Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Kowalczyk. Wielka, niezniszczalna królowa nart

Andrzej Stanowski
Twarda. Konsekwentna. Zadziorna. Piekielnie pracowita. Od najmłodszych lat stawia sobie poprzeczkę wyżej niż inni. Już od ośmiu lat dostarcza nam wzruszeń, zdobywając medale na najważniejszych zawodach. Wczoraj pokazała, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Biegnąc ze złamaną stopą zdeklasowała rywalki i zdobyła olimpijskie złoto. Chylimy nisko głowy - pisze Andrzej Stanowski.

Justyna Kowalczyk zawsze należała do prymusek. I w nauce, i w sporcie. Z powodzeniem brała udział w szkolnych olimpiadach, docierając nawet do szczebla wojewódzkiego. A po lekcjach z upodobaniem grała z koleżankami w piłkę ręczną.
Kiedy po raz pierwszy przypięła narty?

- Pamiętam pierwszy start Justyny, była wtedy w III lub IV klasie podstawówki. Pobiegła w swojej kategorii wiekowej, choć nigdy wcześniej nie stała na nartach. Biegła trochę nieporadnie, podskakiwała na śniegu, ale wygrała - opowiada jej starsza siostra Ilona.
11-letniej Justynie bieganie na nartach nie spodobało się, narzekała, że zmarzła. I przez kilka lat wprawdzie biegała, ale bez nart. Odnosiła sukcesy w biegach przełajowych.

- Była silna, zawzięta, nigdy nie odpuszczała, dawała z siebie wszystko - wspomina Marta Skowronek, jej nauczycielka wychowania fizycznego ze szkoły podstawowej w Kasinie Wielkiej (pow. limanowski).

Do biegania na nartach dała się namówić dopiero w wieku 14 lat. - Dotarła do mnie wiadomość, że w szkole w Kasinie jest utalentowana zawodniczka - wspomina Stanisław Mrowca, trener narciarek w klubie Maraton Mszana Dolna. - Tak Justyna trafiła do nas. Po roku treningu postanowiłem, że spróbuje swoich sił w mistrzostwach Polski juniorek w Ustrzykach. Justyna zaskoczyła mnie już przed zawodami, oświadczyła, że jeśli nie wygra, to kończy z narciarstwem. Jeśli zwycięży, to pójdzie do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. I dotrzymała słowa, była pierwsza w biegu młodziczek na 3 kilometry, wygrała także z koleżankami w sztafecie. I tak jak zapowiadała, wybrała naukę w SMS.

W Zakopanem poznawała techniki narciarskiego biegania, nowego stylu łyżwowego uczyła ją Barbara Sobańska. - Zawsze wiedziała czego chce, zawsze chciała być pierwsza i wszystko robić perfekcyjnie - mówi dyrektor Szkoły Mistrzostwa Sportowego.
Justyna świetnie zdała maturę i dostała się na studia, na AWF w Katowicach. Choć rodzice mieli inne plany. - Była bardzo dobrą humanistką, dlatego wspólnie z mężem marzyliśmy, aby została prawnikiem - mówi mama, pani Janina. Sama Justyna wcześniej przebąkiwała o medycynie, ale w końcu zdecydowała się na AWF.

W 1999 r. trafiła do kadry, gdzie nowym trenerem został Aleksander Wierietielny. To człowiek z życiorysem, który mógłby posłużyć za świetny scenariusz filmowy. Urodził się w Finlandii, bo tam po rozpoczęciu II wojny światowej trafili jego rodzice Rosjanie. Wychował się jednak w Kazachstanie, studiował w Moskwie (ma tytuł doktora wychowania fizycznego), a od 30 lat mieszka w Polsce. W latach 90. prowadził z sukcesami reprezentację Polski w biatlonie. - Od początku wiedziałem, że trafił mi się brylant. Justyna robiła błyskawiczne postępy, nie miała żadnych kompleksów. Zaczynała każdy bieg w zawrotnym tempie. Na początku sił starczało jej do półmetka. Ale i tak robiła furorę. Zagraniczni trenerzy przychodzili do mnie, kiwali głowami, mówili: "Ale trafił ci się talent". A ja nie tonowałem ambicji Justyny. Niech biegnie ile sił w nogach. Kiedyś zacznie jako pierwsza i nie da już sobie wydrzeć zwycięstwa.

A Justyna, kiedy słyszała, że może być kiedyś pierwsza, tylko uśmiechała się: - Nie mam nic przeciwko temu. Zawsze stawiam sobie wysoko poprzeczkę.

I swój cel zrealizowała w styczniu 2007 r. w estońskim Otepaeae. Jako pierwsza polska biegaczka narciarska w historii tej dyscypliny sportu stanęła na najwyższym podium w zawodach o Puchar Świata. Wcześniej w 2006 r. były igrzyska olimpijskie w Turynie. Dramatyczne dla Justyny. Bo najpierw zemdlała na trasie biegu na 10 km, w parę dni później zaskoczyła wszystkich fantastyczną postawą w biegu na 30 km łyżwą, zdobywając brązowy medal.

Po biegu trener Wierietielny mówił, że ten krążek to wyłącznie jej zasługa. Kowalczyk miała inne zdanie: - Jeśli tak powiedział, to źle mówi. Z trenerem współpracuję od siedmiu lat. Jest czasem trochę nerwowo, bo oboje mamy wybuchowe charaktery. Ten medal to tylko i wyłącznie jego zasługa. Miałam ogromne szczęście, że na niego trafiłam. Dlatego moje pierwsze słowo do trenera to było - "dziękuję". A on nic nie odpowiedział. Tylko mnie przytulił.

Potem były mistrzostwa świata w Libercu (2009). Już w pierwszym biegu na 10 km klasykiem sięgnęła po "brąz". Radość w naszym obozie była wielka, bo był to historyczny medal, jeszcze nigdy polska biegaczka nie stała na podium w mistrzostwach świata. A kilka dni później w biegu łączonym na 15 km Kowalczyk była pierwsza. 31 lat polscy kibice czekali na powtórzenie wyczynu Józefa Łuszczka z mistrzostw świata w Lahti. Justyna została pierwszą polską mistrzynią świata w biegach narciarskich. Obecny na mecie Józef Łuszczek miał łzy w oczach:

- Tyle lat czekałem na powtórzenie mojego wyniku. Wiedziałem, że Justynę na to stać. Pobiegła taktycznie na szóstkę z plusem. Z wyrachowaniem, z chłodną głową. Jeśli dopisze jej zdrowie, to będziemy mieli biegaczkę światowego formatu na dwie, trzy olimpiady i kilka mistrzostw świata.
Wspaniałą serię w Libercu Kowalczyk zakończyła złotym medalem w biegu na 30 km "łyżwą" i wyjeżdżała z Czech jako królowa biegów kobiecych.

Igrzyska w Vancouver 2010. Kowalczyk jechała na nie jako jedna z faworytek. Polka narzekała jednak na trasy, uważała, że nadają się do biegania rekreacyjnego, a nie wyczynowego. Zaczęła bardzo dobrze, od srebrnego medalu w biegu sprinterskim stylem klasycznym. W biegu łączonym na 15 km do ostatnich metrów toczyła zaciętą walkę o trzecie miejsce z Norweżką Kristiną Steirą. Na mecie wyprzedziła ją o milimetry!

27 lutego 2010 roku przejdzie do historii polskich biegów narciarskich. Kowalczyk wygrała bieg na 30 km klasykiem, po morderczym finiszu na mecie wyprzedziła o pół długości narty swoją wielką rywalkę Marit Bjoergen. Ówczesny prezes PKOl Piotr Nurowski nie krył wielkiej radości i ulgi: - Wreszcie została zdjęta klątwa Wojtka Fortuny. Tyle lat czekaliśmy na złoty medal polskiego sportowca w zimowych igrzyskach. Dokonała tego dzielna dziewczyna z Kasiny Wielkiej - mówił. A Kowalczyk na Medals Plaza w Whistler odbierała złoty medal z rąk legendy polskiego sportu Ireny Szewińskiej. Na podium mistrzyni nie uroniła ani jednej łzy. - W takich momentach czuję po prostu wielką radość. Hymnu narodowego słucham zawsze z takim samym dostojeństwem i z tą samą pokorą - mówiła po dekoracji Kowalczyk.

Z kolejnych mistrzostw świata Polka zawsze wracała z medalami. Z Oslo (2011) przywiozła trzy krążki (dwa srebrne, jeden brązowy), z Val di Fiemme (2013) jeden srebrny. Tych ostatnich mistrzostw nie wspomina jednak zbyt dobrze. Była świetnie przygotowana, ale już w pierwszej konkurencji, w sprincie, miała pechowy upadek. Mocna psychicznie Kowalczyk bardzo to przeżyła, nie mogła się odnaleźć w następnych biegach, dopiero na zakończenie mistrzostw w biegu na 30 km klasykiem zdobyła tytuł wicemistrzyni świata.

W tym sezonie liczyło się tylko Soczi. Wyczuwało się, że mogą to być dla Kowalczyk ostatnie igrzyska, choć nigdy tego wprost nie powiedziała. Ale kłopoty zaczęły się już na przełomie grudnia i stycznia, kiedy Polka, na znak protestu przeciwko posunięciom organizatorów, zrezygnowała z Tour de Ski. W drugiej połowie stycznia złamana piąta kość śródstopia postawiła ją w arcytrudnej sytuacji. Kowalczyk nie mogła normalnie trenować, uparła się jednak, że wystartuje w Soczi.

- Jeśli Justyna zdobędzie medal, będzie to graniczyło z cudem - mówił przed biegiem na 10 kilometrów klasykiem Józef Łuszczek.
I wczoraj cud stał się faktem.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska