Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef bocheńskiego szpitala uznał racje załogi karetki. A Beatka walczy o życie!

Małgorzata Więcek-Cebula
Śledczy nadal wyjaśniają okoliczności wyjazdu karetki do dziewczynki z Kobyla, która zadławiła się orzechem. Sprawę zamknął za to dyrektor szpitala, który przyjął wyjaśnienia zespołu reanimacyjnego. Czteroletnia Beatka od trzech tygodni nie odzyskała przytomności.

Stan 4-letniej Beatki z Kobyla pod Bochnią jest krytyczny. Rodzice modlą się o cud
Sprawę wyjazdu do Kobyla badała specjalna komisja powołana przez dyrektora szpitala. W jej skład weszli lekarze i szef ratowników medycznych. Pokłosiem ich pracy była decyzja o zawieszeniu w obowiązkach lekarza, który został wezwany do czterolatki z Kobyla. Członkowie komisji ustalili, że w chwili wezwania karetki - lekarza, który był do niej przypisany, nie było w dyżurce.

Przeszkodziła biegunka
Medyk wytłumaczył , że dostał biegunki. Gdy trzeba było jechać, był w toalecie na terenie szpitala. Sytuacja ta zdaniem komisji mogła wpłynąć na opóźnienie wyjazdu do nieprzytomnej dziewczynki.

Wśród ratowników krąży plotka, że żołądkowa choroba to tylko wymówka, bo doktor miał być na zakupach. - Nie ma żadnych okoliczności, które by potwierdziły tę wersję - przekonuje Jarosław Kycia, dyrektor Szpitala Powiatowego w Bochni.

Szef lecznicy twierdzi, że wielokrotnie rozmawiał z uczestnikami tej akcji. - Wszystko wskazuje na to, że wersja ze sklepem jest plotką - przekonuje, dodając, że on sprawę wyjazdu już zamknął. - Lekarz na razie nie pracuje. Został odsunięty od wyjazdów. Nie rozstałem się z nim jeszcze definitywnie, w tej sprawie czekam na wyniki postępowania prowadzonego przez prokuraturę - mówi dyrektor Kycia.

Prokurator bada
Postępowanie prokuratorskie w tej sprawie zostało wszczęte po publikacjach prasowych, między innymi "Gazety Krakowskiej". - Zabezpieczyliśmy szereg dokumentów, przesłuchiwani są świadkowie - tłumaczy Elżbieta Potoczek-Bara, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.

Dotychczas nie zostali przesłuchani lekarz i załoga karetki pogotowia ratunkowego. Zanim to nastąpi, sąd musi zwolnić m.in. lekarza z zachowania tajemnicy lekarskiej.

Zakończenia prowadzonego postępowania nie należy spodziewać się szybko, bowiem zapewne konieczne będzie w tej sprawie uzyskanie opinii biegłych z zakresu medycyny, dotyczącej oceny prawidłowości postępowania ekipy pogotowia. Na opinię w tym zakresie trzeba czekać kilka miesięcy.

Modlimy się za dziecko

Rodzina Beatki liczy na obiektywną ocenę sytuacji. Według nich, dojazd z Bochni do Kobyla zwykłym samochodem zajmuje 8 minut, karetka mogła być więc na miejscu szybciej niż była, a jechała 14 minut.

Bliscy dziewczynki mają także zastrzeżenia do prowadzonej na miejscu akcji reanimacyjnej. Twierdzą, że sami - zanim przyjechała karetka - robili co mogli, by dziewczynka odzyskała przytomność. Szybsza - profesjonalna interwencja, ich zdaniem, mogła uratować dziewczynkę.

4-letnia Beatka w bardzo ciężkim stanie nadal przebywa w Uniwersyteckim Szpitalu w Krakowie-Prokocimiu.
Rodzina, przyjaciele i znajomi modlą się by odzyskała przytomność.

O tej sprawie "GK" napisała jako pierwsza

Przypomnijmy jak to było:
We wtorek po południu (11 lutego) do Kobyla (gmina Nowy Wiśnicz) ze szpitaka w Bochni zostaje wezwana karetka pogotowia. Chodzi o pomoc czteroletniej Beatce, która w wyniku zadławienia się orzechem straciła przytomność.
Rodzina błaga o szybką interwencję, bo dziewczynka jest nieprzytomna. Z dokumentacji szpitala wynika, że karetka została wezwana o godzinie 17.23, wyjechała o 17.25 na miejscu była o 17.39.
- Blisko 15-kilometrowy odcinek pokonała więc w 14 minut - przekonuje Jarosław Kycia, dyrektor Szpitala Powiatowego w Bochni. Ratownicy zapewniają, że nie dało się szybciej jechać, bo na drodze były korki.
Z tą wersją zdarzeń nie zgadza się rodzina dziewczynki, która twierdzi, że na przyjazd karetki w Kobylu czekano około 30 minut. Dodatkowo zwraca uwagę, że pomoc wzywano aż dwa razy. Po pierwszym telefonie i dość długim czekaniu było kolejne wezwanie.
Zespołowi z bocheńskiego szpitala , który przybył na miejsce, nie udało się przywrócić przytomności. Dziewczynkę zaintubowano i przewieziono do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Bochni.
Tutaj, w wyniku prowadzonej akcji reanimacyjnej, przywrócono jej akcję serca. Ale dziecko nie odzyskało oddechu, a jego źrenice nadal nie reagowały na światło. W takim stanie Beatka została przewieziona do Uniwersyteckiego Szpitala w Krakowie- Prokocimiu. W Bochni nie mogła pozostać, bo tutejszy szpital nie posiada stanowiska do intensywnej terapii dla dzieci.
W Krakowie dziewczynka przebywa już od trzech tygodni. Jej stan jest bardzo poważny. Nadal nie odzyskała przytomności.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska