Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Kulig: Zawsze będę zwyczajną Aśką z Muszynki

Magda Huzarska-Szumiec
Aktorka zwykle zachowuje się  bezpretensjonalnie, choć wie, że na scenie może zmienić się w gwiazdę
Aktorka zwykle zachowuje się bezpretensjonalnie, choć wie, że na scenie może zmienić się w gwiazdę Andrzej Banaś
Woda sodowa nie uderzyła jej do głowy. A mogła, bo młoda aktorka Joanna Kulig robi właśnie zawrotną międzynarodową karierę.

Kiedy przyjeżdża do Muszynki, nieopodal Krynicy-Zdroju, jest po prostu Joaśką, a nie żadną tam gwiazdą, którą amerykański dziennik "San Francisco Chronicle" umieścił w rankingu najseksowniejszych aktorek, obok Moniki Bellucci i Scarlett Johansson.
Ale co tu kryć, w tej małej miejscowości, w której mieszka niespełna trzysta osób, wszyscy ją doskonale znają, wiedzą, co u niej się dzieje, w jakim gra właśnie filmie i kiedy będzie można ją zobaczyć w telewizji. Wtedy we wsi słychać tylko szczekanie psów, bo mieszkańcy Muszynki zasiadają przed ekranami. Potem przychodzą do jej mamy i gratulują.

- A mama jest ze mnie dumna - mówi z uśmiechem Joanna Kulig.

Do rodzinnego domu jeździ, by odpocząć, pogadać z sąsiadkami czy zajrzeć do pani Ciastoniowej. W tym roku jednak zdecydowała z mężem, że spędzą Wielkanoc u jego rodziców w Krakowie.

- Ale na pewno będę myślała, co się dzieje w Muszynce, jak ludzie idą w niedzielę do kościoła i głośno śpiewają, jak kawalerowie malują pannom okna. Ta uważana jest za najładniejszą, która ma najbardziej pomalowane. Myśmy z siostrami nieraz nie mogły się ich domyć. No i śmigus dyngus. Te wiadra wody wylewane na dziewczyny, które niby nie chcą, wzbraniają się, ale i tak każda na to czeka - opowiada Joanna, która zanim opuściła Muszynkę, nieraz musiała suszyć głowę po wielkanocnym śmigusie dyngusie.

Pianino, ścielenie łóżek i ścięty majonez
W rodzinnej wiosce chodziła do czteroklasowej podstawówki, potem dojeżdżała do szkoły w sąsiednim Tyliczu. Jako śpioch notorycznie spóźniała się na bus. Kiedy trzeba było się zdecydować, do jakiej szkoły iść dalej, postanowiła zdobyć zawód i uczyć się w technikum hotelarskim w Krynicy. Zamieszkała w internacie, bo równolegle uczyła się w szkole muzycznej.
- Miałam dwa światy. Jeden artystyczny, kiedy siadałam w dużej, pustej sali przed pianinem i ćwiczyłam klasyczne utwory, wyobrażając sobie różne emocje, a drugi ten bardziej przyziemny, gdzie uczyłam się technologii żywienia czy technik ścielenia łóżek. Do dzisiaj, gdy jestem w jakimś w hotelu na świecie, odzywa się we mnie instynkt hotelarza i sprawdzam, jak są pościelone - żartuje aktorka.

Zanim nabyła tę wiedzę, zdarzyła się jeszcze jedna ważna rzecz w życiu Joanny. Stało się to w ostatniej klasie szkoły podstawowej. Na zakończenie roku przyjechali przedstawiciele sponsora szkoły, czyli wytwórni wód mineralnych Multivita. Dyrektorka poprosiła ją, żeby razem z innymi uczniami coś zaśpiewała. Występ spodobał się do tego stopnia, że goście chcieli, aby wykonała jakąś piosenkę solo. Przyszły jej do głowy "Kasztany".

- Po jakimś czasie zadzwoniła do mojej mamy Małgorzata Komorowska, która pracowała wtedy w dziale reklamy tej firmy i zaproponowała, żebym przyjechała na eliminacje do telewizyjnej "Szansy na sukces" - wspomina Joanna. - Na dodatek bezinteresownie zatroszczyła się o mnie w Warszawie i zawiozła do studia.

Zakwalifikowała się do programu z piosenkami Grzegorza Turnaua. Wylosowała "Cichosza", ale zanim zaczęła śpiewać, Wojciech Mann zapytał, skąd przyjechała i co robi.

- Nieśmiało odpowiedziałam, że jestem z Muszynki i uczę się w technikum hotelarskim. Na co on: Czy umiesz już robić majonez? Odparłam, że jeszcze trochę mi się ścina - śmieje się głośno Joanna, która wygrała tamtą edycję "Szansy na sukces". - Następnego dnia po emisji szłam szkolnymi korytarzami, rozglądałam się, czy wszyscy na mnie patrzą. Ależ byłam z siebie dumna. Udzieliłam wywiadu szkolnej rozgłośni radiowej i nawet dziennikarze z "Gazety Krakowskiej" do mnie przyjechali.

Tańczy, śpiewa i zrywa z teatrem. Ale na chwilę

Woda sodowa jej nie uderzyła do głowy. Pojawiła się tylko myśl, żeby spróbować dostać się do szkoły muzycznej w Krakowie na śpiew solowy. I tak zrobiła. W wieku 18 lat wylądowała pod Wawelem.

- Wpadłam wtedy na pomysł, żeby zdawać do szkoły teatralnej na wydział wokalno-estradowy - dodaje. - Nie wiedziałam, jak się przygotować, więc poszłam na egzamin zupełnie w ciemno. Komisja prosiła mnie o robienie dziwacznych rzeczy. Musiałam biegać i zapełnić sobą całą salę, albo mówić bardzo poważny tekst tak, żeby wszystkich rozśmieszyć. Nie dostałam się za pierwszym razem, ale i tak byłam z siebie zadowolona, bo znalazłam się w pierwszej setce. A przecież zdawały tysiące osób.

Następnym razem poszło jej lepiej, została przyjęta. Pierwszy rok w szkole teatralnej wspomina jak koszmar. Z zajęciami wokalnymi nie miała problemu, ale nauka aktorstwa dramatycznego nie przychodziła jej łatwo. Dopiero gdy jej grupa została wybrana przez Mikołaja Grabowskiego do przygotowania "Operetki" Gombrowicza, zaczęła czuć się pewniej na scenie. Do tego stopnia, że jeszcze na studiach dostała propozycję zagrania w Starym Teatrze w "Śnie nocy letniej" Mai Kleczewskiej. To był specyficzny spektakl, wymagający od aktorów pewnego rodzaju ekshibicjonizmu. Joanna dostała etat w "Starym", ale zdecydowała się odejść.

Pustka, wypalenie i krzyk na placu Szczepańskim

- To była trudna decyzja. Stwierdziłam po prostu, że ten rodzaj aktorstwa nie jest dla mnie - wyznaje. - Poza tym chciałam śpiewać. Czułam się pusta i wypalona, kiedy nieoczekiwanie w ciągu kilku dni zaczęło się w moim życiu szaleństwo.
Dostała rolę w filmie "Sponsoring" Małgośki Szumowskiej, wygrała casting do niemieckiej produkcji, Krystyna Janda zaproponowała jej występ w spektaklu, a reżyser Paweł Pawlikowski, który zobaczył Joannę w filmie "Środa, czwartek rano" napisał, że ma związane z nią plany.

Dużym przeżyciem był casting u Szumowskiej. Reżyserka miała nakręcić film we Francji, co wymagało od aktorów znajomości francuskiego. Joanna nie znała tego języka, ale nauczyła się roli fonetycznie na pamięć.

- Po kilku dniach zadzwoniła do mnie Szuma i powiedziała, że producenci widzieli to, co nagrałam i że nie zrozumieli ani słowa, ale i tak mnie biorą do filmu. Aż podskoczyłam ze słuchawką przy uchu. Jeszcze głośniej krzyczałam ze szczęścia, kiedy byłam w Krakowie na placu Szczepańskim i Szuma zadzwoniła, że zagram razem z Juliette Binoche. Coś takiego wcześniej nawet mi się nie przyśniło - dodaje z uśmiechem aktorka.

Nie śniło się jej także to, że kiedyś na planie filmowym spotka aktorów - Ethana Hawka i Kristin Scott Thomas. A stało się tak dzięki "Kobiecie z Piątej Dzielnicy" Pawła Pawlikowskiego. Ethana zapamiętała jako wyluzowanego Amerykanina w czapce z daszkiem i gitarą w ręce, na której grał w przerwie między zdjęciami. Kristin była trochę mniej emocjonalna.

- Ale wyobraź sobie, że jakiś czas temu pojechałam na festiwal do Luksemburga. Postanowiłam wyjść z hotelu i przeczytać gdzieś na świeżym powietrzu scenariusz "Idy" Pawła Pawlikowskiego, który właśnie od niego dostałam. Wchodzę do sklepu z kozimi serami, a tam ktoś mnie zaczepia. Patrzę, a to Kristin Scott Thomas, która pyta, co słychać i czy to ten tekst o siostrze zakonnej, o którym opowiadał jej Paweł? Po czym stwierdza, że jest fajny i życzy mi powodzenia. Aż trudno było mi uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Ludzie, których kiedyś oglądałam w "Angielskim pacjencie" i wydawali mi się niedostępnymi gwiazdami, nagle pytają , co u mnie słychać? Niesamowite! - wykrzykuje.

Życzenie słynnej aktorki, żeby powiodło się Aśce w "Idzie", również się spełniło. Zagrała świetną rolę dziewczyny, która w prowincjonalnym hotelu śpiewa przeboje z lat 60. minionego wieku. Tak jak ona niegdyś śpiewała w Muszynce, Tyliczu i Krynicy na dancingach i weselach, na których dorabiała występując razem z rodzeństwem.

J jak Justyna
Justyna Schneider jest młodszą siostrą Joanny, która poszła w jej ślady i została aktorką. Skończyła krakowską PWST i zagrała w serialu "Nowa". Na dużym ekranie zadebiutowała główną rolą żeńską w filmie "Los numeros" w reżyserii Ryszarda Zatorskiego
O jak Opole
Joanna zawsze chciała przede wszystkim śpiewać. I spełniła swoje marzenie. Często śpiewa w filmach, w których występuje. Mogliśmy ją usłyszeć także na Festiwalu Piosenki w Opolu, gdzie wykonała stare hity - "O mnie się nie martw", "Chłopiec z gitarą" i "Rudy rydz".
A jak aktorstwo
Jest aktorką wszechstronną. Pokazała to już w debiutanckim filmie zatytułowanym "Środa, czwartek rano", a potwierdziła w "Sponsoringu" Małgośki Szumowskiej. Zagrała również ważną rolę w "Idzie" Pawła Pawlikowskiego, gdzie wykorzystuje talent wokalny.
N jak nagość
Aktorka nie ma oporów rozbierać się przed kamerą, kiedy jest to uzasadnione. Raz tylko wpadła w panikę , gdy przyszło jej kręcić jedną z mocniejszych scen w "Sponsoringu". Reżyserka filmu musiała na nią huknąć i przypomnieć, że przecież czytała scenariusz.
N jak "Niech no tylko zakwitną jabłonie"
Spektakl w Teatrze Ateneum, w którym Joanna ostatnio wystąpiła. To jej powrót na teatralna scenę. Jest z tego powodu bardzo szczęśliwa, bo po kilku latach bycia wolnym strzelcem bezpiecznie czuje się w zespole.
A jak Alicja
Tak nazywa się bohaterka, którą zagrała w "Sponsoringu". To dziewczyna, która oddaje się za pieniądze, ale nie czuje się prostytutką. Sama wybiera sobie mężczyzn i czerpie z seksu satysfakcję. Jeśli ktoś jej się nie spodoba, to po prostu mówi mu wynocha.

K jak Kraków
Nie ukrywa, że Kraków jest drugim miejscem po Muszynce, które ją ukształtowało. Tu uczyła się, pracowała, poznała męża Maćka. W pewnym momencie postanowiła jednak przeprowadzić się do Warszawy i teraz tęskni.
U jak uroda
Jeden z amerykańskich dzienników umieścił ją na liście najseksowniejszych aktorek. Joanna ma świadomość tego, że potrafi wyglądać uwodzicielsko, ale na co dzień ubiera się i zachowuje jak normalna dziewczyna.
L jak luz
Obce jest jej uczucie tremy, ponieważ od dziecka zawsze wyrywała się do mikrofonu. Jako 14-latka występowała w Tyliczu dla wczasowiczów, potem dorabiała grając i śpiewając na dancingach i weselach.
I jak "I Love You So Much"
Taki tytuł nosił debiutancki film męża Joanny Kulig, Macieja Bochniaka. Początkowo aktorka obawiała się pracy z mężem, ale gdy zobaczyła efekt końcowy z sobą w roli Eweliny, przekonała się, że nie taki diabeł straszny.
G jak gwiazda
Aśka nie ma żadnych zachowań gwiazdorskich. Jest niezwykle bezpośrednia. Typ dziewczyny, z którą chciałoby się zaprzyjaźnić. Jest na tyle normalna, że nawet nie prześladują jej paparazzi, co uważa za duże szczęście.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska