Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkanocne pisanki z Tarnowa to czasem prawdziwe dzieła sztuki

A. Skórka, J. Majewska
Zdaniem Pani Doroty sztuka "wiercania w jajkach" to szkoła cierpliwości. Tym bardziej, że bardzo często w końcowej fazie pracy, jajko nagle pęka i trzeba wszystko zacząć od nowa
Zdaniem Pani Doroty sztuka "wiercania w jajkach" to szkoła cierpliwości. Tym bardziej, że bardzo często w końcowej fazie pracy, jajko nagle pęka i trzeba wszystko zacząć od nowa
Zalipie na całym świecie zyskało sławę dzięki chatom zdobionym w malowane na ścianach domów kwiaty. Czy tych kwiatów może zabraknąć na wielkanocnych pisankach? To niemożliwe! Od kilkudziesięciu lat gospodynie z Zalipia i okolicznych miejscowości także pisanki dekorują kwietnymi motywami. Efekt ich pracy robi piorunujące wrażenie.

Nie inaczej jest w przypadku małych dzieł sztuki spod ręki Wandy Chlastawy. - Pisanka to ważny element wielkanocnego koszyczka i świątecznego stołu. Musi być piękna - mówi.

Do pracy używa akrylowych farb. Bo nie brudzą i są odporne na wilgoć. Do tego profesjonalnych pędzelków. Tymi z supermarketu nie dałoby się malować zbyt dokładnie. A sama pisanka? Wybór materiałów jest bardzo szeroki. To wydmuszki jaj kurzych, gęsich, strusich. Może być też jajko ceramiczne albo drewniane. Pisanka z tego ostatniego tworzyw ma tę zaletę, że nigdy się nie rozbije. - Osobiście najbardziej odpowiadają mi wydmuszki gęsie. Kurze są małe i trochę niewygodne w malowaniu, bo łatwo je zabrudzić farbą - mówi pani Wanda.

Na początek na wydmuszkę nakłada podkład. Zwykle to soczysta żółć, zieleń albo barwa niebieska. Gdy tylko pierwsza warstwa farby podeschnie, można zabrać się za nakładanie na jajeczko kolorowych plam. To one potem przekształcają się w kwiaty, liście, łodygi. Ale to już zasługa odpowiedniego cieniowania, zegarmistrzowskiej wręcz precyzji i wielkiego skupienia.
- Samo malowanie kwiatów zajmuje jakieś cztery godziny. Ale też nigdy nie maluję jednego jajka, tylko kilka naraz - mówi Wanda Chlastawa.

Farby akrylowe tak szybko się nie zetrą ani nie wypłowieją, ale pisankę można na koniec jeszcze polakierować. Dłużej zachowa barwę, będzie odporna na zarysowania.

Końcowy efekt mieni się kolorami i przyciąga oko kwiatami, których na próżno szukać na rabatkach. - Zalipiańskie kwiaty rodzą się w wyobraźni każdej z nas. Oczywiście są inspirowane tym, co rośnie na łące albo w przydomowym ogródku - dodaje malarka. Ich kwiaty mają swoje nazwy. Te wzorowane na tulipanach to "kaczorki". Bo mają takie charakterystyczne dzióbki. Jest też na przykład "rozdeptana stokrotka", przypominający polny kwiat.

Dwóch identycznych pisanek z Zalipia nigdy nie znajdziemy. Bo każda jest zdobiona ręcznie, a malowane wzory nie pochodzą z żadnych szablonów. Rodzą się dopiero w trakcie malowania. Co najwyżej wprawne oko rozpozna, która z zalipiańskich malarek jest autorką konkretnej pisanki. Ale to wiedza tylko wtajemniczonych. Pisanki cieszą się w Zalipiu wzięciem przez cały rok. Choćby u zagranicznych turystów odwiedzających wieś. Pokazywano je również w reportażach japońskiej telewizji.

W tygodniach poprzedzających Wielkanoc w Domu Malarek w Zalipiu powstaje grubo ponad tysiąc pisanek. W większości drewnianych, przygotowywanych dla dzieci. Maluchy, nie tylko z najbliższej okolicy, przyjeżdżają tu na warsztaty zdobienia. Do ręki dostają w połowie pomalowaną pisankę, resztę domalowują same. Tak jak podpowiada im wyobraźnia. Dzieci przyjeżdżają z Tarnowa, Dąbrowy Tarnowskiej, Staszowa, Połańca, czy Buska. To sposób na to, by zalipiańska tradycja wielkanocna nie tylko nie zaginęła, ale jeszcze się rozwijała. I to daleko od Powiśla.

Wanda Chlastawa malować kwiatów nie potrafiła, zanim w 1978 roku pojawiła się w Domu Malarek. - Na początku przyglądałam się jak pięknie malują je inne panie. Potem pierwsze lekcje pobierałam od Zofii Owcy i Stanisławy Curyło. Pewne plastyczne zdolności pozwoliły mi tę sztukę w miarę szybko opanować - wspomina. Dziś jest dyrektorką Domu Malarek, czyli jednej z filii Muzeum Okręgowego w Tarnowie.

Zaczynała oczywiście od zdobienia kartek papieru, a potem ścian malowanych chat. Bo to przecież główna domena Zalipia. Zresztą niedługo po Wielkanocy malarki zostawią już pisanki w spokoju i wrócą do swoich korzeni. Czyli do zdobienia chat właśnie. Zwyczaj ten sięga przełomu XIX i XX wieku. Właśnie na wiosnę kobiety do brzozowych patyków mocowały końskie włosie. Takie pędzle maczały w wapnie i farbach i malowały we wnętrzach chat kwietne wzory. Bo izby w ciągu zimy zdążyły się mocno okopcić i trzeba je było odświeżyć. Tradycja przetrwała do dziś. A zawsze w weekend po Bożym Ciele komisja konkursowa ocenia wszystkie zgłoszone do konkursu zagrody i nagradza najpiękniejsze. Nie inaczej będzie w tym roku.
Dla pani Doroty Pacanowskiej okres Wielkanocny rozpoczyna się wraz z Nowym Rokiem.

- Kiedy skończy się Sylwester, od razu mam telefony od znajomych, przyjaciół i klientów, którzy zamawiają jajka. Wiedzą, że trzeba to zrobić wcześniej, bo im bliżej wiosny i świąt, tym więcej pracy.

Dorota Pacanowska swoje ażurowe jaja wykonuje od 2007 roku. Jak mówi, ten pomysł, naszedł ją zupełnie przypadkowo. Przez długi czas jajka haftowała i właśnie wtedy pojawiła się myśli, że być może da się haftować na nich naprawdę.
- To była metoda prób i błędów. Nawet nie sądziłam, że moje pomysły uda się wykonać. Ale udało się - dodaje pani Dorota.
To bardzo ciężka praca. Wykonanie ażuru jaja, w technice jaką pracuje pani Dorota wymaga od 10 godzin do kilku dni, w zależności od wielkości jaja. W swojej pracy korzysta z jaj przepiórczych, kurzych, gęsich, a nawet strusich. Poza tym potrzebuje całej masy narzędzi - pilników, wkrętarek, wierteł i czyścideł.

- Czasem sama się dziwię, że mam tyle samozaparcia, żeby poświęcać jajku tyle czasu. Ale tak naprawdę uważam, że dla mojego dynamicznego charakteru to prawdziwa szkoła cierpliwości - przyznaje pani Dorota.

Dla Doroty Pacanowskiej okres wielkanocny to praca ze zdwojoną siłą. Święta Wielkanocne świętuje po ich zakończeniu, bo wcześniej nie ma czasu. Cześć klientów jej wyrobów traktuje je jako wielkanocne prezenty i niestety, zamawia w ostatniej chwili.

- To ciężki czas dla mnie. Czasem mam do zrobienia nawet dwadzieścia jajek w tym samym wzorze. Wtedy myślę, że naprawdę mam ochotę odpocząć, ale nie od jajek. W głowie rodzą mi się kolejne pomysły na wzory i ażury i zawsze myślę sobie, że jeszcze te kilkadziesiąt sztuk i będę mogła w jajkach rzeźbić to, co mi się podoba - mówi Dorota Pacanowska.
Jej ażurowe prace obiegły już cały świat. Swoich klientów ma w Stanach Zjednoczonych, Brazylii, a nawet Republice Południowej Afryki. To efekt swego rodzaju marketingu szeptanego... - Ktoś zobaczy i też takie chce mieć - mówi pani Dorota.
W swojej kolekcji ma kilka bezcennych okazów, przy których spędziła kilka, a nawet kilkanaście dni - te nie są na sprzedaż, za żadną cenę. Zachowa je na pamiątkę. Standardowa ażurowa wydmuszka w wykonaniu pani Doroty kosztuje od 250 zł. za sztukę. Ale te ze strusich jaj osiągają cenę kilkakrotnie większą.

- Najbardziej paradoksalne jest to, że kilka lat temu siadłam w mojej pracowni, popatrzyłam na jajko i pomyślałam, że fajnie byłoby, gdyby dało się w nim zrobić dziurę. No i tak krok po kroczku udało mi się dojść do takich owoców - mówi pani Dorota.
Jak zapewnia pani Dorota wiercenie dziur w jajkach nie może się znudzić. Do tej pory wykonała kilkaset jajek. W tym roku już ponad sto, a długość listy zamówień na kolejne dzieła sztuki "jajcarskiej", jak na razie, się nie zmniejsza. Jej prace można zamówić na stronie ineternetowej www.tojajo.pl luz zakupić w Tarnowskim Centrum Informacji przy Rynku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska