Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Wodecki wyznaje: Z diabłem już skończyłem...

Marta Paluch
Ile z Belzebuba, a ile z Nikifora ma w sobie  Zbigniew Wodecki?
Ile z Belzebuba, a ile z Nikifora ma w sobie Zbigniew Wodecki? Fot. Paweł Nowosławski
Zbigniew Wodecki przez ponad cztery lata grał diabła w sztuce Witkacego "Sonata Belzebuba" w krakowskim Teatrze STU. W minioną niedzielę wystąpił w tej roli po raz ostatni.

Warto było wejść w skórę diabła?
Wejść to za dużo powiedziane, to nie dobranocka. Ale świetnie było interpretować teksty Witkacego, wielkiego oryginała i artysty. Dobrze, że się o nim nie zapomina, bo mieliśmy go tylko jednego.

Dlaczego skończył Pan z Belzebubem?
Dwa ostatnie spektakle się już odbyły, i chyba już do tego nie wrócimy. Na ostatnim widziałem u koleżanki Beaty Rybotyckiej łzy w oczach... Choćby dlatego warto było to robić. Ta przygoda trwała ponad cztery lata, dłużej niż przewidywałem. Każdy, kto chciał, już zobaczył to przedstawienie. A ponieważ dyrektor Teatru STU Krzysztof Jasiński zrobił teraz bardzo ambitny tryptyk Wyspiańskiego m.in. z "Weselem", do którego pisałem muzykę, z Belzebubem się rozstaję. Przy tej mnogości sztuk należało z nim skończyć. Taki jest plan, choć podobno dekoracji jeszcze dyrekcja nie niszczy.

Ma nadzieję, że się Panu odwidzi i wróci Pan do tej roli?
Granie Belzebuba było dla mnie bardzo męczące. Nie tylko sporo się ruszałem, ale też śpiewałem, grałem na skrzypcach… Dwie bite godziny, a bywało, że graliśmy dwa spektakle dziennie. Byłem potem skatowany. Czasem musiałem odwoływać też swoje koncerty. A przecież jestem muzykiem, nie aktorem. Mój udział w tym przedstawieniu był raczej ciekawostką. Choć przyznam się, że w dwóch ostatnich otworzyły się jakby nowe drzwi: Istvana, jednego z bohaterów, grało dwóch aktorów jednocześnie. Bardzo fajna przygoda, ale wszystko ma swój koniec.

Pomysł był ciekawy - pokazać nie tyle piekło, ile piekiełko: kicz, bylejakość, szmirę.
Tak, ale ten wymiar piekła wynika w pewnym sensie z konfliktu pokoleń: każde poprzednie ocenia jako kiepskie, kiczowate to, co robi następne. Jest też również ważny filozoficzny kontekst: według Witkacego, sztuka musi się otrzeć o jakieś zło, o dno, by być prawdziwą. Dlatego dojście do niej było poprzedzone używaniem środków rozszerzających świadomość: marihuany, LSD, opium. Witkacy eksperymentował z tą granicą. Był pół diabłem, pół człowiekiem.

Show-biznes, którego Pan zasmakował m.in. w "Tańcu z gwiazdami", jest piekiełkiem?
W sztuce mówię taką kwestię Witkacego, moim zdaniem świetną: "Bezpłodny w istocie swej zły duch nasycony być nie może, musi mieć media - wykonawców swych mglistych pomysłów". Witkacy już wtedy wiedział, że bez oprawy diabeł nie jest w stanie się w piekiełku realizować. Może poszedł za daleko, bo akurat "Taniec z gwiazdami" to była dobra audycja i nie ma się co jej czepiać. Ale Witkacemu chodziło też o co innego - w czasach gdy nie było kamer, wielkich ekranów, on pisał jak artysta musi się męczyć, żeby nie być komercyjnym. Już wtedy przewidział ten dylemat, gdy ktoś jest offowym twórcą, robi świetne rzeczy, ktoś inny go dostrzega i robi z niego postać popularną - tak jak się to stało np. z Nikiforem. Ktoś go wyciąga z podziemia, gdzie jest prawdziwy, w światła reflektorów. I już staje się komercyjny.

Pan przeżywa podobne dylematy?
Oczywiście, że tak. Jest taka dwoistość we mnie. Doktor Jekyll, bo uczyli mnie grać geniuszy: Beethovena, Brahmsa, Paganiniego, wspaniale napisane, doskonałe utwory…

A publika i tak chce "Pszczółki Mai"?
Teraz się okazuje, że Brahms bardzo mało ludzi obchodzi. Że rządzi komercja, jakieś disco polo, które znowu zaczyna być bardzo popularne. I pojawia się dylemat: jak z jednej strony być artystą, a z drugiej strony za co zatankować auto i utrzymać rodzinę. I tu wkracza mister Hyde. Co grać? Żeby dawać koncerty, należy być popularnym, rozpoznawalnym. Często wychodzi na to, że trzeba zapalić i Panu Bogu świeczkę, i diabłu ogarek. Żeby nie przestać być artystą.Czasem myślę, że byłoby lepiej, gdyby geniusze nie byli aż tak zdolni. W każdym razie odrobina popularności się przydaje.

To znaczy?
Jeśli artyści są zbyt zdolni, to idą w swoje rejony i są słabo odbierani przez publiczność, pozostają nieznani. Genialny muzyk Frank Zappa powiedział kiedyś, że ludzie nie poznają się na dobrej muzyce nawet wtedy, gdy ta do nich przyjdzie i ugryzie ich w dupę. Taki na przykład Charlie Parker, genialny saksofonista...

Przecież on był popularny!
Ale w wąskich kręgach. Mało ludzi go rozumiało... Wyprzedził publikę o sto lat, wtedy ta muzyka była za trudna. Z projektem, który robię z zespołem Mitch an Mitch, nie chcę się do niego przyrównywać, ale faktem jest, że płyta, którą nagrałem 40 lat temu, była w ogóle niezauważona, aż sam o niej zapomniałem. Teraz gramy ją z Mitchami i ludziom się podoba.

To kto teraz wygrywa?Jekyll czy Hyde?
Różnie. Właśnie mam próbę do występu na festiwalu w Opola, a potem próbę z Mitch and Mitch do koncertu w Łazienkach. Potem - próbę na występ w Top Trendy. Z jednej strony ambitniejsza muzyka, a z drugiej - moja, jak Pani widzi, komercyjna działalność. Więc będzie śpiewanie i "Pszczółki Mai", i "Chałupy welcome to". Zatem zapalam Panu Bogu świeczkę i Belzebubowi ogarek.

Tak czy inaczej, będzie Pan tego diabła dobrze wspominał…
Myślę, że szef na górze chyba mnie lubi. Ten na dole chyba też. Mam odpowiednie chody u jednego i drugiego.

Zbigniew Wodecki
Muzyk (gra na skrzypcach i trąbce), kompozytor, piosenkarz, znany m.in. z przebojów "Zacznij od Bacha", "Izolda", "Pszczółka Maja" . Od 2009 r. grał tytułową role w "Sonacie Belzebuba" w Teatrze STU w Krakowie. W tym samym czasie był jednym z jurorów w telewizyjnym show "Taniec z gwiazdami".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska