Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

U ojców bernardynów. "Polska Jerozolima" od kuchni

Marta Paluch
sxc.hu
Tu mógłby mieszkać święty Franciszek. Niby cywilizacja, a sarny podchodzą pod płoty, wiewiórki pod pustelnię. U braci bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej jest nie tylko przepiękne sanktuarium, ale też wiele tajemnic kryjących się na wzgórzach "polskiej Jerozolimy".

Dzwonek na Ave Maria

Ojciec Salezy, doktor filozofii i dyżurny w tym tygodniu, ciągnie za sznur punktualnie o szóstej rano i perlisty dzwonek słychać w całym klasztorze. Potem idzie do cel braci, którzy mogli nie usłyszeć dzwonka. Puka. Wszyscy muszą być razem na porannych modlitwach.

Brat Samuel nie potrzebuje dzwonka. O 5.30 włączają mu się w radiu wiadomości radia Plus. Bardzo przejmuje się tym, co się dzieje na Ukrainie i Krymie. - Chcę być na bieżąco - mówi brat Samuel.

O 6.25 mnisi schodzą się w kaplicy na pierwszym piętrze zabytkowego klasztoru. Najstarszy, o. Florentyn, ma 87 lat. Najmłodszy, o. Egidiusz - 35. To jutrznia - pierwsza poranna modlitwa. Potem będzie jeszcze msza św. o godz. 7, modlitwy południowe i wieczorne (o godz. 17.25). Prowadzi je ojciec Salezy.

- Lubię dużo mówić, więc cenię czas, kiedy mogę się wyciszyć. Przemyśleć coś, pomodlić się - mówi brat Samuel. Przez 20 lat był zakonnikiem w Rzymie, od trzech lat jest w Kalwarii. Na co dzień ma sporo pracy. Jest dyrektorem "podwórka", czyli centrum obsługi pielgrzymów (1,6-1,7 tys. grup rocznie). Po śniadaniu w refektarzu (klasztornej jadalni) idziemy na spacer kalwaryjskimi dróżkami. Przewodnikiem jest tu brat Salwator.

Jak u Franciszka

Ledwo wchodzimy na górę, drogę przebiegają nam trzy młodziutkie sarny. Spokojnie nas lustrują wielkimi oczami, po czym wbiegają między drzewa migając białymi kuperkami. Za chwilę drogę przebiega czarna wiewiórka, a w łysy pień drzewa zaczyna stukać dzięcioł. - Nie ma się co dziwić, to ich dom. To my jesteśmy intruzami - wyjaśnia brat Salwator, w Kalwarii od 17 lat. Jak na mnicha przystało, ma długą kręconą brodę, habit owinął brązowym płaszczem. Wspinamy się mozolnie pod górę (jak kalwaria to kalwaria).
- Buty-terenówki się przydają. Raz poszedłem w góry w lakierkach i miałem za swoje - wspomina brat Salwator. I wylicza: - Jedna trasa to przynajmniej dwie godziny. A z modlitwą - pięć godzin (dróżki Jezusa lub Matki Bożej).

Mijamy kościół Ukrzyżowania. Brat Salwator otwiera drzwi ogromnym, 20-centymetrowym kluczem. - XVII wiek, świątynię wybudował fundator Kalwarii, Mikołaj Zebrzydowski - wyjaśnia. O ścianę stoi oparty ogromny krzyż z drewna, mocno wysłużony. - To ten, który niesie Jezus podczas naszego misterium wielkopostnego - wyjaśnia brat Salwator. Jest ciężki, ledwo mogę go podnieść.

Niedaleko stąd stoi pustelnia św. Magdaleny. Jej opiekun, ojciec Kamil, mieszka tu sam już ponad dwa lata. Tylko na niedzielę i sobotę schodzi do klasztoru pomagać.

- Szczęść Boże! - wita.

Pustelnia to niewielki kamienny domek, jeden z pierwszych, które wybudował Mikołaj Zebrzydowski, fundator Kalwarii. Połowę zajmuje kaplica, poddasze - maleńki pokoik na górze (tam ojciec Kamil śpi, za klauzurą - obcym wstęp wzbroniony).

Ojciec Kamil nieczęsto rozmawia z obcymi. W zimie oprócz saren mało kto gości w okolicy pustelni. Na co dzień sam sobie gotuje (dieta franciszkańska: mało tłuszczu, mięso tylko w niedzielę i święta), sam pali w węglowym piecu. W lesie zbiera grzyby i jeżyny.
Wielu zakonników pociąga takie życie. Czekają w kolejce, by objąć jego pustelnię.

- Ja też czekam - mówi brat Salwator. Marzy o kontemplacji, ciszy. Zresztą, jak podkreśla, reguła św. Franciszka (której przestrzegają bernardyni) nakazuje, by każdy z zakonników zakosztował życia w pustelni, żeby nabrać ewangelicznej siły, naładować akumulatory. I by potem lepiej pomagać ludziom.

Brat Kamil prowadzi nas do kaplicy. - To św. Leon, a to św. Franciszek. Mieszkali w dwóch grotach-pustelniach, obok siebie. Nie rozmawiali, ale żyli razem - pokazuje figury obok ołtarza ojciec Kamil. Codziennie odprawia tu msze, często sam.

Kawa pustelnika

Nie jest jedyny. Kilkaset metrów dalej żyje brat Wojciech. Jest karmelitą trzewiczkowym, w pustelni kalwaryjskiej na próbę - od listopada 2013 r. Postawny, z długą brodą. Oprowadza nas po pustelni, mieszczącej się przy zabytkowej kaplicy św. Heleny z 1624 roku.

- W czasie II wojny światowej rezydował tu pustelnik - również Wojciech. Partyzanci przechowywali u niego radiostację. W 1940 r. poszedł z nimi w las i ślad po nim zaginął - ciągnie brat Wojciech. Także żyje tu sam, choć codziennie rano schodzi do bazyliki na mszę. Ale doskonale wie, co się dzieje na świecie.

- To dzięki intencjom w zeszycie w kaplicy. Ludzie proszą np. o modlitwę za tych, którzy zaginęli z samolotem z Malezji - informuje.
Potrzebuje wyciszenia, po, jak żartuje, trzech latach nauki religii w gimnazjum. Choć i tutaj czasami odwiedzają go młodzi ludzie.
- Przyjeżdżają z Krakowa, z Bielska. Przychodzą się wygadać, chcą żeby ktoś ich wysłuchał. Przynoszą ciężkie krzyże: pracownicy korporacji, ludzie z kłopotami rodzinnymi. Przychodzi na nich moment pustki. Jak długo można żyć jak mały robocik? - pyta brat Wojciech. Swoich gości zaprasza na kawę pustelnika.

- Chodźcie - zachęca. Kawa parzona po turecku, mocna. - Pustelnik nie może być egoistą. Musi coś robić dla ludzi - podkreśla brat Wojciech. Ani się obejrzeliśmy, a minęło nam pół dnia. O godz. 12.15 zakonnicy mają modlitwy południowe i obiad. W wielkim refektarzu ojciec wikary potrząsa dzwonkiem na stole. Można zaczynać.

Po obiedzie bracia rozbiegają się do swoich zajęć. Wichura połamała drzewa, część gałęzi z dziedzińca trzeba pozamiatać. Inni zakonnicy idą na próbę do wielkopostnego misterium. Trenuje ich organista, Andrzej Kosek. Gra przejmująco, to improwizacja na temat pieśni kalwaryjskich. - To jedyne w swoim rodzaju pieśni, ułożone w specyficznym rytmie pielgrzymów, którzy szli tu w kalwarii pod górę - tłumaczy Andrzej Kosek, z wykształcenia śpiewak klasyczny (tenor). Tak jak w tej pieśni: (intonuje)
"Witaj cier-niowa ko-rona/ z głogu mor-skiego sple-cio-na".

Razem z kilkoma zawodowymi śpiewakami i braćmi zakonnymi szykują na Wielką Środę "śpiew pielgrzymów jerozolimskich". Pilnuje, by bracia mieli prawidłową emisję głosu. Ordynuje: - Dmuchamy mocno, jakbyśmy zdmuchiwali świece... To się braciom przyda - puszcza oko - jako przyszłym zakrystianom.

Żebro Adama

Przez otwarte drzwi widać przechodzącą grupę pielgrzymów. - Niedługo zaczną się tłumy - mówi brat Albert, który oprowadza po klasztorze i wie wszystko na temat każdego obrazu i figurki w bazylice. - To Mikołaj Zebrzydowski - wskazuje obraz jegomościa w zbroi.

- Podobno wybudował Kalwarię, bo miał sporo na sumieniu i musiał te grzechy zmazać...
- Nieprawda. Zebrzydowski był bardzo pobożny - zapewnia brat Albert. Pokazuje też pokój, w którym Jan Paweł II ostatni raz spał w Polsce - podczas sjesty po obiedzie w 2002 r. (do dziś pod łóżkiem stoją jego kapcie).

Potem zakonnik prowadzi nas do "żebra Adama i Ewy", przybitego do ściany pod dachem. - Tak naprawdę to kości mamuta. Legenda głosi, że gdy zwietrzeją i spadną, będzie koniec świata - uśmiecha się brat Albert. To legenda, ale wieczorem okazuje się, że nie tak odległa jak by się wydawało.

Po kolacji bracia rozmawiają cicho, oglądając w świetlicy wiadomości z Ukrainy. - Czy będzie wojna? - zastanawiają się.
Kiedy zapada sacrum silentium (uświęcona cisza), jest 21.30. Czas, by każdy przemyślał trudne sprawy, pomodlił się.

Gdy zegar wybija dziesiątą, bracia idą do swoich cel. Spać, bo następnego dnia brat Salezy znów zadzwoni o szóstej rano...

Napisz do autorki:

[email protected]

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska