18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lałem wodę i paliwo w Urzędzie Miar. Tak tropi się przekręty

Piotr Rąpalski
Urząd  bada, czy odważniki  mają odpowiednie parametry. Bez tego w różnych sklepach ani rusz
Urząd bada, czy odważniki mają odpowiednie parametry. Bez tego w różnych sklepach ani rusz Andrzej Banaś
"Mierzą i bronią" to hasło opisujące pracę Urzędu Miar. Tu dba się o to, aby nie oszukiwano nas na ilości zużytej wody, czy też przy płaceniu za paliwo na stacjach benzynowych. Zadbałem i ja.

Inspektorzy Urzędu Miar sprawdzają i legalizują urządzenia, od których sprawnego funkcjonowania zależy wysokość naszych rachunków. Dbają np. o to, czy kupując metr wykładziny naprawdę dostajemy metr lub czy w paczce cukierków faktycznie jest ich pół kilo. Mało jednak wiemy o ich pracy, w zaciszu laboratoriów czy w terenie, mimo że wykonują ją już od 95 lat. Bo Polaka kantować nie wolno!

Najpierw wodomierze

Do pracy w tym urzędzie ruszyłem nie bez obaw, bo moja wiedza z fizyki ledwo osiągnęła licealny poziom. Najpierw zostaję rzucony do wodociągów. Będę sprawdzał wodomierze. Zostaję postawiony przed wielką maszynerią, do której podpięto trzy wodomierze przepuszczające maksymalnie 15 metrów sześciennych wody na godzinę. To znaczy, tyle powinny przepuszczać i dokładnie to liczyć.

No może nie tak dokładnie, bo na naszym świecie ideałów nie ma. - Wodomierz musi się mieścić w granicach błędu. Wszystkie istniejące przyrządy pomiarowe na świecie obarczone są pewną wartością błędu - tłumaczy pan Ryszard Pęgiel, inspektor. - Urządzeniami wyższego rzędu dokładności sprawdzamy te niższego - dodaje.

Wodomierze sprawdza się na maksymalnym przepływie wody, pośrednim i minimalnym. Ten ostatni nazywają tu "testem płaczu". Na maksymalnym i pośrednim błąd może wynieść 2 proc. plus, minus, a przy "płakaniu" 5 proc. Ostatni próg jest większy, bo przy tak małej ilości wody na pomiar może wpływać tarcie, zawirowania, temperatura i inne czynniki. Legalizować wodomierze trzeba co pięć lat.

Maszyna przypomina trochę silnik na okręcie podwodnym. Na komputerze trzeba wpisać dla każdego wodomierza jego typ, rodzaj, numer identyfikacyjny i co najważniejsze, dotychczasowy stan licznika.

Wpisuję. Następnie inspektor sprawdza, czy zrobiłem to poprawnie. Urządzenia podpięte są do rury, przez którą przepłynie woda. Za nią znajduje się... waga. Na niej dwa wielkie gary jak na zupę mieszczące po 300 kg i jeden mniejszy na 15 kg. Ale po co litry, decymetry sześcienne przeliczać na kilogramy?

- Komputer podaje nam ile wody musimy przepuścić dla danego urządzenia w decymetrach sześciennych, litrach. Ale litr wody nie jest dokładnie kilogramem. Musimy, więc wodę zważyć, aby określić dokładnie objętość jaka nam przepłynęła - tłumaczy inspektor.

Kropla waży 2 gramy

Komputer wskazuje nam, że najpierw przelać musimy 283 dm sześc. Przy maksymalnym przepływie potrwa to 2 minuty.
Uruchamiamy urządzenie. Woda syczy w rurze. Waga dochodzi do 286,472 kilogramów... ,474,..476. - Ciągle rośnie! To skąd wiecie, ile będzie? - pytam niecierpliwie. - Musi się wszystko wykroplić. Jedna kropla waży dwa gramy. Ostatnie miejsce po przecinku - tłumaczy inspektor. Mamy w końcu 286,502 kg. Czyli faktycznie przelało się więcej i musimy to uwzględnić.
Wpisuję stany końcowe liczników i... wyskakuje nam procent błędu.

Niespodzianka. Pierwszy wodomierz niesprawny. Błąd plus 2,25 proc. i nie mieści się w granicy. Nie zostanie zalegalizowany, nie zostanie mu nałożona plomba i nie trafi do użytkownika. Wodociągi będą musiały go naprawić. Drugi w porządku, błąd plus 1,65 proc., trzeci też 1,59 proc. Aby wodomierz był sprawny, musi zmieścić się w granicach na wszystkich trzech punktach pomiarowych.

Spuszczamy więc wodę, szykując się do pomiaru pośredniego. Teraz wody popłynie mniej, mniejszym "ciurkiem" i dłużej. Ale skoro zasadę znam, feler wykryty, to umykam na fajrant.

Pytam na koniec. - Nie nudzi się taka praca? - Nie, z każdym dniem jest coś innego - odpowiada inspektor - Jak to? Macie tu tysiące wodomierzy, które jeszcze trzeba przebadać - zauważam. - Ale przecież ja legalizuję też gazomierze, ciepłomierze, badam zbiorniki w terenie - odpiera.

Przy dystrybutorze

Czas na paliwo. Jedziemy na jedną ze stacji na Prądniku Czerwonym. Jest z nami serwis wynajęty przez jej właściciela. Z kolei firma musiała wynająć pracownika urzędu, pana Janusza Wymazałę, starszego inspektora. Legalizację dystrybutorów paliwa trzeba wykonywać co 25 miesięcy.

Mamy ze sobą tzw. kolbę pomiarową, oczywiście liczącą dokładniej niż dystrybutory. To coś jak wielki czajnik z długą rurą pnącą się do góry. Inni mogliby porównać to z pradawnym piecykiem z kominem. Dostaję kask, rękawice, kamizelkę. Przepisów BHP trzeba przestrzegać.

Sprawdzić musimy wydajność każdego węża. Błąd dopuszczalny to pół procenta. Wlewam 20 litrów paliwa do kolby. Przyznaję. Nie mam prawa jazdy, samochodu, więc nie umiem dokładnie odmierzyć. Przy 19 litrach z pomocą przychodzi serwisant. Ma fach w ręku.

- To kieliszki przy stole też pan przelewa? - śmieje się. Na dystrybutorze równe 20,00 dm3. Trzeba chwilę poczekać, aż paliwo się ustabilizuje. Patrzymy na miarkę liczącą płyn w mililitrach. Błąd równa się plus 0,4 proc. Nie może przekroczyć 100 mililitrów, bo tyle wynosi pół procenta z 20 litrów. Dystrybutor sprawny.

- Dostajecie paliwo z kolby w prezencie? - pytam. - Nie, zlewamy do zbiornika. W przyrodzie i urzędzie nic nie ginie - mówi z dumą inspektor. Później trzeba zrobić pomiar przy średnim przepływie i minimalnym.

Nalewak odpowiednio się "przydusza", a pomiar minimalny robi z użyciem kolby 2-litrowej. Serwisanci wiedzą, jak nacisnąć, aby dobrze lać. Inspektor bada to ze stoperem. I tak trzeba wykonać pomiar 30 nalewaków na stacji. Po sprawdzeniu każdego nakładamy plombownicą ołowiane zabezpieczenia.

Próbuję dociec, jak wykryć mafię paliwową. Nie jest to łatwe. - Kontrole muszą być wcześniej anonsowane. Poza tymi, o które proszą klienci - mówi pan Janusz. Ale przyznaje, że często są one bezpodstawne, bo kierowcy nie wiedzą, że część paliwa wchodzi mi do układu samochodu i wlewają więcej niż "pełny bak", lub krzywo zaparkują, co też ma wpływ. Ale czasem zdarzy się dystrybutor bez legalizacji lub ze zerwaną plombą. Karać można mandatami do 500 zł i nakazać legalizację. Przy poważniejszych uchybieniach sprawę kieruje się do prokuratury.

Bada się też dystrybutory gazu do aut. Przy nich granica błędu wynosi 1 proc., bo część jest ciekła, a część lotna. Jest więcej czynników mających wpływ na poprawność pomiaru.

Żeby metr był metrem

To jednak tylko wycinek z pracy urzędu. Sprawdza on też taksometry, wagi, gęstościomierze zbożowe, cysterny, tachografy, liczniki energii elektrycznej, przyrządy do pomiaru długości drutu, kabla, tkanin, opatrunków, analizatory spalin, radary drogowe i... uwaga - "pływakowe mierniki do pomiaru objętości mleka". Wszystkiego nie sposób wymienić.

Co więcej, w Okręgowym Urzędzie Miar przy ul. Krupniczej wzorcuje się i legalizuje przyrządy do pomiaru wielu wielkości fizycznych. Np. dla firm, aby przy produkcji nie oszukiwały klientów lub samych przedsiębiorców. Ich przyrządy muszą wskazywać wielkości fizyczne jak najbardziej zgodnie z państwowym wzorcem jednostki miary. Aby np. metr był metrem.
Wypływam na szeroką wodę. Idę pracować do laboratoriów. Najpierw do wydziału elektrycznego. Dostaje elegancki chałat. Będziemy sprawdzać przekładniki, czyli transformatory, które zamieniają prądy wysokie na niższe, aby łatwiej było je zmierzyć, np. już zwykłym, ręcznym miernikiem.

Mamy tu doskonalszy przekładnik wzorcowy - własność urzędu i przekładnik będący własnością firmy zewnętrznej. Znajdują się w pomieszczeniu posiadającym zabezpieczenia przed wejściem osób postronnych. W wielkiej klatce z drzwiami bezpieczeństwa z czerwoną lampą. Nie można swobodnie tam wchodzić, bo bywa, że szaleje tam 75 tys. woltów.

Majstruję z pracownikami trochę przy wielkich kablach i zasiadam przy mnóstwie przycisków, pokręteł, wskazówek, liczników. Pracownicy wydziału starają się wytłumaczyć mi, o co chodzi. Ampery, omy, prąd bazowy, zwoje, miliwolty, "w tę stronę niech pan nie kręci, bo pan przeciąży", "błąd przekładni", "błąd kąta" itd.

Gdy pytam o wytłumaczenie jednego słowa, pojawiają się kolejne, trudniejsze. A pokrętłami trzeba kręcić z zegarmistrzowską precyzją. - Może w wydziale masy będzie panu łatwiej - śmieje się jeden z pracowników. Tu też sprawdza się urządzenia do pomiaru temperatury i czasu.

W białych rękawiczkach

Laboratorium masy. Sprawdzanie odważników, które są wzorcami i służą do kalibracji wag. Wyciągam "delikwenta" (wzorzec masy) o masie 20 g z drewnianego pudełeczka jak na pierścionek zaręczynowy. Oczywiście w białych rękawiczkach, aby nie pozostawić śladów palców, co wpłynęłoby na zmianę jego masy. Kładę na dokładną wagę urzędu, tzw. komparator masy i sprawdzam, czy ciężarek ma faktycznie 20 gramów. I to do ósmego miejsca po przecinku (tj. 0,00000001 kg). Ma, więc wszystko w porządku.

Laboratorium siły i twardości. Stanowisko wzorcowe siły. - Tu wzorcuje się przyrządy do pomiaru siły, które wykorzystywane są w wielu gałęziach przemysłu lotniczego, samochodowego, budowlanego - mówi naczelnik wydziału Paweł Zbigniew. Czyli np. urządzenia, którymi przedsiębiorca sprawdzać będzie, czy na każdym produkowanym przez niego taborecie może usiąść 100-kilogramowa osoba. Upraszczam, by sam zrozumieć, i czym prędzej umykam...

Napisz do autora:
[email protected]

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska