Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brzezna. Nikt nie wiedział, że z Madzią było źle

Marta Paluch, współpraca: Alicja Fałek
Dom Aśki (33 l.) i Michała P. (34 l.), rodziców małej Madzi, w Brzeznej pod Nowym Sączem. Dziewczynka zmarła, prawdopodobnie z wygłodzenia, 16 kwietnia 2014 r.
Dom Aśki (33 l.) i Michała P. (34 l.), rodziców małej Madzi, w Brzeznej pod Nowym Sączem. Dziewczynka zmarła, prawdopodobnie z wygłodzenia, 16 kwietnia 2014 r. fot. Stanisław Śmierciak
W tej historii, jak w baśni, są niewinne dzieci, brat i siostra. Zły, który nawiedza spokojną okolicę. I dziadkowie, którzy kochają wnuki i dzieci. Brakuje tylko tryumfu dobra nad złem. A co najbardziej przerażające, brakuje dobrego wyjaśnienia tragedii, która się tu zdarzyła. Tak jakby historia przerosła jej autora.

Tak było kiedyś
Kiedy w Brzeznej pod Nowym Sączem świeci słońce, widoki są piękne. Błękitne góry, zielone wzgórza. Bardzo mocno pachną kwiaty, które mieszkańcy posadzili w ogródkach przy domach. Bo tu mają dobre warunki: wieś na uboczu leży, spalin nie ma, rowerkiem dziecięcym po uliczkach można jeździć.

Kiedy skręci się w pierwszą ścieżkę w lewo od głównej drogi, i drugi dom po lewej zobaczy, to znaczy że już jesteśmy na miejscu. Żółty, dachówka czerwona. Tu mały Karolek się bawił, śmiał się razem z innymi dziećmi. U jego mamy i taty było kiedyś gwarno i wesoło. Przyjeżdżali goście, z dziećmi, a maluchy szalały na podwórku. Ich śmiech niósł się po wsi.

Tak było kiedyś. Aż pojawił się on, znachor. W baśniach byłby czarodziejem, złym duchem, który przychodzi, przynosi nieszczęście. A gdy próbuje się go złapać, rozpływa się jak mgła między palcami.

Sąsiadka nr 1: To było jakoś na tę zimę, a może jeszcze jesienią? Pod ich dom przyjeżdżał granatowy kombi. Wtedy rodzice Karolka i Madzi zaczęli się jakoś od ludzi izolować. Zamykali bramę, spuszczali ze smyczy psa, takiego białego mieli. Ludzie przychodzili, dzwonili do nich, a oni nic. Drzwi na głucho.
Sąsiadka nr 2: Wtedy Madzia, siostra Karolka, dopiero co się urodziła. Może ze dwa miesiące miała. Ale na spacerze nigdy jej nie widziałam.
Sasiadka nr 3: Wcześniej to babcia Karolka i Madzi chodziła, ciasta nosiła, bez przerwy ją tu widziałam. A potem już nie...

Niewidzialny jak duch
Znachora, żaden z sąsiadów nigdy nie widział.

Sąsiadka nr 1: Nie słyszałam nawet o nim, aż się ta tragedia wydarzyła. Matko Boska, kto mógł tak dziecko nienawidzić, żeby, no, kto mógł?

Sąsiadka nr 2: Może to przez to, że długo o dziecko się starali, Michał i Aśka. I tak byli zdesperowani, że dali się omotać?

Znachor ma imię Marek. Ale ludzie mówili na niego "Kadzik", od kadzidełek, które zapalał. Leczył prywatnie, nikt, tylko leczeni mieli do niego dostęp.

Pan W., dziadek Madzi i Karolka: - Kto tam nie chodził do niego. Prokuratorzy, dziennikarze, wykształceni ludzie. Takich ludzi potrafił omotać. Moją Aśkę też omotał.

"Kadzik" mieszkał w drewnianej chałupie przy bocznej ulicy w Nowym Sączu. Samochody podjeżdżały bez przerwy, z daleka ludzie zjeżdżali. Starsze panie się u niego leczyły, matki prowadziły dzieci.

Dziadek Madzi: - A bo to mało on nieszczęścia spowodował? A do tej pory ludzie do niego chodzą, tu, z okolicznych wiosek.

Nieszczęścia, takie jak to w Łukowicy, to od Brzeznej parę kilometrów. Tam mały Przemek siedem lat temu zmarł na nerki. Znachor, jak duch, był przy tej śmierci, jeszcze jak policja przyjechała, to stał. Ale potem wymknął się. Mama Przemka wzięła na siebie całą winę, choć we wsi wiedzieli wszyscy, że to znachor zabronił leków chłopcu brać, zioła przygotowywał. To ją za to skazali na pięć lat w zawieszeniu. A jego tylko za to, że kłamał w śledztwie. Że niby ani Przemka, ani jego mamy nie zna.

Lekarze też próbowali go dopaść, zabronić działalności. Zgłaszali sprawę prokuraturze, ale ta odmówiła wszczęcia śledztwa. Bo leczenie za dobrowolne datki to nie przestępstwo. I znowu wymknął się jak mgła spomiędzy palców. A kolejki do jego żółtego domku nie zmalały.

Dziadek Madzi: - To niebezpieczny człowiek.

Michał i Aśka
Taki grzeczny ten Michał, tata Karola i Magdy był. Dzień dobry zawsze powiedział.

Bożena Kwarta, jego nauczycielka matematyki z podstawówki, jeszcze dziś go widzi, jak kopał piłkę z chłopakami na szkolnym boisku. Zdolny taki do nauki był. Nigdy nie było z nim kłopotów.

W jego rodzinie religia zawsze była ważna. Ojciec, szafarz w kościele, siostra na misje jeździła. Jeden z jego braci był w seminarium, choć ostatecznie zrezygnował.

Marek Pierzchała, sołtys Brzeznej: - Taka porządna rodzina. Ułożony chłopak, żaden łobuz.

Mamę i tatę Michała, państwa P., wszyscy we wsi szanują. Prowadzą firmę w pobliskiej miejscowości, dają ludziom pracę. Michał studia zrobił w szkole biznesu w Nowym Sączu. Tam poznał Aśkę. Niedaleko miał, jej wioska parę kilometrów dalej.

Pan W., ojciec Aśki, dziadek Madzi: Dwa fakultety miała, turystyka w Krakowie i biznes. Inteligentna. Nie taka, żeby nią dyrygować. Przebojowa, inteligentna.

Bardzo ładna. Blondynka, zupełnie jak Michał. Kiedy 10 lat temu młodzi państwo P. się pobierali, cała wieś się bawiła. Potem razem firmę prowadzili. Dom mają jeden z ładniejszych w okolicy. A kiedy po kilku latach starań urodził im się Karolek, chuchali na niego i dmuchali.

Sąsiadka nr 1: Zawsze z nową zabaweczką jakąś, drogą, człowieka nie każdego na taką stać. A babci i dziadka to oczko w głowie było.

Adam Sadłoń, sąsiad: Opiekunka chodziła do Karolka - no, jak ta dziewczyna się nim zajmowała. Uczyła chodzić, rozmawiała. Rodzice go kochali, widać było, taki mały wesoły szkrab był.

Kiedy urodziła się Madzia, zaczęły się dziać u Aśki i Michała dziwne rzeczy. Już nie przyjmowali gości. Małej Madzi na spacerze sąsiedzi nie widzieli. A dziewczynka była chora.

Odcięli nas
Z początku nie było źle. Mama Aśki, pielęgniarka z Podegrodzia, codziennie przychodziła małą pielęgnować, doglądać. Ale potem przestała.

Pan W.: - Moja Aśka nas odizolowała od wnuczki. Żona to bardzo przeżyła... Ona ma taką dobrą opinię, niech pani zapyta kogo chce. Umie się zajmować ludźmi, a tutaj taka sprawa...

Pediatra z Brzeznej też przychodziła do Aśki i Michała. Aśka ogromnie się cieszyła z urodzenia Madzi. Ale nie zaszczepiła jej. Mała zachorowała na atopowe zapalenie skóry, było z nią coraz gorzej.

Wtedy, w lutym, Michał przyszedł do przychodni i zażądał, by dziewczynkę z niej wypisać. Nie słuchał lekarzy, pielęgniarek. Słuchał znachora, który podobno zlecił dziecku dietę eko. Krowie mleko i kaszkę.

Sabina Gołębiewska, pediatra z Brzeznej: Ojciec kategorycznie odmówił leczenia przeze mnie dzieci.

Nikt nie wiedział jak źle jest z Madzią. Miała biegunki, była odwodniona.

Sasiadka nr 2: Nawet tę opiekunkę, co mieszka tu niedaleko, ten znachor podobno przepędził. Ona chyba wiedziała, co się święci, Madzia już wtedy była przecież chora.

Adam Sadłoń, sąsiad: Może jak by opiekunka została, to nieszczęścia by nie było... Ja do dziś nie mogę zrozumieć, jak to możliwe? Dziecko przecież mam, to wiem, że codziennie się je pielęgnuje, smaruje, pudruje. No bo przecież widać, że chude, że chore, Matko Boska, to przecież rodzice chyba widzą. Ja... nie rozumiem.

Kiedy roztrzęsiona Aśka zadzwoniła na pogotowie, Madzia była sina, nie oddychała.

Aśka płakała i robiła jej masaż serca, a w słuchawce dyspozytor pogotowia powtarzał: raz! dwa! mocniej! raz! dwa...

Ciałko dziewczynki było już zimne. Delikatne, prawie szkielecik. Tylko trzy i pół kilo, o połowę chudsze niż zdrowe dziecko w jej wieku.
To małe ciałko biegli musieli poddać sekcji. Według wstępnych wyników Madzia umarła z wygłodzenia.

Skromny pogrzeb
Pogrzeb Madzi był skromny, przyszło na niego niewielu ludzi. Tak jakby ludzie nie chcieli zobaczyć na własne oczy, że tego dziecka już nie ma wśród nich.

Aśka i Michał siedzieli wtedy w areszcie, nawet nie prosili, żeby wyjść na pogrzeb.

Mały Karolek został z babcią, pielęgniarką, która teraz stara się dojść do siebie. Dziadek Madzi: żona pracuje, bo co zrobić? A ja? Nie cofnę czasu.

Żałuje tylko, że on, policjant, który i w Sączu, i w Zakopanem przez 25 lat walczył z bandytami, nie mógł przed złem córki ochronić.

Sąsiad Adam Sadłoń: Jak mogli lekarza nie wpuścić? Takie dobre małżeństwo. Katastrofa. Ktoś ich opętał, ktoś kazał, ale nie mieli rozumu własnego? Ktoś musi być winny, tylko kto? Ja nie rozumiem, nie rozumiem...

Sołtys Pierzchała: Chyba tylko jeden Bóg wie, co tam się stało...

Rodzice usłyszeli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi im za to do 10 lat więzienia.

Michał P. nie chciał mówić w śledztwie.

Kiedyś porozmawiamy
Jan P., ojciec Michała: Może przyjdzie czas, że o tym porozmawiamy, sprawa nie jest jednoznaczna. Ale nie teraz.

Aśka siedzi na Montelupich w Krakowie. Już zeznawała. Ale w swoich zeznaniach nie wspomniała o znachorze z Sącza.

W jego domu co noc czernią się puste okna. Znów rozpłynął się we mgle...

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska