Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sonik: A może Robert Kubica na prezydenta Krakowa?

Maria Mazurek
Bogusław Sonik
Bogusław Sonik fot. Anna Kaczmarz
Co mogłem zrobić inaczej? - pyta sam siebie Bogusław Sonik, który po 10 latach odchodzi z europarlamentu, bo przegrał wybory ze sportowcem Bogdanem Wentą. A po chwili sam sobie odpowiada: albo się ciężko pracuje w Brukseli, albo bryluje w mediach. Nie mogłem być wszędzie. Marii Mazurek opowiada o tym, czy społeczeństwo jest głupie, czy demokracja ma sens i po co nam w ogóle Unia.

Co Pan zrobił, gdy okazało się, że nie wchodzi Pan do europarlamentu? Rozpłakał się, wkurzył, rzucił czymś?
Bez przesady. Trzeba panować nad emocjami. Ale smutek się pojawił. Zwłaszcza że zrobiłem w Brukseli kawał dobrej roboty dla Polski. To zresztą widać we wszystkich eksperckich ocenach europosłów.

A potem przegrał Pan z trenerem piłki ręcznej bez doświadczenia w polityce.
To zrodziło we mnie pytanie: czy coś mogłem zrobić inaczej?

Na przykład dopilnować sprawy wędzonych kiełbas?
To akurat nie było ani przedmiotem debaty, ani głosowania w europarlamencie. Można to sprawdzić. Zresztą, robiłem w tej sprawie ostatnio bardzo wiele.

To co ma Pan sobie do zarzucenia? Gdzie był błąd?
Nie sądzę, że błąd. Ale prawda jest taka, że albo podchodzi się poważnie do roli europosła i pracuje w Brukseli, albo bryluje w mediach - i wtedy jest się bardziej popularnym. Ja stawiałem na pracę.

A złości na partię, że wystawiła Wentę przed Panem, po tym jak dziesięć lat siedział Pan w europarlamencie, gdzie był dobrze oceniany, nie ma?
Była od samego początku. Jak dowiedziałem się, że będę miał "trójkę", to w ogóle zastanawiałem się nad startem w wyborach. Ale postanowiłem walczyć mimo tego. I przegrałem. W polityce jest jak w każdej grze.

Może czas na odpoczynek od polityki? Olejniczak po przegranej powiedział: odchodzę.
Myślę, że powiedział to na gorąco, kierując się emocjami. Ja nie wykluczam niczego. Ale mój stan ducha wskazuje na to, że zostanę w polityce.

To może przynajmniej z Platformy Pan odejdzie?
Jestem w Platformie od początku. Od chwili, kiedy Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe współtworzyło PO. I proszę mi wierzyć: nie jestem typem polityka, który żongluje partiami, bo się obraził.

Pan czuł, że z "trójki" może sobie nie poradzić?
Było wiadomo, że Platforma dostanie w naszym okręgu raczej dwa mandaty. A nasz okręg to przecież nie tylko Małopolska, ale i Świętokrzyskie, z którego kandyduje Wenta. A dziwnej specyfiki Świętokrzyskiego sam doświadczałem wielokrotnie.

W jaki sposób?
To region o silnym poczuciu odrębności od Małopolski. Mieszkańcy do tej pory mają uraz, bo przy podziale administracyjnym mieliśmy być jednym województwem ze stolicą w Krakowie, co wzbudziło ich gniew. I to przekłada się na dzisiejszą sytuację. Kielce są rozpieszczane przez środki unijne - bo przecież idą tam też fundusze na wschodnią ścianę - więc za wszelką cenę chcieli mieć w europarlamencie kogoś ze swojego województwa. Chociażby to był sportowiec.

Pan mówi to z ironią w głosie. A może to nie świętokrzyskie są wrogim terenem, a ordynacja szwankuje?
Nie chcę narzekać na ordynację. Partia wiedziała, jaka jest ordynacja, układając listy.

A nie czuje się Pan wystawiony do wiatru przez ludzi? Że głosują na znanych sportowców, a nie na doświadczonych polityków?
Głosują albo na pierwsze nazwisko na liście albo na nazwisko, które coś im mówi.

Otylię Jędrzejczak i Macieja Żurawskiego dziennikarze przyłapali na tym, że nie wiedzą, co to porozumienie w Kioto i czy parlament ma moc ustawodawczą. Nie twierdzę, że wszyscy Polacy muszą to wiedzieć, tak jak nie wszyscy Polacy muszą wiedzieć, który to jest ząb trzonowy. Ale ktoś, kto chce być dentystą, chyba powinien.
Parlament jest do bólu profesjonalny. Chcąc coś zrobić dla Polski trzeba mieć dużą wiedzę, doświadczenie, kontakt z europosłami z innych krajów. Dlaczego znaczący posłowie np. z Niemiec są w europarlamencie już ósmą kadencję? Sprawy ważne dla Polski rozgrywa się w kluczowych komisjach, które tworzą prawo dla całej Unii. Ale są też komisje dekoracyjne, jak do spraw kobiet czy kultury, które nie stanowią prawa, tylko dyskutują. Niektórym wydaje się, że na kobietach i kulturze zna się każdy.

Może to demokracja jest bez sensu, skoro Polacy głosują na sportowców albo uczestników reality show?
To fakt; społeczeństwo nie jest u nas do końca świadome, nie wszyscy orientują się, kto jest kim na liście, nie znają programów wyborczych. Ale tak jest wszędzie. Ja jestem zwolennikiem demokracji, ale wiem, że o jej jakość trzeba stale zabiegać. Wiemy, że celebryci dodają liście głosów, ale o sprawy ważne dla wszystkich muszą dbać zawodowcy.

Nie ma Pan wrażenia, że to ósme wygrane wybory Platformy, ale ostatnie?
Donald Tusk dowiódł, że potrafi wygrywać. Problem w tym, że w partii wszystko opiera się na jego autorytecie. A reszta członków też musi czuć się odpowiedzialna. Na pewno musi dać do myślenia to, że partia Gowina, nowa, bez struktur, dostała w Małopolsce 50 tys. głosów. Że do europarlamentu weszli eurosceptycy.

Żółtek z Korwinem - Mikke według Pana narobią w Brukseli ambarasu?
Nie sądzę, by mieli okazję. Europarlament to zbyt sprawnie działająca instytucja. Mowy nie mogą trwać dłużej niż dwie minuty. Boleśnie przekonali się o tym posłowie Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin, którzy próbowali robić show, przychodzili na początku z jakimiś wierszykami. A potem szybko im się znudziło.

Można się śmiać z Korwina i jego wypowiedzi, ale jego wyborców bym nie lekceważyła. To w dużej części młodzi, wykształceni ludzie, którzy nie chcą Unii, biurokracji, niepotrzebnych urzędów.
Zawsze byłem zwolennikiem obecności Polski w Unii, ale nigdy nie twierdziłem, że jest ona idealna. Powinna być prostsza, bardziej transparentna i znacznie ograniczyć biurokrację. Tymczasem pogłębia się przepaść między "elitami europejskimi" a "zwykłymi" Europejczykami. I to trzeba naprawić. Ale trudno podejmować sensowny dialog z kimś, kto mówi o Unii: burdel, złodzieje.

Myśli Pan, że wyborcy Korwina za rok, pięć lat, zagłosują na kogoś innego?
To są w dużej mierze ludzie zmęczeni polityką w ogóle. A przede wszystkim zmęczeni biurokracją. Zagłosują na kogoś, kto będzie mówił ich językiem.

PO kiedyś może przemówić tym językiem?
Platforma rządzi już wiele lat. A ludzie już tak mają, że nie lubią władzy. Żeby ich do siebie przekonać, trzeba umieć spojrzeć na siebie z zewnątrz. Platforma musi odzyskać świeżość. Trzeba wziąć kij wędrowca i iść do ludzi. W przeciwnym razie ludzie uznają, że władza nie liczy się z ich zdaniem.

A tego ludzie nie lubią. Ostatnio pokazali to w Krakowie w referendum dotyczącym igrzysk.
Władze Krakowa powinny wyjść do obywateli wcześniej. Po błędach pierwszego komitetu nie było już szans, by w ciągu miesiąca przekonać krakowian i uruchomić rozsądną energię wokół tego projektu.

Będzie Pan startował w wyborach na prezydenta Krakowa?
Rozważam to. Ale to będzie również decyzja Platformy. Chciałbym stworzyć porozumienie dla rozwoju Krakowa. Z poparciem partii oraz ruchów społecznych, by mieć szansę wygrać z taką instytucją, jaką jest prezydent Majchrowski. Nie będzie łatwo.

Może tym razem będzie prościej. Majchrowski dostał żółtą kartkę podczas referendum. Ludzie są nim zmęczeni.
Nie sądzę, że będzie prościej. Prezydent Majchrowski jest bardzo zręcznym graczem: raz popiera go PiS, a raz Platforma.

Podobno Platforma chce wystawić przeciwko Jackowi Majchrowskiemu kogoś spoza partii. Może jakiegoś naukowca.
A może Roberta Kubicę? Nie podoba mi się ten defetyzm w partii, przekonanie, że tylko ktoś z zewnątrz ma szansę przemówić do ludzi.

A jak nie fotel prezydenta Krakowa, to co z Panem dalej?
Mam niezłą zdolność adaptacji do nowych wyzwań. Byłem dziennikarzem, dyplomatą, przewodniczącym sejmiku wojewódzkiego, dyrektorem największego projektu kulturalnego w Polsce, czyli Krakowa 2000. Często stawałem przed wyzwaniami. Proszę mi dać kilka tygodni, a odpowiem.

Po 10 latach w europarlamencie poziom Pana euroentuzjamu wzrósł czy zmalał?
Z Unią Europejską jest jak z małżeństwem: na początku jest euforia, a potem pojawia się rutyna, problemy. I te problemy trzeba rozwiązywać.

Są głosy, że Unia tych problemów nie pokona. Że jej istnienie to jeszcze kwestia kilkunastu, może kilkudziesięciu lat.
Paradoksalnie, receptą na te unijne problemy byłoby zacieśnienie struktur, może nawet utworzenie federacji państw. Ale na to zgody Europejczyków nie ma. Europejczycy czują się silnie związani ze swoimi krajami. Uważają je za gwarancję bezpieczeństwa i dobrobytu.
Więc co na to Unia robi? Fastryguje.

Fastryguje?
Dawniej jak krawiec nie chciał szyć, ale nie chciał dopuścić do tego, żeby materiał się rozleciał, zszywał go na próbę rzadkim ściegiem. Prowizorycznie. Unia robi to samo. Testuje nas wszystkich.

I do czego nas to doprowadzi?
Chcąc uniknąć paraliżu Unia Europejska musi się w końcu określić, w którą stronę idzie. I będzie to w tej kadencji. A ja będę na to już patrzył z pozycji obserwatora.

Bogusław Sonik
Urodził się w 1953 w Krakowie, absolwent UJ. W latach 70 zaangażował się w działalność opozycyjną: współpracował z Komitetem Obrony Robotników, zakładał Studencki Komitet Solidarności. W 1983 roku wyemigrował do Francji, był korespondentem Radia Wolna Europa. Do Polski wrócił po transformacji, zaangażował się tu w działalność społeczną i polityczną. Od 2004 roku w europarlamencie z ramienia PO. W niedzielę przegrał wybory.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska