Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorlice: Operacja "Kot" - z sukcesem! [ZDJĘCIA]

Halina Gajda
Kociak siedział dobrych kilkanaście metrów nad ziemią, mieszkańcy ulicy Niepodległości mówią, że tkwił tam dwa dni
Kociak siedział dobrych kilkanaście metrów nad ziemią, mieszkańcy ulicy Niepodległości mówią, że tkwił tam dwa dni Halina Gajda
Kilkanaście osób było zaangażowanych w ratowanie kota, który od dwóch dni siedział na drzewie w Gorlicach. Jedno jest pewne - uratowany futrzak wykorzystał już swoje wszystkie siedem kocich żywotów.

Było po godz. 9, gdy zadzwonił redakcyjny telefon. W słuchawce kobieta, która od pierwszych słów zaczęła opowiadać, że na drzewie przed blokiem przy ul. Niepodległości od dwóch dni siedzi kot i za nic nie potrafi zejść.

- Dzwoniłam już do straży. Byli wczoraj, ale kociak, gdy zobaczył ludzi na drabinie, czmychnął na szczyt drzewa. Nic nie poradzili, mimo iż bardzo się starali. Dzisiaj zszedł trochę niżej. Jak wy nie pomożecie, to nikt nie pomoże go ściągnąć. Przecież on tam zamarznie - opowiadała przejęta. Ustaliliśmy, gdzie kociak dokładnie siedzi. Kobieta rozłączyła się. Teraz trzeba było sprawdzić, co faktycznie się dzieje. Na miejscu okazało się, że miała rację. Na ogromnej lipie, mniej więcej na wysokości dziesięciu może dwunastu metrów pomiędzy konarami siedzi biało-czarny kociak. Wołanie "kici kici", nie przynosiło żadnych efektów.

- On tam siedzi już dwa dni. Zauważyłam go wczoraj, dzisiaj rano od razu podeszłam do okna, żeby sprawdzić, co z kotem. Nadal był na drzewie - opowiada pani Anna, mieszkanka domu przy ulicy Niepodległości.

Zaczęło się szukanie chętnych do ratowania futrzaka. Pierwsza myśl - zaprzyjaźnione firmy Godrom i Budimet, obie związane z sektorem budownictwa, więc była nadzieja, że mają tak zwaną zwyżkę czy kosz na podnośniku. Tutaj trzeba podziękować obu, bo choć w swoich zasobach takiej nie mieli, to wykazali się prawdziwą empatią i zrozumieniem dla kociego losu.

Dziękujemy im, bo inni przedstawiciele gorlickich firm już tacy nie byli, ale oni niech znikną za kurtyną milczenia. Koniec końców z pomocą kolejny raz przyszli strażacy z jednostki Państwowej Straży Pożarnej w Gorlicach i wynajęty wspomniany dźwig.

Operacja ze ściąganiem zwierzęcia okazała się wcale nie taka łatwa, jak początkowo się wydawało, bo kociak na widok ludzi uciekał coraz wyżej. Trzeba było dobrać się do niego sposobem. Operator dźwigu bez przerwy podjeżdżał w inne miejsce wokół drzewa, tak by strażacy w koszu mieli jak najłatwiejszy dostęp do zwierzaka. Przez chwilę wydawało się, że nic z tego nie będzie i kot zostanie na drzewie - wspinał się coraz wyżej, zaczynało brakować wysięgnika. Po ponad godzinie w końcu się udało i kot wskoczył na dach bloku. Tam już nie było problemu, by go złapać.

Całej akcji przyglądali się przypadkowi przechodnie: jedni dopingowali, jak młoda kobieta, która dostrzegła nas przez okno i wyszła z domu tylko po to, by podziękować.

- Sama mam dwa w domu, żal było patrzeć, jak się męczy na tym drzewie - opowiadała. Dziękujemy strażakom, operatorowi dźwigu oraz lek. wet. Danielowi Cieśli i Kacprowi Zduńskiemu, którzy zbadali kociaka.

Napisz do autorki:
[email protected]

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska