaczęły ją dręczyć pierwsze objawy starczej demencji. Był rok 2008. Znikała raz na jakiś czas - chociaż zawsze się znajdowała.

Pierwszy raz pojechała do nieżyjącej już siostry w Radzyniu Podlaskim. - Był przełom maja i kwietnia 2008 roku. Wsiadła do pociągu, ale wysiadła na złej stacji - w Lesiowie. Podeszła do zupełnie obcych osób twierdząc, że są jej rodziną - relacjonuje oficer policji. Zabrała ją policja, trafiła do szpitala w Radomiu.

Kolejny raz wyszła z domu i zniknęła dwa miesiące później, 22 lipca 2008 roku. Dwa dni później jej bratanek zgłosił zaginięcie. Tym razem pojechała do Zakopanego. W lokalu "Samanta" wylegitymowała ją policja, nie potrafiła powiedzieć dlaczego tam przyjechała. Trafiła do szpitala na trzy tygodnie.

Kolejny raz, w październiku, weszła do jednego z bloków na os. Piastów w Krakowie. Mieszkańcy zgłosili sprawę policji. Pani Zofia twierdziła, że przyjechała do rodziny, której w rzeczywistości tam nie miała. Innym znów razem, po dwóch dniach poszukiwań, policja znalazła ją na cmentarzu w Grębałowie. Po kolejnym pobycie w szpitalu, 27 listopada 2008 r. powiedziała sąsiadce z Domu Pogodnej Jesieni, że jedzie do Radzynia do siostry. To był ostatni dzień, kiedy widziano ją żywą.
Tego dnia pani Zofia bierze z sobą reklamówkę z ubraniami na zmianę i szmacianą torbę na zakupy. Między godz. 9.30 a 10 pasażerowie widzą ją na przystanku autobusowym "Mackiewicza" przy ul. Opolskiej w Krakowie. Chce jechać w stronę Nowej Huty. I znika, tym razem na dobre.

Policyjne poszukiwania nie dają rezultatu

Bratanek pani Zofii zaczyna się niepokoić. 1 grudnia 2008 r. zgłasza zaginięcie ciotki. Jednak poszukiwania nie dają rezultatu. Aż do 8 lutego 2009 r., kiedy bezdomni znajdują część jej szczątków. Policja rozpoczyna śledztwo. Poszukuje nie tylko mordercy, ale także pozostałej części ciała.

Przeczesują teren Rybitw, osiedle Złocień, nurt płynącej niedaleko rzeki Drwinki oraz nurt Wisły. Bez skutku. Zwłok nie znajdują. Choć, jak twierdzą policjanci, to jeszcze nie świadczy, że ich tam nie ma.- Wisła to trudny teren do takich poszukiwań, pełen mielizn, zamulonych niecek, kamieni - opisują.

Policjanci przepytują też bliskich kobiety, pasażerów z przystanku, pielęgniarki z Domu Pogodnej Starości. Nie daje to rezultatu. Podobnie jak wyświetlanie zdjęcia pani Zofii w autobusach i tramwajach.

To na pewno nie był szeryf z Berzy
Początkowo o ten mord podejrzewa się zabójcę innej kobiety, której pokawałkowane zwłoki (również niekompletne) znaleziono w krakowskim parku Jerzmanowskich w 2005 r. (rok później znaleziono jej głowę w Kostrzu). Jednak ta teoria zostaje obalona po wynikach sekcji zwłok.

Jak ocenili policyjni specjaliści, ofiara z parku Jerzmanowskich była pocięta przez kogoś, kto potrafił posługiwać się ostrymi narzędziami (np. rzeźnik). Natomiast zwłoki pani Zofii zostały przecięte przez kogoś bardzo topornie, widać było, że sprawca miał z tym kłopoty.

Wątpliwości policjantów okazują się trafne - jeszcze w 2009 r. zabójca kobiety z parku Jerzmanowskich, "szeryf z Berzy" zostaje złapany, wraz z nim - kolega, były masarz, który pomógł rozcinać zwłoki. Nie mieli nic wspólnego ze śmiercią pani Zofii. Śledztwo w jej sprawie zostaje umorzone z powodu niewykrycia sprawcy.

Jednak to morderstwo nie daje policjantom spokoju. Teraz, w 2014 roku, chcą do niego wrócić. Mają swoje podejrzenia.
Po pierwsze, są pewni, że zabójstwa nie dokonano w miejscu, w którym znaleziono zwłoki. - Po drugie, prawie wcale nie było tam krwi i płynów ustrojowych. A przy takiej zbrodni, jaką jest przecięcie ciała na wysokości brzucha, jelit, byłoby tam mnóstwo śladów - mówi Bogdan, oficer z Archiwum X.

Gdzie dokonano zabójstwa?

Wersje policyjne wskazują na dwa miejsca. Pierwsza, bardzo prawdopodobna, mówi o Nowej Hucie. - Pani Zofia mogła tam pojechać w poszukiwaniu swojej rodziny, jak to już raz zrobiła. Ta wersja jest tym bardziej prawdopodobna, że ostatni raz widziano ją na przystanku na ul. Opolskiej, skąd odjeżdżają autobusy do Huty - podkreśla policjant.

Drugim prawdopodobnym miejscem są okolice Dworca Głównego. Stamtąd pani Zofia mogła z kolei jechać do swojej rodziny w województwie lubelskim. Policjanci nakreślili też profil zabójcy. Bardzo prawdopodobne, że wywodzi się ze środowiska, które koczuje na Rybitwach. Wskazują na to pewne dowody znalezione na miejscu zbrodni. Na razie śledczy nie chcą mówić, jakie.
- To specyficzne środowisko, w którym mieszają się różni ludzie. Nie tylko bezdomni, ale też recydywiści po wyrokach, przestępcy ukrywający się przed policją, uciekinierzy z domu, nieletni - opowiada Bogdan.

To tutaj najczęściej przestępcy znajdują tzw. słupy, czyli ludzi, którzy w imieniu zleceniodawców zakładają firmy-krzaki. Ci ludzie śpią w okolicznych altankach, niedaleko biegną też rury ciepłownicze, które jesienią i w zimie przyciągają bezdomnych.
- Morderca bardzo dobrze zna ten teren, był z nim w przeszłości związany bądź tu mieszkał. Teraz jednak nie pojawia się tu często, nie jest z Rybitwami kojarzony. Dlatego, z jednej strony, zapewnia mu to dobry kamuflaż, a z drugiej - wiedział gdzie podrzucić zwłoki, by ich szybko nie znaleziono - opowiada Bogdan.

Jest jeszcze jeden szczegół. - Morderca zostawił swoją wizytówkę - mówią policjanci. Z uwagi na dobro śledztwa nie zdradzają, co mają na myśli.

Zabił, a potem złożył ubrania?

Muszą jeszcze znaleźć odpowiedź na kilka ważnych pytań. Dlaczego ubrania pani Zofii były złożone w kostkę? Fakt, była pedantką, ale czy rozebrałaby się dobrowolnie w listopadzie? Czy morderca kazał jej to zrobić? A jeśli tak, to po co? Jeśli nie, czy zdjął jej ubranie po morderstwie? Po co je składał?

Pozostaje jeszcze najważniejsza sprawa: motyw. Starsza osoba jest łatwym łupem, ale pani Zofia większej gotówki przy sobie nie miała. Poza tym nie ufała obcym...

- Wierzymy, że tym razem uda nam się rozwikłać tę zagadkę. Może zgłoszą się do nas osoby, które widziały panią Zofię w dzień śmierci - mówią policjanci z Archiwum X.

Jeśli ich działania przyniosą efekty, śledztwo zostanie oficjalnie wszczęte na nowo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska