Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kluska z serem czyli nowa pasja twórcy Optimusa

Redakcja
Z Romanem Kluską, przedsiębiorcą, dziś zajmującym się hodowlą owiec rasy wschodnio-fryzyjskiej i produkcją sera na światowym poziomie, a wcześniej twórcą i właścicielem największej firmy komputerowej w Europie Środkowo-Wschodniej, czyli Optimusa - rozmawia Jerzy Sadecki.

Prowadzi Pan teraz spokojne życia farmera i rentiera?
Skądże! Jestem ogromnie zajęty. Przez ostatnie dwa, trzy lata mój wysiłek intelektualny i organizacyjny porównuję z okresem, gdy wprowadzałem Optimusa na giełdę. Teraz pracuję aż do wyczerpania.

Nowe wyzwanie?
Postawiłem sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Wyżej niż inni. Wręcz nie na nasze czasy.

Zawsze Pan to robił!
Ale teraz to jest jedno z najtrudniejszych wyzwań, jakie dotychczas w życiu podejmowałem.

Co?
Chcę wytwarzać dojrzewające sery owcze na światowym poziomie. Już dziś, zdaniem specjalistów, są one bardzo dobre. Ale mają być jeszcze lepsze. To mój cel.

Zobacz także: Kraków: dyrektor do baleriny: Proszę pomyśleć, czy chce pani wrócić...

Da się osiągnąć?
Tak samo kiedyś pytali koledzy z branży informatycznej, gdy jako pierwszy zacząłem inwestować w Internet. I tworzyłem portal Onet.pl. Oni nie wierzyli i potem większym kosztem musieli nadrabiać spóźnienie. Ja czułem, że mam rację.

Wizjoner branży informatycznej pasjonuje się owcami i serami? Dlaczego?
Gdy byłem jeszcze szefem Optimusa, wiceprezes banku Merrill Lynch zaprosił mnie do wykwintnego lokalu w Londynie. Jego nazwy już nie pamiętam, ale ciągle mam w ustach smak podawanej tam jagnięciny. Czegoś tak delikatnego nigdy wcześniej nie jadłem. Byłem zaskoczony, że owcze mięso można tak dobrze przyrządzać. Później wpadły mi w ręce publikacje, że owce nie chorują na raka, bo wytwarzają przeciwciała niszczące nowotwory, obniżają też cholesterol - co sam później na sobie sprawdziłem jedząc na co dzień owczy bundz i jagnięcinę: wyniki analiz miałem jak niemowlak. Podczas wyjazdów w Pireneje poznałem znakomite tamtejsze sery owcze.

U nas był wtedy tylko oscypek?
Jeszcze po wojnie hodowano w Polsce 5 milionów owiec. Dziś jest ich nie więcej jak 300 tysięcy. Za czasów PRL-u zapomnieliśmy jak przyrządzać jagnięcinę, z Australii sprowadzana była niesmaczna baranina. Owczych serów dojrzewających nikt nie robił.

Znalazł więc Pan nową niszę po odejściu z Optimusa?
W wiosce koło Krynicy, gdzie mieszkam, założyłem hodowlę owiec. Przez dziesięć lat, ucząc się z książek, zasięgając rady naukowców i zachodnich serowarów, zebrałem niezbędne doświadczenia. Dziś mam nowoczesną owczarnię, w której stworzyłem doskonałe warunki dla dwustu owiec oraz własną mleczarnię z wykutą w skale dojrzewalnią. Na razie wytwarzam 5 ton serów rocznie.

Co w praktyce oznacza bardzo wysoka poprzeczka, którą Pan sobie stawia?
Hoduję owce rasy wschodnio-fryzyjskiej, większe i bardziej mleczne niż rozpowszechniona u nas polska rasa górska. Ale też bardziej delikatna, wymagająca lepszych warunków. Owczarnię mam bardzo czystą, z wentylacją, skomputeryzowaną. Nie używam w ogóle paszy zmodyfikowanej genetycznie ani śmierdzących kiszonek. Owce jedzą pachnące siano, łubin, owies, kukurydzę z moich pól, pasą się na dziesiątkach hektarów łąk. Byli u mnie hodowcy niemieccy i mówili, że takiej owczarni nie ma w Niemczech.
To wystarczy by sery były dobre?
Mleka nie pasteryzujemy, jak to robi się zwykle w mleczarniach. Dajemy surowe, a wtedy musimy dbać, żeby nie pojawiły się w nich bakterie chorobowe, bo przez długi okres dojrzewania mogą się rozmnożyć i zepsuć ser. Nasze hasło to: zero złych bakterii.

Da się tak zrobić?
To wymaga idealnej czystości zarówno w owczarni jak i w mleczarni oraz w serowni. Za 600 tysięcy złotych kupiłem supernowoczesną dojarkę sterowaną komputerem, która już przy pierwszej kropli mleka u każdej owcy sygnalizuje, czy nie ma ona bakterii chorobowych. Jeśli jest podejrzenie choroby, mleko od tej sztuki nie idzie do produkcji sera. Wprowadziłem rygorystyczne zasady czystości, konwie i dojarkę dwukrotnie dziennie myjemy wrzątkiem. Tylko dla zagrzania wody potrzebuję rocznie wiele ton oleju opałowego. Do mleczarni i serowni zakupiłem najnowocześniejsze na świecie urządzenia. Bywa, że zwracam je producentowi, aby dostosował je do naszych potrzeb i wyśrubowanych standardów, bo maszyny zwykle są robione tak, by wytwarzać poprawnie, tanio, szybko i dużo. A dla mnie to za mało.

To wszystko musi kosztować majątek!
Kosztuje. Zainwestowałem już ponad 30 milionów złotych. Do produkcji ciągle dopłacam. U mnie wytworzenie jednego litra mleka owczego kosztuje ponad 10 zł, a u rolnika w normalnych warunkach około 4 zł. Ale jakość nie ta sama. Gdybym chciał mieć zysk, mój najtańszy ser po kilkumiesięcznym dojrzewaniu musiałbym sprzedawać, jak na Zachodzie, po co najmniej 45 euro za kilogram, ja biorę 110 zł. Rolników nie stać, by w ten sposób wytwarzać ser. A ja mogę zaryzykować nie martwiąc się, że jak się nie powiedzie, to zostawię rodzinę z długami. Dokładam z tego co zarobiłem w Optimusie.

Kosztowne hobby?
Nie. To celowe, przemyślane przedsięwzięcie. Szacuję,że za cztery lata dwukrotnie powiększę stado i wyjdę na zero, a w 2015 roku osiągnę zysk operacyjny. Oczywiście nakłady na inwestycje nie zwrócą się tak szybko.

Nie lepiej było inaczej wykorzystać zdobyty kapitał?
A jak? Proszę pana, pieniądze mogą przepaść, samochód mogą ukraść, dom się zawali... Ja mam nadzieję, że doświadczenie, jakie zdobywam, czyli know-how, będzie najlepszym posagiem, jaki przekażę mojej rodzinie.

Pana dzieci już wchodzą w owczy biznes?
Zna pan moją żelazną zasadę: o rodzinie w mediach nie rozmawiam...
Takie know-how to coś nowego w Polsce, ale gdzie Panu do serów z Pirenejów!
Jest inaczej. Wielu rolników na Zachodzie ma dobre technologie i robi smaczne sery, choć czasem idą na bardziej masową produkcję. Ale nie mają pieniędzy na takie inwestycje jakie ja prowadzę, na stosowaną przeze mnie nowoczesną technologię i najlepszy park maszynowy. Ja mam nad nimi przewagę kapitałową i technologiczną, bo w małej mleczarni mogę zastosować najnowocześniejsze rozwiązania, dostępne tylko u wielkich. Oni zaś, w małych mleczarniach, mają jednak lata doświadczeń, więc muszę bardzo ciężko pracować by wygrać w tej konkurencji. Tak więc tworzę know-how, którego nie ma w Europie, a pomagają mi hobbyści z różnych krajów świata.

Wciąż Pan tworzy?
Tak. Po dziesięciu latach zbudowałem solidną podstawę. Opanowałem zasady karmienia owiec, uzyskiwania czystego mleka bez bakterii chorobowych oraz reguły warzenia sera i jego dojrzewania. Wybitny holenderski serowar, z którym współpracuję, powiedział mi: "Niech się pan technologią nie przejmuje. Przy takiej czystości i jakości mleka jakie pan uzyskał, można nic nie umieć i stworzyć dobry ser".

Zobacz także: Kraków: dyrektor do baleriny: Proszę pomyśleć, czy chce pani wrócić...

Pan się przejmuje?
Okropnie. Nie wystarcza, że smakuje mi jakaś partia serów. Każda, z osobnego waru, jest inna. Jak chcę np. wiedzieć jak to, co zjada owca, wpływa na smak sera. Proszę spróbować tego czteromiesięcznego, gdy owieczki jadły sierpniową, suchą i pachnącą trawę. Czuje pan smak i zapach ziół? Ale inaczej ser będzie smakował, gdy karmię stado owsem, łubinem czy sianokiszonką, albo też zwiększę wilgotność lub przewiew w dojrzewalni.

Pan to wszystko wie?
Szczerze przyznam, że jeszcze nie. To jest wielka łamigłówka, mnóstwo czynników wpływa na jakość sera. Choćby coś takiego: w trzyletnim moim serze pojawiają się w sposób naturalny bardzo smaczne kryształki aminokwasów, które chrupie się jak cukier. W serowniach uzyskują je sztucznie. Dlaczego u mnie same się robią? Nie wiem. Muszę do tego dojść. A na to potrzeba mi czasu.

W Optimusie też musiał Pan, ekonomista przecież, znać każdy detal komputera i jego działanie?
Jestem pedantem i nie zaznam spokoju jeśli nie poznam jak coś działa. Musieli mi tłumaczyć tak długo, aż zrozumiałem (śmiech).

Już sprzedaje Pan swoje sery?
Na razie połowę produkcji, 2,5 tony rocznie, jedynie najlepsze partie, bo nie chcę, by był to tylko produkt marketingowy. Oferuję sery jedno-, dwu- i trzyletnie. Pakuję je w specjalne blaszane puszki, aby lepiej można było je przechowywać. Mam własny sklepik w Krynicy Górskiej, sprzedaję też przez internet (www.kluska.pl) i w sklepach na kilku stacjach benzynowych.

Po odejściu z Optimusa mówił mi Pan, że chce realizować swój "scenariusz bycia człowiekiem szczęśliwym".
- Tak właśnie robię.

Rozmawiał: Jerzy Sadecki

Stał się dla Polaków symbolem uczciwego biznesmena niszczonego przez urzędników

Roman Kluska (rocznik 1954), absolwent Wydziału Cybernetyki i Informatyki Akademii Ekonomicznej w Krakowie.

Człowiek sukcesu w amerykańskim stylu: w 1988 roku zaczynał od składania komputerów na strychu swego domu w Nowym Sączu.
Po kilku latach jego Optimus był już największą firmą komputerową w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Spółka weszła na giełdę, uruchomiła portal internetowy Onet pl, zajęła się też produkcją kas fiskalnych.

Optimus współpracował z takimi potentatami światowymi jak Microsoft i Lockheed.

Zobacz także: Kraków: dyrektor do baleriny: Proszę pomyśleć, czy chce pani wrócić...

O Romanie Klusce mówiono wtedy: to polski Bill Gates (Gates to jeden z najbardziej znanych przedsiębiorców okresu rewolucji informatycznej, współtwórca korporacji Microsoft - red.).

Wiosną 2000 roku Roman Kluska niespodziewanie sprzedał swoje akcje w Optimusie za 262 miliony złotych i odszedł ze spółki.

Później mówił, że zraziła go korupcja w państwie i pojawienie się niejasnych przepisów utrudniających efektywne i uczciwe prowadzenie biznesu. Wspierał akcje charytatywne. Przekazał na przykład 16 mln złotych na rozbudowę Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach.
Bezpłatnie rozprowadził wśród ludzi aż milion książek o świętej siostrze Faustynie, patronce tego sanktuarium.

W lipcu 2002 roku został uwięziony przez policję, a prokuratura zarzuciła mu, że gdy był jeszcze szefem Optimusa dopuścił się nadużyć podatkowych przy eksporcie-imporcie komputerów dla szkół.

Z policyjnego aresztu wyszedł po zapłaceniu aż 8 mln złotych kaucji. Po kilkunastu miesiącach Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie stwierdził, że nie było żadnego przestępstwa, a prokuratura wycofała się z wszelkich zarzutów.

Odpowiedzialni za jego zatrzymanie nie ponieśli konsekwencji.

Dla całej Polski Roman Kluska stał się symbolem uczciwego biznesmena niszczonego przez władzę.

Dziś często zapraszany jest na spotkania i prelekcje. Opowiada jak robić etyczny biznes, przedstawia pomysły zmian przepisów, aby nie krępowały rąk ludziom przedsiębiorczym.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Rzucił się z nożem na kolegę przy grillu
Najciekawsze świąteczne prezenty, wigilijne przepisy, pomysły na sylwestra - wszystko w serwisie świątecznym**swieta24.pl**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska