Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój dziadek Amon Göth był katem w Płaszowie. "Pewnie by mnie zastrzelił"

Redakcja
Jennifer Teege  napisała książkę, w której przedstawia swój stosunek do Amona  Götha
Jennifer Teege napisała książkę, w której przedstawia swój stosunek do Amona Götha Andrzej Banaś
Z Jennifer Teege, wnuczką kata z obozu koncentracyjnego w Płaszowie - rozmawia Magda Huzarska-Szumiec.

Co by powiedział Pani dziadek Amon Göth, gdyby Panią zobaczył?
Pewnie by mnie zastrzelił.

Z powodu koloru Pani skóry?
Oczywiście, on był rasistą, tak jak wszyscy naziści. Nie sądzi pani, że to ironia losu, że wnuczka komendanta obozu w Płaszowie jest Mulatką?

Rzeczywiście, to dość przewrotne. Kiedy dowiedziała się Pani, kim był Amon Göth?

Kim on był, wiedziałam z filmu "Lista Schindlera" Stevena Spielberga, który oglądałam studiując jakiś czas w Tel Awiwie. Puszczała go izraelska telewizja. Nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Wręcz przeciwnie, jego zakończenie wydało mi się kiczowate, zbyt hollywoodzkie. Najlepiej zapamiętałam scenę, kiedy Amon zabija w obozie kobietę. Jednak przez myśl mi wtedy nie przeszło, że jestem z nim spokrewniona.

To kiedy poznała Pani prawdę?
Było to parę lat temu w Hamburgu, w którym mieszkam. Poszłam do biblioteki i przez przypadek wyciągnęłam z półki książkę. Na okładce zobaczyłam zdjęcie kobiety, która przypominała moją matkę. Przeczytałam tytuł : "Historia Moniki Göth, córki komendanta obozu koncentracyjnego z "Listy Schindlera". Pomyślałam, że znam to nazwisko, znam tę kobietę. Ale to było tak, jak widzi się kogoś na ulicy, myśli się, że się go skądś zna, ale nie wie się za bardzo, skąd i kto to jest. Do mojego mózgu trafił niepokojący impuls, który jednak jeszcze nie wywołał jakieś lawiny. To był dłuższy proces. Zaczęłam kartkować tę książkę i na zdjęciach rozpoznałam moją babcię Ruth Irene Göth. Miała na sobie taką sama sukienkę, jaką zapamiętałam z dzieciństwa.

I co Pani dalej zrobiła?

Poczułam, że muszę wyjść na świeże powietrze. Przed biblioteką stał mój samochód, ale nie miałam siły prowadzić. Usiadłam na ławce i zadzwoniłam po męża, żeby po mnie przyjechał. Książkę przeczytałam dopiero w domu.

Poznała Pani mroczną historię swojej rodziny. I dowiedziała się, że Pani dziadek, Hauptsturmführer SS Amon Göth był potworem, który strzelał z tarasu swojej willi do więźniów, bił ich, wysyłał na śmierć od komór gazowych, a psy, które były jego pupilami, rozszarpywały ludzi.
Tak, musiałam skonfrontować się z tą wiedzą. Także z tą, że moja babcia Ruth Irene tam była, prowadziła wygodne, luksusowe życie w willi, która sąsiadowała z obozem. Jeździła tam na konne przejażdżki, brała udział w przyjęciach, które wydawał Amon dla swoich przyjaciół nazistów.

Co Pani babcia widziała w Amonie?

Mężczyznę, przystojnego, wysokiego, szarmanckiego, który na dodatek posiadał władzę. Nie wierzę, że nie wiedziała o tym, co robił Amon. To było za blisko ich domu. Ale zdaje się naprawdę go kochała. Mogłoby świadczyć o tym to, że gdy został już aresztowany i wiedziała, że nie weźmie z nim ślubu, postarała się, żeby przynajmniej nosić jego nazwisko. Pamiętam, że w jej domu zawsze na ścianie wisiała jego duża fotografia. On był dla niej najważniejszy, nigdy nie związała się z żadnym mężczyzną. Babcia popełniła samobójstwo w 1983 roku.

Po tym jak przyjechała do niej ekipa filmowców brytyjskich, którzy przygotowywali film dokumentalny o Płaszowie.

Tak, ale ona była już wtedy bardzo ciężko chora, cierpiała.

Jaką babcią była Ruth Irene?
Była piękną kobietą, świetnie ubraną, z dużym smakiem. Do końca życia zwracała uwagę na swój wygląd. A babcią była dobrą, choć może niezbyt czułą. Ale w tych czasach kobiety takie były. Na pewno nie przeszkadzał jej mój kolor skóry. W papierach, do jakich dotarłam, wyczytałam, że kiedy trafiłam do domu dziecka, babcia myślała nawet o adoptowaniu mnie. Nie zrobiła tego, bo pracowała i nie miała na to warunków.

Dlaczego znalazła się Pani w domu dziecka, przecież Pani matka żyła?
W dokumentach jako przyczynę oddania wpisano: "matka aktywna zawodowo", co w latach 70. oznaczało po prostu, że po porodzie musiała wrócić do pracy, a mną nie miał się kto zająć.

Nie wierzę, przecież mnóstwo kobiet pracowało i miało dzieci. Ale chyba Panią odwiedzała?

Brała mnie na weekendy, ale nie wspominam tego dobrze. Znacznie lepiej czułam się u babci. Matka oddała mnie, jak miałam siedem miesięcy, do sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Później trafiłam do rodziny zastępczej i matka widziała, że czuję się tam dobrze. Dlatego zgodziła się na adopcję. Nie przewidziała, że od tego czasu nie będzie mogła mnie widywać. Poza tym była już w ciąży z drugim dzieckiem.

A co stało się z Pani ojcem?
Był studentem z Nigerii, który miał romans z moją matką. Były nawet plany, że weźmie mnie do siebie jego matka, ale nic z tego nie wyszło.

Kiedy odkryła Pani przeszłość swojej rodziny, spotkała się Pani z matką?
Tak, ale nie znalazłyśmy wspólnego języka. Myślę, że w mojej rodzinie jest tak, że miłość nie przechodzi z matki na córkę, ale przeskakuje jedno pokolenie. Miałam lepszy kontakt z babcią niż z matką, z kolei moja matka lepiej rozumiała się ze swoją babcią. To mogłaby wyjaśnić głębsza psychoanaliza. Ciekawy przypadek, prawda?

Może wpływ na to miała trauma, jaka wiąże się z posiadaniem w rodzinie mordercy?
Na pewno Amon był wielkim tematem życia mojej babci. Tylko że babcia go kochała, a matka miała problem, jak żyć z wiedzą o takiej przeszłości.

Amon bardzo ładnie nazywał Pani babcię. Nadał jej imię Majola.
Tak, a skąd to pani wie? Od mojej matki?

Przed paru laty spotkałam się z nią w Krakowie. Przyjechała tu opowiadać młodzieży o swoim ojcu-mordercy. Ale o Pani nie wspomniała ani słowem, choć długo rozmawiałyśmy.
Wcale mnie to nie dziwi, w swojej książce też o mnie nic nie napisała. Co pani tak naprawdę o niej sądzi?

Wydała mi się trochę dziwna. Jak na mój gust zbyt chętnie opowiadała o zbrodniach Amona Götha. Dużo trudniej było jej mówić o czymś innym. Zresztą po spotkaniu z synem innego nazisty, Hansa Franka, byłam przerażona tym, w jaki sposób opowiadał o zbrodniach swojego ojca.
Tak, coś w tym jest.

Ale z Panią jest inaczej. Myślałam, że to będzie trudna rozmowa, a Pani się uśmiecha, jest taka pogodna.

Nie jest pani pierwszą osobą, która zadaje mi pytanie, dlaczego emanuję szczęściem. To jest tak, że ja już ten cały problem przepracowałam. Zrozumiałam, dlaczego kiedyś dopadała mnie depresja, dlaczego cały czas zastanawiałam się, co ja takiego źle robię, że matka mnie nie chce. Teraz, kiedy poznałam rodzinne tajemnice, zmieniłam podejście do życia i wiem, że brak miłości matki miał głębszy, psychologiczny podtekst.

Dlatego napisała Pani książkę zatytułowaną "Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił"?
Tak, i dlatego, że mam dwóch synów, którzy niebawem obejrzą "Listę Schindlera".

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska