Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamil Stoch: Bóg był dla mnie bardzo hojny

Andrzej Stanowski
Kamil Stoch podczas powitania olimpijczyków.
Kamil Stoch podczas powitania olimpijczyków. fot. Anna Kaczmarz
Znacznie lepiej czuję się na skoczni, niż w roli celebryty czy przysłowiowego "misia z Krupówek" - mówi w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej" podwójny mistrz olimpijski z Soczi Kamil Stoch. Cieszy się już ze zbliżających się świąt wielkanocnych - czasu przeznaczonego wyłącznie dla rodziny i najbliższych.

Jak Pan sobie radzi ze stochomanią? - pytamy dwukrotnego złotego medalistę olimpijskiego z Soczi Kamila Stocha.
Na szczęście tej stochomanii nie ma, choć czasem bywa ciężko z tą popularnością. To jest nowa dla mnie sytuacja, nie znałem jej dotąd, a to zawsze trochę męczy.

Niedawne powitanie w rodzinnym Zębie było niezwykle huczne.
Nie spodziewałem się aż tak gorącego przyjęcia, dziękuję serdecznie wszystkim kibicom i moim krajanom.

Odbierał Pan niedawno nagrodę Wiktora. Były dla Pana owacje na stojąco. Jak się Pan czuł w tej roli?
Bardzo nieswojo. Znacznie lepiej czuję się na skoczni, niż w roli celebryty czy przysłowiowego "misia z Krupówek". Ale w Warszawie, na wiktorach, byłem wzruszony. Porównałbym tę chwilę do momentu, kiedy śpiewam hymn narodowy po zwycięstwie. Cieszę się, że doceniono moje sportowe osiągnięcia.

Rozmawiamy w okresie Wielkiego Postu, tuż przed Wielkanocą. Co te akurat święta dla Pana znaczą?
Dla mnie to przede wszystkim czas spokoju, przeznaczony wyłącznie dla rodziny, dla najbliższych. Mogę się odnowić duchowo, mentalnie, także fizycznie. To wspaniały czas.

Bierze Pan udział w świątecznych obrzędach, np. w święceniu pokarmów?
Nie zawsze jest to możliwe. Ale w zeszłym roku byłem w Wielką Sobotę na święceniu, w tym roku też się wybieram.

Ma Pan swoje ulubione potrawy świąteczne?
Jem wszystko!

A mazurki?
Też, moje siostry pieką wspaniałe ciasta.

Przed wejściem na belkę na skoczni zawsze wykonuje Pan znak krzyża.
Tak robię zawsze, od małego. Ale wcale nie ze strachu, to jest po prostu znak mojej wiary. Każdy skok staram się ofiarować Panu Bogu i w jakiejś konkretnej intencji. Dziękuję Panu Bogu za to, że mogę robić to, co sprawia mi tak wielką radość i co jest dla mnie tak ważne - to, co kocham.

Przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie do Soczi powiedział Pan: Jak Pan Bóg da - będzie medal, nie będzie - to poczekam...
I dostałem dwa medale. Pan Bóg był dla mnie bardzo hojny.

Wasze konkursy są najczęściej w niedzielę. Czy znajduje Pan czas, by pójść do kościoła?
Nie zawsze to się mi udaje. Ale do kościoła można przecież iść również w sobotę. Tak było na igrzyskach olimpijskich w Soczi. Tam z kolegami byłem w sobotę na mszy świętej w wiosce olimpijskiej. Odprawiał ją ksiądz Edward Pleń, krajowy duszpasterz sportowców. A już dzień później, w niedzielę, Pan Bóg dał mi złoty medal.

Brał Pan ślub z Ewą w kościele ojców paulinów na Bachledówce. Dlaczego właśnie tam?
Ten kościół jest blisko Zębu. Jest bardzo piękny, częściowo drewniany, częściowo murowany, jest w nim obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

Koledzy mówią o Panu, że ma duszę wojownika, ale słyszałem też opinię jednego z nich, że ma Pan bardziej duszę artysty, bo chodzi Pan do teatru, na wystawy, czyta książki...
Czytanie to relaks, nie czuję się artystą. Lubię też słuchać muzyki. Generalnie każdej, ale przede wszystkim dużo rocka.

Podobno ma Pan sporą kolekcję płyt Chopina?
Nie ja, ale żona. Ona kocha tę muzykę.

Jak to było z tym Waszym wyjazdem do Wiednia na "Cyrulika sewilskiego"?
Żona przepada za operą. W zeszłym roku załatwiła bilety do opery wiedeńskiej, właśnie na "Cyrulika sewilskiego". Pojechaliśmy tam wprost z zawodów w Planicy. Byłem zachwycony. Żona lubi też teatr, więc od czasu do czasu zaglądamy w Krakowie do Teatru Słowackiego.

A pana muzyka?
Uwielbiam piosenkę "Beautiful day" zespołu U2, mam ją ustawioną jako budzik. Dla mnie, jak w piosence, każdy dzień jest piękny.

A co Pan lubi czytać?
Do Soczi zabrałem "Grę o tron" amerykańskiego pisarza George'a R. R. Martina, świetnie się to czyta. Lubię kryminały i sensacyjne powieści innego pisarza amerykańskiego Roberta Ludluma.

Słyszałem, że bardzo lubi Pan zwierzęta...
Tak, mamy w domu kota. Nazywa się Figaro, to ulubieniec mojej żony.

Podobno namiętnie ogląda Pan telewizyjny kanał National Geographic Wild.
Namiętnie to duża przesada. Czytam o sobie w internecie czasem dziwne rzeczy. Ktoś coś tak wyrwie z kontekstu i robi się sensacja na całą Polskę. Owszem, lubię programy i filmy przyrodnicze. Ale bez przesady. Często oglądam programy sportowe.

Jakie?
Bardzo lubię oglądać mecze piłki nożnej, jestem fanem drużyny Liverpoolu. Było mi bardzo miło, kiedy na Twitterze otrzymałem gratulacje od Liverpoolu za zdobycie pierwszego złotego medalu.

Pasjonuje się Pan samochodami? Pytam nie bez przyczyny, bo jest Pan ambasadorem firmy Mercedes, ostatnio otrzymał Pan od Sobiesława Zasady kluczyki do najnowszego modelu AMG.
Lubię samochody, ale to nie jest moja wielka pasja. Nie należę do tych, którzy szukają w internecie ciekawostek motoryzacyjnych. Gdy teraz dostałem mercedesa AMG, to byłem w szoku. Jestem nim zachwycony, to samochód bajka, marzenie.

Lubi Pan ostrą jazdę?
Nie lubię. Owszem, tam gdzie jest to możliwe lubię depnąć do "dechy", ale staram się jeździć bezpiecznie, z głową.

Nie zwracali się do Pana politycy, proponując, jak kilku innym sportowcom, miejsce na liście wyborczej?
Nigdy bym się na to nie zgodził. Uważam, że nie wolno mieszać sportu z polityką i odwrotnie. Bo to zabija piękne wartości, które są najważniejsze w sporcie.

Podjął Pan akcję charytatywną na rzecz młodego, dwunastoletniego skoczka Szymona Olka, który niedawno uległ poważnemu wypadkowi na skoczni w Zakopanem. Dlaczego Pan się tym zajął?
Trzeba pokazać, że chłopak nie został sam, że ktoś się nim interesuje. W naszym środowisku musimy być w takich przypadkach bardzo solidarni.

Jaka jest Pan opinia o proponowanych w Krakowie zimowych igrzyskach olimpijskich w 2022 roku?
Najpierw trzeba pokazać ludziom wszystkie plusy i minusy takich igrzysk, a także wytłumaczyć, ile to wszystko będzie kosztowało, skąd weźmie się na to pieniądze. Wiadomo, że trzeba by było zbudować nowe obiekty, ale także wyszkolić młodych sportowców, po to, by mogli uczestniczyć w tych zimowych igrzyskach. Chyba że politycy sami wezmą w nich udział (śmiech). Nie wiem w tej chwili, czy te igrzyska olimpijskie w Krakowie to super sprawa czy nie, bo po prostu nie znam szczegółowych planów.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska