Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy otwarto grób królewski, zaczęła działać klątwa Jagiellończyka

Redakcja
Nagrobek Kazimierza Jagiellończyka jest dziełem Wita Stwosza. Znajduje się w kaplicy Świętokrzyskiej na Wawelu
Nagrobek Kazimierza Jagiellończyka jest dziełem Wita Stwosza. Znajduje się w kaplicy Świętokrzyskiej na Wawelu Adam Wojnar
Pierwszą ofiarą prac konserwatorskich w kaplicy Świętokrzyskiej na Wawelu w latach 1972 i 1973 oraz otwarcia grobu Kazimierza Jagiellończyka, był wawelski architekt, który zmarł na wylew wiosną 1974 roku. Niedługo potem umarł główny specjalista do spraw konserwacji Wawelu. Przyczyna śmierci była podobna. Po nich odszedł kierownik pracowni architektonicznej... W ciągu 10 lat zmarło 15 osób pracujących przy renowacji grobowca!

W gazetach całego świata historię porównywano do słynnej egipskiej klątwy Tutenchamona z początku XX w. (po otwarciu grobowca faraona w 1922 roku w ciągu kilku lat umierały osoby, które weszły do środka). Jedni mówili o klątwie, a mikrobiolodzy po długich badaniach winą za śmierć odkrywców grobowca na Wawelu obarczyli grzyba z gatunku Aspergillus flavus, czyli kropidlaka zielonego, który rozwijał się w krypcie.

Wawelską tajemnicę skojarzył i szczegółowo zbadał Zbigniew Święch, krakowski dziennikarz i pisarz. Tak powstała wydana w 1989 roku książka "Klątwy, mikroby i uczeni".

Święch 18 października 1973 roku filmował w katedrze na Wawelu powtórny pogrzeb Kazimierza Jagiellończyka i jego żony Elżbiety Rakuszanki, celebrowany przez prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego i metropolitę krakowskiego kard. Karola Wojtyłę. To wtedy dowiedział się o badaniach i otwarciu grobu zmarłego blisko 500 lat wcześniej władcy uznawanego za jednego z najlepszych królów Polski - to on pokonał Krzyżaków w wojnie trzynastoletniej i po 158 latach przyłączył do Polski Pomorze Gdańskie.

Jak wspomina Zbigniew Święch, w dwa lata po uroczystym pogrzebie pary królewskiej dostał informację, że na Wawelu dzieją się niewytłumaczalne rzeczy - już trzech badaczy otwartego grobu króla zmarło nagłą śmiercią. - Zaiskrzyło mi w głowie. Miałem świadomość, że "trzymam" coś niezwykłego, może nawet temat stulecia.

Materiały do książki zbierał dwanaście lat. Rozmawiał z mikrobiologami, archeologami, wdowami po badaczach. - Co najdziwniejsze, umierali ludzie zdrowi, w średnim wieku, ci, którzy byli najbliżej grobowca.

Swą opowieść zadedykował tym, których śmierć można łączyć z "klątwą Jagiellończyka" - ludziom zasłużonym dla Wawelu, kultury i nauki. Za życia pisano o nich niewiele. Wraz z autorem przypominamy tę opowieść. Poniżej fragmenty książki "Klątwy, mikroby i uczeni".

Ostrzegano przed klątwą
Na przełomie lat 1972/1973 i w ciągu wielu miesięcy roku 1973, podczas prac remontowych i konserwatorskich w kaplicy Świętokrzyskiej, otwarto grób wielkiego władcy Kazimierza Jagiellończyka, a wcześniej jego żony Elżbiety Rakuszanki. Badaniom i robotom zabezpieczającym w grobach i ich otoczeniu przez cały czas towarzyszyły liczne i cenne odkrycia naukowe. Także sekrety, przesądy i przestrogi przed klątwą, grożącą zwolennikom, jak i przeciwnikom decyzji o otwieraniu grobów. Zabobonny strach zajrzał w oczy uczestnikom i świadkom tego wielkiego wydarzenia, gdy niebawem dziać się poczęły dziwne rzeczy: nastąpiła seria nagłych, zgoła tajemniczych śmierci. W pełni sił, w średnim wieku zmarli najpierw czterej świadkowie: Feliks Dańczak (12 kwietnia 1974 roku), doktor inżynier Stefan Walczy (28 czerwca tegoż roku), w sześć tygodni po nim inżynier Kazimierz Hurlak (6 sierpnia), a wiosną 1975 roku inżynier Jan Myrlak (17 maja).

Na Wawelu i wokół niego zawrzało. Ludzie nie ukrywali lęku: czyżby miała się powtórzyć historia identyczna jak w przypadku "klątwy Tutenchamona", która zbulwersowała świat w latach dwudziestych i trzydziestych naszego wieku? (…)

Piątek trzynastego

Po raz pierwszy zaglądnięto do wnętrza grobu królewskiego 13 kwietnia 1973 roku i było to na dodatek w piątek - ten fakt ujawniam z udostępnionego tylko mnie, ręcznie pisanego diariusza głównego archeologa wawelskiego, Stanisława Kozieła. Gdy dowiedział się, że piszę tę wawelską opowieść, zdecydował się na dorzucenie faktów, których nigdzie nie znajdziecie, w żadnych protokołach ani innych oficjalnych dokumentach.

Pod ową feralną, trzynasto-piątkową datą Kozieł pisze:
"W myśl poprzednich ustaleń i decyzji profesorów Jerzego Szablowskiego i Alfreda Majewskiego wykonano poziomy otwór o średnicy 2 centymetrów, usytuowany w południowej ścianie krypty króla Korybuta Wiśniowieckiego. Stwierdzono, że ogólna grubość muru krypty Wiśniowieckiego i grobowca Kazimierza Jagiellończyka wynosi 90 centymetrów. Dowierciliśmy się do wnętrza komory grobowej Kazimierza Jagiellończyka".

- Gdy tylko ów świder po przewierceniu 90 centymetrów trafił w pustkę - opowiada mi Stanisław Kozieł - doszliśmy do wniosku, że jest to właśnie komora grobowa króla. Natychmiast jednak wyłonił się nowy problem: przecież wywiercony otwór miał aż 90 centymetrów długości i raptem 2 centymetry średnicy. Nie udało się nam więc zobaczyć, co jest w środku. Wszyscy byli trochę zawiedzeni. Jednak inżynier Jan Myrlak - ówczesny kierownik Działu Budowy na Wawelu i wielki entuzjasta tych badań, ten sam, który nam przysłał wcześniej dwóch robotników ze świdrem, kamieniarza Władysława Brożka i mistrza Jana Mazura - nie tracił humoru i obiecał skonstruować stosowną lampę. Na drugi dzień pojawił się zdyszany, z drugim prętem, cienkim, z przytwierdzoną żaróweczką podłączoną kablem do płaskiej baterii od latarki. Wziernikujemy zatem. Wynalazcy tego "kociego oczka" należało się pierwszeństwo, po nim kolejno zaglądamy do grobowca. I znów rozczarowanie: przez tak długi otwór o małej średnicy widać mniej niż przez dziurkę od klucza. Mała żaróweczka, słaba na dodatek, skąpo oświetlała niewielki wycinek wnętrza grobu i wydobywała z mroku jakieś tajemnicze cienie i coś z drewna. Wziernikowanie powtarzaliśmy kilkakrotnie, doskonaląc technikę posługiwania się lampą, lecz bez większych rezultatów poznawczych. Kierujący pracami profesorowie Jerzy Szablowski i Alfred Majewski zadecydowali, by odkuć jeden z kamiennych ciosów w ścianie grobu, a następnie usunąć go komisyjnie i przeprowadzić wstępne oględziny wnętrza.

Ciekawość zwyciężyła

- Ta długo oczekiwana chwila nadeszła rankiem 7 maja 1973 roku - kontynuuje Stanisław Kozieł. - Poprzedzała ją nerwowość samych oczekiwań i sprzecznych dążeń. Najpierw Stefan Walczy odwodził wszystkich od myśli o otwieraniu grobu; on, zwykle powolny, celebrujący chód i zachowanie, teraz stał się nazbyt ożywiony i wyraźnie niespokojny. Przyniósł książkę Cerama "Bogowie, groby i uczeni", na głos odczytywał fragmenty o spełnionej "klątwie Tutenchamona". Na korytarzach opowiadał kolego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska