Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świata nie widzi, stracił ukochanego przewodnika. Ale życie kocha

Maria Mazurek
Jerzy Zając nie użala się. Ale warto mu pomóc. Dane do przelewu: Polski Związek Niewidomych Koło w Zakopanem. Konto: 31 8821 0009 0000 0003 4249 0001 Tytuł przelewu: Pies przewodnik
Jerzy Zając nie użala się. Ale warto mu pomóc. Dane do przelewu: Polski Związek Niewidomych Koło w Zakopanem. Konto: 31 8821 0009 0000 0003 4249 0001 Tytuł przelewu: Pies przewodnik fot. archiwum
Stracił przyjaciela i przewodnika - Jerzy Zając niewidomy z Zakopanego, hartu nie traci. - Tak, da się żyć pięknie nie widząc świata. Życie nie jest takie złe, trzeba je doceniać - mówi.

Podmuch wiatru. Dźwięk potoku. Zapach Tatr. Takie rzeczy cieszą. Skromna kuchnia, pokój, drugi pokój. Zmywarka, po lewej pralka. Wszystko musi mieć swoje miejsce: kawa rozpuszczalna po lewej, sypana po prawej. Sól, pieprz, szklanki, kubki. Miski w drugiej szafce. Radio nastawione na "trójkę". Co kwadrans odzywa się termometr, informując na głos, ile jest stopni.

***
- Czasem ktoś proponuje: Jurek, przyjdę do ciebie, posprzątam - opowiada Jerzy Zając. Jego zielone oczy wędrują wkoło, nie mogąc natrafić na twarz rozmówcy. - Ale czy tego mi trzeba, żeby ktoś poprzestawiał wszystko, żebym nie mógł się potem połapać? Albo mówi ktoś: "Jurek, przestań, ja zaleję herbatę". Co mi z tego przyjdzie? Jak ciebie nie będzie, sam sobie tę herbatę będę musiał zalać.

Mówiąc po prawdzie, to nie ma co narzekać. Załamania nigdy nie było, przekonuje Jurek. Bo to wszystko powoli się działo. Oswajał się ze swoim kalectwem przez lata, powoli tracąc wzrok.

***
Za dzieciaka widział normalnie. Gdy wrócił raz po wakacjach do szkoły, to była chyba druga klasa podstawówki, coś się pogorszyło. Nauczycielka najpierw przesadziła go do pierwszej ławki. A po paru dniach wysłała do lekarza. Diagnoza? Że symuluje, że uczyć mu się nie chce.

Wozili go rodzice po lekarzach wte i wewte. Nikt nie wiedział, co mu jest. Kiedyś spadł z huśtawki, może to wtedy coś się uszkodziło? Może to siatkówka, a może jednak nerw wzrokowy?

Jurek przestał w końcu jeździć po lekarzach. - Chorobę lepiej się znosi, gdy się o niej nie myśli, nie chodzi wokół niej, nie zastanawia - stwierdza. Więc poddawał się powoli wyrokom losu. A potem nastąpiła ciemność.

***
W tej ciemności przez ostatnie 20 lat towarzyszyły mu psy, owczarki niemieckie. Najpierw był pierwszy Atos, potem, przez ostatnie dziewięć lat - drugi, też Atos. Przewodnik, przyjaciel, członek rodziny, anioł stróż. Najbliższa istota. Wszyscy tu, w Zakopanem, ten duet znali. "Cześć Atos" - mówili, jak przechodzili razem przez Krupówki. W góry z nim Jurek chodził. Atos biegł do przodu, sprawdzał teren. Był jego oczami. Ale nie tylko. - Przychodził rano i sprawdzał, jakie ubrania wkładam. Jak wyjściowe, do miasta, ustawiał się w gotowości. Jak domowe, szedł spać albo na podwórko. Taki był spryciarz - opowiada Jurek.

***
Z Atosa zostały w domu szelki z oznaczeniem "pies przewodnik" i kilka worków suchej karmy. Będzie ze dwa tygodnie, jak Jurek musiał uśpić swojego przyjaciela. Rok go leczył z nowotworu.

Sąsiad zaraz do internetu wrzucił informację, że trzeba pomóc, że Jurek potrzebuje kilkunastu tysięcy, żeby kupić kolejnego psa i oddać go do wyszkolenia.

- Dobre miał intencje, ale za szybko to zrobił. Mógł odczekać choć kilka dni. Ktoś powie, że jak się straci zwierzę, to nie ma się prawa do żałoby. A co, jeśli zwierzę było całym twoim światem?

Teraz Jurek chodzi z laską. I czasem, jak coś mu nie wychodzi, też wymknie mu się do niej "Atos".
***
Najgorzej było w pierwszych dniach. Do bramki we własnym ogrodzie Jurek nie mógł dojść. Do centrum Zakopanego idzie teraz ze trzy razy dłużej. Pies tak go prowadził, by wszystko wymijał. Teraz zdarza się, że się potknie.

Inna sprawa, że ludzie niewidomego widzą, i nie zawsze wiedzą, jak się zachować. Ostatnio przy Imperialu, na przystanku, stała szkolna wycieczka. Ze 40 osób. Wlazł w środek tego tłumu, a nauczycielka i dzieciaki zaczęły krzyczeć na całe gardło: Józek, odsuń się! Jakub, odsuń się!

- A takie wrzaski to dla mnie jak odgłosy wojenne, huk aż boli, bo to zmysły mam przecież wyostrzone - opowiada Jurek. Przez to wszystko, na ulicy o mało autokar go nie przejechał.

***
Teraz, kiedy Atosa nie ma, Jurek musi sobie to wszystko poukładać. W głowie i w domu - bo dom, w którym mieszka ze schorowaną matką, trzeba wysprzątać. Firanki wyprać, okna umyć, posegregować rzeczy. Mama już tylko leży w łóżku, trzeba się nią opiekować, leki podawać, mierzyć ciśnienie i cukier specjalnymi aparatami dla osób niewidzących. Na głowie Jurka jest, żeby w domu było czysto, żeby ugotować coś.

Ciągnie go do pracy. Już kiedyś zrobił kurs masażysty, pracował jako stażysta w szpitalu ortopedycznym w Zakopanem. Pacjenci dobrze reagowali, że niewidomy masażysta ich rehabilituje. Jedno, że dobrze to robił, a dwa, że ludzie z różnym kalectwem, po różnych wypadkach, dostawali pozytywnego kopa: da się żyć z niepełnosprawnością. Ale potem już nie było pieniędzy, żeby Jurka zatrudnić.

***
Teraz ma taki pomysł - bo wie, że są pieniądze na niepełnosprawnych w Urzędzie Pracy - żeby coś w mieście zrobić. Zebrałby grupę kilkunastu niewidomych z Zakopanego i wysłał wszystkich na kurs kucharski. A potem, tak mu się marzy, otworzyliby restaurację. - Takie knajpy, gdzie panuje totalna ciemność, modne są przecież w Nowym Jorku czy Londynie. A co to za problem, kilka prostych dań przyrządzić. Jeden by zupę gotował, a drugi ziemniaki obierał? - opowiada Jurek.

Bo lubi powalczyć o tych, którzy mają w życiu jak on, albo gorzej jeszcze. Jako prezes podhalańskiego oddziału Związku Niewidomych niejedno już wywalczył: żeby podjazd do Urzędu Miasta zrobili, żeby przystanek przestawili, bo na ulicę trzeba było wchodzić, żeby krawężniki były obniżone.

Związek Podhalan udostępnia im salę na spotkanie opłatkowe, dominikanie z Wiktorówek co jesień mszę dla nich odprawiają, w "Szałasie pod Reglami" spotykają się zaś w dniu "białej laski" w październiku. Jedni im skompletują paczki na święta, zaprzyjaźniona cukiernia ciastka przekaże.

Najbardziej dumny Jurek jest z wypraw w góry, które urządza dla niewidomych. Atos prowadził całą grupę. Pod Giewontem byli, w Dolinie Pięciu Stawów, na Łomnicy na Słowacji.

- Niewidomi często spędzają całe życie w domu. Pamiętam, jak do Pięciu Stawów doprowadziłem człowieka, który dziewięć lat przesiedział w swoim pokoju. A wtedy, w górach, jakby coś w niego wstąpiło! Od tego czasu całą Polskę zwiedził - Jurek głos ma radosny, dumą przepełniony.
***
Tak, da się żyć pięknie nie widząc świata - tłumaczy, krzątając się po kuchni. - Może głodna jesteś, Marysiu, może przynajmniej ciastka, kawa? Wiesz, nie chciałem się z tobą spotkać, żeby nie wyszło, że roszczeniowi jesteśmy, że się skarżymy - zastrzega.

I ciągnie: Są wśród nas, niewidomych spod Giewontu, prawdziwi herosi. Jest kierowca busa, który cały świat zjeździł, a teraz nic nie widzi i jak dziecko jest zagubiony. Dlatego kiedy jakiś busiarz nie chce mnie wpuścić z psem przewodnikiem, mówię mu: A skąd wiesz, co może ci się jeszcze w życiu przytrafić?

***
Dlatego w końcu pomyślał, żeby jednak się spotkać i opowiedzieć o sobie. Bo może ktoś to przeczyta i przyjdzie mu moment refleksji, że jednak życie nie jest takie złe? Że jeśli komuś się nie przelewa, jeśli z sąsiadem się pokłóci, to jeszcze nie koniec świata.

Jerzy Zając nie użala się. Ale warto mu pomóc. Dane do przelewu: Polski Związek Niewidomych Koło w Zakopanem.

Napisz do autorki:
[email protected]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail.
Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i
Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Świata nie widzi, stracił ukochanego przewodnika. Ale życie kocha - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska