Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Staszek wierzy, że jeszcze kiedyś stanie na nogach

Paweł Chwał
Staszek może liczyć na pomoc siostry Elżbiety (stoi z lewej strony), taty Stanisława oraz  Darii Wasilewskiej ( z prawej strony)
Staszek może liczyć na pomoc siostry Elżbiety (stoi z lewej strony), taty Stanisława oraz Darii Wasilewskiej ( z prawej strony) Paweł Chwał
Życie zawaliło mu się 4 lipca 2009 r., gdy skoczył do wody w Radłowie. Zdrowy, wysoki, mierzący 191 cm chłopak, który miał grono przyjaciół, pasje i pracę, doznał urazu rdzenia kręgowego. Został sparaliżowany od szyi w dół.

Lekarze początkowo nie dawali mu większych szans nie tylko na to, że będzie chodził, ale że nawet będzie kiedyś w stanie sam usiąść. Tarnowianin Stanisław Skiba udowadnia jednak, że wiara i rehabilitacja czynią cuda.

Do Radłowa pojechał z kolegami. Kąpał się w miejscu, w którym już nieraz wchodził do wody. Skoczył do niej raz, drugi i... trzeci, ostatni, po którym nie był w stanie ruszyć nogą ani ręką. Bezwładnie dryfował po zbiorniku, dopóki przerażeni koledzy nie wyciągnęli go na brzeg.

- Dzisiaj już wiem, że źle skoczyłem. Połamałem się nie o dno czy jakiś konar, ale o taflę wody - opowiada 30-letni tarnowianin.
Po wypadku najpierw dwa miesiące leżał na neurochirurgii w Szpitalu im. św. Łukasza, potem przez cztery miesiące na oddziale rehabilitacji w Tarnowskich Górach.

- To tam tak naprawdę do mnie dotarło, co się stało, i fakt, że resztę życia spędzę w najlepszym wypadku na wózku inwalidzkim - opowiada 30-latek.

Wcześniej nie brał tego pod uwagę. Myślał, że miesiąc, dwa, góra trzy poleży w szpitalu i wszystko samo się zaleczy.

Rodzina dotknięta przez los

Staszek to życiowy optymista, któremu uśmiech nie schodzi z twarzy. Po chwilowym załamaniu w szpitalu, kiedy tygodniami leżał plackiem na łóżku i mógł jedynie nieznacznie ruszyć w prawo i lewo głową, postanowił podjąć walkę o siebie.
- Kiedy po pewnym czasie pojechaliśmy na kontrolę do szpitala, lekarze przecierali oczy ze zdziwienia. To nie był już ten sam Staszek, który leżał bezwładnie jak "roślinka", ale chłopak mocno zdeterminowany do tego, aby zacząć ruszać nogą czy ręką - przyznaje Elżbieta Skiba, siostra tarnowianina. To ona i tata Stanisław senior wzięli na siebie opiekę nad najmłodszym z rodzeństwa Skibów.

- Nie jest łatwo. Wszystko trzeba było całkowicie podporządkować niepełnosprawnemu synowi. Moje życie to teraz ciągły dyżur - przyznaje tata, który po śmierci żony na raka musiał wziąć na siebie wychowanie dziewięciorga dzieci. To nie jedyna tragedia, która dosięgła tę rodzinę. Rok wcześniej, w wypadku drogowym, zginął mu dziesiąty syn, 21-letni wówczas Piotr.

Na nowo musi uczyć się żyć

Staszkowi i jego rodzinie od początku pomaga wiele osób. Może liczyć m.in. na stałe wsparcie z diecezjalnej Caritas, doraźnie wspierało go również Stowarzyszenie "Dajmy Dzieciom Miłość". Tarnowianin wciąż mocno wierzy w to, że kiedyś będzie w stanie sam usiąść na wózek, pojechać nim na spacer, ubrać się, przygotować sobie coś do zjedzenia. O tym, że kiedyś stanie na własne nogi na razie mówi niechętnie.

- To odległa przyszłość, marzenie. Kręgosłup mam bowiem uszkodzony, ale nie złamany, więc teoretycznie jest taka szansa - zauważa.

Tarnowianin na nowo uczy się wszystkich czynności życiowych, które wprawdzie już kiedyś wykonywał, ale gdy był w pełni sprawny.

- Teraz jest to jednak o wiele trudniejsze, bo ręce są osłabione i powykręcane, ciało niestabilne, a nogi unieruchomione - mówi Elżbieta Skiba.

Warunkiem niezbędnym do tego, aby wszystko to, co osiągnął do tej pory Staszek, nie poszło na marne, jest stała rehabilitacja. Jej koszt to ponad trzy tysiące złotych miesięcznie.
W ramach świadczeń z NFZ, tarnowianin może liczyć jedynie na miesiąc bezpłatnych zabiegów. W pozostałych 11 miesiącach musi płacić z własnej kieszeni. To wydatek ponad możliwości rodziny Skibów. Na poczet opłacenia rehabilitacji sprzedał m.in. ukochany motocykl, który kupił przed wypadkiem.

- Teraz przecież i tak mi się nie przyda - mówi.

Wdzięczność repatriantki

Daria Wasilewska urodziła się w Kazachstanie. Do Polski, w ramach repatriacji, przyjechała w 2002 roku z mamą i siostrą bliźniaczką. Mieszka w Dębicy, ale studiuje pielęgniarstwo na tarnowskiej PWSZ. Staszka poznała w grudniu w ramach praktyk w Szpitalu im. św. Łukasza. Od razu ujął ją jego entuzjazm i silna wola powrotu do zdrowia. Postanowiła mu pomóc.

- Kiedy przyjechaliśmy do Polski wiele osób okazało nam serce. Przynajmniej w ten sposób chcę się odwdzięczyć za to, co wówczas otrzymałam ja i moja rodzina - mówi Daria.

Swoim pomysłem zaraziła Stowarzyszenie "Dajmy Dzieciom Miłość" i właścicieli klubu Moderna w Dębicy. To właśnie w nim, w ten piątek odbędzie się charytatywna dyskoteka walentynkowa, połączona z licytacją obrazów i innych przedmiotów, z których dochód przeznaczony zostanie w całości na rehabilitację Staszka.

- Daria mówiła z takim przekonaniem o swoim pomyśle, że nie mogłem odmówić - mówi Stanisław Bańbor ze Stowarzyszenia "Dajmy Dzieciom Miłość".

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska