Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Paweł II wybrał sobie mamę i bizneswoman

Marta Bosak
Z Elżbietą Ruman, autorką książki "Uzdrowiona. Kostarykański cud Jana Pawła II" oraz reportażu telewizyjnego "Kostarykański cud", pierwszą polską dziennikarką, jaka dotarła do Floribeth Mora Diaz, której uzdrowienie została uznane za cud konieczny do kanonizacji polskiego papieża - rozmawia Marta Bosak.

Jaka jest Floribeth Mora Diaz?
Jest piękną kobietą, pełną wdzięku i zadbaną. Zdjęcia zupełnie nie oddają jej urody. Jest matką czworga dorosłych dzieci i babcią pięciorga wnuków - trudno sobie to wyobrazić, patrząc na nią.

Ja odniosłam podobne wrażenie, oglądając fotografie kobiety na niebotycznych obcasach. I pomyślałam, że to przeciwieństwo francuskiej siostry Marie Simon-Pierre, której uzdrowienie było beatyfikacyjnym cudem Jana Pawła II. Tamta jest trochę jak z niemiłego stereotypu katoliczki: niezbyt ładna szara myszka, która żyje w innym świecie. Teraz Jan Paweł II wybrał zupełnie inną osobę.
To prawda. Floribeth skończyła niedawno studia prawnicze, wcześniej pracowała w ministerstwie sprawiedliwości Kostaryki, prowadzi firmę, więc można o niej powiedzieć: bizneswoman. Jednocześnie jest filarem dużej, serdecznej rodziny i sama jest osobą niesłychanie serdeczną, otwartą, ciepłą. Jest w niej głęboki wewnętrzny spokój, który sprawia, że chce się z nią przebywać. Nawet nie trzeba rozmawiać, po prostu przyjemnie jest przy niej być.

A czy ma w sobie coś wyjątkowego? Odczuła Pani dotknięcie świętości?
Myślę, że właśnie ten pogodny spokój, który udziela się osobom przebywającym z Floribeth, jest charakterystyczny. Mówiła mi, że wcześniej takiego spokoju nie odczuwała. Życie, które wiedzie, jest intensywne. Firma Floribeth i jej męża Edwina, byłego policjanta, zatrudnia kilkadziesiąt osób. W Polsce powiedzielibyśmy chyba, że to firma ochroniarska, ale zajmuje się też instalowaniem alarmów i systemów monitoringu. Do tego rodzina - cały czas coś się dzieje, więc Floribeth ma dużo pracy. Prowadzi życie w biegu. Przed chorobą nie miała w sobie ani tej spokojnej pewności, że wszystko wokół niej dzieje się tak, jak powinno, ani nawet czasu na jakieś głębsze refleksje. Choć myślę też, że jej charakter nie zmienił się pod dotknięciem cudu. Wcześniej była równie pogodną, życzliwą, energiczną osobą. Natomiast opowiadała mi, że pierwsze, co odczuła po tej niezwykłej nocy, kiedy oglądała beatyfikację papieża w telewizji, to nie fizyczna poprawa, ale właśnie wewnętrzny spokój, jakiego nie doświadczyła nigdy wcześniej.

Miała wtedy tętniaka mózgu i była częściowo sparaliżowana, prawda?
Tak. Lekarze zdiagnozowali u niej tętniaka umiejscowionego tak fatalnie, że nie dało się go operować, a leczenie farmakologiczne nie pomaga w takich przypadkach. Floribeth miała już bezwładną lewą połowę ciała. Tak naprawdę jedyne, co lekarze mogli jeszcze zrobić, to podawanie jej środków uśmierzających ból. Została wypisana do domu właściwie po to, żeby spokojnie umrzeć. Dawano jej kilka dni, najwyżej miesiąc życia.

Jest 1 maja, zaczyna się beatyfikacja Jana Pawła II. W Kostaryce to środek nocy. Ale na wpół przytomna z bólu kobieta bardzo chce obejrzeć uroczystości w telewizji. Bo pamięta, jak w roku 1983, kiedy była młodą dziewczyną, Kostarykę odwiedził papież, od którego emanował niezwykły spokój. I co się dzieje?
Tej nocy nie wydarzyło się nic. Jedyna tylko rzecz wydała jej się niecodzienna. Po wypisaniu ze szpitala dostała bardzo silne leki, po których zapadała w sen. Prosiła męża, żeby jej ich nie dawał wieczorem, bo bardzo chciała oglądać beatyfikację. Ale mąż Edwin, zdeterminowany do walki o każdą godzinę jej życia, nie zgodził się. Mimo to nie zasnęła. Właśnie ta rzecz bardzo ją zdziwiła. Ale uroczystości z Watykanu oglądała jak to ciężko chora osoba: półprzytomnie. Dopiero kiedy obudziła się rano, usłyszała głos: "Wstań". I to ją przestraszyło! To nie było tak, że ucieszyła się z cudu i wyskoczyła raźno z łóżka. Nie, ona się przelękła, że naprawdę już jest z nią źle, bo słyszy głos, a widzi, że jest sama w pokoju. I kiedy się tak rozglądała, jej wzrok padł na zdjęcie Jana Pawła II na beatyfikacyjnym wydaniu gazety. Wtedy znowu usłyszała: "Wstań, nie bój się". Papież na tym zdjęciu miał ramiona uniesione do góry w swoim charakterystycznym geście. Floribeth podobnie uniosła ramiona i poczuła, jakby czyjeś ręce podtrzymały ją i pomogły wstać. W tym momencie cały strach znikł.

Sparaliżowana kobieta po prostu wstała i poszła do kuchni?
Owszem, ale znów nie było tak, że cały bezwład znikł i poczuła się jak nowo narodzona. Jeszcze jakiś czas miała "ciężką" nogę i nie mogła w pełni poruszać ręką. Natomiast wielokrotnie podkreśla, że czuła od tej chwili wielką wewnętrzną radość, energię i spokój. Co zresztą przeraziło jej męża. Opowiadał mi, że gdy zobaczył ją w kuchni, to się wystraszył, że to jakiś ostatni, przedśmiertny przypływ sił. A Floribeth spokojnie oświadczyła, że czuje się lepiej i zaczęła się krzątać przy śniadaniu.

Co działo się dalej?
Przez kilka tygodni trwała stopniowa poprawa stanu jej organizmu. Powoli wracała do sił i sprawności, cały czas pełna spokoju ducha. Mąż mówił mi: ona znów chciała żyć. To było widać, mimo że ciało sprawiało jej jeszcze trudności. Ale coraz mniej powłóczyła nogą, zaczęła pisać obiema rękami na komputerze - bo natychmiast wróciła do pracy w firmie. Aż w końcu całkiem odzyskała sprawność.

Potwierdzili to lekarze szpitala w San Jose, gdzie Edwin i Flori pojechali na kontrolną wizytę. Pani z nimi rozmawiała?
Neurochirurg dr Alejandro Vargas opowiadał mi, że kiedy spojrzał na CD ze zdjęciami mózgu, nic nie mówiąc wyszedł do laboratorium, bo był pewien, że pomylono płyty. Okazało się, że nie. Był zdumiony, zwłaszcza, że konsultował przypadek Flori na kongresie neurochirurgów w Meksyku. Opinie były zgodne: nie ma metody, by go wyleczyć i nie ma szans, by tętniak wchłonął się sam. Co więcej, gdyby jednak tętniak został zwalczony siłami organizmu, musiałby zostać po nim jakiś ślad, tzw. przetoka. Ale obraz mózgu Floribeth był zupełnie czysty.

Pisze Pani, że mąż Flori także doznał tego uczucia, gdy na człowieka spływa spokój i pewność, że to co robi, jest słuszne.
Najpierw muszę zwrócić uwagę, że cała rodzina jest wierząca, ale to nie są ludzie jakoś szczególnie zanurzeni w religijne rytuały, skłonni do wizji. Edwin Arce Abara jest przystojnym mężczyzną, byłym oficerem kostarykańskiej policji. To silny i mocno stojący na nogach facet. Kiedy dowiedział się w szpitalu, że żona umiera, cała jego życiowa energia, a ma jej naprawdę mnóstwo, przerodziła się w rozpacz. A kiedy powiedziano mu, że ma tę żonę, na krawędzi śmierci, zabrać do domu - wpadł we wściekłość. Uznał, że lekarze umywają ręce od dalszych prób wyleczenia jej. Zrobił awanturę, pielęgniarki bały się do niego podejść. Był zdesperowany. I nagle w tej desperacji usłyszał w sobie, jak mówi, głos: "Zabierz ją". To go zdziwiło, bo wcale nie chciał jej zabrać. Ale głos powtórzył: "Zabierz ją, nie lękaj się". To było zdumiewające. Wiedział, że tak mawiał Jan Paweł II. Uspokoił się, zabrał żonę, wprawił pielęgniarki w osłupienie. Ale przez wiele dni nie opowiadali sobie nawzajem o tym, co słyszeli. Bali się, że jedno drugie weźmie za wariata. Dopiero kiedy Flori była już zdrowa, opowiedziała mężowi o poleceniu Jana Pawła II. A on wtedy powiedział jej, co się stało w szpitalu.

Czy Jan Paweł II był wcześniej ważny w ich życiu?
Oni uważają, że tak, choć Polacy powiedzieliby chyba, że w sposób znikomy. Oboje pamiętali jego pielgrzymkę na Kostarykę, mocną ją przeżyli, a potem w miarę możliwości śledzili inne pielgrzymki Jana Pawła II. I tyle. Na Kostaryce panuje pewna nabożność do Jana Pawła II, ale nie instytucjonalna, tylko prywatna. Przekazywana w rodzinach z pokolenia, które się z nim zetknęło, na następne. Na całej Kostaryce widziałam np. tylko jeden pomnik Jana Pawła II.

Chciałabym teraz poruszyć krakowski wątek cudu na Kostaryce. Gdyby nie proboszcz kościoła Mariackiego ks. Dariusz Raś, być może ani świat, ani postulator procesu kanonizacyjnego ks. Sławomir Oder nie dowiedzieliby się, co się przytrafiło Floribeth Mora Diaz.
To było tak. Ks. Raś przyjaźnił się na studiach w Rzymie z ks. Donaldem Solano, dziś kustoszem sanktuarium Matki Boskiej Anielskiej w Cartago, 20 kilometrów od domu Floribeth. Po beatyfikacji ks. Donald postanowił zapytać przyjaciela, czy na Kostarykę nie mogłaby dotrzeć relikwia Jana Pawła II. Ks. Raś poprosił o nią swego zwierzchnika kard. Dziwisza, a ten posłał do Cartago kroplę krwi papieża. Gdy rodzina Floribeth dowiedziała się o tej relikwii, chciała pomodlić się przy niej. A kiedy już byli w sanktuarium, postanowili opowiedzieć proboszczowi swoją historię. Ten poprosił Floribeth, żeby ją opisała. I zrobiła to na stronie internetowej poświęconej Karolowi Wojtyle.

Przenieśmy się teraz do Watykanu. Postulator procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II ks. Sławomir Oder siedzi przy swoim biurku na Lateranie i czyta wpisy ludzi, którzy doświadczyli łask poprzez papieża Polaka. Przeczytał ich już mnóstwo, szuka przecież cudu potrzebnego do kanonizacji, jednak każdemu czegoś brakuje. Otwiera kolejny wpis - a tam rzeczowo i bez emocji opowiedziana historia kobiety wyleczonej z tętniaka mózgu. Ale kobieta prawie nic nie powiedziała o sobie! Napisała tylko: Floribeth Mora Diaz, lat 48, Kostaryka. Jak ją odnaleźć?
Właśnie, zwłaszcza, że szukać trzeba taktownie, bo to tylko potencjalny cud, czekający na weryfikację. Rozgłos mógłby zaszkodzić. Ale ksiądz Oder ma duszę poszukiwacza. Floribeth wspomniała, że modliła się przy relikwiach JPII. Zwrócił się z pytaniem do księdza Rasia, gdzie na Kostaryce są relikwie JPII i czy kogoś tam zna. Trafił do ks. Solano i zlecił mu poufną misję odnalezienia Floribeth. Na szczęście okazało się, że tylko jedna osoba na Kostaryce ma takie imię i nazwiska. Solano zaczął szukać w kościelnych rejestrach, odnalazł jej parafię, a potem już było łatwo. Ksiądz Oder mógł przyjechać badać swój cud, przesłuchać świadków i lekarzy. A potem Floribeth została zaproszona do Rzymu, a wszystkie badania powtórzono w klinice Gemelli. Dokumenty i wyniki przesłuchań zostały przesłane do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych oraz dwóch komisji: lekarskiej i teologicznej. 5 lipca ubiegłego roku papież Franciszek podpisał dekret potwierdzający cud za wstawiennictwem Jana Pawła II. Rozpoczęły się przygotowania do kanonizacji.

A Pani wierzy w ten cud?
Jako dziennikarka Telewizji Polskiej miałam szczęście być w miejscach i dotykać wydarzeń, w których prawa rządzące materią "zawieszały się" i na czas krótszy niż ułamki sekund otwierała się inna rzeczywistość. To było właśnie takie wydarzenie.

Elżbieta Ruman. Dziennikarka i publicystka. Współpracuje z kwartalnikiem "Fronda", Polskim Radiem, od 2000 r. w TVP. Zajmuje się publicystyką religijną i społeczną.

Floribeth Mora Diaz przyleci do Polski 2 maja. Można się z nią spotkać: Wadowice 4.05 g.17 Dom JPII; Kraków 6.05 g.18 Centrum JPII; Kraków 7.05 g.11 Kuria, Kraków 7.05 g. 18 księgarnia Matras, Rynek Główny; Częstochowa 10.05 g. 13.30 Matras; Zakopane Krzeptówki 28.05 g. 18 sanktuarium MB Fatimskiej

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jan Paweł II wybrał sobie mamę i bizneswoman - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska